czwartek, 4 czerwca 2015

Czujemy się najlepiej we dwie






"Czujemy się najlepiej we dwie.
Bez towarzystwa naszych mężów.
Para na parę - to okropny rodzaj spotkań, rzadko są udane, choć i to się zdarza, ale i tak gadamy osobno, oni o swoich sprawach, my o swoich.
- Szkoda, że kobiety nie mogą się wiązać, mieszkać razem, ożenić się... Chciałabym być z tobą na co dzień, ale bez seksu - mówi Fausta.
- Bez seksu? Nie wiem, czy to możliwe, podobasz mi się - mówię i śmiejemy się.
- Seks wyłazi mi uszami - odpowiada z westchnieniem.
Wierzę jej.
Nie dziwię się.
Znam Filipa.
To cud, że tak długo był sprawnym mężczyzną.
Biedna Fausta miała pecha, bo w tym czasie powołano do życia niebieską, jak niebo impotenta, viagrę."

Faustyna, czyli Fausta, poznaje Bognę w szpitalu,  Bogna tam leży po operacji guza, a Fausta dogląda męża.
Bogna jest pisarką, próbuje swoim analitycznym umysłem zrozumieć dlaczego Fausta zgodziła się na małżeństwo ze starszym od siebie o czterdzieści lat mężczyzną. 
To małżeństwo miało taki początek: pan Filip kupił  Faustę, gdy dziewczyna miała czternaście lat (a spędziła te lata w menelskim domu z matką alkoholiczką).
Na dwa lata oddał ją do szkoły klasztornej. Następnie poślubił i uczynił matką dwojga dzieci.
Posiadł jej ciało, kształtował światopogląd, dbał o rozwój umysłowy, otaczał bogactwem, ... i tak przez trzydzieści lat.
Teraz wszystko się zmieni, bo mąż umiera, i Fausta pragnie jego śmierci, chce rozpocząć swoje własne życie, idealne.
Książka jest taka, jaką wielbię u tej pisarki. O psychice i seksualizmie, miłości i przyjaźni, młodości i starości, cierpieniu i śmierci. Tyle tam wątków i mrocznych tajemnic. A przeczytałam szybko jak z bicza strzelił, bo nie mogłam jej porzucić w połowie zdania (pechowo zawsze natrafiłam na połowę zdania!).
Nie polecam absolutnie na poprawę humoru, nie ta kategoria, bo opowieść ta jest owiana smutkiem, nie daj Boże po przeczytaniu zacząć się zastanawiać nad sensem życia i światem dookoła...
Ale jest to literatura naprawdę piękna, bo pięknym językiem napisana, a Kofta zgłębiła magię słowa i czaruje, niczym jakaś czarnoksiężniczka.

Nie mogę Was porzucić w minorowym nastroju, którym otoczyła Kofta, a ja za nią go powtórzyłam, więc wyszperałam taki obrazek, co powinien zbalansować smutek.
(Obrazek związany tematycznie jest w ten sposób, że jutro, dzisiaj! kościelna msza się nisko kłania).



Nie, jeszcze się nie zaczęła, bez paniki!!!

Coś czuję, że mnie to nie wystarcza i znowu muszę cicho się przemknąć do lodówki po kubeczek lodów, a mam ich spory zapasik. Tylko, że .... choćbym rozłożyła skrzydła i sfrunęła prosto na lodówkę , to wszyscy współmieszkańcy (wszyscy!) jak na komendę się obudzą i przylunatykują do kuchni jak jeden mąż i jedna żona. 
Jak na złość zdążyli akurat zasnąć, co nie przeszkodzi im za chwilę, jak na złość się obudzić....
Że też człowiek nie może  w spokoju i w tajemnicy zjeść solidnej porcji cukrów prostych, co czekają na człowieka w lodówce!
No dobra, głęboki oddech, idę...

16 komentarzy:

  1. Czytałąm tę książkę jakiś czas temu, ale wywarła na mnie tak duże wrazenie, że ciągle pamiętam wiele szczegółów. Zakończenie zaskakujące. Nie wiem, czy ta ksiażka niosła ze sobą jakiś przekaz, co nam tak naprawdę autorka chciała powiedzieć, ale udało jej się perfekcyjnie przykuć moją uwagę do opowieści :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Tobie też ta książka siedzi? we mnie tak samo się wryła, długo jej nie zapomnę, takie tematy tam skomplikowane, a czyta się piorunem. Jak ma pisarz ostry pazur, to efekt jest, a jeszcze do tego rzeczywistość książkowa to nasza rzeczywistość, to nam najbliższa. Teraz znajdę coś mniej mrocznego jednak:))

      Usuń
    2. Ale jakbyś chciała coś mrocznego jednak, to proponuję "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator :-)

      Usuń
    3. O rany! czy wiesz, że właśnie mam przed sobą książkę Joanny Bator, ale nie tamtą, tylko "Wyspę łzę". Dzisiaj się za nią biorę:))

      Usuń
  2. To ja może na razie sobie odpuszczę książkę, bo rozważania nad sensem życia chwilowo nie dla mnie, chociaż Koftę uwielbiam i podziwiam, nie tylko za jej pisanie:) Cukry proste jak najbardziej, mimo że (podobno) nie powinnam, tylko jaki sens ma życie bez chwili przyjemności:)) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpuść, ani się waż czytać... Mimo, że taki wesoły gorący dzień, a ja w środku całkiem skostniała... A te cukry proste są najlepsze, nie do przecenienia! No i jeszcze mam teorię co do śmieciowego jedzenia: wspaniały wynalazek, bo jest to też pokarm dla duszy (moja dusza je uwielbia):))

      Usuń
  3. Dzięki za polecenie. Jeszcze tydzień i będę miała wakacje. Może w końcu poczytam coś dla przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wakacje od dwóch szkół! to lepiej je uczcić nicnieróbstwem, a nie zaraz się rzucać na książki (nie podręczniki, ale i tak źle się kojarzy:))...)

      Usuń
  4. Rozważanie sensu życia nie jest na ten moment dobrą rzeczą, w moim przypadku. Czuję się taka radosna, taka naładowana dobrymi emocjami, jakbym czegoś wesołego się najadła ;) Sens jest zawsze, a świat dookoła jest niesamowity. Czy to suplementacja żelazem sprawiła [bo miałam okropne anemiczne doły :P], czy też Grażynka [jakie to kochane!!!], ale pyłki mi niestraszne [choć mimo leków czuję że na mnie działają], jest dobrze, a co będzie to będzie. Uściski! :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczyło, że przeczytałam te pierwsze zdania... bo słowa mają taką moc, że wystarczy powiedzieć, albo przeczytać, że sens jest zawsze, a świat piękny, i taki się staje. A w ogóle to z życia powinno się czerpać tyle dobrego, ile aktualnie można! Zawsze coś tam się wyrwie dla siebie:))
      Pyłki wzięły w swoje szeregi Grażynkę, żeby uderzyć w Ciebie z podwójną siłą!
      A z drugiej strony żelazo i mruczando na dobranoc i dzień dobry, cukier w cukrze... :))

      Usuń
  5. Gdybym miała wydawnictwo, zatrudniłabym Cię :)) Bardzo lubię Twoje książkowe wpisy :) Fragment intrygujący, chociaż ostatnio wolę literaturę "łatwą, lekką i przyjemną", albo popularno-naukową - lubię historię. Nie mam ulubionego okresu historycznego, każdy jest interesujący.
    Odniosę się teraz do obrazka - ta pani (początkująca alpinistka ?) chyba zgubiła swój berecik :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popularno-naukową uwielbiam! historyczne eseje uwielbiam! też nie wiem, który okres historyczny najbardziej mi leży, jak ciekawie zaserwowane, to wszystko się łyknie i jeszcze obliże:))
      A może to jakiś alpinista przebrał się w spódnicę, uwiesił na ściance i szpanuje jako siwa początkująca alpinistka bez beretu... (jak to napisałaś, to mnie olśniło, że nie ma beretu przecież, o, zgrozo:))

      Usuń
  6. Dobrze, że ostrzeżenie dałaś, bo jeszcze byś miała kogoś na sumieniu :P Póki co siedzę w lekkich pod względem treści książkach, ale tą dodam do swojej listy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co.... lekko się ją czyta, zaczynasz i natychmiast jesteś w głębokim nurcie. Właśnie to jest cała Kofta, o ciężkim kalibrze - językiem lekkim jak piórko!

      Usuń
  7. Ciekawie u Ciebie, zmuszasz gościa by przystanął na chwilę, pomyślał. Podoba mi się także Twoje poczucie humoru. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za pochwałę! Spokojnej nocy:))
      (Bo specjalnie szukam jakichś fotek, żeby rozweselić towarzystwo:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.