Wczoraj widziałam taką scenkę rodzajową:
Dzieweczka jak landryneczka (taka słodka, że tylko do schrupania) wybiega w podskokach z domu, biegnie do leżaka, który na trawniczku w półcieniu czeka rozłożony i lokuje na nim swe dziewczęce wdzięki.
I nagle jak spod ziemi zjawiają się kawalerowie (niewykluczone, że niektórzy żyją w konkubinatach, ale jak to mężczyźni, zawsze gotowi). A wszyscy piękni, dorodni, a jeden to nawet egzotyczny Tajlandczyk ze smutkiem tropików w oczach...
Po chwili milczącego skrępowania, jeden odważny chłopak podchodzi kilka kroków do dzieweczki, chce chyba zacząć nawijkę, ale nie zdążył zacząć, bo jak z procy wystrzelił z domu ojciec dzieweczki, jednym skokiem wylądował na trawniczku, sprał chłopaka po pysku, dzieweczka dała dyla, chłopcy się rozpierzchli.
Bo nikt nie spodziewał się, że panienka ma ojca wariata.
Panienka raczej to wie, ale wciąż ma nadzieję, że mu przejdzie wariactwo.
A ja potwierdzam, że Tofik to naprawdę wariat!
Mała Mi ma szalone powodzenie, chłopcy zlatują się do niej z całej dzielnicy, (syjama to pierwszy raz na oczy widziałam, może nie prosto z Tajlandii, ale w sąsiedztwie nas to chyba on nie mieszka).
Nawet nie podejrzewałam, że tylu w okolicy dorodnych panów-kotów mamy.
Ale cóż, Tofik ma swoją specjalną misję: zachowanie dziewictwa córki do końca życia (życia tego, kto pierwszy się zawinie, córka albo ojciec).
No i nie wiem, czy uda się zrealizować plan, żeby Mi miała jeden jedyny raz śliczne (takie jak ona) kocięta, zanim zostaną jej odebrane macierzyńskie możliwości.
Może powinnam zaplanować jakąś strategię... bo ruja skończy się na niczym, przez pomylonego ojca stróżującego przy córce.
Trudna sprawa.
Malutki skrót:
Stado owiec znajduje swego pasterza George'a z wbitym szpadlem w brzuch, tak, George nie żyje.
Owieczki, dla których do tej pory najważniejsze było jedzenie i własne towarzystwo, teraz czują się w obowiązku znaleźć mordercę pasterza najlepszego z możliwych, który był ich własnym pasterzem.
Bo na przykład czytał im książki: takie miłe o rudowłosych Pamelach, albo takie straszne o chorobach owiec, a do tego obiecał swoim owieczkom podróż do Europy.
No to teraz możecie sobie wyobrazić opowieść kryminalną prowadzoną z punktu widzenia owiec, z ich owieczkową logiką, zupełnie odmienną od ludzkiej, i popatrzeć sobie na nasz świat widziany oczami owiec.
Owce prowadzą śledztwo, zmagają się z błędnymi przesłankami, mylnymi tropami, ale rozwiązują zagadkę! i to w tym samym czasie co policja.
Książka ma podtytuł, że to kryminał filozoficzny, chyba dlatego, że dzięki owcom dowiadujemy się różnych rzeczy o sobie, np.: "Problemem nie są nogi, oczy czy usta. Problemy są zawsze w głowie".
Jeżeli lubicie książkową lekką i szybką rozrywkę, ale i trudną sprawę do rozwikłania, to "Sprawiedliwość owiec" Leonie Swann - będzie akurat.
"Sir Ritchfield postanowił policzyć owce.
Był to żmudny proces.
Ritchfield umiał liczyć tylko do dziesięciu i to nie zawsze, musiały więc stać w małych grupkach.
Dochodziło wtedy do sprzeczek, bo niektóre twierdziły, że ich nie policzył, podczas gdy on twierdził, że policzył.
Każda bała się, że ją przeoczy, ponieważ owca niepoliczona mogłaby zniknąć.
Niektóre przenikały ukradkiem do sąsiedniej grupy, żeby policzył je dwa razy.
Sir Ritchfield beczał i parskał, wreszcie doszedł do wniosku, że na pasionku jest ich w sumie trzydzieścioro czworo".
Oto Mi-Landryneczka zasnęła, bo wszystko jest ważne, łącznie z miłością, ale najważniejsze to się uczciwie wyspać.
Dzisiaj postanowiłam Was zamęczyć trudnymi sprawami rozmaitego rodzaju.
No to zostawiam Was z trudnymi sprawami, a sama idę sprawdzić, czy nie ma mnie w kąciku szyciowym.
(W piątek zaczęłam zmieniać kształt kieszeni w dżinsach z płaskich na odstające z klapką, przydałoby się zakończyć już triumfalnie to ambitne krawiectwo, ale trudna sprawa...).
No i wkręciłaś mnie :) w opowieść o Landrynce alias Małej Mi - chciałabym zobaczyć Tofika w akcji :) Rzeczywiście trudna sprawa z macierzyństwem Mi - u nas nie ma tego problemu, bo sterylizacja (nie mamy Tofika :))
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam fajny kabaret - sparodiowali "trudne sprawy" - kapitalnie im to wyszło :)
Chyba skuszę się na tą "Spawiedliwość..." - zmierzę się z owcami :)) Pozdrawiam :)
Tofik w konfrontacji z adoratorami Małej Mi, to nie jest nasz miły Toficzek, to sto demonów w furii! Co on sobie kombinuje w tej małej główce, chyba chce rozpirzyć na cztery wiatry całą osiedlową kocią kawalerkę, żeby ustrzec Mi przed macierzyństwem. Może nie chce zostać młodym dziadkiem? głupi Tofik...:)) Nie widziałam tego kabaretu, ale wyobrażam sobie jakie to musiało być fajnie, bo temat rewelacyjny!
UsuńLektura zapowiada się bardzo ciekawie, choć nie jestem pewna, czy to rzeczywiście punkt widzenia owiec został ujęty - filozoficznie pragnę zauwazyć, że napisał ją jednak człowiek, choć fakt, że ten człowiek jest kobietą pozwala wierzyć w rozwiniętą empatię:-)
OdpowiedzUsuńWczoraj u dr Housa padło takie stwierdzenie - dwie rzeczy potrafią doprowadzać nas do szaleństwa: pieniądze i seks, ale tylko w drugim przypadku możemy przy okazji załapać coś paskudnego. Może Tofik wie co robi, cnota się opłaca:-)
hahaha, House to jak coś powie! Ten serial też by śmiało można opisać jako filozoficzny, a przy okazji popularno-naukowy, bo tyle ciekawych medycznych tematów porusza!
UsuńŻe ta książka to powieść filozoficzna, to wydaje mi się jest taki zabieg marketingowy. Zwierzęta jako główny bohater to już jest dziwnie, a może być jeszcze dziwniej, jeżeli okaże się, że zwierzęta same z siebie wygłaszają filozoficzne sentencje:))
Ojciec jak najlepiej chce dla swojej córeczki, w końcu kocięta żadną koniecznością nie są, a nawet to i lepiej, żeby ich nie było :) W końcu chorób z tego może być masa, a i kociąt tej wiosny wiele się pojawi, a wszystkie będą chciały znaleźć ciepły kąt :) Ojcowska miłość i troska nie zna granic!
OdpowiedzUsuńOj, są taką koniecznością! marzymy o małych kociętach! i do pioruna z Tofikiem, niech sobie idzie własne życie układać (jeżeli go jeszcze jakaś zdesperowana kicia zechce), a nie się wtrąca w życie dorosłej córki.... Oj, tak dawno już żadna kocia sierotka się nie pojawiła na mojej drodze..., a może jest koci niż demograficzny? haha, myszy i szczury to na pewno nie mają niżu:))
UsuńNiesamowity jest ten Twój Tofik. Ciekawa jestem tych zmienionych kieszeni. Mam nadzieję, że je pokażesz.
OdpowiedzUsuńTofik od początku swojego ojcostwa jest niesamowity. Przyprowadził do swojego domu maleńkie dzieci, żeby się nie tułały jak sieroty, bo ojca mają! I to nadopiekuńczego, głównie dla Mi (jej brat Bobek to pupilek wilczycy)
UsuńTak, tak kochana, żeby babcią zostać to trzeba sobie najpierw zasłużyć:) Wcale się Tofikowi nie dziwię, taką cudowną pannę to byle komu oddać nie można. ten sposób liczenia owiec to mi sie podoba, bo ja zawsze miałam problem z policzeniem dzieciaków na wycieczkach bo stale się wierciły a tu w dziesiątki ustawić i tylko resztę policzyć, genialne w swej prostocie:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam zamiar przechytrzyć Tofika! Zamknęłam już na noc kocie towarzystwo w domu, tylko Małą Mi złapałam za kołnierz (ale głowy jej nie naruszyłam) wywaliłam na dwór ze słowami: do zobaczenia jutro. Nie ma innego sposobu, żeby w lato mieć maluszki. Muszę być babcią! zasłużę się później pomocą przy niemowlakach!
UsuńRany, z ludzkimi dziećmi to jedno wielkie wyzwanie, nawet wycieczka to wyzwanie, bo gotowe się pogubić!
Kotki..., tylko kotki:))