Biorąc do ręki tę książkę wiedziałam, z kim się spotkam się na jej kartach - z rodziną aktorki Joanny Szczepkowskiej.
"Dziecko zostało sam na sam z niedoświadczonym ojcem pisarzem, a Jan z całą pewnością nie umiał przewinąć ani nawet utulić córki do snu.
W "Kołysance" nieporadny ojciec wymyśla szczególny sposób na uspokajającą piosenkę. Ponieważ nie zna żadnej, a jego słuch muzyczny jest przytępiony, więc bujając dziecko, zaczyna mówić rytmicznie Horacego.
Mojej mamie Horacego!
Ja już wiem przecież, że ulubioną lekturą tej kobiety staną się kryminały, a idąc do kina, będzie pytać z obawą
- czy to przypadkiem nie jest jakieś arcydzieło? Bo jak tak, to nie idę."
Prof. Jan Parandowski jest ojcem-pisarzem w cytowanym urywku. Córeczką, której jako kołysankę recytował Horacego w starogrece, była matka Joanny - Roma. (Dostała takie imię, bo w Rzymie ją poczęli. Roma zawsze, gdy słyszała tę informację to zażenowana odwracała głowę. Myślę, że nie zażenowana informacją rodziców o ich aktywności celem powołania jej do życia, lecz konkretnie miejscem gdzie to nastąpiło. Mnie ta Roma urzekła, jest taka niekonwencjonalna, nieprzeciętna jak tylko możliwe).
Autorka żeby napisać tę książkę stała się detektywem, sprawdzała każdy najmniejszy trop, czasem kluczyła po manowcach przeszłości, często udawało jej się odkryć zagadki skrupulatnie ukrywane przez rodzinę. Lub jakieś zapomniane historie obu rodów. Parandowskich i Szczepkowskich.
A teraz strzępek z opowiedzianego przez autorkę własnego dzieciństwa, bo utkwił mi w głowie (chyba ze względu na pierwotną siłę poznawczą małego dziecka)
- spaceruje Joasia z ojcem, a na ziemi leżą kasztany, ojciec mówi: nie dotykaj rączkami, bo są brudne. Joanna patrząc ojcu prosto w oczy bierze jednego kasztana, zanurza w kałuży i wkłada do ust.
.... nawet nie wstrząsnęła mną metoda wychowawcza, którą zastosował jej ojciec - tradycyjne lanie.
Książka w swoim epickim kształcie obfitowała w lirykę i dramaty. Nie wymieniałam co chwilę zakładek frywolitkowych (a mogłam, bo Ola wysupłała frywolitkę na każdą możliwość z tych trzech), bo miałam czwartą, pełniącą rolę hybrydy, którą przeznaczyłam na takie okazje jak biografia.
Ależ ona jest śliczna ta frywolitka!
No proszę, mam tu obok siebie przykład ojcowskiej miłości do dziecka.
Tofik w roli kochającego ojca, który zanim zasnął to zaśpiewał córce kołysankę.
Ten ojciec tradycyjnie zawsze zanim zapadnie w głęboki sen śpiewa takim jakby zardzewiałym mrrrrrr. Sobie!
Książka zapowiada się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńAh ten Tofik, zadufany w sobie!
A najciekawsze odkrywanie rodzinnych tajemnic, dla autorki też odkrywanie!
UsuńTofik w swoim zadufaniu jest najładniej śpiewającym tatą w regionie:))
Ten pierwszy fragment najlepiej świadczy o tym, że wiek niemowlęcy ma wpływ na całe życie. Może mi też Horacego czytali (chociaż nie podejrzewam, muszę zapytać) i stąd się przekornie wzięły moje zapędy do matematyki:) Niezależnie od wszystkiego to Szczepkowska ma osobowość, lubi wsadzać kij w mrowisko:) można się z nią zgadzać lub nie, ale poczytać warto. Kota nie mam a mój pies śpiewa, i to donośnie, tylko przez sen:))
OdpowiedzUsuńDopiero teraz przyjrzałam się Szczepkowskiej i próbuję zrozumieć jej niektóre manifesty, ale ciężko jest. W książce trochę stara się wytłumaczyć, ale nie do końca zgadzam się z jej postawą. Np. nie rozumiem tego, że odmówiła grania w drugiej serii "Domu", bo nie wiedziała jak potoczą się losy jej bohaterki. Przecież to nie byłby jej wybór, ona tylko gra. A może się mylę, jednak nie padły właściwe argumenty jak dla mnie. Ale aktorką jest dobrą!
UsuńWiesz, że chyba to prawda z wiekiem niemowlęcym. Za dużo jej recytował i się uodporniła, zadziałało jak szczepionka.
U mnie psy też górą! Kubuś ma zawsze bojowe sny z biegami w miejscu i odgłosami jak w chińskich sztukach walki. Asza za to ciągle wzdycha, wstaje i sprawdza, gdzie jest Bobek. Żadne za to nie śpiewa przez sen, tak jak Twój pies. No ale jest jeszcze zegar... :))
Jestem pewna, że koty wcale nie sobie tak śpiewają... Nasz Maniek śpiewa tylko w naszej obecności wiec to na pewno dla nas:-) A taka kocia kołysanka to ma dopiero magiczne właściwości! Horacy się nie umywa;-)
OdpowiedzUsuńNa pewno kot opowiada o swojej dzielności i mądrości (niech się wszyscy dowiedzą jakiego mają udanego kota). Z całą pewnością te śpiewy mają magiczne właściwości - zasypiając pogrążasz się w nirwanie kocich opowieści. Jak to dobrze, że kot w gardziołku ma taką maszynkę do mruczenia:))
UsuńSzczepkowskiej nie lubię więc się na książkę nie zdecyduję ale na Tofika mogę patrzeć i patrzeć:)
OdpowiedzUsuńJednak talent pisarski to ona ma, nie mogłam przestać czytać, bo to o ciekawych ludziach i ich losach. Lekka nie jest, ale się czyta z wypiekami, szczególnie pierwszą część :))
UsuńKsiążka na pewno ciekawa. Tofik przesłodki, oj też bym sobie ta pospała.
OdpowiedzUsuńZima minęła, a ten Tofik jeszcze się nie obudził z zimowego snu. Chyba mu na energię dam Red Bulla na spróbowanie:))
UsuńKsiążka mnie bardzo zainteresowała i poszukam, aby przeczytać. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO, to bardzo się cieszę i jestem pewna, że się nie zawiedziesz jeżeli lubisz takie historie. Pozdrawiam:))
UsuńJakbym widziała Majkę. Mówię: nie bierz tej czekoady, zaraz obiad. A ona nie odzywając się patrzy na mnie i liczy, że zajmę się czymś innym, po czym nie spuszczając ze mnie wzroku powoli wyciąga rękę w stronę stołu i jak już sięgnie po czekoladkę to raz dwa wpycha ją do buzi :P No dooobra, teraz już coraz rzadziej tak jest, ale jeszcze ze dwa-trzy lata temu to było normą ;) Szczepkowska jest niesamowita. Lubię babkę.
OdpowiedzUsuńTo, co robi Twoja Majka jest domeną inteligentnych ludzi, musi przecież sprawdzić do jakiego momentu może się posunąć. Ja na Szczepkowską patrzę teraz zupełnie inaczej, mądra babka, jako aktorka to im jest starsza tym lepsza, w starych filmach taka bardziej średnia; a wydaje mi się, że i chyba na urodzie zyskała!
Usuń