Ale jest o rodzinie, więc nie trzeba narzekać i się oburzać na podobiznę mamy i taty. Patrzcie na te kapiące łzy...
W każdej rodzinie jest tak samo. Powiedzonka dla wtajemniczonych.
Jest taki zwrot, który u nas, w mojej rodzinie, jest na porządku dziennym, nie że używany od czasu do czasu, gdy sobie ktoś przypomni. A oto geneza...
Gdy byłam małym dzieckiem i nie znałam znaczenia słów, wtedy tak jak inne małe dzieci pytałam dorosłych, co znaczy jakieś słowo. No i kiedyś usłyszałam zwrot: jak z cebra. Zapytałam dorosłą osobę, co to znaczy.
Dowiedziałam się, i to nawet z naocznym przykładem.
Dorosła osoba wyjaśniła, że "jak z cebra" to znaczy "bardzo duże", a przykładem niech będzie ten deszcz za oknem, który akurat leje jak z cebra. (Potem wytykali mi, że źle zrozumiałam, ale to nie jest prawda. Obudzona w środku nocy mogę zacytować, co znaczy "jak z cebra" w interpretacji dorosłego z mojej rodziny).
Przyswoiłam wiedzę i wkrótce na dzień matki moja matka dostała laurkę z narysowanym czerwonym sercem i napisem kulfonami i na dodatek z błędami jakimiś nieprawdopodobnymi (ale wszyscy odczytali, bardzo dziwne!): dla mamy serce jak z cebra.
No i tak zaczęła się kariera tego powiedzenia, które u nas nie zatrzymało się na "bardzo duży" i określa wszystko inne, co akurat trzeba powiedzieć, a brakuje określenia.
Gdy mówię: Ten chłopak to jak z cebra - to chłopak może być albo udany albo nie. Zresztą zawsze i tak każdy się sam musi domyślić, o co naprawdę chodzi...
Kiedyś przeczytałam u katya, że jej córka jak była malutka i mówiła : "różdżki wróżki" (bo wróżka miała różdżkę), to babcia chciała nakarmić dziecko gruszką, bo dziecko wołało : gruszki gruszki! Pękaliśmy ze śmiechu! (Tak to jest, babcia zawsze usłyszy, że dziecko głodne...?)
Dlatego ten wstęp, bo u Krystyny Kofty w książce "Złodziejka pamięci" jest fragment, jak to funkcjonuje, i że wszyscy mają takie swoje powiedzonka, znane tylko bliskim i dla nich mające wartość wspomnienia, żartu, tego co minęło, ale powraca na tę chwilę.
"... Zapominało się już kto tak mówił, zostawało samo porzekadło, jak zawołanie: "Lełon, łoda!", gdy gotowała się woda na kawę; pochodziło z majątku ciotek, gdzie ojciec spędzał wakacje, i ktoś tak kogoś przyzywał od studni; Lełon, łoda!!!, tak samo zresztą, jak: "Dzień dobry jasnemu panu, przyjechałem po gnój, czy mogę brać?". Jeśli ojciec był w dobrym humorze i żegnał się z jakąś przedwojenną klientką, mówił do niej: "Polecam się po cenach fabrycznych"."
Żart
-Eh...powinienem był ojca słuchać, jak byłem młody. Trzeba było. A
ja durny nie słuchałem.
- A co on ci takiego mówił?
- Diabli wiedzą. Mówię, że nie słuchałem....
Teraz mnie olśniło, że dałam bez sensu tytuł. Z sensem tytuł (i z jaką urodą) to :Złodziejka pamięci. Bo musimy układać i pielęgnować to, co jest tego warte, żeby żadna złodziejka (czy niepamięć) nie miała tutaj łatwego dostępu.
No to już zmieniłam.
:))) powiedzonka mają w sobie siłę, siłę wspomnień..... ach.... :)
OdpowiedzUsuńCo do obrazka na początku Twojego wpisu - no no, dobry dobry jest! ..i jakby trochę nawiązuje do mojego posta;) w każdym razie ten kto czuły będzie czuł:)
Dziękuję za wpis u mnie:****
Pozdrawiam:)
Nie bez powodu zwierzętom są przypisywane ludzkie uczucia, one jedynie nie potrafią mówić naszą mową (my też nie znamy ich mowy, a tacy jesteśmy wyjątkowi), ale inteligencją emocjonalną przewyższają niektórych ludzi:))
UsuńU nas domu wszyscy inteligenci już poszli spać, żeby w nocy nie zaspać i około 1,oo zacząć z nami rozgrywkę "kto kogo przetrzyma" (ostatnio zawsze przegrywamy.... ale podobno z inteligentnym przeciwnikiem to nie wstyd przegrać....:))
:)))
UsuńZgadzam się, że zwierzęta swoją inteligencją (nie tylko emocjonalną;) przewyższają niektórych ludzi:) zwyczajnie jest to prawdą i już:)
Miłego dnia:)
Kiedyś widziałam jak pies złapał zębami chłopczyka za portki i odciągnął od szosy, żeby gnojek na nią nie lazł. Czy pies tak sam z siebie, czy był opiekunem dzieciaka, tego nie wiem. Ale tę scenkę mam przed oczami i już nie zapomnę:))
Usuń..może być że wiedziony instynktem tak zareagował:) ..gdyby tak ludzie mieli kontakt ze swoim instynktem i z niego korzystali... myślę, że po prostu żyło by się lepiej:)
UsuńTrzeba by nauczyć się słuchać instynktu. Ale jak to zrobić, na pewno jakieś predyspozycje by się przydały. Trudne zadanie dla pracy własnej, ale przecież realne :))
UsuńHistorie powiedzonkowe, i te rodzinne i te szkolne i te towarzyskie, ile tego jest..., można by książkę napisać:) Jakoś tak sentymentalnie mi się zrobiło...
OdpowiedzUsuńKsiążki nie znam, ale lubię felietony Kofty, a szczególnie jej podejście do spraw damsko - męskich:)
U nas jak coś się komuś nie podoba, to wystarczy odparować : "W Chorwacji też tak jest" , żeby mu zamknąć buzię. Sprawdziła się ta odpowiedź w ubiegłym roku w przypadku minister Elżbiety Bieńkowskiej na zarzut, że są korki na autostradzie. Bezsensowna odpowiedź (zawsze!), a działa bez zarzutu:))
UsuńA Kofta jest wspaniała i ma takie mądre podejście do tych spraw damsko-męskich! W "Na temat" (w sieci) ma blog "Idźcie z blogiem", chociaż jak dla mnie za dużo tam polityki, a tej nie lubię, przecież nie mamy wpływu na nic politycznego jako szare osoby, tylko nerwów szkoda:))
UsuńAle mnie w sentymentalny nastrój wprowadziłaś z rana... Aż się zadumałam nad naszymi rodzinnymi powiedzonkami... Jest kilka takich:-)
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam taki sentymentalny nastój, bo Kofty książki wprowadzają w trans. Jej felietony są prosto z żywego życia, a książki pisze z nalotem baśniowym, bo takie piękne:))
UsuńW każdej rodzinie są takie powiedzonka. Unikalne zrozumiałe tylko dla nas.Ewentualnie dla wtajemniczonych bliskich nam znajomych. Żarty słowne które rozumiemy tylko my, a inni nie wiedzą z czego się śmiejemy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest takie fajne, że każda rodzina ma swoje własne kody, które są jednocześnie kluczem do wspomnień. Dobrze, gdy jeszcze umiemy wytłumaczyć innym z czego się śmiejemy, bo różnie z tym bywa. U mojej siostry jest powiedzenie "Pusia ciastka nie lizała", gdy komuś się wpiera kłamstwo. (A Pusia to kotka, która wbrew zakazom zawsze się częstuje tym, co na stole, a siostra twierdzi, że Pusia... tylko patrzy).
UsuńFajnie mieć takie pamiątkowe powiedzonka, u mnie nic się nie zachowało :P
OdpowiedzUsuńZachowało, na pewno się zachowało; na pierwszy rzut oka tylko się wydaje, że tak nie jest:))
UsuńJak syn był mały i udało mu się coś robić fajnie, to mówiłam mu - "jesteś niesamowity". Pewnego dnia sam się pochwalił, jak pokonał jakąś trudność - "jestem niesamasowity" :) Uśmiałam się nieźle i do dzisiaj żartujemy o "niesamasowitości" :)) Kiedyś (4lata) zakrztusił się śliną, że oczy zaszły mu łzami i powiedział - "Słyszeliście jak mocno kaszlałem, aż mi się oczy spociły" :))
OdpowiedzUsuńNiesamasowity dużo ładniej brzmi, takie wyrafinowane słowo, chyba Ci je skradnę .... Pomyśleć, że powstało w ustach małego chłopca, popatrz co znaczy młody kreatywny umysł! a ile logiki w "spoconych" oczach, zmęczenie - spocenie. Pamiętam, że "W pustyni i w puszczy" Nel miała spocone oczy, jak próbowała ukryć przed Stasiem, że płakała. Jakie mądre te małe główki....:))
UsuńKażda familia ma takie powiedzonka i różnie fajne wspomnienia. Miło się tego posta czytało i komentarze pod nim też:)
OdpowiedzUsuńDzięki, to Kofta rozbudza wspominki, ona tak pięknie opowiada o swojej rodzinie, tej sprzed lat, że mimochodem myśli podążają w te same rejony:))
Usuń