środa, 2 grudnia 2015

Poprztykałam się

Kobieta z prawej strony to ja (element rozpoznawczy: korale i kolczyki), a facet rozłożony przy stole to mąż (element rozpoznawczy: siekiera i dwa noże).


To nie jest najwyższej jakości przyjemność, do której może służyć mąż, ale nie będę drobiazgowa, a krwawe igrzyska na mężu są wg mnie trochę niedoceniane.. Takie przyjemności też mają swój urok. Opinii mężów oczywiście nie bierzmy pod uwagę (zasztyletowanych bądź nie), bo popsują statystykę.
Tak się ostatnio złożyło, że na przyjemności rękodzielnicze nie mam czasu (na rękodzieło pod nazwą: poprztykanie, to czas znajduję).
Natomiast jest jeszcze czytanie jako przyjemne z pożytecznym, bo służy wyciszeniu emocji, i można je realizować w najdziwniejszych antraktach.
Tak właśnie czytam "Królowe salonów II RP" i w jednym rozdziale znalazłam prawdziwą perełkę do wzięcia na pociechę dla niektórych artystek, które bardzo długo cyzelują swoje dzieła.
Bowiem polska artystka światowej sławy, malarka Olga Boznańska (wydaje mi się, że zbyt mało doceniana w ojczyźnie) pracowała tak:


"...malowała zbyt wolno i 'portrety robiła wprost całymi latami'.
W efekcie 'model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, schudł, musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba że umarł'.
A Boznańska z całym spokojem 'stała tak nieodmiennie całe dni przy sztaludze z nieodstępnym papierosem w ustach'.
A gdy odkładała pędzel, to 'żywiła myszki i kręciła papierosy'.

Jest to relacja Zofii Stryjeńskiej (wielkiej artystki wydaje mi się, że zbyt mało docenianej w ojczyźnie).
Nie wiem, czy obie panie były przyjaciółkami, może jeszcze to doczytam, ale mam nadzieję, że nie.
Z perspektywy widać, że Olga nie miała szczęścia do przyjaciół, opuścili ją w chwili śmierci, natomiast przypomnieli sobie o niej w odpowiednim czasie na rozdrapanie dobytku. Bo został on w całości rozkradziony. I po zgonie Olgi znaleziono w pracowni cztery niewielkie obrazki i kilka bezwartościowych przedmiotów.


"Królowe salonów II RP" Sławomir Koper

Jak widać na powyższym przykładzie przyjaźń między ludźmi toczy się różnymi kolejami i często wykoleja.
Podobno psy są jedynymi przyjaciółmi człowieka; ja bym rozszerzyła spektrum na koty (psy, psy, ale to z kotem mam obrazek do wklejenia, bo kot łagodzi stres, a łagodzenie stresu to jest bardzo  przyjacielskie zachowanie. Moje koty obecnie zajmują się chorowaniem i na tę chwilę to ja muszę łagodzić ich stresy, łącznie z buczeniem kołysanek na kocią nutę).


Kołysanki nie dotyczą Bobka ze względu na problemy z uszami, przecież nie będę swoim buczeniem kopać leżącego. Mój biedny Bobek miał chore ucho, a gdy się z uszkiem poprawiło to przestał brać lekarstwo. Tydzień był spokój, a teraz drugie ucho jest zaatakowane ze zdwojoną siłą, zaropiałe i chyba bolące. Jeżeli ktoś nie wierzy w andrzejkowe wróżby, to mam dowód, że się sprawdzają, bo mój wosk w andrzejki wylał się na kształt kociego ucha. Niektórzy się wyśmiewali, gdy mówiłam, że to kocie ucho, ale moja dusza mi tak mówiła i teraz wyszło, że dobrze mówiła.

20 komentarzy:

  1. Ja nie muszę głaskać, wystarczy, że patrzę na filmik powyżej i od razu czuję się złagodzona i uspokojona:-)
    O Stryjeńskiej słyszałam, choć nie pamiętam już w jakich okolicznościach, o Boznańskiej chyba też... może to było przy okazji czytania o Kossakach...
    Współczuję chorych kotów i życzę im jak najszybszego powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pewno w książce o Kossakach czytałaś o Stryjeńskiej; panny Kossakówny znały się z Zofią, wszyscy oni z Krakowa. To ciekawa i tragiczna postać, szkoda, że tak bardzo zapomniana.
      Dzięki:)) Najbardziej chory jest Bobek (izoluję go od innych), ale już nie odpuszczę, jak będzie trzeba, to będę go szprycować antybiotykiem nawet do Trzech Króli.

      Usuń
  2. Nie mam kota, a chciałbym mieć. W opinii męża duży pies to i tak za dużo inwentarzu w mieszkaniu. Malarka tak malowała jak ja czytam obecnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, wszystko się robi w tempie takim, jakie akurat nam odpowiada. ..
      Popatrz na kwestię kotów z drugiej strony: brak kłopotów z ich chorobami(...chociaż jakiś jeden miły kotek może będzie zdrów jak rydz:))

      Usuń
  3. Niechaj się kotki szybko regenerują, kto jak kto, ale one to potrafią zrobić:)
    Tak, ja prócz psiego głąskania uwielbiam relaks przy kocie...no bo trudno bym swojego owczarka miała na kolanach;))) nie dało by rady :))) a taki kotek, co to nie waży zbyt wiele (zależy który;) to aż przyjemnie gdy wskoczy na kolanka i grzeje swym ciepełkiem, do tego mrucząć kojąco...wtedy może dla mnie nie istnieć nic prócz tego odczucia i ogólnie całego "obrazka":) ..no uwielbiam na nie patrzeć, przyglądać się im, obserwować...mają w sobie moc!:)
    Co do mężów to w moim przypadku jest chyba jakoś inaczej, bo nawet niepamiętam kiedy ostatnio się "poprztykaliśmy":) ..może dlatego, że podobnie myślimy w wielu kwestiach i nie ma powodów..? ..ale co tam, jakby trzeba było to można poszukać jakiegoś błahego powodu;) hehe;)
    Pozdrawiam cieplutko:)
    ..z przewianej wiatrem na dziesiątą stronę małopolski:***
    (tak się porobiło, że i moje ciało zatrzymało w tej aurze, i się teraz docieplam kurując dobrym nastrojem:) ..i psem, i kotem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ja jestem nadopiekuńczą matką zastępczą i za bardzo te dzieciaki moje rozparzone, byle wiaterek i zapalenie całego kota!...(a rzeczywiście u nas w listopadzie cztery wiatry hulały). Z głaskaniem to masz rację, wytwarza się przy tym jakiś mikroklimat dookoła, pełny relaks i lżej się oddycha. W zasadzie bez znaczenia, czy to kot, czy pies. Mimo, że pies nie mruczy, ale i bez tego wiadomo, że jest szczęśliwy. Jakie to dziwne, że kochanego zwierzaka tak łatwo zadowolić serwując mu jedzenie i porcję pieszczot, a kochanego człowieka to chyba odwrotnie. Żadne dogadzanie nie pomaga, bo kochany człowiek chce złote koryto (jak żona rybaka z bajki), właśnie tak jak piszesz: błahostki działają zapalająco, dobrze, że czasem wiadro zimnej wody potrafi ocucić. Ale z cholernym wiadrem też trzeba się nakombinować:))
      Jest w tej chwili cudownie ciepło, i nawet słońce mruga oczkiem;))

      Usuń
    2. :) wielki usmiech sie pojawił gdy przeczytałam o "wiadrze zimnej wody" co potrafi ocucić:))))) no bo wiesz, u nas często się takie wiadro wylewa, ale nie w przeności a dosłownie:))) i woda jest lodowata!:) W ubiegłym roku stosowałam często, teraz czas chyba ponownie sezon zimowy zacząć z wiaderkiem;) W sumie w lecie też laliśmy się taką wodą ze studni, co na upałąch było super wychładzające. Teraz różnica temperatur znacznie mniej różniąca się od tej zewnętrznej, więc... warto:) Polecam:)))

      Usuń
    3. To Ty jesteś! w lato oblać się zimną wodą to owszem, przyjemnie w upał, ale zimą to bohaterstwo. Wiem, że "zimna woda zdrowia doda" i czytałam kiedyś, że gen. Mariusz Zaruski codziennie oblewał się wiadrem lodowatej wody i zachował sylwetkę i zdrowie do później starości (umarł zamęczony w obozie przez NKWD, o ile dobrze pamiętam). W zimie rzeczywiście różnica temperatur między wodą a powietrzem jest zbliżona, to i szok mniejszy...:))

      Usuń
    4. Właśnie, niby szok mniejszy, ale aby przekonać o tym umysł, to już nie jest tak łatwo:)) ale gdy już ten krok się pokona to śmiało!! ..bo żeby tak wyjść na śnieg na golasa...i jeszcze z wiadrem zimnej wody..??:)))) hehehehe:))) normalnie wspaniała zabawa, przełamywanie strachów, lęków i uprzedzeń...pamiętam jak pierwsze razy były trudne...:) ale tak to bywa z "nowościami":)))

      Usuń
  4. No co te koty wyprawiają? Żeby tak stadnie chorować? Dużo zdrówka im życzę! Zachęcona Twoimi wpisami pożyczyłam cztery książki Miłoszewskiego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż cztery? dobra jesteś! ja czytałam tylko dwie, ale obie z przyjemnością.
      Dzięksy za życzenia, Bobinka strzyże uszkiem i zezuje oczkiem, dziękuje po swojemu (głupkowato)

      Usuń
  5. Biedne kotki niech szybko wracają do zdrowia:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! biedne te moje zwierzaki; fakt, że rzadko kiedy wszystkie idealnie zdrowe, a teraz Bobek w czołówce peletonu:))

      Usuń
  6. U w bojowym jesteś etapie pożycia ...a powiadają że kłótnia jest potrzebna by potem miłe było godzenie ;) a u Ciebie książka hmmm i kot ....ja jestem na etapie że mówię do połówki że mnie nikt tak nie wita jak moja sunia ....jedyna najwdzięczniejsza "osoba" w tym domu ;)
    pozdrawiam to i ode mnie pomiziaj za uszkiem niech dobrzeją

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, jestem zawsze w bojowym nastroju, a już kiedyś myślałam, że mi przeszło. Nie przeszło. (tak jak z uszkiem Bobka, najpierw przeszło, a potem się pogłębiło). Coś w tym jest, że kłótnia z piorunami jest czasem potrzebna (piorunami nie powodującymi zgliszcz). Ja też uważam, że moje zwierzęta są najmilszymi przyjaciółmi (szkoda, że dla siebie wzajemnie niekoniecznie). Uszko chyba lepiej, tfu,tfu,tfu za lewe ramię.

      Usuń
  7. Ryby i mężowie głosu nie mają haha :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak to jest, że się człowiek poprztyka, ale w końcu to oznaka, że nie jest nam wszystko jedno, a obojętność jest chyba najgorsza na świecie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! naprawdę zero obojętności. Tylko, że fatalnie, bo każde by chciało nagiąć tego drugiego do siebie. (ja to naginam, jeżeli mnie naginają, bo najlepszą obroną jest atak:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.