poniedziałek, 23 marca 2015

Strach waści? nie? hehehe

Nie mam znowu rękodzieła.... ale mam co innego, bardziej fascynującego niż moje wybitnie fascynujące rękodzieła. (Wysoką sobie poprzeczkę postawiłam, co? względem tych moich wybitnych mierzę).
Było to zimą (ale nie trzy dni temu, haha,  tylko w styczniu). W ramach poszukiwania inspiracji wybrałam się do babci na strych. (A serio to poszłam po farbę, żeby babci pomalować jedno miejsce w kuchni).
Tam wpadł mi w oczy stojący zegar, można powiedzieć że szafkowy, a można jeszcze lepiej powiedzieć :małoszafkowy.
Okazało się, że był to zegar dziadka, ...bo to dziadek go nakręcał. Dziadek nie żyje już 10 lat,  i wtedy mniej więcej zegar się zepsuł, przestał działać  i w ostateczności trafił na strych. Babcia nie wyrzuciła zegara całkowicie, a mogłaby przecież, bo zegar urodą nie powala ani nie przedstawia sobą żadnej innej wartości oprócz sentymentalnej (bo to dziadek go nakręcał!).  Ja osobiście babci i dziadka dziesięć lat temu nie znałam, nie wiem jak było, ale samorzutnie wyciągnęłam dwa wnioski, jeden wypływający z drugiego. Że babcia lubiła dziadka i że mogłaby być zadowolona, gdyby zegar został przywrócony do życia.
W związku z tym usłyszałam, że babcia jak najbardziej czyniła starania o naprawę zegara, ale zegarmistrz wydał opinię, że naprawa będzie droższa niż sam zegar,  więc temat naprawy umarł szybką śmiercią. No to ja postanowiłam, że naprawię go swoimi zasobami finansowymi! (co mi tam...)
Zapakowaliśmy więc zegar i pojechał z nami do domu.

 





A teraz do rzeczy.
Opowiem, co ten zegar wyprawia.
Chodzi!  wskazuje punktualnie czas!  i to bez najmniejszej interwencji zegarmistrza. 
Zaczął bez żadnego uprzedzenia wybijać godziny, najpierw nie jarzyłam, co się dzieje, ale w końcu zadowolona go odpakowałam i postawiłam na półce.
No więc wybija godziny! Za każdym razem inną ilość gongów  nie mających nic wspólnego z godziną, a ze swojej puli od jednego do - uwaga -  czternastu uderzeń czerpie bez ładu i składu.
Na przykład na 4,oo dał sześć uderzeń, a godzinę wcześniej o 3,oo  dał ich jedenaście. Robimy sobie z tego zakłady lotto, np. ostatnio dzięki wygranej nie ja czyściłam kuwetę (powiedziałam, że o północy wybije jeden raz, a wybił trzy, czyli prawie to samo).   Taka sprytna bestia z tego zegara, że potrafi nawet dwa razy pod rząd uderzyć tyle samo gongów. Kiedyś w nocy oznajmiał 7,oo dwa razy, a to była druga.
Z dźwięków uderzeń zegara (każde uderzenie od innego kompozytora) można by tworzyć nowoczesne i eksperymentalne utwory muzyczne, które byłyby ozdobą jakiejś Warszawskiej Jesieni. Czasem tak zawodzi jak jakaś zabłąkana dusza w siedmiu kręgach piekła, nic a nic nie przypomina to uderzeń zegara. Wystraszyć się można, jak się obudzisz przypadkiem i go usłyszysz. Bywa, że dźwięki są jakby podwójne, z echem z zaświatów. Zaświaty głównie nocą mają występy (albo echo idzie po komnatach...;) . Zastanawiamy się czy w ogóle oddawać go do naprawy? już nawet znalazłam zegarmistrza z prawdziwego zdarzenia, bo teraz większość ich to tylko baterie umie wymieniać. Ale wolelibyśmy go nie oddawać,  żal stracić zaklętego ducha, tyle śmiechu z nim, że poezja (oczywiście nowoczesna i eksperymentalna).
A babcia i tak jest ucieszona, że dziadkowy zegar nie je, nie pije, a chodzi i bije ...tylko nie wie, jaki to szajbus albo jeszcze coś gorszego...
W każdej poezji jest jednak zawarte trochę prozy, w tym przypadku niestety też tak jest: jeżeli zegar bije nieudziwnionym gongiem jeden jedyny raz, to znaczy, że jest "wpół do".
O "wpół do" nie robi zmyłek i fałszywek.
Taki jest porąbany.
 
 
 
W "Strasznym dworze"  tylko sobie śpiewają, a u mnie cała historia o zegarze to najprawdziwsza prawda jest!!!
 
 
 
 
 
 

17 komentarzy:

  1. Zegar rzeczywiście co najmniej podwójnie sentymentalny. Ja to rozumiem bo też mam słabość do zegarów, zwłaszcza starych i z mechanizmem nakręcanym. Nadają niesamowity klimat, ale tekiego "wariata" to nie widziałam. Fajny jest :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wariat i wcale nie trzeba go brać w cudzysłów:)) Można powiedzieć, że ten zegar jest przykładem całkowitej przewagi treści nad formą, bo formę to on ma pospolitą (widać na zdjęciu), ale jakie szalone życie wewnętrzne:))

      Usuń
  2. :) świetny ten Wasz nowy Lokator :)) ..można by rzec, że taki rozgadany ;))) hihi:))))
    Ja chyba też bym nie oddawała do naprawy, bo to przecie zegar z Duszą je!
    Fakt, jest dość specyficzny, ale...może w tym tkwi właśnie jego urok?:)

    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozgadany i rozśpiewany, ale pełnoetatowy wół roboczy, nie wiem jak on tak długo jeszcze pociągnie. Może ewentualnie dać go do zegarmistrza, żeby go trochę przytemperował... Tylko by się smutno zrobiło, bo ta jego durna specyfika jakoś nas wciągnęła:))

      Usuń
  3. Pewnie do tych dźwięków można by niezłą teorię spirytystyczno - ezoteryczną dopisać. A zegar radzę schować głęboko, bo za jakieś "dzieści" lat będzie nie tylko sentymentalnym wariatem, ale pełnej maści antykiem, a co niektórzy młodsi adepci staroci, niekoniecznie historii, uznają zapewne, że dawniej (czyli dziś:)) to czas mierzono inaczej a nie zegar jest inny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może naprawdę on jakoś inaczej mierzy ten czas? Dzień z nocą nam pomieszał (on!), tylko półgodzinne gongi jakoś stabilizują życie. Ale ile czasu można się w ten sposób stabilizować... Jak się już z niego dość naśmiejemy, a on niczego nowego nie wykmini, tylko będzie odgrzewał swoje stare kotlety z gongami, to naprawdę gdzieś go trzeba będzie zadołować i niech następne pokolenia rozwikłają zagadkę sentymentalnego wariata:))
      Babcię oczywiście się uprzedzi, że sprawa zegarem się skomplikowała:))

      Usuń
  4. Zegar z bogatym życiem wewnętrznym:-)... Tylko Ty mogłaś skonstruować taką niesamowitą i pełną humoru historię o zwykłym (pardon, całkowicie niezwykłym!) zegarze. Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż się zastanawiamy, czy on nie uciekł z Mącznej z zamkniętego oddziału... ale póki nie gania nas nożem dookoła domu, to jeszcze z nim wytrzymamy...ale te jego żarty! że Panie Boże odpuść:))

      Usuń
  5. Fajne są takie stare przedmioty, ciekawe jakie historie ukrywają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziesięć lat siedział na strychu, to teraz świruje. Odbija sobie na nas:))

      Usuń
  6. Ale za to chociaż dobrą datę pokazuje... ?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealny zegar! za wyjątkiem tworzenia własnych upiornych aranżacji muzycznych:))

      Usuń
  7. Bo może ten zegar ma duszę? I kto wie co mu w duszy gra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma, ma, i to chyba bardzo ambitną duszę na tle muzyki gongowej. On tworzy, a wszyscy zachwyceni....

      Usuń
  8. Fajnie mieć taki zegar... U mojej kuzynki jest taki z kukułką i ta kukułka zamiast kukać to trzeszczy, na każdą godzinę przypadają trzy trzaski. A ja mieszkam w samym centrum miasta, tuż przy ratuszu, i ratusz każdą pełną godzinę wybija jak trzeba [choć zdarzało się różnie i bywały awarie, jednak udawało się je usunąć], i po wybiciu pełnej godziny jest jeszcze pozytywka, która miała dawniej głębokie brzmienie, a teraz tej głębi jej brakuje. A co pół godziny zegar w ratuszu bije raz. Tylko że przez te ponad 20 lat mieszkania przy ratuszu tak się przyzwyczaiłam do tego, że nie słyszę/nie reaguję na dźwięk zegara. I czasami 2-3 minuty po wybiciu godziny muszę sprawdzić która jest, bo nie wiem. Taki stary zegar po dziadku fajnie byłoby zakonserwować, póki działa, tylko koniecznie u kogoś kto się na tym zna. A takich ludzi to chyba będzie coraz mniej... Może postarajcie się zrobić z nim porządek, to będzie służył następnym pokoleniom? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, niedawno dowiedziałam się o wckici, zerknij na fejsie, taki czad że nie wiem :P kosztuje stówkę i po kilku/nastu tygodniach wszystie koty załatwiają się to sedesu :)))

      Usuń
    2. Teraz się zastanawiamy jaki wpływ miał zegar na dziadka los, trzeba przy okazji zapytać babcię, czy nie zauważyła u niego pod koniec życia oznak obłędu, a jak nie, to dziwne by było... U nas bezwzględnie najważniejszą postacią w domu jest zegar! Zegar szaleje! Chyba, że szaleje tylko jak jesteśmy w domu, a jak jest sam, to odpoczywa przed zmasowanym atakiem na nas jak przekraczamy próg domu... Odstawia te wszystkie swoje głupoty i nawet jedno cyknięcie u niego nie jest normalne, ale jak recydywisty zawałowca z hipermigotaniem obu przedsionków. Już miałam ochotę podrzucić go z powrotem na strych:)) Albo jednak tak jak mówisz: zreperować:))
      Popatrzę na wckici, to dopiero bym zaoszczędziła sobie na żwirku, a stówka szybko się wtedy zwróci!

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.