piątek, 15 stycznia 2016

Infekcja

"- Nie ma to jak siedemnaście lat, co?
- Och, dużo bym za to dała. Co za dowcipniś wetknął w tort sto świeczek?
Morty, technik laboratoryjny, podniósł do góry pulchną rękę.
- To nie moja wina. Nikt mi nie powiedział, kiedy przestać.
- Widzisz,  Morty chciał sprawdzić skuteczność czujników systemu przeciwpożarowego...
- Właściwie to chcieliśmy zrobić ci spirometrię - wtrąciła Val, pielęgniarka z izby przyjęć. - Musisz zdmuchnąć wszystkie świeczki za jednym razem.
- A jak nie dam rady?
- Będziemy musieli intubować!
- No, Toby! Pomyśl sobie jakieś życzenie - ponaglała Maudeen. - Niechaj będzie ciemnowłosy i przystojny.
 - W moim wieku zgodziłabym się na niskiego, grubego i bogatego.
- Hej! - wykrzyknął Ario, szpitalny ochroniarz - To ja! Spełniam dwa z trzech warunków."
Przyjęcie urodzinowe stanowiło miłe złego początki. Nie to, że życzenia nagle się spełniły i jakiś ciemnowłosy i przystojny drań zaczyna bobrować w życiu pięknej lekarki.
Nie zdążyłby się tak szybko zmaterializować, bo już tej nocy w życiu Toby Harper, pełniącej nocny dyżur w szpitalu, rozpoczyna się ciąg dziwnych zdarzeń.
Najpierw na oddział zostaje przyjęty jeden "poplątany" staruszek z objawami Alzheimera, za jakiś czas drugi. Pierwszy znika, nie wiadomo kiedy i jak; drugi też w pewien sposób umyka, bo umiera. Pośmiertne badanie jego mózgu wykazuje interesujące zmiany.
Później się okaże, że obydwaj panowie byli pensjonariuszami luksusowego domu opieki i pacjentami lekarza, który potajemnie pracował nad eliksirem młodości, towarem najpierwszej potrzeby dla bogatych starców. Wiadomo, że nikt nie chce umierać, ale starzy bogaci nie chcą bardziej. My wszyscy w końcu dobiegniemy do mety i damy nura pod ziemię (raz się żyje, raz się gnije, jak mądrze mówił ksiądz Robak), ale wybrańcy fortuny, a konkretnie z niezłą fortuną, mogą mieć pewien kosztowny, choć bezcenny prezent: młodość.
Taki jest główny temat. Mamy tam też kilka bocznych wątków, ale wszystkie wreszcie się łączą w ciekawe rozwiązanie. Rozwiązanie w trakcie czytania powoli się ujawnia, więc sam koniec nie wbił mnie w ścianę (musiałby się mocno postarać, bo do ściany miałam kawałek, ale o podłogę też mnie nie trzepnął, a było bliżej). Jednak z przejęciem przeczytałam ten kryminał medyczny, pomimo, że nie czytuję takich pozycji. Szybko i bezmyślnie również tę książkę zgarnęłam z biurka bibliotekarki, a dzięki pośpiechowi i tamtej bezmyślności dowiedziałam się szczegółowo, jakie niebezpieczeństwa niesie przeszczep hormonów i grzebanie w genetyce.


Powściągliwie powiem, że straszne są to niebezpieczeństwa.

Znalazłam w necie ciekawego newsa, że lekarze nie chcą szkodzić pacjentom, bo tak przyrzekali!  takie i temu podobne hasła wypisali na transparentach.
Może będziemy świadkami wielkiego przełomu w medycynie...

17 komentarzy:

  1. Gerritsen się pochłania nie czyta;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że ja tę sławną pisarkę tak źle z początku potraktowałam (raczej nie pisarkę, tylko gatunek prozy)... ale się zrehabilitowałam:))

      Usuń
  2. Moi ulubieni lekarze pracują w Grey Sloan Memorial Hospital w Seattle;-). No i w paru jeszcze innych miastach. Tych z Leśnej Góry też swego czasu dosyć lubiłam. Ale na żywo.... Nie cierpię!
    Do książki mogłabym się jednak przekonać, skoro zachwala ją sam Coben (o Twojej doskonałej rekomendacji nie wspominając;-)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka pierwszych sezonów oglądałam DrHause, czyli jednak lubię medyczne zagadki!
      Ale za prawdziwych lekarzy z powołania uważam lekarzy od zwierząt. I ich znam najlepiej, bo często biegam do lecznicy. Kiedyś wetowi powiedziałam, że chciałabym, żeby i mnie mógł leczyć, gdy zajdzie potrzeba. Naprawdę bym chciała. Taki nie pogada z pacjentem, a zawsze go wyleczy; diagnosta jak spirytus;)) (mocny;))

      Usuń
    2. Mam wrażenie, że lekarskie powołanie jest wprost proporcjonalne do ceny za wizytę... A weterynarze działają tylko w sferze prywatnej wiec może stąd ich większe zaangażowanie w porównaniu z lekarzami dla ludzi z publicznej służby zdrowia... To taki mój ogólny, smutny wniosek, choć w głębi serca wierzę, że prawdziwe powołanie w środowisku wciaż jeszcze występuje...

      Usuń
    3. I dodatkowo weterynarze kochają zwierzęta! a lekarze raczej nie kochają ludzi,... niechby chociaż uczciwie wykonywali swój zawód. (Plomby dentystyczne w przychodni wypadają po 3 m-cach, i dentysta wtedy zaprasza serdecznie do swojego osobistego prywatnego gabinetu:))

      Usuń
  3. Nie moje klimaty więc odpuszczam tą pozycję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często sama tak mówię, w stosunku do wszystkiego. A potem różnie bywa.

      Usuń
  4. A ja zawsze lubiłam medyczne kryminały i filmy o zarazach i podstępnych wirusach:) teraz mi raczej przeszło to lubienie;) A lekarze są różni, tak jak różni są fryzjerzy, nauczyciele i księża;)Myślę, że to nie ma nic wspólnego z zawodem, raczej wynika z charakteru, chociaż zapewne polskie piekiełko i NFZ mają tu swój duży udział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszło Ci, bo "wszystko dobre, ale w miarę", a Ty przekroczyłaś miarę wskakując w kryminał medyczny i tkwiąc w nim tyle czasu. Teraz tyle samo czasu musisz odczekać, żeby się na nowo zainteresować posępnymi medycznymi pułapkami. Ze mną zresztą jest podobnie, bo przez jakiś czas w ogóle nie tykam jakiejś dziedziny, a potem tylko ta jedna mnie jara. (mam zresztą nadzieję na zajaranie:))

      Usuń
    2. miało być: podstępnymi medycznymi pułapkami; posępne i podstępne:))

      Usuń
  5. Oj, to chyba jednak nie będę czytać, bo stwierdzę, że mogę kontynuować to dzieło (nic, że wymyślone) i biednym pacjentom zaszkodzę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ożesz! czyli Ty nie protestowałaś? a mnie się wydawało, że trzymasz transparent! (e tam, zapomnij o tej książce:))

      Usuń
  6. Jaka ciekawa fabuła! Ja to w ogóle lubię oglądać filmy o epidemiach, wirusach itp. i jeszcze jak są zombie:D

    Ci lekarze na foto mają jakieś pijane te transparenty:)

    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ciekawa fabuła i nawet nie rozmydla się po drodze.
      Transparenty pisali tak jak piszą recepty, że można odczytać na sto sposobów. Kiedyś sama miałam taki przypadek: przyniosłam z apteki lekarstwo na inną chorobę; i aż zadzwoniłam do rejestracji, żeby sprawdzili w karcie, bo coś mi nie pasował. Szczęście, że matki nim nie nakarmiłam (inna sprawa, że matka bez walki nie daje sobie wcisnąć lekarstwa, ...ale mimo wszystko:))

      Usuń
    2. Hihi, to ja niedawno słyszałam właśnie taką historię z receptą. Znajoma poszła do jednej apteki i tam nie mogli odczytać recepty. Wtedy poszła do jeszcze innej apteki i w tej innej pani aptekarka się domyśliła, zestawiając treść recepty z rodzajem dolegliwości:D
      Ty, ale że Ci wydali inny lek to jest coś dopiero. Jakie szczęście, że się zorientowałaś!

      Usuń
    3. A wiesz, że przestałam już chodzić do tej apteki, bo ta kobiecina aptekarka jak mnie widzi to cała czerwona, ręce jej latają. Stara baba, nie jakaś praktykantka (chyba, że emerytka praktykantka), ale człowiek omylny i co zrobić:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.