sobota, 9 kwietnia 2016

Zupa i drugie

Zwlekałam, zwlekałam... bo nie chciałam, żeby było upiornie, ale nie poradzę. Mogłabym ewentualnie nic nie pisać, ale tego jakoś nie wzięłam pod uwagę.
Więc dowiedzmy się teraz, jak położnica tuż po urodzeniu dziecka musi wzmocnić swój organizm. Wzmacniaczem jest pewna zupa, która ma czarodziejskie właściwości. Żeby czary zadziałały, trzeba zjeść tę zupę o północy.
Należy również wspomnieć, że niektórym amatorkom wcale nie zależy na zaczarowanych działaniach, a tylko na doskonałym smaku owej zupy!
A  teraz cała prawda,  co to za zupa, jak ją się przyrządza i ogólnie dowiedzmy się czegoś bliżej o:

"... jedzeniu łożyska, co było ogólnie przyjętym zwyczajem.
Brało się je od akuszerki, płukało w rzece, myło solą i sodą, a potem drobno kroiło i gotowało w wywarze z porów.
Ludzie wierzyli, że łożysko jest odżywcze dla młodej matki, a co za tym idzie - pomaga jej szybko odzyskać siły.
Łakome kobiety gromadziły się w pobliżu płyty, na której gotowała się taka zupa.
Większość ich stała przy swoich kuchniach i długimi łyżkami sięgała do garnka sąsiadki.
Tylko niektóre, co odważniejsze, podchodziły prosto do płyty, nabierały miseczką zupę, szybko na nią dmuchały, żeby trochę ostudzić, i wysączały do dna.
- Ja tylko próbuję, czy jest dość słona. - tłumaczyły się złapane na gorącym uczynku.
Zbierało mi się na wymioty za każdym razem, gdy ktoś rozpływał się w zachwytach nad zupą z łożyska.
Pamiętam, jak raz Duża Siostra tuż po porodzie zrobiła matce awanturę.
Nie chciała jeść tego, co matka jej przyniosła.
-To wieprzowy żołądek! - protestowała, tłukąc pałeczkami w brzeg miseczki. - Mamo, wyrzuciłaś łożysko, prawda?!
 Matka nie odezwała się słowem.
- Zupa ma taki sam mleczny kolor i smakuje podobnie! - marudziła Duża Siostra - Ale mnie nie oszukasz, tu nie ma łożyska!
Wiedziała, że matka nie wierzy w to, co mówią ludzie, a spożywanie łożyska uważa za barbarzyński zwyczaj.
Nie ugotowała go nigdy żadnej z córek.
Może matka nie była wykształcona, ale miała swoje zasady, a jedną z nich była ta, że nie jada się ludzkich części ciała."

"Córka rzeki" Hong Ying
Państwo Środka,  dzieciństwo Małej Szóstki i jej rodziny z  nabrzeżnych slumsów rzeki Jangcy. 
Ważna rzecz: cokolwiek dzieje się na kartkach książki jest prawdziwe i zdarzyło się rzeczywiście. Zdjęcia w książce ilustrują oraz dopowiadają to, czego nie powiedziała autorka. Ale powiedziała bardzo dużo,  chwilami czułam delikatne zażenowanie,  to z powodu braku przyzwyczajenia do takiej otwartości intymnej, bo dosłownie  oraz w przenośni tekst ocieka krwią ... w ogóle to usmarkałam się kilka razy, i kilka razy miałam nieprzyjemny ścisk żołądka.
Pomogłoby pewnie zachować dystans częste oglądanie telewizyjnych wiadomości,  bo one w całości (dosłownie oraz w przenośni) ociekają krwią, jednak gdy się rzadko je ogląda, to jest się jakby nie zaszczepionym.
Książka jest trochę chaotyczna, ale to jej nie szkodzi,  życie jest dużo bardziej chaotyczne niż ta książka.  Napisana jest prostym językiem, więc czyta się lekko, mimo że gęstość spraw jest duża, więc duży jest jej ciężar właściwy.

Na okładce to tak ładnie wygląda... czasami, dlaczego nie częściej... rzeka życia prowadzi prostym korytem i po gładkiej wodzie.

Nawiązując do przepisanego z książki fragmentu: jeżeli już jesteśmy przy takim jedzeniu to zamieszczam kolejną propozycję,  która jest zaprezentowana na załączonym obrazku.

Po zjedzeniu ze smakiem w postaci zupy "samej siebie", na drugie zjedzmy "przyjaciela"....
(zupełnie nie wiem dlaczego dałam cudzysłów,  piszę o najprawdziwszej prawdzie, ...ale ale, podobno wyhodowano nową rasę psów o smaku banana,.....napisać "haha" czy nie?)
 

15 komentarzy:

  1. Ale masakara. Książki nie tknę, bo już po Twoim streszczeniu odechciało mi się śniadania. Obiadu chyba też. Zwłaszcza, że mam zupę :( Z pieczarek, nie z łożyska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, masakra! prawdę mówiąc pierwszy raz spotkałam się z taką potrawą (na kartkach książek oczywiście, do tej pory nie byłam w Chinach i raczej tak pozostanie), co innego zajadanie się szarańczą, mrówkami, robalami, to słyszałam. A ten żołądek wieprzowy (trochę podchodzący pod nasze flaki, ale w ogóle się nie kojarzy z pieczarkową, zjedz ją z apetytem:)) to już nie jest to samo co zupa z łożyska, Duża Siostra słusznie histeryzuje:))

      Usuń
  2. O rany, niezła zupa o.O Dzisiaj chyba jeszcze można kupić kremy do twarzy z łożyskiem i są bardzo drogie podobno. Zupa z przyjaciela...brrrr....nawet o smaku banana bym się nie skusiła:) Okładka książki, rzeczywiście bardzo przyjemna i kto by pomyślał, że tam w środku takie menu:D
    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła, niezła! a niektórym chińskim paniom to aż za bardzo smakuje, bo tak chętnie podkradają czyjeś łożysko, brrr Przyjaciela lepiej nie jeść, bo najlepiej z przyjacielem to się konie kradnie. Kiedyś, kiedyś młodzi chłopcy, którzy się ze sobą przyjaźnili, to dla zwiększenia kalibru przyjaźni wymieniali się własną krwią, takie braterstwo krwi. Fakt, nie polegało na piciu krwi, to miało być romantyczne, a nie obrzydliwe. Gdzieś coś czytałam albo ktoś mówił, może w radiu:))

      Usuń
    2. To braterstwo krwi kojarzę i jeszcze przybijanie na ślinę:D

      Usuń
  3. O Matko i Córko, ja kolację właśnie jem..., chyba zjem mniej dzięki Tobie:)Kiedyś oglądałam taki film dokumentalny o konsumowaniu ludzkiego łożyska, brrr..., aczkolwiek zwierzęta (np. psy) kiedy szczenią się bez nadzoru człowieka konsumują wszystko co wylezie razem z maleństwem a później także to, co wylezie z maleństwa:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet filmy o łożysku nakręcili, a ja niezorientowana do tej pory byłam, o jakim cennym produkcie mowa w książce. Masz rację, samice zwierząt same sprzątają po porodzie. (połkną, to i posprzątane). A teraz jak już zaczęłam o obrzydliwościach, to się nie będę ograniczała: obrzydliwa rzecz o pewnej rasie psów: Jest taka rasa psów, których zachowanie jest.... obrzydliwe. Co wydalą, to zjedzą! Znajomi mają beagla i ciągle nie mogą się do tego przyzwyczaić. Lepiej nie czytaj tego zdania, które teraz napiszę, ale napiszę, bo to takie obrzydliwe, hehe. Gorącego klocka połyka w całości, fuuuuj....

      Usuń
  4. Kiedy się doczytałam kto taką zupę przygotowywał to całe zdziwienie uszło :P W sumie to o wiele gorsze rzeczy się działy i dzieją, a to choć dziwaczne to nikomu krzywdy nie robiło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak lekarza to nic nie zbrzydzi! nic, co ludzkie...a to łożysko absolutnie ludzkie, chociaż obrzydliwi mężczyźni mówią, że kobieta nie człowiek:(( i przecież nie szkodzi, a może rzeczywiście pomaga, jeżeli się w to wierzy. A może pomaga, bo pomaga i już:))

      Usuń
  5. Chyba wykonam jakiś hafcik... Nie z muliny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Ty jak Szóstka (autorka książki), bo ona też miała na myśl o łożysku skłonności do haftu. Nie z muliny oczywiście;))

      Usuń
  6. Uf jak dobrze że przed chwilą skończyłam kolację ;) Ja program oglądałam o takiej witalności poporodowej ...w niektórych kulturach różne takie bywają epizody ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może rzeczywiście ma jakieś wyjątkowe właściwości...; kiedyś głośno było o piciu własnego moczu, to w naszej własnej kulturze, i teraz też są propagatorzy urynoterapii, że to takie zdrowie (ciekawe, co zdrowsze, mocz czy łożysko... stawiam na łożysko) O, i jeszcze coś obrzydliwego słyszałam: że jeżeli byśmy zobaczyli z czego robione są parówki, to byśmy ich do ust nie wzięli... yyy, może z łożyska?

      Usuń
  7. Zwierzęta zaraz po porodzie jadają łożyska. Może i coś w tym jest odżywczego na pewno jest. Jednak w naszej obyczajowości nie do przyjęcia. Książka ni wszystko pewnie ciekawa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! zwierzęta instynktownie wiedzą, że to trzeba zjeść, żeby po porodzie odzyskać siły, a od zwierząt można dużo się nauczyć... poza tym w Chinach wszystko jest inaczej, jak to żeby takie świeżutkie zdrowiutkie łożysko miało się zmarnować...

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.