Gdybym uprawiała jakiś sport, to po tej przygodzie lekkoatletycznej (biegi i skoki) natychmiast bym go rzuciła w trzy cholery, bo jest potwornie kontuzjogenny. No bo trzy kroki i kontuzja kostki?! Nie uprawiałam sportu, więc teraz jestem zadowolona, że nie muszę go rzucać, ...i nie ma tego złego.
Ale, ale. Zaczęłam o sporcie nie bez powodu, bo dowiedziałam się, że sport jest hitem w necie.
Ale ja przecież sport odrzucam hojnym gestem, więc interesuję się, co jest następnym hitem w necie.
Następnym hitem w necie są kulinaria.
No i teraz zupełnie inna rozmowa!
Taki arcyciekawy gastronomiczny temat podłapałam w ostatnim swoim poście, że teraz pozostaje mi tylko go kontynuować.
Różnica jest jedynie taka, że tym razem nie będzie ohydnego dania wiecie z czego, bo będzie danie w naszych standardach, z pospolitych składników typu: buła, ser, dżem.
I będzie to bardzo pyszne śniadanko, którym od kilku dni się zapycham.
Konieczne jest jedno ostrzeżenie: danie to ma milion kalorii. Jak wiadomo ja już wybrałam, gastronomię, a nie sport.
Poza tym mam nową metodę ważenia się i będę ją już teraz zawsze stosować.. Podpatrzyłam w necie.
Odgapiona metoda jest taka:
Kobita bierze w objęcia kota i staje na wadze.
Patrzy na wynik w okienku i informuje kota:
Oj, nieładnie koteczku, znowu przytyłeś!!!
Śniadanie, po którym na wagę można stawać tylko z kotem w objęciach wykonuje się tak:
- Półbagietkę rozkroić wzdłuż.
- Wygrzebać ze środka miękisz, rozdrobnić go i wymieszać ze śmietaną, żeby się skleiło.
- dodać do masy miękiszowo-śmietanowej trochę twarogu półtłustego (bo już śmietana była tłusta, mogłoby nas zemdlić na początku konsumpcji i cały wysiłek kalorycznego śniadanka psu pod ogon)
- oraz serek pleśniowy, ja dodaję Lazur niebieski.
- Tę masę zapakować do obu połówek bułki.
- Zapiec w piekarniku, niech się mocno podgrzeje.
- Wyciągnąć z piekarnika i posmarować dżemem brzoskwioniowym. Z Lidla, ten za ok.3,5o jest bardzo dobry.
Po takim śniadanku zabroniony jest wszelki sport! (grozi co najmniej skrętem kiszek)
Teraz świeżutka witaminka prosto z sieci:
Jak to się robi? wziąć pomarańczę i ostry nóż. Nacinać jak na obrazku.Ja planuję kupić torbę pomarańczy i metodą prób i błędów wystrugam sobie takiego kocurka.
Lub wystrugam sobie delfinki w bąbelkach! a wydaje się, że są jeszcze łatwiejsze niż kotek z pomarańczy.
Tylko na razie nie mam pomysłu, po co będę strugała te zwierzątka owocowe...lepiej pójdę zobaczyć, czy mam wszystkie produkty, żeby zrobić rano moje ulubione śniadanko.
Tak tylko nawiązałam o sporcie, żeby opowiedzieć o kostce; oraz o kulinariach, żeby opowiedzieć o śniadaniu.
Bo w moim rękodziele cisza aż dudni, więc na bezrybiu wróbel w garści robi karierę.
Serdecznie współczuję zwichnięcia kostki. Też twierdzę, że bieganie wcale nie jest zdrowe. Mój ostatni bieg do autobusu na początku tego roku skończył się ukruszonym zębem, rozbitym nosem i ranami na twarzy, rękach i kolanie. Ślady zostaną na wieczną nie-biegania pamiątkę!
OdpowiedzUsuńWystruganie kotka obawiam się, że by mnie przerosło. Co innego delfiny. Tylko... hmmm... nie wiem po co? Pokaż swoje owocowe rzeźby.
No i naprawdę można pożałować każdego kroku w tym biegu! ale Ty biegłaś w zimie, miałaś trudnej, a ja miałam tylko zaplątane nogi.
UsuńOwoce i wzór zwierzątek do wystrugania można dać dzieciom, jak się je ma, niech strugają. Ja nie mam komu dać, a samej... ale widzę, że Tobie tak samo jak mnie, nie chce się strugać. Gdyby jednak trzeba było zrobić wrażenie na dziecięcej publiczności w temacie: owocowe zwierzątka, to by się wystrugało, ostatecznie. Całe szczęście nie trzeba:))
Ja to bym już takiego delfinka nie zjadła, jak bym mu miała w oczy spojrzeć? To prawie mięsożerstwo :P
OdpowiedzUsuńWspółczuję urazu, chociaż ma to też dobre strony, można się wysługiwać :)
A na przykład kotka byś mogła zjeść? ...ciekawe, że na delfinka tak ostro zareagowałaś, a kotek jest Ci obojętny...
Usuń(Już dawno podejrzewałam, że Twój Filemon ma ciężkie życie, dopiero niedawno w święta prawie by uciekł przez uchylone okno, gdyby nie to, że był tak zmęczony, że zasnął tam, gdzie akurat stał:))
Sama mu współczuję takiego życia, w końcu siedzenie na puchach z miską przy pyszczku to straszne męki, jak on to wytrzymuje :(
UsuńNie lubię sportu jako takiego , nigdy nie musiałam się odchudzać więc na wagę staję z kotem ... aby była prawidłowa :):)
OdpowiedzUsuńWspółczuję zwichnięcia ,ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, prawda ??
Tak, nie ma tego złego! a ja już wiem, że nie będę ulegać swoim zachciankom w sprawie biegania (nie miałam i przedtem takich zachcianek, ale w razie jakby wu, to będę jak skała:))
UsuńA mówią że sport to zdrowie ;) Mam nadzieję że kostka szybko dojdzie do siebie. Ser pleśniowy i dżem?? takiego połączenia chyba nie widziałam... U mnie niektórzy się dziwią że ser żółty z dżemem łącze ;)
OdpowiedzUsuńNie wierz w propagandę, widzisz, jaki zdrowy ten sport! (to znaczy niezdrowy) mnie wystarczyły trzy sportowe kroki i okazało się, że jedna noga chora.
UsuńWłaśnie ten ser pleśniowy, co daje pikanterię, śmietana aksamit, dżem słodycz, a wszystko razem wyjątkowo mniam mniam. Muszę spróbować żółty ser z dżemem:))
Mam nadzieje, że kostka po takiej porcji nabiału i owoców dochodzi szybciutko do siebie. Taka historia ze skręcona nogą od pogoni za tramwajem też mi się kiedyś przydarzyła i miała dość skomplikowany ciąg dalszy, w każdym razie okazało się, że to wcale nie było skręcenie tylko pęknięta kość śródstopia, a ja z tą pękniętą kością ujeżdżałam z jednego końca miasta na drugi, oczywiście tramwajem, próbując znaleźć czynnego rentgena:) To było dawno temu i byłam wtedy sportowo napalona, teraz zdecydowanie odpowiada mi ten drugi rodzaj sportu od którego też masa przyrasta, a że nie mięśniowa, no cóż nie można mieć wszystkiego:)) Pozdrawiam i życzę smacznego:)
OdpowiedzUsuńJuż wiem! bieganie do przystanku to ktoś przeklął w złą godzinę i taki jest rezultat, rzadko kończy się szczęśliwie. No to miałam w tym (nadużyję słowo) nieszczęściu więcej szczęścia niż rozumu. Jak tak teraz myślę, to mimo wszystko dawniej dużo częściej się potykałam, często bez powodu na prostej drodze, ale dlatego, że częściej, to umiejętniej upadałam, bez szwanku, albo z małym szwankiem, np. z zadrapaniem. Teraz zapomniałam jak to się robi umiejętnie.
UsuńPoza tym od tego drugiego rodzaju sportu nikt sobie nie złamał kości, ani nie wykręcił kostki. Chyba, że ze sportem przesadził, przytył sto kilo, to sam sobie winien, jak złamią mu się obie nogi od przeciążenia. (Mam nadzieję, że opanuję się z tym sportem w odpowiednim momencie:))
Los Cię pokarał za pośpiech. Jak się człowiek spieszy to się kostka nie cieszy;) A tak serio to dużo zdrówka Ci życzę. Moja sis miała kiedyś skręcone obie kostki. W tym samym czasie. Ma więc większy talent niż Ty;) Przy chorej kostce wypasione śniadanko należy się jak psu micha;) Zdrowiej!!!:)))
OdpowiedzUsuńJuż przestaję się przechwalać swoją jedną skręconą kostką! dwie kostki w tym samym czasie!! pewnie nauczyła się fruwać, no to nie ma tego złego.
UsuńNajchętniej takie śniadanko jadłabym na trzy razy dziennie. I może trzeba by było tak zrobić, to by mi się przejadło i miałabym kulinarny święty spokój. (Tylko, że już lody zaczynam testować:))
Na ciepło hmmm nie jadłam jeszcze serka, u mnie podobne tylko bez tej słodyczy ;) Zdrowiej a w między czasie takie zwierzątka popróbuj ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Z początku, jak zobaczyłam te zwierzątka, to bez zastanowienia bym je odtworzyła (brak takich owoców mnie powstrzymał). Ale po zastanowieniu odpuściłam i stwierdziłam, że bardzo łatwe i w razie potrzeby przecież wzór jest i czeka:))
UsuńBidulko:( Dobrze, że nie złamałaś nogi. Kuruj się i oczywiście przy takim dobrym śniadanku, to dojdziesz do siebie w mgnieniu oka. Zaciekawiła mnie taka wydrążona bułka z nadzieniem. Ach gdybym tylko twarożek miała, a u nas takich rzeczy nie uświadczysz:/ Hihi, no te delfiny to nawet fajne i pływają w radioaktywnie zielonych bąbelkach:D Kotek z pomarańczy mi się wydaje rzeczywiście trudniejszy i jak już bym go zrobiła, to by mi go było żal zjeść:D
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))
Już opuchlizna zeszła, dobrą maść mi sprzedali w aptece, ale śmierdzącą. Muszę zawijać na noc bandażem, to trochę ogranicza rozprzestrzenianie tego aromatu, a na dzień nie używam, trudno.
UsuńNo pewnie, że byś nie zjadła kotka! delfinków też byś nie tknęła! czyli musiałabyś to wyrzeźbione jedzenie wyrzucić, o nie! W tym wypadku lepiej zupełnie nie rzeźbić i nie wyrzucać, a czasu się zaoszczędzi i jedzenie uszanuje.... Ja sobie już tak przetłumaczyłam i co się będę wygłupiać? Jejku, jak sobie uświadomię, że niektóre jedzenie mogłoby być niedostępne, to od razu robię się (na wszystko) głodna:))