Do mojego prezentu, który dostałam od Oli w Jej jubileuszowym candy, było dołączone szaleństwo zapachowe prosto z Jej ogrodu zaklęte w woreczku z ususzona lawendą. Ach... zmysł zapachu zwariował! Na punkcie lawendy!
Co lawendowe, to zjawiskowe... Zaczęłam od kupna serwetek, bo to najprostsze. W domu pachnącym lawendą takie serwetki lawendowe są "koniecznie niezbędnie potrzebne". Ozdobiłam świeczki tymi serwetkami, a dwie takie świeczki dołożyłam do pożegnalnego prezentu koleżance z pracy. Nie dość, że lawenda pięknie pachnie, to jeszcze ma rozkoszne kwiatki w szafirowym kolorze (a nie lawendowym czasem? jak jest lawendowy zapach, to może też być lawendowy kolor), miniaturowe kwiatuszki na delikatnych łodyżkach, miodzio. Jest to bardzo udany motyw na świeczki.
Jak jechaliśmy na grzybobranie, to zatrzymaliśmy się w takim sklepie - ogródku przy szosie, żeby pooglądać rośliny i ozdoby. Wtedy o tym nie pisałam, w głowie miałam grzybowe tematy, bo one były przecież celem wyprawy do lasu. I tam, w tym sklepie właśnie wypatrzyłam filiżankę zrobioną z prawdziwej żywej lawendy. Wysuszy się i będzie jak zapachowy bukiet w domu.
Były w tym sklepie jeszcze inne, rozmaite ozdoby kwiatowe, ale aktualnie stawiam na lawendę. Lubię tego typu ogródki kwiatowe i kramiki, co nie znaczy, że często tam bywam. Za to jak już bywam, to szczęśliwa krążę dookoła, i wtedy też wolałabym zrobić tam jeszcze kilka okrążeń niż latać po lesie za grzybami. Niestety, musiałam zrezygnować z okrążeń i lecieć do lasu.
Spodobały mi się takie kosze do ogrodu.
Gdyby je pięknie zasiedlić kwiatami i roślinnością, jaka komu w duszy śpiewa, to wyobrażam sobie, że niezły byłby efekt z takim koszem na odpowiednim miejscu w ogrodzie. Zrobiłam zdjęcie na wzór, można by pomyśleć o jakiejś papierowej wiklinie przeobrażonej w kosz ogrodowy?
Widać chyba po minie Bobka (teraz to widzę, ale gdy robiłam zdjęcie to mi nawet przez myśl nie przeszło...), że zastanawia się, czy dużo czasu upłynie zanim się zorientujemy, że coś nie gra w domu.
I czy już się chować, czy jeszcze przybiec do asysty przy rozpakowywaniu zakupów. Zawsze się wtedy coś wyprosi, bo mały kotek ma prawo po całym dniu być głodnym małym kotkiem. Na wszelki wypadek nie wszedł ze mną do domu. Wykazał się dużą inteligencją, bo po przekroczeniu progu kuchni od razu zobaczyłam stłuczony dzbanek z herbatą ze śniadania. Żadne zwierzę nigdy nie miało herbatowych aspiracji, więc nie konsumpcję tu chodziło. Dzbanek nie stał na środku stołu, więc nie wchodzi w grę potrącenie niechcący. Zatem na pewno chcący!
A za jakiś czas tego samego dnia odkryliśmy, że mikrofalówka nie działa! Czy to przypadek?
Muszę jeszcze zaznaczyć, że inne zwierzęta są poza wszelkim podejrzeniem, bo zachowywały się normalnie, a normalnie to znaczy w ich wypadku roszczeniowo. Tylko jeden Bobek nic nie chciał, uciekł i do tej pory się nie pojawił. Ale pojawi się, pojawi, tylko że jeżeli najpierw przyjdzie do kuchni, to znaczy, że wrócił zbrodniarz na miejsce zbrodni.
Nie chcemy Bobka osądzać, bo to by było nie w porządku. Musimy też mieć na względzie liczne precedensy. Znalazłam właśnie taki precedens i będziemy łagodni dla Bobka (mimo, że za samą minę już mu się należy kara bez wyroku).
A oto ten precedens; zrozumcie, że musiałam wziąć pod uwagę zabójstwo, bo mikrofalówka przecież nie żyje...
"Po długim procesie sąd na południu USA skazał Murzyna na zaledwie 10 lat za zabójstwo.Jako okoliczność łagodzącą sąd uwzględnił fakt, że to jednak nie on zabił."