"Siedzieliśmy wszyscy przy stole - ojciec, matka, babcia i ja;
ojciec przerywał pełną skupienia kulinarną ciszę i zwracał się do żony, najczęściej zaczynając od: "Basiu, powiedz Tomkowi."
- Basiu, powiedz Tomkowi, żeby nie zastawiał rowerem wjazdu do garażu.
- Sam mu powiedz, przecież siedzi obok ciebie.
- Tomaszu, twoja matka mówiła, żebym ci powtórzył..."
To jest następny urywek z książki "Awantury na tle powszechnego ciążenia" Tomasza Lema.
Gdy pierwszy raz wzięłam w swoje ręce tę książkę to od razu zajrzałam do netu, żeby przeczytać coś o jej autorze Tomaszu Lemie; i trafiłam na wywiad, którego udzielił "Gazecie Wyborczej". A potem okazało się, że w wywiadzie dziennikarz pyta Tomasza właśnie o : "Basiu, powiedz Tomkowi".
W wywiadzie jest jakby dokończenie tego wątku, więc wklejam wypowiedź Tomasza:
"Mój ojciec tak był przyzwyczajony, że porozumiewa się za jej pośrednictwem, że robił to nawet gdy dana osoba przebywała w tym samym pomieszczeniu.
To działało zresztą w obie strony, ojciec tak często pochłonięty był swoimi myślami, że nie słyszał, co się do niego mówi.
I co gorsza, tak jak konstruktor Trurl w swoich maszynach symulował różne osobowości, tak samo mój ojciec miał w głowie algorytmiczne modele swojej rodziny.
Wiedział mniej więcej, co kto może powiedzieć i miał na to przygotowaną jakąś wymijającą odpowiedź.
Tak więc nawet zadanie ojcu pytania i uzyskanie odpowiedzi wcale nie oznaczało, że rzeczywiste porozumienie zostało nawiązane.
W ważnych sprawach zwracaliśmy się więc do ojca pisemnie."
źródło
Zastanawiam się, jak to jest mieć w domu kogoś tak odjechanego. Z pozycji syna łatwiej (Tomasz napisał, że ojciec był "dziecinny"), ale żonę to musiał mieć wyjątkową.
Stanisław Lem z synem Tomaszem. Tomasz teraz jest fizykiem i tłumaczem.
A na zdjęciu poniżej Stanisław Lem z żoną Barbarą i psami w słoneczne popołudnie przed swoim domem.
Widać, że fotografia niepozowana, i że nawet ich psy celebry nie lubią; jeden ostentacyjnie odwraca łepek (bo słucha kazania), a drugi idzie schować się za wiklinowy fotel, na którym siedzi jego pan.
Okrutnie lubię wiklinowe komplety w ogrodach. Lubię tak bardziej wizualnie; będąc u kogoś siedziałam na takim podobnym krześle i przy każdym moim ruchu wiklina trzeszczała, co niestety było żenujące, bo wyszło na jaw, że nie umiem siedzieć nieruchomo.
Oczywiście własna wiklina w ogrodzie to co innego, może skrzypieć, a że ładna, to i skrzypienie ładne.
Fajnie by było mieć Lema w rodzinie. Tak czuję, że wtedy każdy dzień mógłby być przygodą nie z tego świata:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))
Ale żeby aż tak miał głowę w chmurach, to samej trzeba by mocno trzymać się ziemi i brać na siebie prozę życia..... W zamian za geniusza w rodzinie dałoby się zrobić:))
UsuńNiespokojny duch drzemie w Tobie, skoro się wiercisz na krześle. Ten wiklinowy komplet doskonale pasuje do bluszczu, który okala ściany ich domu. Bardzo ładny taras.
OdpowiedzUsuńOsobowość mam podobną do Lema. Kiedy jestem w swoim świecie, najczęściej, kiedy wychodzę z psem, potrafię nie zauważać sąsiadów.
I wiklina odkryła publicznie tę moją tajemnicę, że się wiercę, chyba ja sama też się tego nie spodziewałam.
UsuńŚwietne zdjęcie, ten dom spowity winem, donice z kwiatami, a na okrasę Lem perorujący do psa.
Oj, straszne jest niezauważanie sąsiadów, potem trzeba to odpokutować, że nie ze złej woli i z daleka wołać dzień dobry:))
To ja już wiem dlaczego nikt w domu nie rozumie jak wydaję wydawałoby się proste komunikaty typu "wynieś śmieci" wszystko przez tą niezrozumiałą artystyczną duszę:-) tylko nie wiem do końca, kto jest bardziej odjechany, ja, czy może ten od wynoszenia:-))
OdpowiedzUsuńA wiklinę to kocham w każdej postaci;-)
Pozdrawiam nareszcie słonecznie:)
Ty jesteś artystką, więc pospolitości nie lubisz; i nie lubiłabyś gdyby familia reagowała pospolicie. Drażniłoby Cię i nerwy szarpało: zdążyłaś zamknąć usta po słowie "śmieci", a śmieci natychmiast byłyby na śmietniku. Każdą prostą czynność muszą (dla Ciebie!) przyozdobić odrobiną szaleństwa i trochę skomplikować .... Dzizas, i to dlatego jako artystka nie stoisz w miejscu!
Usuń"Prostą czynność przyozdobić odrobiną szaleństwa" to ja też tak poproszę, jeżeli można się przyłączyć do wątku. Bo moi już tak mają i także proste komunikaty są wielokrotnie za trudne. Dziękuję bardzo za wytłumaczenie tego z pozoru niezrozumiałego postępowania. Uff, a już myślałam, że to zwykłe lenistwo :-)
UsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Muszę tę książkę przeczytać. Koniecznie.
OdpowiedzUsuńA co do tego fotela i wiercenia się to tam nie wiem ale może warto się przebadać;))))) Sorki, ale się nie mogłam powstrzymać:))) Ja w dzieciństwie ciągle się na krześle wierciłam i ciągle mam w głowie jedno zdanie: co się tak kręcisz, robaki masz czy co?;)
Ojacie, to jednak mam jakieś życie wewnętrzne! ten "niespokojny duch" nie jest żadnym "niespokojnym duchem" tylko zwykłymi robakami. (I nie ma co latać się badać... a poza tym przyzwyczaiłam się do nich, wspólne lata swoje robią;))
UsuńFajna ta książka, czuję, że będzie Ci się podobała:))
Ciekawe mieli życie :P
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, nieprzeciętne. Dobrze, że Tomasz Lem napisał tę książkę:))
Usuń