Psychiatrzy na pewno potrafią zdiagnozować tę przypadlość, jeżeli przybierze ona wiekszy rozmiar. Nie wykluczone, że jest to "zbieractwo". Z całą pewnością nie grozi powikłaniami, śmiercią ani kalectwem, więc o przejmowaniu nie ma mowy. Przypomniałam sobie jedno przysłowie, które na odczepnego można tu przypasować: im dalej w las, tym grubsi partyzanci. W sensie jak grubości, tak ilości.
Spotkałam się już z podobnymi przypadkami, i zdążyłam je nazwać syndromem Agi (to moja koleżanka). Patrząc z mojej krótkiej perspektywy wydaje się, że ona zmierza w tym kierunku. I była pierwsza. Nie powiem, u mnie też były trudne początki, ale trud nie polegal na przełamaniu siebie samej, wręcz przeciwnie, to ja przełamywałam, i przełamywanie nie trwało tyle lat, co u Agi.
Aga nie lubiła kotów. Nie, gdyż, ponieważ... Okazało się, że druga połówka jabłka, czyli jej mąż, ma identyczne zapatrywania, a dodatkowo twierdził, że boi się kotów. Ale jak to czasem się zdarza, ich małe jabłuszko upadło daleko od rodzicielskich wstrętów.
A było tak.
Kiedyś osierocony kociaczek szukał domu i ich podrośnięte czteroletnie jabłuszko gorąco zapragnęło zaadoptować tę sierotkę. Zapytało matkę (Agę). Ta nie chcąc przekazywać swoich uprzedzeń dziecku, powiedziała: jeśli ojciec się zgodzi, to ona też.
Dziecko zapytało ojca, który rownież nie chciał dziecku przekazywać swoich uprzedzeń, zgodził się wstępnie zastrzegając, że nie planuje zmuszać żony (Agi) .
..... no i w ten sposób sierotka znalazła dom.
Sierotka okazała się najkochańszym kotem na trzech dzielnicach i wtedy nagle na drogę Agi los rzucił czarną kuleczkę, co miała koci pyszczek; za jakiś czas jej mąż przytaszczył paczuszkę z pręgowanym futerkiem, która okazała się kocim młodzieńcem.
Typowa historia, więc ani trochę nie dziwne, że mnie, mającej ..(niewyraźne słowo)...zwierząt zdarzyło się również powiększenie stada.
Kilka dni temu wieczorem zaczęlismy przeliczać nasze koty i wyszło, że mamy o dwa za dużo!
Taki żarcik! śmieszny ...nie jest za bardzo.
A było odwrotnie i też nie śmiesznie, wieczorem przeliczyliśmy koty i stwierdziliśmy manko na jednego kota, a był to Bobek.
Postanowiłam interweniować, wyjść na dwór, zawołać Bobka i skusić smaczną kolacją. Wyszłam, zawołałam: Bobek, Bobek, smaczna kolacja!
Niestety, jeśli nawet usłyszał, to nie był zainteresowany...ale jednak za śmietnikiem w krzakach mignął mi jak gdyby Bobek, i.. że prowadzi obtańcowujac dwa kocie oseski. Podbiegłam cicho, żeby nie zwiały i zobaczyłam, uwaga, że to dwa kocie oseski !!!(tu dygresja na temat mojego sokolego wzroku: wykazałam się sokolim wzrokiem widząc w ciemności dwa kocie oseski).
Zagarnełam oba i przyniosłam do domu; dostały kaszkę dla niemowląt, bo miałam jej jeszcze trochę od czasu wakacyjnej trójki wnucząt, a potem chudzinki same znalazły sobie wolny kącik i spały do rana. Myślę, że spanko dobrze im poszło, bo humorki miały wyśmienite, a przy porannej miseczce włączyły mruczanko na jedną nutę.
Zachowanie domowych pupili jest takie: Psy (chłopaki) wetknęły w oseski swoje nosy, potwierdziły przypuszczenia, ze to tylko kocie oseski i się oddaliły. Psia kobieta (Asza ) obdarzyła je natychmiast czystym matczynym uczuciem (każda miłość jest pierwsza, lalala, macierzyńska też). Kocia starszyzna oślepła, ogłuchła i je ignoruje, a Bobek (dzięki któremu moge zapisać tę historię) często i całkowicie bez sensu przechodzi obok osesków, a za każdym razem wali z lewa i prawa każdego po pysku! już teraz to jesteśmy pewni, ze Bobek chciał im tylko i wyłącznie pokazać, gdzie mieszka...
Spotkałam się już z podobnymi przypadkami, i zdążyłam je nazwać syndromem Agi (to moja koleżanka). Patrząc z mojej krótkiej perspektywy wydaje się, że ona zmierza w tym kierunku. I była pierwsza. Nie powiem, u mnie też były trudne początki, ale trud nie polegal na przełamaniu siebie samej, wręcz przeciwnie, to ja przełamywałam, i przełamywanie nie trwało tyle lat, co u Agi.
Aga nie lubiła kotów. Nie, gdyż, ponieważ... Okazało się, że druga połówka jabłka, czyli jej mąż, ma identyczne zapatrywania, a dodatkowo twierdził, że boi się kotów. Ale jak to czasem się zdarza, ich małe jabłuszko upadło daleko od rodzicielskich wstrętów.
A było tak.
Kiedyś osierocony kociaczek szukał domu i ich podrośnięte czteroletnie jabłuszko gorąco zapragnęło zaadoptować tę sierotkę. Zapytało matkę (Agę). Ta nie chcąc przekazywać swoich uprzedzeń dziecku, powiedziała: jeśli ojciec się zgodzi, to ona też.
Dziecko zapytało ojca, który rownież nie chciał dziecku przekazywać swoich uprzedzeń, zgodził się wstępnie zastrzegając, że nie planuje zmuszać żony (Agi) .
..... no i w ten sposób sierotka znalazła dom.
Sierotka okazała się najkochańszym kotem na trzech dzielnicach i wtedy nagle na drogę Agi los rzucił czarną kuleczkę, co miała koci pyszczek; za jakiś czas jej mąż przytaszczył paczuszkę z pręgowanym futerkiem, która okazała się kocim młodzieńcem.
Typowa historia, więc ani trochę nie dziwne, że mnie, mającej ..(niewyraźne słowo)...zwierząt zdarzyło się również powiększenie stada.
Kilka dni temu wieczorem zaczęlismy przeliczać nasze koty i wyszło, że mamy o dwa za dużo!
Taki żarcik! śmieszny ...nie jest za bardzo.
A było odwrotnie i też nie śmiesznie, wieczorem przeliczyliśmy koty i stwierdziliśmy manko na jednego kota, a był to Bobek.
Postanowiłam interweniować, wyjść na dwór, zawołać Bobka i skusić smaczną kolacją. Wyszłam, zawołałam: Bobek, Bobek, smaczna kolacja!
Niestety, jeśli nawet usłyszał, to nie był zainteresowany...ale jednak za śmietnikiem w krzakach mignął mi jak gdyby Bobek, i.. że prowadzi obtańcowujac dwa kocie oseski. Podbiegłam cicho, żeby nie zwiały i zobaczyłam, uwaga, że to dwa kocie oseski !!!(tu dygresja na temat mojego sokolego wzroku: wykazałam się sokolim wzrokiem widząc w ciemności dwa kocie oseski).
Zagarnełam oba i przyniosłam do domu; dostały kaszkę dla niemowląt, bo miałam jej jeszcze trochę od czasu wakacyjnej trójki wnucząt, a potem chudzinki same znalazły sobie wolny kącik i spały do rana. Myślę, że spanko dobrze im poszło, bo humorki miały wyśmienite, a przy porannej miseczce włączyły mruczanko na jedną nutę.
Zachowanie domowych pupili jest takie: Psy (chłopaki) wetknęły w oseski swoje nosy, potwierdziły przypuszczenia, ze to tylko kocie oseski i się oddaliły. Psia kobieta (Asza ) obdarzyła je natychmiast czystym matczynym uczuciem (każda miłość jest pierwsza, lalala, macierzyńska też). Kocia starszyzna oślepła, ogłuchła i je ignoruje, a Bobek (dzięki któremu moge zapisać tę historię) często i całkowicie bez sensu przechodzi obok osesków, a za każdym razem wali z lewa i prawa każdego po pysku! już teraz to jesteśmy pewni, ze Bobek chciał im tylko i wyłącznie pokazać, gdzie mieszka...
(Komplikacje trwają. Gdy z nich wyjdę, to bezwzględnie na wszystkie komentarze odpiszę. W tej chwili jestem na czyjejś łasce i niełasce, głównie niełasce:))