Ola ogłosiła szybki konkurs na swoim blogu http://papierolki.blogspot.com/ na odgadnięcie, jakie przeznaczenie ma wypleciony przez nią kosz, którego pokazała fotkę.
Pytanie było z gatunku podchwytliwych, bo odpowiedź znajdowała się w szacie graficznej bloga, na banerku ze zdjęciami. Wystarczyło uważnie spojrzeć, a bywalczyni bloga to już nie powinna mieć z odpowiedzią żadnych trudności. Mimo to nie odgadłam od razu, gapowe tłumaczę sobie zmęczeniem szarej substancji. (Nie ma to jak niezawodny paluszek i główka. Ola z racji wykonywanego zawodu zna na pamięć takie właśnie wymówki, a "zmęczona" to chyba należy do najpopularniejszych).
Na szczęście rano zalśnił dla mnie błysk geniuszu, więc skoczyłam niczym gazela na Oli bloga, żeby sprawdzić, czy ktoś już odgadł zagadkę.
Nie odgadł, hehe, więc zdążyłam z prawidłową odpowiedzią.
Wiedziałam, że trafiłam, ale póki toczyła się gra, to wszystko się mogło zdarzyć; w końcu to było już drugie moje podejście.
Rozstrzygnięcie było jednak dla mnie korzystne i wygrałam!
No dobrze, przyznam się, że trochę spekulowałam, jaką niespodziankę dostanę od Oli.
Niespodziankę! A nie cztery niespodzianki, które przybyły do mnie dzisiejszą, a raczej już trzeba powiedzieć, że wczorajszą pocztą.
Teraz następuje pytanie, czy potrafię ładnie pokazać te prezenty, którymi są frywolitkowe zakładki do książek, tak żeby ujawnić całą ich urodę, i żeby można zobaczyć w nich kunszt i talent Oli, która cierpliwie igłą i czółenkiem wysupłała te piękności?
Nie będę dalej zwlekać, czas zacząć prezentację.
Pierwsza zakładka jest w kształcie aniołka wysupłana nitką białą ze srebrnym akcentem:
Druga taka jak poprzednia, lecz w kształcie serduszka:
Trzecia zakładka cieniowana liliowa jest w takim właśnie kwiatowym kształcie (lewkonii?):
Czwarta cieniowana w pastelowych pudrowych kolorach z przeciągniętą atłasową tasiemką i w kształcie absolutnie ekskluzywnie doskonałym:
Ola napisała, że są to zakładki do przekładania stron. I wycelowała centralnie, bo właśnie potrzebowałam pilnie czterech zakładek. Zawsze mam w czytaniu trzy książki, pierwszą czytam, ale już myślę co to będzie jak ją skończę, więc muszę mieć w zanadrzu drugą. W celu sprawdzenia, czy między mną a drugą książką zaiskrzyło muszę ją zacząć czytać. A to znowu nie takie halo ta druga książka, podejście do trzeciej jest zupełnie logicznym rozwiązaniem.
Teraz mam powód i okazję zacząć przygodę z czwartą. Tak, cztery to idealna ilość! Nie mogę pozwolić, żeby jedna zakładka leżała bezczynnie!
Tak się zrobiło książkowo, pójdźmy tą drogą...
"Mój francuski patchwork" Agnieszka Grzelak
"Po francusku jego tytuł brzmi:"Cygnes reflechis en elepfants", co w wolnym tłumaczeniu może znaczyć "Łabędzie odbijające się jako słonie". Długo tych słoni nie mogłam znaleźć. Widziałam tylko łabędzie, a za nimi powykręcane kikuty drzew. Dopiero po pewnym czasie zorientowam się, że odbite w tafli stawu rozłożone skrzydła ptaków razem z gałęziami w tle tworzą sylwetki słoni".
"Visage paranoiaque" - z oddalenia wydaje się, że to głowa olbrzyma leżąca na piasku, z bliska twarz okazuje się murzyńską chatą z siedzącymi przed nią tubylcami."
Dwa ostatnie obrazy to dzieła Salvadora Dali.
Do prezentacji moich wygranych frywolitek reprodukcji swoich obrazów użyczyli Renoir i Degas, i byli tym z pewnością zaszczyceni!
Gdybym ja jeszcze zdjęcia potrafiła szykownie pstryknąć, to już alleluja i pełnia szczęścia! ale ważne, że Renoir i Degas tak się ładnie postarali ze swoim rękodziełem; zaś na jakość moich zdjęć opuśćmy zasłonę milczenia, na przykład na to, że w białej nitce (serduszko i aniołek) nie widać zupełnie srebrnego akcentu, a ten akcent pełni ważną rolę drugoplanowego bohatera inscenizacji. Uprzedzałam, że sukcesu fotograficznego to raczej nie będzie i niestety miałam rację.
Godne tło dla prześlicznych zakładek:-)
OdpowiedzUsuńSerdecznie gratuluję wygranych nagród!
Dziękuję! Tak naprawdę to zakładki są dwie, a aniołek i serce to zawieszki. Idealne do wieńca wielkanocnego,.... ale Wielkanoc jest raz w roku, a zakładka do książek to całoroczny niezbędnik:))
UsuńPrześliczne te zakładki:) Od przybytku głowa nie boli;)
OdpowiedzUsuńZakładki są zjawiskowe! już wymyśliłam koszulki bezbarwne dla nich, żebym ich nie zniszczyła, bo farba drukarska (u nowych książek) albo kurz (u starych) ... a tak łatwo jest zepsuć doskonałość:))
UsuńCiesze się, że niespodzianki się spodobały a tło do zdjęć to dostały z wysokiej artystycznej półki.:) No i używaj śmiało, bo frywolitki można spokojnie prać (no może nie w automacie:)) tylko potem trzeba je usztywnić trochę krochmalem albo spryskać solidnie lakierem do włosów. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńO, dobrze, że mam "instrukcję obsługi", bo takie koronkowe precjoza najchętniej bym schowała tu pod szkło i używała do kontemplacji. Do czasu aż nie ubrałabym każdej w plastikową koszulkę. Zresztą już jedną przycięłam i dosyć pasuje. Muszę się oswoić z myślą, że nie są z porcelany i nie trzeba się z nimi obchodzić jak z kruchą porcelaną, chociaż tak właśnie wyglądają (nie wiem, czy mi się udało porównanie, haha:))
UsuńGratuluję wygranej pięknych zakładeczek:) ...jak widać, masz szczęście w zgadywankach;) hihi:))) Przy takich zakładkach z pewnością cztery książkowe pozycje będą się przyjemnie "trawić":)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!:)
To prawda, że mam szczęście :)) Chyba będę sobie dobierać lektury pod kątem zakładek. Np. serce - dla ciała (epika), anioł - dla duszy (liryka), lewkonia - literatura faktu (dramat), a pastelowa z atłaskiem to będzie zakładka absolutnie wszechstronna:))
UsuńNo, no, jest się czym chwalić :) Teraz zamiast czytać będziesz podziwiać zakładki :)
OdpowiedzUsuńMogłyby odciągać moją uwagę tak mocno, że nie wciągnęłaby mnie już żadna książka. I wtedy bym odzyskała wolność:)) Dżizas!
Usuń"Wystarczyło uważnie spojrzeć..." no łatwo Ci mówić, jak Twoja szara substancja była tylko zmęczona, a moja chyba wzięła urlop :)) Oczywiście gratuluję, i dobrze, że te piękne zakładki trafiły do Ciebie :) Polecasz tyle fajnych książek i jak zachęcająco :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHaha, pisałam tak z pozycji, gdy już odgadłam, bo wtedy wieczorem wcale taka łatwa zagadka mi się nie wydawała i wszystkie odpowiedzi były dobre))
UsuńNie polecam tak całkiem bez zastrzeżeń i jestem coraz bardziej wybredna, rzadko podoba mi się jakaś książka do utraty tchu. Ale co zrobić, nie ma rady, czytam i nie grymaszę:))
muszę powiedzieć szczerze, że bardzo Ci zazdroszczę tych frywolitek, bo bardzo, ale to bardzo mi się podobają. ale obiecuję sobie, że kiedy znudzi mi się wiklina, to od razu biorę się za frywolitkę ;)))
OdpowiedzUsuńBo jest prześliczna naprawdę. Ja co prawda nie miałam zapędów, żeby samej się brać za frywolitkę, ale teraz to, że się nie wezmę jest pewne jak cholera w średniowieczu!
UsuńZ bliska się przyjrzałam i się za głowę złapałam, wysupłać takie koronki to jest wyzwanie nie do potęgi, ale do sześcianu, ja odpadam.
Szczęście, że wygrałam konkurs, i że Ola ma predyspozycje również do frywolitki:))
Kiedyś, zachwycona frywolitkami, zapragnęłam sama coś takiego zrobić. Znalazłam w necie prostą instrukcję wykonania najprostszego elementu. Niestety, nie przemówiła do mnie ta instrukcja :/
OdpowiedzUsuńCzółenko, supełki - jak to tajemniczo brzmi. Na drutach dość lubię, szydełkiem aby aby. Ale frywolitka... matko! dlatego to takie śliczne, bo zupełnie niewykonalne...:))
Usuń