Nawet teraz, gdy patrzę na to zdjęcie, to mimowolnie tak samo jak wtedy, trzynastego października, biorę głęboki wdech, z tym, że wtedy zdawało mi się, że chwytam w płuca krystaliczne powietrze, teraz tak mi się nie zdaje.
(Dzisiaj, 24. też jest pięknie. Gdy rano smarowałam ten post, to jeszcze nie było tak ładnie, jak póżniej. A ja nie mogłam już nerwowo wytrzymać, że tyle czasu u mnie cisza... jeszcze nie mam lapka, jak będę go miała to poodpisuję!)
Książka, o której miał być post to "Dolina Issy" Czesława Miłosza, bo akurat byłam otumaniona jej czarami. Nawet miałam już stosowny urywek (w celu zapoznania czytelnika z piórem:))
A stosowny, bo tamtego pięknego dnia wykazałam się jeszcze raz jako sprytna paparazzo: będąc rekreacyjnie w pobliskim parku cyknęłam fotkę matce kaczce, gdy sunęła lekkim truchtem w kierunku rozsypanych chrupek, bo nie musi się już troszczyć o dorosłe dzieci i co znajdzie, ma dla siebie...
"Obowiązki i przyjemności nie są równo rozdzielone. Ubrany w swoje wspaniałe pióra, kaczor woli samotność niż nudę wylęgania jajek i opiekowania się młodymi. Kaczka przez najlepsze miesiące roku - maj, czerwiec, lipiec, albo rozpłaszcza się w gnieździe, albo później wlecze za sobą wszędzie łańcuch kwaczących istot, a szybkość jej ruchów jest hamowana przez ostatnie ogniwo łańcucha, z wysiłkiem przebierające łapkami."
"Dolinę Issy" jako pierwszą lepszą książkę chwyciłam z półki, gdy byłam u mojej mamy i miałam ochotę zaczepić oczy o jakikolwiek rząd liter. Nie czytałam tej powieści w latach nastoletnich. Nadmieniam, że mama absolutnie nie zabraniała czytać domowych książek, wiec prawdopodobnie wolałam skupić starania na tym, czego zabraniała...
Główny bohater Tomasz to alter ego Noblisty. I jego dzieciństwo, początki dorastania, życie z dziadkami i ciotkami, ale bez rodziców, na litewsko-polskiej wsi w początkach ubiegłego wieku. Akcja, tak, akcja, nie lelum polelum, toczy się do chwili, gdy po trzynastoletniego Tomasza przyjeżdża matka i zabiera od dziadków. Cóż, narrator jest poetą, choć w powieści nie umieścił żadnego słowa wiązanego, to jednak nie może dziwić jego wrażliwość na przyrodę (taka moja prawda objawiona, że artyści mocno odczuwają więź z naturą) i tak pięknie pokazanej, że jestem przekonana o jej wyjątkowości. Jedyne, o czym czytałam ze zmarszczonymi brwiami, to opisy kilku polowań, a polowania Tomasz uwielbiał i możliwie najczęściej uczestniczył, kiedy udało mu się na nie wkręcić. Wszystkie te polowania odcierpiałam, mimo urody ich opisów, ale śmieć młodziutkiej wiewiórki odcierpiał również główny bohater. Sam siebie pyta, jak to jest, żeby ogromnie kochać i zabić. Tym razem nie wystarczyło mu tłumaczenie sobie, ze przecież zwierzęta i tak szybko muszą umrzeć.
Ważne książki maja w sobie coś takiego, ze mimo dzielących czytelnika od tamtych zdarzeń czterech wymiarów, to identyczne są miłość, cierpienie i śmierć, takie same jest każde młodzieńcze zachłyśnięcie się życiem; i myślę, ze wspominając swoje dzieciństwo, myślimy o nim tak jak Noblista:
"Przyszłość była ... magazynem rzeczy przygotowanych, czekających, żeby się spełnić."
Ja tak kiedyś czułam. (oczywiście jak zwykle dawno i nieprawda)
A przecież jest jeszcze film do obejrzenia, "Dolina Issy" Konwickiego. Zawsze jestem zawiedziona adaptacjami, wiec się nie będę spieszyć.
"Obowiązki i przyjemności nie są równo rozdzielone. Ubrany w swoje wspaniałe pióra, kaczor woli samotność niż nudę wylęgania jajek i opiekowania się młodymi. Kaczka przez najlepsze miesiące roku - maj, czerwiec, lipiec, albo rozpłaszcza się w gnieździe, albo później wlecze za sobą wszędzie łańcuch kwaczących istot, a szybkość jej ruchów jest hamowana przez ostatnie ogniwo łańcucha, z wysiłkiem przebierające łapkami."
"Dolinę Issy" jako pierwszą lepszą książkę chwyciłam z półki, gdy byłam u mojej mamy i miałam ochotę zaczepić oczy o jakikolwiek rząd liter. Nie czytałam tej powieści w latach nastoletnich. Nadmieniam, że mama absolutnie nie zabraniała czytać domowych książek, wiec prawdopodobnie wolałam skupić starania na tym, czego zabraniała...
Główny bohater Tomasz to alter ego Noblisty. I jego dzieciństwo, początki dorastania, życie z dziadkami i ciotkami, ale bez rodziców, na litewsko-polskiej wsi w początkach ubiegłego wieku. Akcja, tak, akcja, nie lelum polelum, toczy się do chwili, gdy po trzynastoletniego Tomasza przyjeżdża matka i zabiera od dziadków. Cóż, narrator jest poetą, choć w powieści nie umieścił żadnego słowa wiązanego, to jednak nie może dziwić jego wrażliwość na przyrodę (taka moja prawda objawiona, że artyści mocno odczuwają więź z naturą) i tak pięknie pokazanej, że jestem przekonana o jej wyjątkowości. Jedyne, o czym czytałam ze zmarszczonymi brwiami, to opisy kilku polowań, a polowania Tomasz uwielbiał i możliwie najczęściej uczestniczył, kiedy udało mu się na nie wkręcić. Wszystkie te polowania odcierpiałam, mimo urody ich opisów, ale śmieć młodziutkiej wiewiórki odcierpiał również główny bohater. Sam siebie pyta, jak to jest, żeby ogromnie kochać i zabić. Tym razem nie wystarczyło mu tłumaczenie sobie, ze przecież zwierzęta i tak szybko muszą umrzeć.
Ważne książki maja w sobie coś takiego, ze mimo dzielących czytelnika od tamtych zdarzeń czterech wymiarów, to identyczne są miłość, cierpienie i śmierć, takie same jest każde młodzieńcze zachłyśnięcie się życiem; i myślę, ze wspominając swoje dzieciństwo, myślimy o nim tak jak Noblista:
"Przyszłość była ... magazynem rzeczy przygotowanych, czekających, żeby się spełnić."
Ja tak kiedyś czułam. (oczywiście jak zwykle dawno i nieprawda)
A przecież jest jeszcze film do obejrzenia, "Dolina Issy" Konwickiego. Zawsze jestem zawiedziona adaptacjami, wiec się nie będę spieszyć.
No nareszcie! Bo już chciałam Ci laptopa wysłać (mam takiego, mocno przechodzonego, który ma tą zaletę, że w ogóle się nie psuje:)) Dziś też można było naładować baterie widokiem słońca i błękitu nieba, jutro ponoć wraca stal na niebiosa. Dolinę Issy czytałam jako nastolatka, bo musiałam;) chcąc wyskrobać więcej na semestr z polskiego. Wtedy mnie specjalnie nie urzekła, ale wtedy świat był tak bardzo urzekający, że jakiś tam Miłosz rozprawiający o rzeczach ważnych był jak ojciec prawiący kazanie. Może powinnam wrócić do lektury, stoi sobie nawet na półce. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńE tam, zaczęłam, bo było pierwsze z brzegu, a wiesz jak to jest, od niechcenia i nagle zanim się obejrzysz, lektura cię pochłonęła i nie ma przebacz. A poza tym z książkami tak samo jak ze wszystkim, każda ma swój czas, i tyle. Zazdroszczę Ci takiego niezawodnego laptopa; ja mam mikser, co nigdy się nie psuł, a ma więcej lat niż ja i Ty razem wzięte!
UsuńAle co to w ogóle za porównanie, laptop z mikserem! (a głośny, jakby rakieta kosmiczna startowała.... no tak, mało używany, to się nie miał kiedy zepsuć i taka to tajemnica wiecznie żywego nieudacznika;))
Jak to jest że rzeczy mają to do siebie że jak jedno się psuję to idzie fala na inne :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że u Ciebie już przeszła i poszła ....a książki nie znam może kiedyś, a może film ;)
Pozdrawiam
A jeszcze do tego dodatkowo dzieje się to wtedy, gdy człowiek wykrwawiony finansowo. Nie żebym majątek wydała na remonty, ale nie wpadam w euforię, że trzeba pobiegać za promocjami i przyoszczędzć na nowych zakupach...
UsuńJakoś boję się po książce tego filmu, że czar pryśnie... i nie wiem dlaczego tak jest?
Chyba masz taką energię jak moja sis. U mnie wszytko działa latami a ta jak coś weźmie w ręce to zaraz się psuje;) Kaczuchy Ci pięknie zapozowały:)
OdpowiedzUsuńTo te rzeczy mają problem, że przy naszej obecności (Twojej sis i mojej) trafia je szlag; może mocno są niezrównoważone, a i tak cała wina na nas niebogi, a my co najwyżej Bogu ducha winne;))
Usuń"Przyszłość była ... magazynem rzeczy przygotowanych, czekających, żeby się spełnić."
OdpowiedzUsuń..ciekawe postrzeganie:)
Pozdrawiam cieplutko:)
Jak byłam dzieckem, to też tak mi się wydawało. Że wszystko jest pewne jak w banku szwajcarskim (chyba jednak nie porównywałam, że jak w szwajcarskim) i gotowe czeka na start. Trochę trwało zanim się opamiętałam.
UsuńJeszcze nie czytałam Doliny Issy, a ostatnio jest to pozycja, o którą często potykam się w blogowym światku... Trzeba będzie wziać i przeczytać, szczególnie, że Twój opis jest bardzo zachęcający.
OdpowiedzUsuńPowodzenia z oswajaniem techniki (ja na szczęście nie muszę się tym kłopotać, bo mam w domu osobistego tresera;-))
A ja nawet nie wiedziałam, że jestem na czasie z "Doliną Issy"..., ale w sumie mogłam się domyślić, bo klasyka wiadomo, jest ponadczasowa i nigdy nie de mode.
UsuńWiesz, że zaczynałam się już trochę odzwyczajać i wystarczały mi krótkie wypady do sieci. Może by mi to na lepsze wyszło;))
Pamiętam tą książkę jak przez mgłę...i bynajmniej nie romantycznie, a po prostu tak dawno ją czytałam:D
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia kaczek to cyknęłaś niesamowite!
Ja skrycie marzę o komputerze stacjonarnym, na którym by mi poszły nowe Simsy...a i o nowych Simsach marzę:)) To jedyna gra, która absolutnie nigdy mi się nie znudziła, a w te nowe nie miałam jeszcze okazji pograć i nieraz sobie patrzę na filmiki, jak inni grają:D
Buziaki!:))
Ooooo, Simsy!!! ;) pamiętam czasy, kiedy internet był na impulsy, i chodziliśmy z bratem do kafejki internetowej z dyskietkami żeby ściągać nowe ubrania, meble i inne sprzęty do Simsów... no i kody na nieograniczone pieniądze :D z dyskietkami...
UsuńHihi, pamiętam, jak też ściągałam te wszystkie drobiazgi i frajdę miałam jak opętana:))
UsuńPozdrowienia!:))
Lekkomyślnie się pozbyłam stacjonarnego, bez sensu, z głupoty, bo po co mi? jeżeli laptopy mamy.
UsuńFak..., właśnie sobie uprzytomniłam, że kiedyś nie miałam podłączenia do sieci i jakoś to było. A teraz obraza majestatu, bo w pracy blokada, w domu blokada i bez powodu siekiery latały w powietrzu. (To na początku odwyku tak było, teraz spoko luz, a mam już swoją wytęsknioną maszynę i co? dziewica czekała od wczoraj na inicjację...:))