Napiszę o sprawie bardzo mnie obecnie absorbującej.
Około dziesięć lat temu (okrągło licząc) przejeżdżałam z chłopakiem przez jakąś wieś i stanęliśmy na chwilę, żeby zrobić zaopatrzenie w sklepiku (głównie chodziło o papierosy, wtedy bez fajek nie było życia) i zobaczyliśmy psa przywiązanego do drzewa.
Czasami pokazują w tv zamęczone psy, ale takiego ludzkie oko nie widziało (tylko moje dziesięć lat temu), a ten pies musiał być katowany od szczenięcia.
Nie miał wcale sierści, ciało poranione i popalone, można powiedzieć dwuwymiarowy szkielet przypominający psa.
Tylko człekopodobne monstrum mogło doprowadzić zwierzaka do takiego stanu, i prawdopodobnie przy poparciu innych ludzi, bo pies siedział na półmetrowym sznurku w samym centrum wsi.
Mój ówczesny chłopak też był mocno przerażony, a on to raczej nie miał czułego serca dla zwierząt.
Zapytałam w sklepiku o tego psa i po rozmowie z kilkoma osobami zdecydowaliśmy się go zabrać (tzn. uprowadzić lub ukraść).
Pies jest teraz w rodzinie mojej siostry.
Fizycznie wyleczony, psychicznie niestety uszkodzony.
Okazało się potem, że jest z niego dość ładny pies, bardzo podobny do Georga Clooney'a (głównie z pięknych oczu, ale też z wyrazu twarzy i ogólnej przystojności), jakby George chciał fajnego dublera, to Parys by się idealnie nadał (najchętniej dublowałby w scenach erotycznych, bo bardzo jest kochliwy, i obeszłoby się wtedy bez wybitnego talentu aktorskiego).
Dalszy ciąg historii dublera dzieje się aktualnie.
Siostra oprócz Parysa ma też kota (dwa koty, ale tylko jeden jest pośrednim sprawcą nieszczęścia).
Moja siostra przygotowując w niedzielę kolację wyjęła z lodówki salami, był to około dziesięciocentymetrowy kawałek ze sznurkiem (sznurek odgrywa rolę pierwszoplanową).
Salami zostało na stole, a siostrę jakiś zły duch wywabił z kuchni (prawdopodobnie był to jej mąż, oczywiście on jak zwykle zaprzecza).
Kot w tym czasie mając krótką przerwę w spaniu wskoczył na stół, bo musiał sprawdzić czy to już czas na kolację i co będziemy jedli.
Salami go nie zainteresowało, więc zrzucił ją na podłogę.
Parys zawsze koczuje w kuchni, więc kaskaderskim chwytem złapał kiełbasę w locie (w zręcznościowych scenach też mógłby dublować G.C.) i bez miażdżenia jej zębami połknął w całości.
Stanęła mu niestety w gardle, ale popił wodą.
Przez całą noc udawał, że śpi, ale minę to miał kota na rogu puszczy.
Rano siostra widząc już, że nieszczęsne salami nie poszło mu na zdrowie, pobiegła z psem do lekarza, a za parę godzin Parys leżał na stole operacyjnym. Bo bardziej nie poszło psu na zdrowie niż ktokolwiek, łącznie z lekarzem pomyślał.
Wyjął mu z gardła kiełbasę, co na sznurku wisiała mu w przełyku, a sznurek przeciął język od spodu. Gdy pies próbował przełykać, to sznurek coraz bardziej przecinał język.
Trzeba było zakładać szycie na okrętkę przez dwadzieścia centymetrów języka!
W dziedzinie psychicznych ułomności Parys między innymi ma taką, że w ramach zemsty za swoje złe lata realizuje pomysł, żeby każde (każde!) jedzenie w swoim zasięgu połykać w jednej nanosekundzie.
Taka oszczędność czasu przy zwiększeniu wydajności.
Siostra do tej pory starała się nad tym panować, ale wystarczyła chwila i nieszczęście gotowe.....
Zaczęłam koszyk, jak dokończę to będę miała temat nie angażując już Parysa w sprawy mojego bloga....
Koleżanka (z myślą o której wyplatam) powiedziała, że jej uczucia do mnie zaczynają skręcać z przyjaznego szlaku na grząskie terytorium;
a w ogóle to wie, że dla innych mam czas pleść, tylko dla niej nie. Stara śpiewka. Z prostym tekstem. Ale działa.
Biedny Parys :/ Za to jeśli chodzi o G.C. to chętnie odtworzyłabym z nim wszystkie jego sceny miłosne... On jest przeboski! Właściwie to zauważyłam, że z wiekiem podobają mi się coraz dojrzalsi mężczyźni. To co wyplatasz, pleciesz i przeplatasz, jest cudne. Ja tak nie umiem, nie miałabym cierpliwości do papieru. Miałam kiedyś dziadka, a właściwie był to dziadek siostry stryjecznej mojego ojca, który mieszkał na wsi, gdzie spędzałam jako dziecko wakacje. I ten dziadek wyplatał kosze z wilkiny. I opowiadał o wojnie. Można było go słuchać godzinami.
OdpowiedzUsuńJak ja będę już czyjąś babcią, to chciałabym, żeby ktoś powiedział, że ta babcia wyplatała pięknie wiklinowe kosze (co, pomarzyć sobie chciałam...) i opowiadała o jakichś potyczkach,... i godzinami nie dopuszczała nikogo do głosu. haha, eee, to nie byłoby o mnie.... Naprawdę to cierpliwość jest potrzebna na początku nauki, bo potem to już czysta radość. Albo czysta złość, gdy coś, cholera, nie wychodzi:))
UsuńA na początku to nawet rurki nie umiałam skręcić i dumałam, jak ci koszykarze to robią, nie dość, że skręcą rurki, to potem muszą z nich coś wypleść!
Mam tak jak trzeba pruć coś, nad czym się wystarałam, ale np. niechcący przyszyłam lewą stroną do prawej :P
UsuńTeraz kręcę rurki bezmyślnie byle szybciej i żeby bez żalu wyrzucać, jak coś się źle wyplecie. A i tak szkoda - czasu zmarnowanego:))
UsuńSzkoda Parysa, mam nadzieję, że jezyk się dobrze zrośnie.
OdpowiedzUsuńLekarz powiedział, że jeżeli napije się normalnie wody to uruchomi język po operacji, i już wszystko będzie dobrze:))
UsuńRzeczywiście bestialstwo, i że nikt w tej wsi nie zareagował - szok. Miał szczęście, że go uprowadziliście.
OdpowiedzUsuńNo to go kot uraczył kiełbasą i sznurkiem :) Dobrze, że wróci do normy - może zmieni maniery przy stole, tzn. przy misce :))
Oczywiście koszyk pokażesz - dobrze się zaczyna :) pozdrawiam :)
Ja też nie potrafię pojąć takiej znieczulicy, dobrze że chociaż nikt nie zawołał kata, że mu ofiarę ktoś kradnie, z tego się przynajmniej cieszę!
UsuńParys zmieni maniery?? przez tyle lat uchodziły, to teraz byle sznurek mu niestraszny. Ale siostra mówiła, że o ile zawsze bał się lekarzy, nawet na spacer nie poszedł w stronę lecznicy, to widać było, że tym razem rozumiał, że idzie po ratunek do białego fartucha:))
Niewątpliwie historia na film się nadaje, więc ten G. C. jak najbardziej w temacie.Mam nadzieję, że będzie z happy endem bo strasznie mi żal psiaka. Czasem też z trwogą patrzę jak mój pies połyka co niektóre smakołyki w całości, na szczęście takich sensacji nie miałam przyjemności doświadczyć. Czekam na koszyk:)
OdpowiedzUsuńTy masz rację, nawet mini serial jakiś reżyser hollywoodzki by nakręcił, a Parysa mógłby zagrać George Clooney, aż się prosi, bo przecież są nie do odróżnienia.
UsuńA wiesz, że lekarze nigdy jeszcze się nie spotkali z takim przypadkiem, nagrali filmik i to oni uczynią Parysa sławnym, może jeszcze będzie stąpał po jakimś czerwonym dywanie.... (no ma chłopak te swoje pięć minut)
U mnie tylko Kubuś zajada dystyngowanie, reszta to barbarzyńcy, ale Parys wymiata każdą resztę:))
Historia Parysa mrozi krew w żyłach. Niech psiak zdrowieje!
OdpowiedzUsuńDenko zapowiada piękny koszyk:-)
Pije wodę i jakiś preparat białkowy w płynie. Też na wariata. Powiem siostrze, niech go nie stopuje, niech sobie dalej ćwiczy szybkość, to będziemy mieć reprezentanta olimpijskiego, trzeba mu tylko wybrać dyscyplinę....
UsuńNo cóż, choć piękne kosze pleciesz, naprawdę, to Twoje opowieści-potyczki przyćmiewają wszystko!!! Uwielbiam je!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, że tak napisałaś! A swoją drogą ciekawe, czy jakbym zatutułowała blog "prostą drogą bez potyczek" to może łatwiej by mi szło w rękodziele? taki tytuł jako wróżba samo spełniająca!
UsuńHistoria w sumie jak z filmu. Parys miał dużo szczęścia, że na w Was trafił. Mówi się, że nie dla psa kiełbasa i jak widać to prawda. Tylko trzeba mówić, że nie dla psa kiełbasa bo sznurek. A tak serio to dużo zdrowia dla biednej psiny. Niech się szybko wykuruje.
OdpowiedzUsuńGdyby nie sznurek to nie byłoby żadnego nieszczęścia! on już tyle żarcia w różnej postaci wciągał jak jakiś odkurzacz przemysłowy, i nawet nie miał czkawki. A w ogóle to powinno się zabronić sprzedaży kiełbasy razem ze sznurkiem, żeby inny nienormalny pies się na tym sznurku nie powiesił wzorem Parysa.
UsuńParys, badz dzielny i nie taki zachlanny.Pieknie napisane. Sprawca calego nieszczescia byl naturalnie kot.Jak zawsze i wszedzie,.Koszyk bedzie swietny..
OdpowiedzUsuńTen kot to jest taki potwór, że możliwe, że sobie zaplanował wyeliminowanie Parysa (morderstwo upozorowane na wypadek), a tu my obwiniamy sznurek, który jest tylko narzędziem zbrodni!
UsuńKot dla niepoznaki ma imię Pusia:))
Biedny Paris oj tak się nie fortunie skończyło jego łakomstwo. Widać, że ma uraz i dlatego się tak zachowuje.Tego pewno się już nie zmieni. Miał szczęście, że na Was trafił. Zrób mu zdjęcie kiedyś i życz mu zdrówka. Będzie dobrze, musi być. Koszyk oczywiście fajnie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńWiesz, że ten pies to wtedy pewnie za godzinę już by nie żył, nie miał siły stać ani siedzieć, tylko się przewracał. Ale był młodziutki, weterynarz powiedział, że ten pies chce żyć, i że wyjdzie z tej opresji. A w książeczce zdrowia napisał mu rasę: wilczur. Zwykłemu kundlowi! pies był tak zamorzony, że aż szlachetnie wyglądał. Imię też dostał na poczet tej urody:)) ale i tak bardziej do niego pasuje Dżordż:))
UsuńMój pies też tak chapał, łykał nawet nie gryząc. Strasznie spasły był, a ciągle o jedzenie żebrał. Wystarczyło w kuchni lodówkę otworzyć i już było słychać stukot psich łap po podłodze :) Też się załatwił w ten sposób, znalazł jakąś starą kość i chaps, potem ledwo go odratowali.
OdpowiedzUsuńWłaśnie lekarz najpierw podejrzewał, że mu kiełbasa stanęła gdzieś tam, jak gdyby kość, ale z pewnością nie w przełyku. Powiedział, że w przełyku to nie jest absolutnie możliwe i pies by na pewno się natychmiast, albo za małą chwilę udusił. A tu niespodzianka...
UsuńCo jest z tymi psami?!