(Tylko dziwne jest, że ta osoba czekała z paleniem koszyków do lutego, kiedy słońce absolutnie nie jest zdolne do podpalenia papieru. W lipcu ubiegłego roku jakoś nie ryzykowała z wykładaniem swoich podobno mało udanych koszy na stos z drewnem, nawet pomijając godziny południowe, kiedy jest skwar, bo jeszcze tfu,tfu, by uległy jakiemukolwiek... hm, zniszczeniu, np. rozklejeniu....
A naprawdę to było tak: osoba wykonując to zdjęcie miała chytry plan skorzystania ze sterty drewna, żeby piękno powalonych bali dołożyło artyzmu jej plecionkom).
Kosze, które szybko zapozowały i zostały schowane w bezpieczne miejsce, są przeznaczone dla jednej mojej dobrej znajomej - tak jednej, a koszy jest w ilości pięć sztuk. Pięć koszy! A jeszcze do tego kosze okrągłe, a więc nie musiałam się spinać i kombinować jakby to było w przypadku kwadratowych. Jeszcze na razie nie są barwione, ale będą. Zauważyłam u moich kumpelek, że bardzo im się podobają kosze surowe, niemalowane, ale gdy pytam, czy chcą "saute" czy w oprawie malarskiej, to wcale się nie zastanawiając mówią, że farbowane. Wobec tego rurki splatam nie dobierając ich kolorystycznie.
Jeszcze fragmencik z tej samej książki, co ostatnio.
"Nie ulega wątpliwości, że zaczęliśmy jako kobieta i mężczyzna. To akurat pamiętam bardzo dobrze. Ale jak się przekroczy czterdziestkę, trochę trudno to określić.
Trevor pije tyle piwa, że mogłabym przysiąc, iż zaczynają mu rosnąć piersi. Na moje oko nosiłby miseczki w rozmiarze B. Zresztą ma całkiem jędrne, a nie takie obwisłe. Jak się do nich przywiąże frędzelki, to jest niezły ubaw.
Zaczynam podejrzewać, że on z wolna staje się kobietą. Jak mu się przyjrzeć, gdy leży na boku, to można nawet pomyśleć, że jest w ciąży. Mniej więcej ósmy miesiąc, z dzieckiem ułożonym poprzecznie.
Czasem tak na niego patrzę, jak siedzi na kanapie, i myślę sobie: "Ten facet może w każdej chwili zacząć rodzić, a ja tu sobie leżę. Powinnam już szukać najkrótszej drogi do szpitala."
Szczurenio nie ma humorku, bo myśli, że wszyscy zapomnieli o Święcie Kota, które od rana hucznie obchodzą wszystkie uświadomione koty.
Nasze koty prawie do teraz trzymaliśmy w niepewności (bo sami zapomnieliśmy), ale przed chwilą dostały po dużej porcji bitej śmietany, jak święto to święto.
To by było barbarzyństwo palić takimi koszykami, natomiast same bale dodają uroku koszykom. Przecież to z drewna robi się papier itd więc wydźwięk tym bardziej symboliczny. Piękne koszyki i ja dalej obstaję za niemalowaniem i takowe mam w domu, ale gustibus ...itd Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że malowane wyglądają pospolicie! Barwione kawą, takie kosze mnie zachwycają, ale tu procedurę trzeba rozpocząć od skręcenia rurek z białego papieru, a ja białych nie mam wcale, a kolorowych dużo, więc plotę wiadomo jakie...
UsuńNo i zobacz jaki ładny i symboliczny wydźwięk udało mi się osiągnąć tym zdjęciem :-))
Spokojnej nocki.
Kosze są perfekcyjne:-) Osobiście lubię malowane lakierobejcą...
OdpowiedzUsuńDnia kota nie obchodziliśmy hucznie - sądzę, że nasz kot i tak każdego dnia ma swoje święto;-)
Dziękuję Ci hojną pochwalę, oj, chciałabym bardzo, żeby były perfekcyjne, i nie ustaję w staraniach:))
UsuńCo do kotów, to mają każdego dnia swoje święto i z tej racji, że są kotami, to im się należy jak psu zupa. Każdy kot tak uważa:))
Dzień kota na pewno lepszy niż walniętynki ;))
OdpowiedzUsuńKoszyczki wyszły Ci takie równiutkie. Mnie się czasem trafia, że zrobię krzywusa przypominającego krzywą wieże w Pizie ;)
Wiesz, te moje koszyki lepiej wyglądają, gdy ich nie maluję. Lepiej to nie znaczy, że super. Ale po malowaniu widać wszystkie niedoskonałości, które teraz są mniej widoczne. Pomaluję je, a potem zawsze jestem rozczarowana. Ale będą malowane, co mają być,i wtedy wylizie szydło, albo dwa szydła :))
Usuń..widzę, że mój wczorajszy komentarz ktoś zjadł...bo się nie pojawił...hmm...może jakiś kot??:))) Czy koszyczki nie przeszły zapachem z sosny?:) Nie ożywiczniły się???:)) bo sosna tak ma, że lubi się przyklejać do wszystkiego:))) ..i w sumie to by był dobry pomysł, jakby tak koszyki pachniały żywicznie... mmm....:)
OdpowiedzUsuńSzczurenio ma super minę:)))))
Pozdrawiam cieplutko!:)***
Kociska się rozochociły śmietanką to komentarz od Ciebie też schrupały, bo apetytu im nie brakuje. Co to dla nich taki komentarz, one potrafią całego kurczaka wyjętego dopiero co z lodówki, ukraść (nie wiadomo kiedy), podzielić między siebie (nie wiadomo czy sprawiedliwie) i pożreć na poczekaniu jakby rok nic nie żarły:))
UsuńPięknie kosze by pachniały świeżym drewnem, można by spryskać je mgiełką zapachu sosnowego i wtedy rurki papierowe wróciłyby do swoich korzeni - leśnego ostępu. Piękna historia:))
Ile koszy!!! Super! A kociska proszę wycałować w pyszczki:))) No dobra, może być w policzki;)
OdpowiedzUsuńA my zapomnieliśmy wczoraj o święcie kota (!), to tak jakby zapomnieć o ... nie wiem czy jest jakiś inny ważniejszy dzień w roku:)) Dopiero zobaczyłam Twój wpis,.... a to był już wieczór, haha, a mało brakowało :))
UsuńIle dobra na tym ognisku:) Z niemalowanymi po prostu jest trudniej się wpasować w otoczenie, więc niemalowane są dla indywidualistów, a malowane dla całej reszty. Ta reszta ma w naszym kraju zdecydowanie lepiej, wiec wcale jej się nie dziwię:) Ale mi społeczna teoria wyszła:)) Wszystkiego najlepszego dla Twojej kociej drużyny:)
OdpowiedzUsuńTak, dużo trudniej się wpasować w otoczenie, musi być chociaż trochę... może nowoczesne?, bo w tradycyjnym babcinym pokoiku wygląda nie za zbytnio. Takie mam wrażenie, bo mój koszyczek stoi w jednym takim pokoiku. Może dopełnia złego fakt, że pokoik jest zagracony, a taki koszyczek potrzebuje przestrzeni, żeby go prawdziwie zobaczyć (Mona Lisa w Luwrze ma dla siebie całą ścianę, a wisząc w babcinym pokoiku to nikt by nie powiedział, że to takie arcydzieło). Czyli Twoja teoria jest całkowicie prawdziwa!
UsuńKotki dziękują:))
kosze rewelacja, zaszalałaś!!! ;)))
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo! one w słońcu tak dobrze wyglądały:))
UsuńMój kot miał podwójne świętowanie, w Dzień Kota ma urodziny :) Spałaszował miskę ulubionego mięcha :)
OdpowiedzUsuńTwoje koszyki jak zwykle mi się podobają. Za każdym razem jak je wrzucasz włączam duże zdjęcie i szukam tych nierówności, krzywości i innych dziwactw o których piszesz i... nigdy niczego nie znalazłam :)
Dzięki:)) Ja je tak upozuję i ustawię, że krzywizny są schowane. I tak wydaje mi się że coraz równiej wyplatam, ale idealnie nie jest. Niech chociaż zdjęcie niech będzie korzystne.
UsuńAle fajnie sobie wybrał dzień na urodzinki, i ma święto o podwójnej sile rażenia:)) A ja nie znam dnia urodzin żadnego mojego kota. Tofik swoje dzieci przyprowadził w maju, to może urodziły się w kwietniu... :))
Jakie fajne koszyki :) i jak dużo :) Śliczny ten Twój Szczurek. Moja kotka z okazji dnia kota mogła pospać na kanapie i pozwoliłam jej dotknąć rurki - dwa razy :)))
OdpowiedzUsuńAleż Ty jesteś ! Kociątko ma czekać do następnego święta, żeby znów dotknąć rurki? Do tego czasu zapomni, co to jest rurka i przestanie się interesować wikliniarstwem. To by dopiero była wielka strata dla wikliniarstwa, odpukam zaraz (puk,puk):))
Usuń