sobota, 17 lutego 2018

17 lutego

Na chwilę obecną każdy ma prawo pomyśleć, że moja rodzina to ciężka patologia. 
Wcale ale to wcale się nie przejęzyczyłam.
Przekupstwa, wymuszenia, szantaże jak dzień długi i szeroki, i ten rynsztokowy język nie nadający się do cytowania. A nie zatkasz pysków!

Czesiek - ksywa Recydywa (leci po całości)
Kropa - lekomanka (udział w kartelu)
Tofi - usługi seksualne (pracownik roku)
Kapsel - fetyszysta (specjalność: gąbki kuchenne)
Perła - wystawia w cyberprzestrzeni swoje nieprzyzwoite foty,  tyłem,  boczkiem,  z chmurką w domyśle: "Jestem śliczna jak z obrazka, żyje się raz" (a przecież każdy wie, że siedem razy)
Lasia - przemoc   (i ostre uszkodzenia ciała)

Przyznam, potrafią być urocze, szczególnie gdy w natchnieniu melorecytują, inaczej mówiąc wciskają kit jak zawodowi szklarze.
Ale policzyć miski do śniadania, czy zacytować filozofa to już nie.
Rodzina to na szczęście nie jest stała matematyczna.
Bo tu właśnie coś się w rodzinie zmienia.

Nasze najmłodsze dziecko prawdopodobnie jest genialne!  
We dnie siedzi przykute do komputera i tworzy programy.


Znajdujemy genialne zapiski i wydrapane znaki.

Na dobranoc rozkminia komputery.

Pytam dziecko: o czym rozmyślasz?
a wtedy dziecko podnosi na mnie wzrok osoby rozmyślającej o komputerach!

Wiele razy logowało się w tej torbie...

w torbie ...w sto ugryzionych jabłuszek!

Czyli co teraz z tym dzieckiem, jaką placówkę edukacyjną i w ogóle jak zrobić,  żeby geniusz z dziecka nie wyparował....

środa, 7 lutego 2018

Miłość od pierwszego wejrzenia

Byłam świadkiem, jak na moich oczach rozkwitła miłość od pierwszego wejrzenia!
Bywało, że jakieś miłości rozkwitały na moich oczach, ale do tej konkretnej ja sama się przyczyniłam.
Jak to stało?
Zaczynając od Adama i Ewy: szukałam pomysłu na prezent.
Wrzuciłam do komputera następujące dane o koleżance jubilatce:
- fajna babka (piękne oczyska, blond loki i modelowa figura, a fuj!)
- matka dziecku (to dziecko z medalami za sport)
- kochanka kochankowi (czyli ojcu swego dziecka, co za banał),
 -naukowiec lingwistka (gdy się mówi do niej po polsku, a nie językami, to nie ma okazji się czepić słówek. Wetuje sobie na czym innym, ha),
- feministka. Przez duże F  z rakietowym odpałem,
- poza tym jest pracowita, godna zaufania, sumienna, z mężnym sercem.
Dorzuciłam jeszcze info o jej aucie, o jej mieszkaniu, i paru innych rzeczach, bo to nigdy nie wiadomo, co się przyda sztucznej inteligencji, od której się żąda konkretnej odpowiedzi. Danych było mnóstwo, i co z tego.
Komputer międlił, międlił i nic nie wymiędlił. Nie całkiem nic, coś było, ale coś takiego, że wstyd opowiadać. Słaby  program albo przereklamowana ta cała sztuczna inteligencja. (Czyli moja druga połówka).
Głośno westchnęłam sobie w duchu.

Za to w mojej własnej głowie pogruchotało, poklekotało i pstryknęło.

Prezent  (będzie  o nim jeszcze) zrealizowałam i wręczyłam w przededniu urodzin. Nie obyło się bez zaskoczenia:

- Pierwszego,  bo spodziewała się ode mnie prezentu, lecz prędzej po terminie, niż przed terminem, ...ojej,  taka tradycja.

- Drugim zaskoczeniem była torba.
Przede wszystkim wszyscy razem jesteśmy niewymownie zaskoczeni: torba? coś podobnego... torba?!

- Trzecim zaskoczeniem był okrzyk: Kooocham!!!
okrzyk wydany w liczbie niepoliczalnej (prawdopodobnie trzy razy głośno, raz normalnie)
To trzecie zaskoczenie było zaskoczeniem dla koleżanki, że taka miłość od pierwszego wejrzenia ją dopadła.
Bo dla mnie nie było zaskoczenia, moja dusza wiedziała, że będzie uczucie.
Ale, rany, okrzyk był super.

Gdyby to było dzisiaj, może przy okazji przypomniałabym swojej krejzi koleżance o szalonej Joannie d'Arc  (tłustym drukiem cytat z "Projektu Bronte" Jennifer Vandever), żeby choć trochę przybastowała,  z wielowiekowymi społecznymi uwarunkowaniami nie wygra, niech inaczej ustawi swoje spojrzenie to nie pozna bólu rozczarowania, niech nie spala się na stosie idei, i w żadnym punkcie nie próbuje być Joanną d'Arc, bo już na to za dużo ma wiosen (w lutym koleżanka ma urodziny, więc liczenie można jej zacząć od wiosny),  
która w swoim szaleństwie:
 "rozmawiała... z Bogiem i trojgiem świętych,
nękała brytyjskiego monarchę,
poprowadziła swój kraj do zwycięstwa,
zachwiała stereotypami związanymi z płcią,
rzuciła wyzwanie prześladowaniom religijnym,
a przy tym znalazła czas, by od czterech lat nie żyć."
Tylko o tych czterech latach niekoniecznie bym wspomniała, żeby nie  wprowadzać koleżanki w panikę.
Śmiało to wszystko mogłabym wyrecytować, bo przecież nikt, absolutnie nikt nie zdaje sobie sprawy, jakie absurdalne sytuacje mogą mu się przydarzyć..
Chociaż. Jednak nie, Joanny szaleństwo było zupełnie odmiennego rodzaju.

Natomiast na pewno o kimś koleżance powiem,  o kimś uwielbianym przez nią najbardziej na świecie.
Manuela Gretkowska pisze w "Europejce", że gdy była w Chinach i przedstawiała się, że jest z Polski, to:
"... młodzi czy starzy, na prowincji czy w Pekinie wykrzykiwali: Juli Furie!
Wreszcie znalazłam  w książce Kalickiego powód tego entuzjazmu:
Maria Skłodowska-Curie jest najlepszym symbolem i patronem dla chińskich uczniów. Była na samym dnie, bo była kobietą i nie miała żadnych zdolności, żadnych talentów. A mimo to samą ciężką praca zdobyła dwie nagrody Nobla."

Powiem jej to wszystko o ukochanej Skłodowskiej, powiem, bo to jest takie urocze!

Torba,
którą koleżanka już od kilku dni nosi na ramieniu.



Torba czarna, litery białe.
Specjalnie litery wyszyłam trochę krzywo, żeby był taki efekt napisu kredą na tablicy. 
Efekt idealnego wydruku komputerowego byłby pewnie trudniejszy, ale chyba mniej ciekawy.


Czas pokaże,  czy romans (koleżanki z torbą) będzie udany.
Włoskie przysłowie (inni twierdzą, że mongolskie) mówi, że ukochana wybranka musi podobać się innym, wtedy jest jeszcze atrakcyjniejsza dla partnera.
Wiadomość z ostatniej chwili: torba podoba się koleżankom mojej koleżanki, natomiast koledzy nie podjęli jak na razie wątku.
Oczywista rzecz, że najważniejsze w związku jest napięcie miłosne,  wtedy każda inna sprawa układa się w miarę znakomicie. 
Nie jestem pewna, jak to powinno wyglądać  w związkach ludzi i toreb.