niedziela, 13 marca 2016

Dziennik

Napiszę dlaczego akurat ten "Dziennik".
Jak jestem w u mojej mamy, to czytam zupełnie inne rzeczy niż u siebie.
U siebie chętnie biorę literaturę  ze zwrotną akcją, sensacją, z zagadką kryminalną, i dopiero, gdy pomiędzy ziarenkami piasku w oczach dobrnę do słowa "koniec" to kończę  (jeżeli mam taką fanaberię).
Natomiast u mamy korzystam z innych gatunków literatury;  teraz z odcinkowej literatury wspomnieniowej.
Książki bez akcji,  do czytania spacerkiem, do skończenia w dowolnym miejscu, i do powrotów do niej bez gwałtownego bicia serca. Jednak z przyjemnością.
Szkoda bardzo, że nie znam w ogóle twórczości Mariana Brandysa.
Data pisania Dziennika łączy się z rozpoczęciem publikacji znanego cyklu historycznego "Koniec świata szwoleżerów", może później korzystając z tego zaciekawienia przyjrzę się szwoleżerom. W tej chwili przyjrzę się co najwyżej szwoleżerowi namalowanemu przez Wojciecha Kossaka.
(i  wrócę wspomnieniem do mojej idolki Magdaleny. A konkretnie do nazwiska: Kossak:))
"Szwoleżer Gwardii Polskiej" Wojciech Kossak

Nadeszła pora na tragikomiczną historię o psie profesora Juliana Aleksandrowicza.

"Tragikomiczną historię o psie bokserze profesora Aleksandrowicza opowiadała Halina.
Najpierw psa bardzo rozpieszczali.
Z sobą mogli się kłócić, ale do niego przemawiali łagodnie, słodko, czule.
Później bokser coś zbroił. Oczywiście o biciu nie było mowy, ale zastosowano metodę psychologiczną.
Każdy, do kogo pies podchodził, zamiast pieścić go jak dotychczas, robił mu gorzkie wyrzuty: fe, jak można tak postępować itp.
Pies podszedł do pana, do pani, do syna państwa, do starej służącej.
Wszędzie to samo.
Za którymś razem dostał padaczki.
Co się później działo w tym domu ludzi najlepszych, ale trochę zwariowanych, łatwo się domyślić. Mało do reszty nie zwariowali.
Na szczęście pies wyzdrowiał, była to tylko histeria.
Teraz  eksperymentów wychowawczych już nie przeprowadzają."


"Dziennik" 1972  - Marian Brandys


Ta historia przypomniała mi podobną.
Rodzice nauczyli małą córkę wypełniać pełnoetatową i pierwszoplanową rolę swojego słońca i księżyca. Aż kiedyś pojechali gdzieś z tą córką, a tam była inna dziewczynka, wtedy ich własna córka dostała napadu histerii i wysokiej gorączki.
I ta historia również szczęśliwie się skończyła, wystarczyło usunąć z widoku tamto dziecko.
Czy ktoś to słyszał, do czego doprowadza nadmierne rozpieszczanie psów i dzieci?

15 komentarzy:

  1. Dzienniki czytam różne. Te Brandysa niestety nie. Właściwie nic tego autora nie czytałam. Ciekawa jestem tych "Dzienników".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełnie ja tak samo! też nic M. Brandysa, również nic jego brata Kazimierza. Obaj bracia pisali pamiętniki, Kazimierza pamiętniki też są wydane, zatytułował je "Miesiące".
      Miłego wieczoru:))

      Usuń
  2. Też nie czytałam a chyba warto. Jak by mi cała banda urządziła taki atak histerii to na pewno by mnie szlag trafił;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto! a jeszcze ten wehikuł czasu, całkiem inny świat. To jedynacy najbardziej są podatni na histerie, więc Twoje i moje dzieciaki nas tak nie urządzą, ... fochy, ale nie histerie. Ale fochy to na okrągło.
      Miłego wieczoru:))

      Usuń
  3. W takim razie dobrze, że tylko ja Filemona rozpieszczam, W. zapewnia równowagę ;) Za biciem wcale a wcale nie jestem ale czasem głos podnieść można, oczywiście w granicach rozsądku, coby futrzak się nie poczuł oburzony :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze równowaga zapewniona, a po drugie masz jeszcze drugie dziecko, (coś mi się wydaje, że uczucia do dzieci podzieliliście między siebie, a Ty zapewniasz tę równowagę jeśli chodzi o Dżinksa;))

      Usuń
  4. Hihi, no domyślam się, że wraz z atakiem padaczki był atak wyrzutów sumienia i pewno tak poległa ostatecznie wszelka dyscyplina:D Jestem jak najbardziej za rozpieszczaniem wszelkich żywych istotek, ale zawsze w granicach rozsądku:)
    Ciekawe jest, że sięgasz po różne rzeczy w zależności od tego, czy jesteś z mamą, czy nie.
    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, dziwne to jest, ale prawdziwe. Mam kilka goopich teorii na ten temat:))
      Dlatego Twoja Miau nie dostanie ataku histerii, zwierzę wie, na ile może sobie pozwolić... ,ale z rozpieszczaniem jedynaczki łatwo przesadzić, tylko w żadnym wypadku nie stosuj psychologicznych pogrywek, bo widzisz, co się potem dzieje!

      Usuń
  5. Bo w wychowaniu najważniejsza jest konsekwencja. Dzięki temu oduczyłam psa kanapowca mościć się na kanapie. Czasem kiedy rano wstaję słyszę delikatny szum i psi skok na dywan, wie kto nadchodzi:)A potem wychodzę do pracy w przeświadczeniu, że te kłaki na kanapie... to wiatr przywiał:)) A z psich histerii to przerobiłam tylko ciąże urojoną i dałam się nabrać;)
    Pozdrawiam i przytulam świątecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, ha, ja kładłam krzesła na kanapie, żeby pies już nie miał miejsca się położyć:-). Nawet pomogło:-).
      Psa jeszcze się da wychować, ale z kotami ni cholery mi to nie wychodzi...

      Usuń
    2. Konsekwencja, tylko i wyłącznie.
      Konsekwentnie nasze psy nie mają zgody na wspólne spędzanie nocy z nami w sypialni, zresztą przecież i tak koty zabierają każdy wolny skrawek łóżka!
      hahaha, nie,nie!... ja to bym uległa, ale niestety sama nie decyduję... Chociaż czasem, czasem, gdy sama zostaję rano, i gdy jedno psisko bardzo pragnie położyć się na kołdrze, to udaję, że mocno śpię i nic nie wiem, nic nie słyszę. A to "jedno", to zawsze Matys,... ten pies wymaga specjalnego programu naprawczego...(na specjalnym oddziale:))
      Oj, koty to i nas, i psy sobie wychowały; i szkoda z nimi zaczynać, bo z góry wiadomo, jak to się skończy:))

      Usuń
  6. O to fajna odskocznia do innej literatury - ciekawa historia o piesku - lubię takie które dają nam coś do przemyślenia ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna. Ale ta historyjka tak bardzo mnie nie zaskoczyła, bo psy podobno mają rozum dwu-trzyletniego dziecka, a emocje i uczucia czasem większe niż niejeden homo-podobno-sapiens:))

      Usuń
  7. Ten obraz Kossaka wygląda znajomo...niewiem skąd ja go kojarzę:..? pewnie ze szkoły;) chyba mina tego namalowanego człowieka przykuła moją uwagę wtedy i dziś...no ale dzisiaj doszło jeszcze dopatrywanie się, gdzie ta jego prawa ręka się podziała...i co to za "gałązka" (a może jakiś rodzaj fajki..?) przy twarzy jest..? hmm...
    Co do bokserów to moge się wypowiedzieć w tym temacie, bo kieeeedyś miszkała u nas suczka tejże rasy:) Wspaniałe zwierzę! Z żywym temperamentem! I baaardzo, ale to bardzo czułe, wrażliwe i delikatne (przynajmniej moja Moli taka była:) Właściwie to na każde groźniej wypowiedziane słowo/gest czy krzyk, reagowała tak, jakby to było spowodowane jakims jej przewinieniem - kiedyś nawet za kota przepraszała, gdy kot coś zborił, a ona wzięła tą winę na siebie, no a kot oczywiście nawet nie podziękował za to, tylko dumnie odszedł jak gdyby nic sie nie stało;) ..koci charakter;)
    Boksery są świetnymi towarzyszami:) ...rozstać się z Molką nasza było mi bardzo ciężko, może też dlatego, że to był mój pierwszy pies taki domowy...pamiętam z tego rozstania jedną taką mocną sytuację...gdy już podjęliśmy decyzję (przemyśliwaną kilka tygodni!!) by ją uśpić (bo cierpiała na jakiś dziwny rodzaj padaczki, którą nic na tamten czas nie było w stanie zniwelować...suczka zaczęła już chodzic po ścianach, ciężko było ją utrzymać..ja już nie mogłam na to patrzeć...) więc w ten dzień, gdy całą rodziną usiedliśmy przy niej i rozmawialiśmy o za i przeciw...i gdy już decyzja została podjęta...Moli wstała ze swojego legowiska (mimo, że była na wpół przytomna..) podeszła do mnie, popatrzyła w moje oczy, położyła łeb na moich kolanach, jakby dziękując i żegnając się jednocześnie....a ja juz wiedziałam, że chce odejść, że już nie może tego bólu znieść....ale i mój ból był tak ogromny, że ..nawet jak teraz o tym piszę to wspomnienia ożyły...ehh...
    Dlaczego czasami musimy podejmować tego typu decyzje...ciężkie z jednej strony, ale pomocne z drugiej...?
    Ojj....myślałam, że już to przerobiłam, ale emocje wciąż żywe...
    .................................................................
    Wiem, że miłośnicy zwierząt dokładnie wiedzą, o czym napisałam.

    ..czyżby dzisiaj był dzień wzruszeń i wspomnień?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie przerobisz. Na szczęście na okrągło się nie pamięta, a to po to, żeby mieć miejsce w sercu dla innych zwierząt, które też trzeba kochać, i też na koniec oszczędzić im cierpień, bo po to również jesteśmy im potrzebni.

      Niestety, ciężko z tym żyć, ale pożegnań nie unikniemy, pies całe swoje życie spędzi u boku pana, osieroci w końcu tego pana , a potem ten pan jeszcze ma całe życie na zajmowanie się innymi psami.
      Kochana Twoja Moli, ...podobna trochę historia zdarzyła się Robciowi. Mój dziadek miał psa, w pewnym momencie tylko ten pies mu został (córka z wnuczkami to inna bajka, zresztą daleko), pies był chorowity i dziadek wyciągnął go znad śmiertelnej przepaści niejeden raz. Ale gdy był już stary i chory (obaj z psem starzy i chorzy), to ten pies pewnego ranka pożegnał się z dziadkiem przed wyjściem (pies czasem sam sobie wychodził z domu, takie były wtedy czasy, obroża i smycz tylko do weta), jeszcze kilka razy się oglądał, i już nie wrócił, poszedł umrzeć w samotności; nie chciał swoim cierpieniem przysparzać cierpienia dziadkowi. A to był bardzo zwykły kundel.
      A kto tam wie szwoleżerów, jak to z nimi jest.. gdy przeczytam "Koniec świata szwoleżerów" to opowiem z górką, co z rękami, co z twarzą.... Albo było tak, jak Magdalena pisała, malowany przez ojca koń nie miał prawa mieć krzywej nogi, czy coś z pyskiem, ale z ułanami to już różnie mogło się zdarzyć:)).

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.