niedziela, 30 listopada 2014

Co masz takie czerwone oczy?

Uplotłam koszyk, co tam koszyk - dwa koszyki z pokrywkami, bo takie dostałam zlecenie od koleżanki. Bobek też od kogoś dostał zlecenie ( czyżby od Szczurka?), bo kontempluje i sprawdza koszyk, czy dość wytrzymały na rozpór i obciążenie. Taki chce być przydatny! No bo Szczurek jest za duży do tego koszyka, a Bobek w sam raz pasuje,  jest odpowiedzialnie skupiony, widać od razu, że umysł ma techniczny. Będą ludzie z Bobka...

Następna faza sprawdzania, to czujna obserwacja przez Małą Mi, czy zatwierdzony technicznie przez brata koszyk spełnia wszystkie warunki i jakby co, to będzie protokół rozbieżności. A co gdyby koszyk nagle się rozsypał od siły tego spojrzenia?

( Potrzebuję pilnie rady!
Ponieważ nadciąga galopem nowy rok,  to czy od 1 stycznia muszę zarejestrować  firmę: "Konstrukcja się nie zawali, my sprawdzimy czy jest jak ze stali.  Specjalizujmy się w koszach, oraz wszystkim innym" ?  Dżizas, ile czasu można ukrywać pracowników na czarno.... Niewolnicza praca zwierząt - już widzę te nagłówki w tabloidach  i siebie z czarnym paskiem na oczach...).

Koszyki się nie rozsypały, pomalowane na ciemny brąz, bo takie było zamówienie, i polakierowane czekały na swoją właścicielkę. W ostatniej chwili zrobiłam im zdjęcie tel, bo zapomniałam wcześniej obfotkować.  Dwa kosze z przykrywkami tak oto się prezentują, wiem, że słabe zdjęcie.

Moja wróżba andrzejkowa była taka :
 "Kiedy wpadł w depresję postanowił się zastrzelić, Stanisław Przybyszewski zachęcał go wówczas do samobójstwa i podarował mu nawet rewolwer.  Spotkał go jednak zawód, bo Leśmian się nie zabił, rewolwer sprzedał, a uzyskane pieniądze niezwłocznie przepił z przyjaciółmi..."
???
Na pociechę dla mnie za tę wróżbę jest to, że każdy dostał jakąś podobną, bo książką, którą solenizant wybrał do wróżenia była "Alkohol i muzy"- Sławomir Koper,  jako temat najbliższy jego sercu (... takie tam pierdalanse, jak to on). Mam tę wróżbę zapisaną, ale absolutnie jej nie analizuję, bo nie widzę związku ze sobą (zresztą z nikim mi znanym, aż z takimi artystami nie mam do czynienia, chociaż niektórzy to nieźli "artyści",   mają nałogi i znają dużo brzydkich słów, haha).
Tyle o wróżeniu, poza tym normalna  balanga, solenizant i jego bejbilaw przygotowali smaczne żarełko i groźny zestaw spirytualiów;  nie, nie będę nadawać na innych, bo sama też  nie oparłam się nadmiernej degustacji. Ale przeżyłam ....

A i wena we mnie wstąpiła, zaczęłam szyć, a nawet prawie skończyłam, jak całkiem skończę, to pokażę...:))

Jakbym jutro rano źle zakamuflowała niewyspane oczy (tak, niewyspane!,haha), to mam gotową odpowiedź wziętą z tego żartu:
Poniedziałek rano, szef:
- Co masz takie czerwone oczy, piłeś?
- Nie! Płakałem cały weekend, bo brakowało mi pracy!

piątek, 28 listopada 2014

Rozsypała się sól - będzie kłótnia


Jutro wybieram się na Andrzejki z okazji imienin Andrzeja.
Może jakieś wróżby zaliczę (mam kilka  pytań dotychczas bez odpowiedzi),  nie zaszkodziłyby jakieś inne atrakcje oprócz alkoholu (alkohol to obowiązkowo, przeczytałam wróżby-prognozy, które zaraz wkleję i natychmiast nos mnie zaswędział. A ponieważ kategorycznie odrzucam możliwość, że to miałby być jakiś wyrzut na skórze, więc pozostaje wróżba, że nos na pijaństwo.  I tak nie mam łatwo z kreacją, to jeszcze brakuje mi opryszczonego nosa,.... wybieram alkohol)

 

Szczurek płacze tak żałośnie, bo przyszła sąsiadka pani Kotkowa (za Szczurkiem leży ruda wenus w futrze), poczęstowała się jego daniem z jagnięciną, teraz odpoczywa i czeka aż po nią przyjdzie właściciel.  Jeszcze nigdy się na nim nie zawiodła.
A poza tym, że Kotkowa przyszła i się rządzi, to biednemu Szczurkowi niedawno przed nosem przeleciała podróż w takie miejsce, gdzie wszyscy trwają w niewiedzy, że żyje sobie gdzieś w Polsce taki cudowny Kot-Słońce, który mógłby  swoją osoba uszczęśliwić tyle osób, a nie uszczęśliwi.... jak to się mogło stać?
I jeszcze kicha i kicha (a...bo kiszka z wodą takie życie),  taki wirus  i wszyscy kichają, nawet Kotkowa, ale na szczęście okazało się, że nie kocia nosówka, więc leczenie tylko wzmacniające.

Zrobiłam kilka serduszek z masy solnej, suszę je teraz . I kilka dzwoneczków. Pomaluję ładnie serduszka i może coś wymyślę, i wezmę ze sobą jutro jako ozdoby, oczywiście nie w formie naszyjnika. A może właśnie naszyjnika.. i tak nie mam jeszcze kreacji, jak pójdę w stronę dziwności, to serca mogą być podstawą jakiejś dziwnej kreacji.

 W dzwonek się nie przystroję,  taka ekscentryczna nie jestem....
Dzwoneczki to zadzwonią aż na Boże Narodzenie.  Na dzwoneczkach odbiłam gałązkę tui.
Teraz te wróżby, o których mówiłam.
Poddałabym w wątpliwość pierwszą wróżbę, bo wiele razy rozsypuje mi się sól i jakoś obywa się bez kłótni. I odwrotnie : kłótni nie poprzedzają jakieś okoliczności: wiesz, co będzie i możesz przygotować ostrą amunicję.... szkoda....

Rozsypała się sól - będzie kłótnia.
Rozsypał się cukier - na zgodę.
Rozsypała się kokaina - będą wizje.
Upadł widelec - ktoś przyjdzie.
Upadło mydło - oczekuj nieoczekiwanego.
Jaskółki nisko latają - będzie deszcz.
Krowy nisko latają - rozsypała się kokaina.
Pękło lustro - będzie nieszczęście.
Pękł rozporek - będzie wstyd. Mniejszy lub większy...
Pękła prezerwatywa - lepiej, żeby pękło lustro.
Swędzi nos - będzie pijaństwo.
Swędzi d..a - mydło upadło...

środa, 26 listopada 2014

Pokazał swoje prawdziwe oblicze

Od kilku dni z masy solnej robię zawieszki, tak sobie, w ramach ćwiczenia,  a zastosuję je np. jako przyczepki do koszyczków. Chcę spróbować, jak się pracuje z taką masą, a zacznę oczywiście od najprostszych form. Jeżeli udadzą się te proste, to się odważę podejść do trudniejszych wzorów. Widziałam na pintereście przepiękne figurki i marzy mi się, że robię takie same... Zobaczymy, czy podołam wyzwaniu. Tymczasem na zdjęciach utrwaliłam proces suszenia  na tackach. Potem tylko malowanie, znów suszenie, można je pięknie ozdobić,  okleić czy namalować coś fikuśnego. Znów suszenie, ale za to ostatnie, i w nagrodę będziemy mieć coś niepowtarzalnego, co sobie ulepiłyśmy.
Jaki to był skomplikowany wywód... jednak masa solna to nic skomplikowanego.



Jeżeli nie próbowaliście tej techniki, to podaję przepis:
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka soli
1/2 szklanki ciepłej wody
Połączyć składniki, wyrobić w miseczce, po kilku minutach mamy elastyczną masę, taką jak plastelina i zaczynamy modelować, co nam w duszy gra.  Ja do tej pory nie dopuściłam duszy do głosu, foremka sama przycina kształty.

Ten pies z pięknym senatorskim profilem, to Matys. Wygląda nobliwie i poważnie.

Zawsze mówiliśmy, że Matysowi trzeba wiele wybaczyć, bo to piesek o małym rozumku. A dzisiaj ten właśnie piesek wziął w pysk poduszkę z fotela, zaniósł na swoje posłanie i natychmiast głęboko zasnął. Nie wiem, czy ma znaczenie fakt, że poduszka na fotelu znalazła się przypadkowo, któreś z nas ją tam szurnęło nie wiadomo po co.  Może pies przed spaniem chciał posprzątać w pokoju o tyle o ile, i stąd sprzątnięcie poduszki z fotela....Ale dlaczego do siebie, a nie na miejsce?  (na ławę, gdzie Tofik z Małą Mi lubią się wylegiwać). Wydaje mi się, że Matysa-matołka należy uznać za wspomnienie, ten tu Matys ma nie tylko urodę rzymskiego senatora, ale i rozum taki! Szkoda, że tak późno objawiony... jakiż świetny byłby z niego radny czy nawet poseł. Wie to, co oni:  gdy się widzi jakieś wygody, to należy zagarnąć je dla siebie. Wybitnie proste i zawsze się udaje:)

poniedziałek, 24 listopada 2014

W warunkach nieważkości

Zrobiłam moim czterem kocim łepkom zdjęcie, jak wspólnie piją śmietankę z miseczki.
- Dwa łepki czarno-białe, to Tofik i Mała Mi, czyli ojciec i córka,
- Dwa łepki pręgowane, to Bobek (syn Tofika) i Szczurek - zwany wujkiem  (jest z nikim niespokrewniony i luźno przyszyty, a nawet wbrew własnej woli...)

Nad miseczką dorosłe koty i młode kociaki pokazują, że czas smacznego deseru to święty czas i należy zawiesić kłótnie, bo słodka śmietanka ważniejsza niż kocie stronnictwa.  Pewnie, że ważniejsza...
A po wylizaniu miseczki znów się ukształtowały następujące obozy:
- Mi i Tofik -  Mi wpatrzona w Tofika jak w święty obrazek, jak to czasem córeczka w tatusia. Tofik z małą obojętnością, ale akceptuje  Mi.
- Bobek i Szczurek -  Bobkowi wujek bardzo imponuje,  że  taki ważniak i egocentryk. Szczurek mianowicie uważa za pewnik, że słońce wschodzi znad jego tyłka. Szczurek z wielką obojętnością, ale akceptuje Bobka.

Są jeszcze pod-obozy i kluby wzajemnej adoracji, ale tu trzeba by dołączyć psy do pełnego obrazu, a wtedy z natłoku informacji każdy z nas poczułby pilną potrzebę nagłego oddalenia się z powodu silnych zawrotów głowy, żeby zaczerpnąć kilka oddechów świeżego powietrza. Więc lepiej w spokoju przeczytajcie fragmencik książki, którą dopiero co zamknęłam na słowie : koniec.

"Szczeliny" Anna Starobiniec
"Na kanale Kultura szedł ciekawy program produkcji BBC - amerykańscy astronauci opowiadali o tym, jak się czują w próżni i Jasza przysiadł na chwilę, chociaż właściwie powinien już iść do pracy.
- Przez pierwsze dwa dni ma się mdłości, - oznajmiła okrągła, rumiana fizjonomia, jakby specjalnie stworzona do tego, żeby wstawić ją w skafander. -cały płyn w organizmie, pozbawiony grawitacji, unosi się do góry... dlatego ciągle nosimy przy sobie torebki. Jednak czasem torebki nie pomagają - Fizjonomia wykrzywia się w uśmiechu - Wtedy wszystko się rozlatuje. I potem już do końca lotu lata po statku, co nie jest przyjemne, sam pan rozumie.
- Na statku jest oczywiście coś w rodzaju sali gimnastycznej -rzekł mięśniak z ogoloną głową i nienaturalnie cienkimi wargami. - Dbanie o formę fizyczną to w kosmosie bardzo ważna sprawa. Uprawianie sportu w warunkach nieważkości jest znacznie łatwiejsze niż na ziemi, ale powstaje jeden problem - pot. Woda w kosmosie zachowuje się zupełnie inaczej, zamiast spływać w dół, przemienia się w kuleczki. Siedzi sobie człowiek na rowerze treningowym, kręci pedałami i czuje na plecach te kuleczki, które przy każdym gwałtowniejszym ruchu rozlatują się na wszystkie strony...
- Toaleta... - Pierwsza twarz znowu zapełnia cały ekran - powiedziałbym, że największym problemem każdego kosmonauty jest toaleta. W warunkach nieważkości niezwykle trudno...

Jasza wyłączył telewizor, poszedł do przedpokoju, włożył buty i wybuchnął płaczem."


Wiem z całą pewnością, że nigdy nie dam się zaciągnąć w podróż kosmiczną.  Mogą mnie błagać na kolanach, nie i koniec :))

sobota, 22 listopada 2014

Królewicz

Wolny dzień postanowiliśmy wbrew późnojesiennej aurze spędzić w plenerze, wziąć do auta piknikowy koszyk z ogrzewającym jedzeniem i piciem (w termosie),  wyruszyć przed siebie, a zatrzymać się dopiero gdzieś  na parkingu w lesie, pod dachem z wysokich drzew, spoza których będzie łypać na nas zza chmur słoneczne zamglone oko. A dzień wydawał się na to idealny, bezwietrzny i jasny.
Trzeba coś zrobić z tymi smętami i wyrzekaniem na listopad,  precz z melanchujnią! - oczywiście nie ja wyrzekłam te słowa, ale za to skwapliwie potwierdziłam, że precz!
Wyruszyliśmy sporo przed południem, bo dnie są już krótkie i cenny jest ich każdy skrawek. A poza tym do przyjemnego miało dołączyć pożyteczne, bo mieliśmy zrobić tournee po okolicznych miasteczkach w poszukiwaniu "rurki" do mojego samochodu.  Jechaliśmy sobie i rozmawialiśmy o miłych rzeczach, nie rozpoczynaliśmy tematów konfliktowych, żeby z pięknego dnia nie zrobił się nagle gówniany. Zgodnie z planem na parkingu leśnym zjedliśmy celebrowany kilkuelementowy posiłek, a potem żeby rozprostować kości pomaszerowaliśmy do lasu...  i oto miraż, który nagle się przed nami objawił:


Mirażem  był  duży oswojony królik, i to chyba jakiś rasowy. Wzięłam go na ręce, a on jakby tylko na to czekał, objął mnie za szyję łapkami i powiedział, że nazywa się królewicz Trzęsionka,  akurat bardzo nim trzęsła febra, więc domyśliłam się, że to imię sobie nadał na użytek chwili (a wędrował incognito). Wzięliśmy go do samochodu i trochę napoiliśmy. Na szczęście zawsze mamy w aucie wodę i miskę ze względu na psie potrzeby, no bo psy często z nami podróżują.
Teraz zadaliśmy sobie pytanie, co robimy z królewiczem? Znaleźliśmy go i niestety jesteśmy za niego odpowiedzialni...
Wtedy oboje wykrzyknęliśmy imię faceta od byków, bo gdy na wiosnę tam byliśmy, to coś truł o swojej hodowli króli.
A zresztą i tak nie mamy co z nim zrobić - usłyszałam.
O nie,  "z resztą" to jest wynik dzielenia...  nawet nie mam zamiaru myśleć, że Trzęsionka mógłby wylądować na obiadowym stole! (To ja tak  huknęłam zdrowym dobrze odżywionym głosem, bo dopiero co wciągnęłam dużą porcję zupy grochowej z majerankiem). Zatelefonowałam prędko do kilku osób, które pociągnęłam za języki, co tego faceta od byków interesuje w królikach? czy on aby nie hoduje królików z zamiłowania do pieczonych tuszek króliczych lub futerek angorowych? Przecież różne zboczenia ludzie mają....
...Okazało się, że możemy mu bezpiecznie powierzyć naszego wędrującego królewicza.
Pierwsze, co facet od byków zrobił królikowi, to obciął mu przednie zęby, bo urosły takie długie, że nasz królewicz mógłby się zatrudnić jako parobek do głębokiego bronowania zagonów. Królik był wychudzony, bo nie mógł jeść mając takie zębiska i pewnie nie zawędrowałby już daleko.


Dostał na powitanie do schrupania liść brokuła, a my w tym czasie zmyliśmy się po angielsku i zostawiliśmy Trzęsionkę w jego nowym domu.
Jeżeli chodzi o rurkę do samochodu, to informacje były prawdziwe. W wielkim mieście nie ma takiej rurki, a w Chojnie bez łaski każdy może ją mieć za 80zeta, (nawet na allegro jest drożej).

środa, 19 listopada 2014

Nocne życie

Wczoraj i dzisiaj miałam potyczki, i to jak najbardziej manualne, polegające na zakraplaniu Aszy uszu. Uszy Aszy błagają o antybiotyk, ale Asza i jej uszy to dwa niezależne i odrębne byty, z różnymi potrzebami. Nie spotkałam jeszcze psa, który  tak nienawidzi ingerencji przy swoich uszach.  Do tej pory nie było potrzeby. Bo ja się nie migam działania. Proste zabiegi sama wykonuję swoim zwierzakom, typu zastrzyk, obcięcie pazurów, czyszczenie uszu, a z kotami to już lecę na okrągło.  Lecz tu trafiła kosa na kamień,  infekcja świetnie się rozwija, bo Asza traktuje zajrzenie do uszu jako łamanie praw psa i odwołuje się do wyższego trybunału. Wyższy trybunał aktualnie śpi na ostatniej półce w szafce i udaje, że nie słyszy jej dźwięcznych skomleń. Kamień by usłyszał,  takie dźwięki to rozbijają wszystkie atomy w tym pokoju, a trybunał śpi i jeszcze zasłonił sobie łapkami oczy, żeby nawet nie zaryzykować zerknięcia w dół i skoczenia na pomoc  udręczonej matce. Matka jak to matka, za chwilę zapomni o okrutnej obojętności syńcia, bo temu ancymonkowi wolno wszystko.
Tylko moja potyczka manualna domaga się zwiększenia zręczności,szybkości i czego tam jeszcze, bo nie dopuszczam do głosu porażki.
Natomiast Szczurek się nie leni i coś szyje. Teraz się bardzo mocno skupił, widać po zamkniętych oczach,  telepatycznie przesyła polecenia i rzeczywiście  maszyna posłusznie ruszyła do przodu. Co z tego powstanie? Szczurek milczy jak sfinks (od dawna ćwiczy tę rolę milczącego cudu świata, a predyspozycje do tego ma wybitne).

A w tym samym czasie, gdy wielki krawiec tworzy nową kolekcję zima 2015, to pod jego warsztatem pracy Mała Mi będąc w takcie przymierzania sukienki typu "cuontry western" na sobotnią imprezkę nagle zmęczona zasnęła. Widać tylko niedomyte nogi. Do soboty jeszcze dużo czasu, może na imprezkę  je umyje, albo i nie.... Wystarczy, że będzie fajną "country girl", co? a na tym country, o którym myślę, to niestety nikt nie ma czystych nóg i nasza girl mogłaby odstawać od ogółu smoluchów...
Mała Mi, gdy wraca z nocnych harców, wygląda jakby przejechał ją walec, i to dwa razy. Tylko się wtedy domyślamy, jakich ona zażywała rozrywek. Niestety, nie są to ekskluzywne rozrywki.... jak zobaczyłam w sieci to zdjęcie,  od  razu wiedziałam: to jest ulubiony night club mojej skromnej dzieweczki...


I skąd się wzięło dziewczątko z takimi upodobaniami?  To jakiś fenomen przyrodniczy...

poniedziałek, 17 listopada 2014

Jeżeli całkiem opadło mu w dół

Serduszko włóczkowe to nagroda, którą dostałam za "sokole oko"  (słowa Oli)  w odgadnięciu zagadki fotograficznej, którą zorganizowała nam HappyAlimak. Serduszko jest z jasnobłękitnej włóczki, mięciutkie i śliczne.
Najpierw je przyczepiłam do kluczy w formie breloka, ale niedługo tak ponosiłam, jedynie do wieczora, bo pod natchnieniem chwili zobaczyłam je w wyobraźni jako ozdobny element wianuszka bożonarodzeniowego. Takie śliczne serce nie będzie sobie spokojnie leżeć obok kluczy,   pisana mu kariera wśród błyszczących bombeczek. To będzie jego "pięć minut", bo potem wróci w odmęty mojej torebki do duetu z kluczami.

Jeżeli macie ochotę na kobiecą literaturę, to polecam tę książkę do przyjemnego nieaktywnego spędzenia wieczoru. Jej zalety są takie, że szybko się czyta, jest ładnie napisana, idealna na smutek jesienny.
"Przed wojną nasze przedsiębiorstwo często kupowało od wojska starsze wysłużone konie, które mogły jeszcze kilka lat pracować. Kiedyś dziadek zdobył właśnie w ten sposób ładnego konia, któremu najwidoczniej bardzo trudno było rozstać się z wojskiem.
Kiedyś stał z wozem przed składem, a woźnica przekazywał przesyłkę i inkasował pieniądze. Ulicą przechodziło w tym czasie wojsko z orkiestrą konną. Koń przeczekał aż kolumna przeszła, zawrócił wozem na ulicy, wstąpił do szeregu i razem z wozem i towarem pomaszerował do koszar. 
Innym razem, gdy pomagał na wsi przy uprawie ziemi, usłyszał trąbkę ćwiczącego w pobliżu wojska. Porwał swego towarzysza z zaprzęgu i razem z pułkiem popędził ustawić się w szeregu."
Treścią książki nie są konie lecz miłość. Chociaż przyznaję, że miłość nie jest tym, czym w książkach zachwycam się najbardziej,  raczej jest odwrotnie.  Jednak czytuję romanse, czasem nawet bez przewracania oczami i głupkowatego uśmiechu. To właśnie jest ten przypadek, a dodam jeszcze wybuchy serdecznego śmiechu,  ale dla zbilansowania  były też wybuchy smutku.
"Dzielnica czerwonych jabłek" Julia Hoffmann

Co my tu mamy w ogłoszeniach ciekawego?
Ogłoszenie niesamowite, tylko czy człowiek się nie cieszy po próżnicy?
Jeżeli już całkiem opadło w dół, to małe szanse, i  nitką w centymetrach słabizny nie uratuje:))

piątek, 14 listopada 2014

Rada w omawianej sprawie

Słuchałam sobie debaty na prezydenta miasta i tworzyłam w tym czasie rękodzieło, które  w myślach (bo radio przemawiało, na radio się nie będę porywać) nazwałam "trzy w jednym". Tytuł nawiązuje do jednorazowego zepsucia trzech koszulek, co jest jeszcze prostsze niż się wydaje,  skrojenia ich i pozszywania w nowy produkt, podłączając odcięte kawałki dwóch koszulek do trzeciej, bazowej. 
Pomysł baskinki odgapiłam od  jakatya.
Gdy otworzyłam u niej posta z baskinką, to usłyszałam oburzony wewnętrzny głos "nie mam nic z baskinką!" i nakaz szybkiej naprawy błędu .  W tym poście bluzkę z baskinką autorka uszyła swojemu kilkuletniemu dziecku, ale zamieszczony opis możliwości baskinkowych  wykiełkował w mojej głowie jak magiczna fasola i nie dał się wyautować, a więc baskinka.....!.;  wyciągnęłam stertę bluzek uzyskanych drogą kupna w sh za 1 zeta każda i nożyczki poszły w ruch. Pocięłam, pozszywałam i...

...teraz mam bluzkę "trikolor",  taką jak chciałam, bo przyjemnie długą. Szkoda, że nie mogę się w nią  ubrać i iść do pracy rano, ale dziwnie bym się czuła tak letnio wystrojona jak śledź na dni morza.
... Chyba, żeby się pod nią coś wymyśliło do nałożenia, albo wszyć rękawy z następnej bluzki, a mam fajne rękawy, nie wiem czy kolor by się nadał, słyszałam kiedyś nazwę "zdechły seledynek" (on wygląda raczej  na tradycyjny seledyn czy raczej pistację, ale zdechły seledynek bardziej mnie jara...), ale ten zdechły i tak jej nie pomoże w uzyskaniu  statusu jesiennej bluzki.
No i niestety,  moja baskinka będzie się marnowała w szafie przez kilka miesięcy.
 
Otworzyłam tę książkę, bo przypomniałam sobie, że na pewnej planecie Książę uciął sobie rozmowę z głową państwa  ( a'propos wyborów na prezydenta), i oto co mamy:

"...rzekł monarcha:
- Zakazuję ci ziewać.
- Nie mogę się powstrzymać - odpowiedział Mały Książę bardzo zawstydzony -
   odbyłem długą  podróż i nie spałem.
- Wobec tego rozkazuję ci ziewać ..."
"Królowi bardzo zależało, aby jego autorytet był szanowany, Nie znosił nieposłuszeństwa. Był to monarcha absolutny. Ponieważ jednak był bardzo dobry, dawał rozkazy rozsądne.
- Jeśli rozkażę - zwykł mówić - jeśli rozkaże generałowi, aby zmienił się w morskiego ptaka, a generał nie wykona tego, to nie będzie wina generała. To będzie moja wina, "
"Mały Książę"  Antoine de Saint-Exupery







O nie, nie będziemy się żegnać na sentymentalnej nucie!
Czas na poradę dla młodej mamy, która nie umie nauczyć bobasa korzystania z nocnika :

 Takie były czasy, oficjalnie zalecano przydzwonić usmarkańcowi..., haha.... "klapsik nie zaszkodzi"!

środa, 12 listopada 2014

Mąż nie mógł zadowolić swojej żony w łóżku

"Mąż nie mógł zadowolić swojej żony w łóżku.
Wybrał się do seksuologa i mówi:
- Panie doktorze, nie mogę zadowolić swojej żony, kiedy się kochamy to nawet nie krzyczy...
- Niech pan zadzwoni do agencji i zamówi striptizera z dużym interesem. Kiedy państwo będziecie się kochać, on w tym czasie ma tańczyć. Wtedy pańska żona powinna krzyczeć.
Koleś wyszedł z gabinetu i dzwoni do agencji. Zamówił striptizera z największym interesem i zaczął kochać się z żoną, podczas tego koleś z agencji tańczył. Niestety żona nie krzyczała. W końcu mąż mówi do striptizera:
- Wiesz, może zamieńmy się rolami...
Tak zrobili i po minucie żona zaczęła krzyczeć. Uradowany mąż mówi do kolesia z agencji:
- Widzisz, tak się k...a tańczy..."


Bobeczek  jako niewinne kocię pozbawione zbrodniczych skłonności

Naprawdę się starałam pokonać naturę w małych kociakach. Nie wypuszczałam ich  na dwór, te wymuszone - ograniczałam.  A praktycznie co drugie wyjście na dwór Małej Mi i Bobka kończyło się krwawą jatką  na niewinnych myszowatych. Po każdej akcji kotki udają niewiniątka, tłumaczą że myszy i szczury same im w łapki lazły, obiecują poprawę. Wszystkie obietnice świata są w ich słodkich oczkach i przymilnych mruczkach. Aż do następnego razu.
12 listopada jest dniem bicia rekordów, więc musi się znaleźć słowo o moich rekordzistach, bo takich zabójców szukać z pochodnią,  myszy i szczurów tu ani na lekarstwo, a rekordziści wykopują je spod ziemi i przyozdabiają nimi dom i okolice. Cóż, na rekordzistów trafiłam.
A ja też jestem rekordzistką, bo pobiłam rekord głupoty, chcąc zmienić kocie pasje. Na wytłumaczenie mam to, że ich ojciec Toffi i ich wujek Szczurek nawet, gdy byli młodymi kotkami nie mieli podobnych zainteresowań, tzn. zabijania całych rodzin, wyciągania dzieci z łóżek i hobbystycznego mordowania.  Długo nie mogłam zaakceptować faktu, że nie wszystkie koty mogą być takie jak ten ojciec i ten wujek.   
W związku z nieumiejętnościami wychowawczymi zajęłam się uspokajającym nerwy wykopywaniem reszty dorodnej cebulki, i tym się mogę pochwalić,że lepsza ze mnie ogrodniczka od wykopywania cebuli niż wychowawczyni.
I nawet współczującej duszy obok nie miałam w tych trudnych chwilach, bo gdy się zwierzyłam ze swoich planów oduczenia kociąt mordowania (co przecież nie ma nic wspólnego z przestawianiem ich na wegetarianizm), usłyszałam od bliskiej mi osoby : "Popieprzyło cię?".
Tyle na temat wsparcia najbliższych... Aha, współczuję tym biednym żonom, których mężowie nie mogą zadowolić w łóżku, ale jak widzicie z historyjki, na wszystko jest rada, a w ogóle to miało być o dniu bicia rekordów,  czuję, że go uczciłam osobiście:)


niedziela, 9 listopada 2014

Żyjemy w XXI wieku

Mój kot to idealny kot XXI wieku. Gdy zauważy wolny komputer, to natychmiast biegnie, żeby go zagospodarować. A że tyłem do ekranu?  bo właśnie z ekranu potwierdziła się najgorsza wiadomość, że inni nie istnieją na świecie jedynie po to, aby kot miał kim zarządzać. I świetnie sobie radzą bez kota... I jak można  dalej żyć z tą osobistą zniewagą ze strony świata? Kot próbuje przetrawić tę wiadomość, ale czy się z nią pogodzi? Na kociej twarzy wyraz zagubienia, zaraz rozmyślanie wypali mu dziurę w głowie....

Zostawmy zdezorientowanego kota i  sprawdźmy czy prawdziwe są te dowody  :
21 dowodów na to, że żyjemy w XXI wieku

1.
Właśnie próbowałeś wprowadzić swój PIN do mikrofalówki.

2.
W swoim notesie masz listę paręnastu numerów telefonów do swojej najbliższej trzyosobowej rodziny.

3.
Wysyłasz swojemu synowi SMS-em informację,  że już pora na kolacje, a on odsyła Ci maila
z wiadomością, że zaraz przyjdzie do kuchni.

4.
Twoja córka sprzedaje lizaki przez swoją witrynę internetową.

5.
Kilka razy dziennie gawędzisz z nieznajomym z Południowej Afryki, ale w tym
miesiącu nie rozmawiałeś jeszcze ze swoim sąsiadem zza ściany.

6.
Twoja matka prosi Cię o wysłanie zdjęcia Twego nowonarodzonego dziecka w
jotpegu, by móc z niego zrobić wygaszacz ekranu.

7.
Wracając z pracy zatrzymujesz samochód na podjeździe do swojego garażu i
dzwonisz z komórki, by sprawdzić czy ktoś jest w domu.

8.
Każda reklama w telewizji posiada adres WWW na dole ekranu.

9.
Kupujesz komputer, a po sześciu miesiącach jest on przestarzały i wart połowę
ceny, za którą go kupiłeś.

10.
Wyjście z domu bez telefonu komórkowego, którego nie miałeś przez dotychczasowe
20-50 lat swojego życia, powoduje panikę i to, że po telefon wracasz do domu.

11.
Zapłacenie za coś żywą gotówką, zamiast karty kredytowej czy debetowej, to
przedsięwzięcie, które wymaga wcześniejszego zaplanowania.

12.
Sprzątanie pokoju stołowego oznacza wyrzucenie torebek po fastfudach z tylnego
siedzenia samochodu.

13.
Przyczyną braku kontaktu z rodziną jest to, że nie posiadają oni adresu e-
mailowego.

14.
Jeśli masz na ścianie/lodówce poprzyczepianych mnóstwo kolorowych karteczek to
znaczy, że jesteś człowiekiem zorganizowanym.

15.
Większość dowcipów poznajesz po raz pierwszy przez Internet.

16.
W domu zakładasz sobie drugą linię telefoniczną, by w ogóle móc rozmawiać przez
telefon.

17.
Wychodzisz z Internetu i masz paskudne uczucie, że właśnie rozstałeś się z
ukochaną.

18.
Wstajesz rano i wchodzisz do Internetu zanim jeszcze zdążysz wypić kawę.

19.
Budzisz się o drugiej nad ranem by pójść do łazienki, a w powrotnej drodze do
łóżka sprawdzasz jeszcze czy ktoś nie przysłał Ci e-maila.

20.
Gdy się uśmiechasz, albo robisz inne miny przekrzywiasz odruchowo głowę na
bok: smile

21.
Czytasz ten tekst. 




Kot podjął decyzję, że skoro świat kota lekceważy to kot będzie lekceważył świat. Ciekawe, kto lepiej na tym wyjdzie, a raczej wiadomo kto, kot!  Świat nie jest w stanie sobie poradzić bez kota, ale jest to już  problem świata. Nie warto tracić czasu na czyjeś durne  problemy, a najlepiej przenieść się w swoje następne ulubione miejsce (obok następnego komputera) i udowodnić wszystkim, jakim się jest pogromcą  myszy.
Z pewnością właśnie w tej chwili kontakt kota z myszką wskoczył na wyższy poziom wtajemniczenia... ona mu szepcze do uszka jaki jest wspaniały i Szczurek z taką Szeherezadą wreszcie poczuł się jak Sułtan...:)

czwartek, 6 listopada 2014

Chwalipięta... kocięta... skała owinięta...

Mam tyle nowin,  trzy albo i cztery...
Tak jak każdy z nas mam kilka ulubionych blogów, gdzie bywam z wielką przyjemnością, bo podoba mi się ich atmosfera, piękne zdjęcia, ciekawe sprawy poruszane w tekstach, a  przede wszystkim to uwielbiam być nakręcana pozytywnie przez właścicielki tych blogów oraz podziwiać wyjątkowe rzeczy,  które one wytwarzają i nam pokazują. Nie będę wymieniać tych osób, już one same wiedzą (... czasem zostawiam słowo komentarza). U Oli  jestem gościem wręcz uprzykrzonym, ciągle do niej latam, sprawdzam, co gdzie trzyma, porównuję, analizuję, kontempluję, wtrącam się niepytana; (cóż, w każdej chwili spodziewam się blokady...no bo wszystko dobre, ale w miarę).
Wczoraj weszłam sobie menuetowym krokiem na Oli blog, tak jak to robię zwykle, nieśpiesznie oglądam  miseczki i lawendę, czytam sobie komentarze pod ostatnim postem i nagle... zonk! Ktoś napisał : "tak jak wikera". Ktoś się na mnie powołuje!!! Co to za bratnia dusza  patrzy na ogród Oli tak jak ja??? Oczywiście z Oli blogu wskoczyłam do HappyAlimak blog  przejrzałam posty. W ostatnim była zagadka fotograficzna...  zaryzykowałam odpowiedź... A teraz zgadnijcie kto prawidłowo odpowiedział na zagadkę ?  ja odpowiedziałam! a nie była to prosta zagadka...

Druga sprawa to taka, że przy okazji dzisiejszej ładnej pogody wypuściłam trochę koty, wybaczyłam dzieciakom ten ostatni "wybryk" z zamordowanymi szczurami, i pewnie pochopnie, bo dzisiaj po obiedzie wyszły poprzeciągać się chwilę na świeżym powietrzu, a okazało się potem, że poszły polować...przyniosły trzy myszy na wycieraczkę przed drzwi.
Zorganizowały deser do herbaty w mały kwadransik :))
Chyba im przetrzepię tyłki, nie ma to jak sprawdzone metody wychowawcze,  klaps to klaps ...w słusznej sprawie należy się niegrzecznym bachorom. Jeszcze im nie wlałam, bo... dowiedziałam się, że odgadłam zagadkę i zapomniałam o rozbójnikach.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze - postraszyłam i dorzuciłam wiązankę epitetów;  muszę przyznać, że maluchy słuchały jak pies trąby. I może coś zrozumiały piąte przez dziesiąte...

Trzecia sprawa
Kogoś może ciekawi, co to za piękna kamienna ozdoba?
Ja ją zrobiłam. I zaraz się dowiecie jak.


Najpierw przekopałam pinterest, żeby coś takiego fajnego znaleźć.
Potem poszłam poszukać odpowiednich kamieni.
Znalazłam, przyniosłam do domu i przystąpiłam do produkcji tej ozdoby.
Kamień pomalowałam białą farbą (można pomalować klejem, ale wtedy nie odbija się tak ładnie obrazek. Sprawdziłam).
Obłożyłam go serwetką, a serwetka spodobała mi się właśnie taka.


Czule otuliłam nim kamień. Polakierowałam


I zostawiłam, niech sobie schnie.


Cóż nie napracowałam się, żeby osiągnąć ten efekt.
A efekt jest naprawdę wyborny. Na zdjęciu tego zbyt nie widać, ale wierzcie mi, czuje się tchniętego ducha w tym kamieniu, że tak pompatycznie powiem. ( dzisiaj chwalenie się leci u mnie po bandzie...).

Na dobranoc postraszę żartem
Seryjny morderca ciągnie kobietę do lasu.
Kobieta krzyczy przerażona:
- Ale ciemno w tym lesie. Ja się boję...!
- No, a co ja mam powiedzieć. Będę wracał sam.

No to jak jesteście wystarczająco wystraszeni, to głowa pod kołdrę i śpimy wreszcie.. Napisałam ten żart o mordercach, bo wiecie, że mam w domu killerkid w podwójnym wydaniu, noc w noc śpię z seryjnymi zbrodniarzami. Mała Mi jest większym zbirem od Bobka, ale ten jest pod silnym wpływem siostry!! robi to, co ona chce...a ona zawsze pierwsza do złego. Dałam jej na imię Mała Mi, bo chciałam rezolutną bystrą dziewczynkę, troszkę krnąbrną, no ale u mnie nic nie przebiega normalnie,  muminkowa Mała Mi to niedościgły wzór dla mojej Mi-Rozpruwaczki.

wtorek, 4 listopada 2014

Poszukiwany ... poszukiwana...

Do zera nieomal zredukowane są objawy życia w moim domu.
Kocio-psia zgraja zapadła w zimowy sen. Przykładem niech będzie to zdjęcie, na którym śpi kot, a obok kota śpi mysz, absolutnie nie zainteresowana kotem.  Ani kot myszą; nawet, gdyby była mychurką prawdziwą, zabawną i skoczną, to też nie. A tym bardziej, że zasnęła kamiennym snem.  Ale przysięgam, że mogłaby zatańczyć mazura z figurami i też nie wzbudziłaby zainteresowania kotów dzisiaj w tym domu. Co nie znaczy, że jestem z tego niezadowolona i chętnie podburzyłabym koty przeciwko myszom...  Mała Mi i jej brat Bobek zafundowały mi zbiorowy mord na szczurach, ale się podniosłam z tej traumy,  szybko zorganizowana grupa wsparcia dla rodzin morderców swoje zrobiła, wybaczyłam Mi i Bobkowi. A z nich nagle zrobiły się idealne dzieciaki...takie futrzaste aniołki...  nie wychodzą na dwór i chyba dzięki temu od razu mordercze instynkty przybladły.
Ten ciężki zimowy sen się skończy dokładnie w tym samym momencie, w którym my się położymy,  i wtedy każde zwierzę czegoś będzie bardzo potrzebowało, bo nagły głód, nagła potrzeba zabawy, poszczekania, podrapania, pogłaskania, i tak właśnie nasze wygląda życie. (Mysz od kompa też nie zawiedzie, wszystko jest zsynchronizowane i ożywa dokładnie wtedy, gdy Morfeusz jest bliziutko i akurat wpadamy w jego objęcia).
Tak więc zrozumiała jest moja frustracja, gdy widzę jak śpią (wtedy, gdy nie trzeba), a gdy kopciuch (czyli ja) zmęczony wybieraniem grochu z popiołu idzie spać, to można zaczynać jazdę.
5 listopada (czyli jutro) - dzień postaci z bajek.
Nie wiem dlaczego wyskoczyłam z tym kopciuszkiem (że ja taka biedna chyba), bo moją ulubioną postacią z dobranocki był Krecik i fascynowały mnie jego przygody... Czy ktoś tu wzdycha, że nudne życie miał krecik?  wcale nie, ciągle kogoś spotykał (ahoj),  miał przyjaciółkę myszkę; jego widzenie świata pasowało w sam raz do moich wymogów i wystarczająco je zaspokajał ...  byłam dzieckiem nieskomplikowanym i mało oryginalnym, i tak mi zostało do teraz. (Wybaczcie mi to samozadowolenie).

Zajrzałam znów do ogłoszeń, tym razem męskich, i co my tu mamy?

Wam też nasuwa się pytanko Któreż to dzieła ma docenić zięć? 
i  rozpowszechnić...
i to zanęcanie bardzo ładnymi córkami...
Dżizas... ci mężczyźni to dopiero są wielowątkowi i tacy przebiegli, prawą ręką za lewe ucho.

A to ogłoszenie musiałam przeczytać sto razy, żeby stosownie zachwycić się takim 31letnim jedynakiem i żeby stosownie zacząć współczuć katoliczce wyrozumiałej... Jakoś dziwnie jestem pewna, że urzędnik znalazł poprzez to ogłoszenie kandydatkę na ołtarze...

Kącik żartu
Poznali się w sanatorium.
Pierwszego dnia pogładził ją po ręce.
Drugiego chwycił za rękę.
Trzeciego dnia kiedy objął ją w talii, rozdrażniona spytała:
- Myślisz, że ja tu na pół roku przyjechałam?

Taki to żart, żeby zbalansować dysproporcje, bo tamte dwa ogłoszenia zabijają na miejscu bez pudła, co?

(Wybieranie grochu z popiołu to rzecz jak najbardziej manualna, rękodzielnicza. Prawda? )
:)

niedziela, 2 listopada 2014

Obserwatorium gastronomiczne i inne atrakcje

Najpierw krótka informacja, co dzisiaj zrobiłam w ramach potyczek manualnych.
A nawet zahaczę  o wczoraj.
Dzisiaj naczynie żaroodporne trwale rozbiłam (pokrywa za to jest nienaruszona) oraz porcelanową (no dobrze, porcelitową) łyżeczkę do cukru.
Wczoraj cztery znicze potłukłam, a jeden uszczerbiłam znacznie (bo tyle akurat miałam ich w torbie).
To wszystko zrobiłam mimochodem, znienacka i bardzo zręcznymi sposobami.
Na razie to tyle chwalenia się talentem manualnym...:)

Rozpoczął się listopad,  najtrudniejszy miesiąc do przetrwania. Ale to nie dlatego w furię wpadam i roztrzaskuję  szkło, że listopad się zaczął.  No i mam nadzieję, że mnie nie poniesie i nie będę codziennie manifestować,  jak nie lubię listopada, bo szklanych pomysłów mi na to zabraknie .

Jest coś, co nam umili ten paskudny miesiąc .
Może w jakiś chłodny i brzydki dzień  przyrządzimy sobie smaczne flaczki?

"Kilo flaków na początku
Dobrze oczyść, wrzuć do wrzątku,
Przepłucz, odcedź. Na to nalej
Rosół z kości. Gotuj dalej.
Gotuj dobre trzy godziny.
Do rosołu wrzuć jarzyny.
Pokraj flaki w cienkie paski.
Weź pięć deka masła z faski,
Zrumień masło z bułką tartą,
Ser do tego utrzeć warto.
Żeby flaki były lepsze
Zrób pulpety, posyp pieprzem,
Majerankiem i pietruszką,
Jak dyktuje ci serduszko.
Dodaj imbir, dosyp soli
I na talerz kładź do woli.
By się goście czuli zdrowo,
Podaj czystą wyborową."
         Jan Brzechwa
Kilka dni temu przypomniałam sobie, jak bardzo lubię Jana Brzechwę. Przy okazji mojego kufra Katya (a raczej : katya) napisała "pomyśl tylko co ty pleciesz..." i inne cytaty z Brzechwy.
W latach 50.ubiegłego wieku, miał on w Przekroju" swoją rubrykę, która nazywała się „Obserwatorium Gastronomiczne”. Były tam wesołe felietony o jedzeniu i do tego jakiś rymowany przepis. A tu proszę bardzo, flaki, akurat do zaplanowania w menu na listopad. Może np. 10tego listopada ugotujemy taką zupę, a gdybyśmy przesadzili z czystą wyborową, to 11go jest wolne i można na spokojnie wyleczyć się z tej choroby, którą nabyliśmy żeby poczuć się zdrowo...:)
Czy można tylko złe rzeczy mówić o listopadzie, który oferuje nam w bliskiej perspektywie flaki z lornetą? (dwie setuchny tak się nazywały kiedyś... ma się tę historyczną wiedzę...haha), a nawet taki słoneczny wieczór nad Odrą ? (około godziny 15.  miał miejsce ten wieczór).


W Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej (są tam archiwalne numery "Przekroju")  znalazłam takie cudowne ogłoszenia matrymonialne od kobiet, że obłęd. Musicie sami przeczytać.  (Albo może lepiej nie czytajcie, jeżeli chcecie jeszcze pożyć, bo ja jak przeczytałam, to umarłam)...



















Nie wiem, które najlepsze? wszystkie najlepsze.... chociaż dość zastanowiła mnie żądna wrażeń nieboga, która chce wyjść za lotnika albo innego latawca (pokołysało by się w stratosferze  z jakimś przystojnym latawcem, no nie?...). Bo o kobiecinie, która nie ma majątku, a wręcz przeciwnie, ma dzieci.. to cóż, biednemu zawsze wiatr w oczy, patyk w szprychy... Mam tylko nadzieję, że trafił jej się w odpowiedzi na to ogłoszenie jakiś fajny facio :)