poniedziałek, 4 września 2017

Sisi

Moja kochana kumpela wzięła na przechowanie kota.
Prosiłam:  macie takie puste mieszkanie, jedynie rodzice i dziecko, to pustka aż dudni, a ten kot przez kilka lat właśnie w trzyosobowej rodzinie przebywał i był jej pieszczoszkiem, więc nie można mu jako rekompensatę po rozstaniu z tamtą rodziną zafundować wściekłą kocio-psią watahę, u mnie na przykład.
Kochana kumpela po starej znajomości i po nowym namyśle zgodziła się, żeby biednego kota zainstalować u niej.
Więcej udręki było z mężem kumpeli, bo o ile kumpela nie miała negatywnie sprecyzowanych uczuć co do kotów, to jej mąż zdecydowanie był na nie, zresztą oni w ogóle nie mieli zwierząt, choć syn prosił o psa albo brata, ale ci dziwni ludzie poskąpili mu tak jednego, jak i drugiego.  Aż tu nagle kot miałby się pojawić w stabilnie sterylnej sielance?
Mówiłam temu mężowi nieugiętemu:  higieny to koty przestrzegają aż do przesady, jeszcze się taki dobrze nie obudzi, i już przez sen godzinę czyści futerko (nie powiedziałam przecież, że wszystkie tak robią, ale czystość kotów jest przysłowiowa : czysty jak kot,... nie, może to było: rzyga jak kot:)).
A poza tym jak to sprytnie mieć kota, bo przy okazji ma się darmowy zbieracz alergenów, utylizator szkodliwych jonów i wykonawcę relaksacyjnej muzyki prosto z maszynki w małym gardziołku, a to jeszcze nic, kot ma wiele innych cudownych właściwości, które dopiero się poznaje, gdy kot pojawia się w domu.  A w ogóle co to są dwa-trzy miesiące? strzelą jak tata z bata.
Po wielu podejściach ziarenko pomysłu, o operacyjnej nazwie kot, zaczęło wzrastać, a trzeba przyznać, że troskliwie  24/7  pielęgnowali je moja kochana kumpela i wspólny owoc lędźwi jej i nieustępliwego męża.
Wreszcie nieustępliwy ustąpił. 
I przybył kot jak jakiś księciunio wraz ze swoimi ruchomościami stołówkowo- sypialnio-bawialnymi.  Księciuniem tym była dzieweczka, niebiesko-srebrna futrzasta kula na czterech łapkach o imieniu Sisi. Mężowi od początku zrobiło się łyso, bo Sisi skądś wiedziała, że on jej nie chciał, i wystarczyło, że spojrzał na Sisi, a Sisi darła ryja : Aau! Aau!
Więc nie patrzył, choć łypał kątem oka, a o dotykaniu nie było nawet mowy.
Potem coś się zaczęło zmieniać. Prawdopodobnie Sisi też kątem oka w tajemnicy łypała na niego i obmyślała plan. Bo wszystkie koty mają zmysł właściwy rozpieszczonym egoistom, który pomaga im urabiać ludzi, żeby byli gotowi mu dogadzać na każde jego skinienie.
Z samego rana, gdy mąż nastawiał czajnik Sisi pojawiała się w kuchni, rozkładała się na blacie i towarzyszyła mężowi przy piciu kawy, potem dreptała za nim po mieszkaniu,  i na koniec żegnała w przedpokoju. Następnie wracała do łóżka syna, bo tam spała, mimo, że w miała swoje własne bety w kontenerku.  I tak to się toczyło, Sisi urobiła, kogo miała urobić i zagarnęła, co było do zagarnięcia. Ja sama zaczęłam zauważać, że im dalej posuwaliśmy się wzdłuż wektora czasu, tym większa w kumpeli panika rosła, jeszcze bujniej niż jej czarne rockendrolowe włosy (gdyby była blondynką to fajnie byłoby pożartować na ten temat). Faktem jest, że ta cała Sisi jest jak gęsta esencja wydestylowanych z normalnego kota zalet. Przykład: drapie tylko swój drapak, a nie meble.
Wreszcie padło z ust kumpeli pytanie, pewnie nie po raz pierwszy je sobie zadała, ale pierwszy raz je od niej usłyszałam: jak to możliwe, że nie mieliśmy kota i byliśmy z tego powodu szczęśliwi i zadowoleni?
Ja na to, że spotkanie z Sisi może być wydarzeniem, które poprowadzi do zmiany ich życia na lepsze. (Hm, tak górnolotnie, bo czy to wiadomo, jakie wszechświat ma dla nas plany?)
Z myślą o kochanej kumpeli, żeby rozjaśnić smutek rozstania, kiedy właściciele zwiną Sisi i jej majdan,  uszyłam kota na torbie, kot jest srebrno-niebieski,  kolorystycznie lekko podobny do tamtego, choć zbyt mało puchaty i zbyt gładki,  za to tkanina nadrabia i jest milusia.



Trochę na pamiątkę Sisi.

(wzór kota podpatrzyłam na Pintereście, tamten był czarny).

Jeszcze muszę publicznie pochwalić Czesia.
Chłopak przechodził zły okres i zaczął być groźnym przestępcą. Inaczej nie mówiliśmy do niego niż: ty recydywo! Jedno z jego licznych przestępstw proszę bardzo: ukradł mi zegarek! tylko on jeden patrzył, gdzie kładę, a rano ani Cześka, ani zegarka.  Sprzedał i bujał się przez tydzień na gigancie. Jak wrócił to wyglądał, jak zdechły imprezowicz, co ani na chwilę nie zmrużył oka, a wtedy ja coś groźnie zawołałam, a on jak na zawołanie (szkoda, że nie pamiętam, co takiego wyjątkowego zawołałam, coś bardzo pedagogicznego, hehe;)) nabrał rozumu i zdobywa szlify w krawiectwie damskim.
Przy torbie też pomagał.

9 komentarzy:

  1. Cóż mój mąż też był przeciwny kotu...ale powiedziałam , że to zalecenie lekarskie , mam kota głaskać z włosem i pod włos ! Iw tej chwili mamy dwa koty !!
    Świetna , pamiątkowa torba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha! z lekarzem to pomysł na złoty medal olimpijski! ale calusieńka prawda, bo koty przecież ludzi leczą z fizycznych i psychicznych cierpień, a głaskanie to powinno być przepisywane każdemu na receptę, i przyjmowanie obowiązkowe bez zamienników. (Np. choćby na psa, ...moje psy zajęte kolacją to się nie zainteresowane co ja tu namazałam:))

      Usuń
  2. Nigdy nie miałam kota. Mam psa owczarka, który skutecznie mi organizuje życie. Myślę, że następnym zwierzęciem będzie kot lub mniejszy piesek, żeby córka mogła mnie wyręczać w spacerach.
    Torba jest bardzo gustowna. Super pięknie uszyta. Gratuluje talentu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owczarka jedynaka, ciekawa jestem jak on sobie poradzi z rywalem w domu? strzel mu pedagogiczną pogadankę na wszelki wypadek;))Trzymam kciuki za jedno i za drugie zwierzę!
      Bardzo dziękuję! trochę ją podpytywałam, jaka ode mnie torba by ją ucieszyła. I sama wymyśliła, ze z kotem, bez podpowiedzi! To sama widzisz jak ją siekło, cwana Sisi przetarła szlag w tej antykociej rodzinie:))

      Usuń
  3. Patrzę na to niewiniątko, co mi właśnie "obrabia" frędzel przy torebce i myślę sobie jakie spokojne miałam popołudniowe posiedzenia przy kawie w erze przedkociej. Ciekawe co się wydarzy wcześniej, ja stracę cierpliwość i oddam kota na wieczne przechowanie, czy może kot dorośnie i chociaż ociupinę zmądrzeje;-) Ale gdyby to pierwsze to zgłoszę się po adres właścicielki tej cudnej torby:-D Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to moja wina! no bo dlaczego, jak zobaczyłam w kwiatach to kociątko nie ostrzegłam Cię od razu przed sprawdzanymi od lat przeze mnie imionami dla kotów? "Tofik" to jest wścieknięty ancymonek, ale co, przepadło, czasu nie cofniesz, kota nie przechrzcisz.... a może chociaż spróbuj, zawołaj do niego parę razy :Sisi, Sisi... ja chyba też tak spróbuję, a nusz któryś zareaguje i będę miała chociaż jednego grzecznego kotka:))

      Usuń
  4. Ha ha, miłe złego początki;-) A potem człowiek ani się obejrzy i już ma trzy koty w domu i wciąż pożądliwym okiem patrzy na kolejne;-D
    Torba śliczna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Ach, ależ ja zazdroszczę takiej swojej koleżance, która ma w domu kilkanaście kotów! ale oni oboje z mężem pracują w TOZie, a przede wszystkim oboje są szaleni. U mnie by nie przeszło, pozostało się cieszyć tymi, które mam:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.