W dzieciństwie przeczytała dziennik Krzysztofa Kolumba i zatęskniła za szerokim światem.
Teraz będąc mocno dorosłą osobą zdecydowała, że nadszedł upragniony czas, żeby wraz z mężem rozpocząć podróż.
Ważnym rekwizytem w tej podróży jest "biblioteka na kółkach", czyli książki związane tematycznie z każdym z odwiedzanych krajów.
No i tak podróżują, a Frances z każdego kraju wyciąga esencję, którą podaje nam do smakowania. Są tam kulinaria, krajobrazy, historia i dużo codziennego życia....
...jak również są ciekawostki ogrodnicze, bo to dla mnie są ciekawostki, bowiem ogrodniczką jestem od przypadku do przypadku.
"Grządki truskawek, agrestu i maliny wyglądają tajemniczo pod draperiami z siatki rozpiętej na palach, których wysokość pozwala na swobodne przechodzenie podczas zbierania owoców.
Wszystkie krzewy są podścielone słomą, żeby liście nie dotykały ziemi.
To w Anglii zrozumiałam, że nazwa stawberry - truskawki - pochodzi od tej metody.
W Bramasole zastosowaliśmy ją w tym roku i od razu mieliśmy dwa razy większe plony.
Poza tym przystrzygliśmy sadzonki w marcu i dzięki temu zaczęły na nowo owocować."
"Rok w podróży" Dzienniki pasjonatki Frances Mayes
Czasami zdarza mi się (od przypadku do przypadku) przetwarzać plony.
Zerwałam aronię, zasypałam cukrem, postawiłam na ogień, często zakręciłam łyżką.
I po kilku godzinach stałam się szczęśliwą posiadaczką dużego cukierka aroniowego zamkniętego w słoiczku.Miał to być zwykły dżem, ale zrobił się cukierek, nie wiem jak go będę wydobywać, bo się przecież skawali. Na pewno się skawali, bo gorący był już skawalony. Mimo wszystko mam powód do radości, bo nie przypaliłam, .... książka "Rok w podróży" (którą akurat czytałam) nie jest kryminałem, który odbiera czytelnikowi zmysły, że tylko by pędził do finału, lecz jest nieśpieszną turystyczną opowieścią, ciekawą, ale bez spinki.
Ogrodniczką przypadkową, kuchareczką przypadkową, ale brygadzistką jestem pełnoetatową!
Remont ma się dobrze, rozkwita jak róża, (właśnie wszedł w fazę montowania kabiny prysznicowej) przesyła gorące pozdrowienia....
Jeszcze jakieś dziesięć miesięcy i wyklaruje się czarna komedia pt. Rok remontu. Dzienniki brygadzistki. (Rany, tylko szczęśliwemu przypadkowi zawdzięczam, że woda z mojej łazienki jednak nie zalała parkingu... )
Chętnie bym po taką niespieszna podróż sięgnęła bo ganiam ostatnio co tchu, może dlatego etap kabiny mam za sobą, czekam na umywalkę;) W zasadzie jak bym napisała książkę życia o swoich przetworach to wyszłaby mi nowelka niespieszna, ja nawet skawalonych przetworów nie umiem;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWrzuć owoce do gara, dodaj dużo cukru, gotuj, a głównie odparowywuj na małym ogniu aż do skawalenia! przepis sprawdzony:))
UsuńKabina stoi, ale to nie znaczy, że wszystko z nią gra; tyle, że sukces, bo woda wyciekała, a już nie wycieka.(Ale i tak brygadzistka sobie mocno nagrabiła, bo będę hejtować jej usługi:))
:) czyli u Ciebie nadal wesoło! :) i tak trzymaj :)
OdpowiedzUsuń..a koty nie pomagały w mieszaniu łyżką? ..a może leniuchowały w jakimś chłodku niczym sie nie przejmując...?
Koty to mają królewskie życie - mój Kokosik właśnie rozłożył sie na dwóch stołkachw kuchni, ale wybaczam mu i chętnie przyłożę jeszcze trzeci, bo cos od kilku dni markotny i smutny taki jakiś...oby wrócił do swojego dawnego zachowania, bo się już stęskniłam za nim:*
Serdecznie pozdrawiam brygadzistkę:) ..i ten dziennik pisaj pisaj, może książka powstanie ku pokrzepieniu ludzi zakurat remontujących u siebie conieco;)
Zgadłaś, koty i psy pochowały się, ...sama ich zniknięcie skwitowałam, że przetrwać upał w futrze to trudne wyzwanie dla zwierzaka (ale był też głos w dyskusji, że futro jak futro, ale przetrwać ze mną czas remontu, to dopiero jest wyzwanie nad wyzwaniami; ...oczywiście to złośliwe pomówienia są).
UsuńNiedobrze, że Kokosik markotny, a może w kuchni trafią do kociego pyszczka jakieś smakołyki na kocie smutki...i jutro rano przywitasz nie Kokosa, tylko wesołego szczygiełka:))
:) czyli koty nie dość, że z futrem muszą wytrzymać, to jeszcze z remontem i brygadzistką mówisz..?;)
UsuńZastosowałam Kokosowi terapię naturalną, do tego żółtko i nowe łóżko z profilowanej poduszki;) i utuliłam go w kąciku - śpi jak król. Mam nadzieję, że rano będzie się czuł lepiej.
Pozdrawiamy dobranocnie:***
Tak! a w ogóle przez ten remont wszyscy u nas, zwierzęta też, powinni być poddani jakiejś wzmocnionej terapii grupowej (inaczej nie wykluczone, że wylądujemy na najbliższym oddziale zamkniętym ;))
UsuńPo wczorajszej królewskiej nocy Kokosik na pewno wrócił do swoich obyczajów i nie będzie już martwił pańci:(chyba że dzisiaj wieczorem, żeby mu znów przygotowała królewskie spanko:))
Kto lubi robić przetwory? Nuda. Natomiast jedzenie przetworów jest super rozkoszą. Remontu nie zazdroszczę, nie lubię, lubię efekt po tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńMiłego dyrygowania zespołem podwykonawców.
Dzięki! cała moja nadzieja w tym, że wbrew temu jak teraz się wydaje, kiedyś musi nastąpić koniec tego remontu...
UsuńBardzo podziwiam gospodynie z powołania, które nie dość, że wyprodukują, to same przetworzą; ja tam czuję się powołana tylko do ostatniego etapu, czyli rozkoszy jedzenia:))
Sama nie lubię podróżować, za to o podróżach lubię czytać. Bardzo zachęcająca okładka i Twoja rekomendacja:-). Aronia wygląda pysznie, do herbatki (a może naleśników?) będzie super. Może da się nabierać łyżeczką, co? No chyba że się skarmelizowała, ale czy to możliwe???
OdpowiedzUsuńOj, bardzo możliwe, że właśnie skarmelizowała się! bo cała woda odparowała! ale już się nie wygłupiałam z dolewaniem wody do garnka, żeby ten nabój rozcieńczyć. Trudno, będę się martwić zimą, jak go ze słoika wydobyć, ...a może zajdą tam jakieś procesy chemiczne potrzebujące czasu i okaże się, że martwię się na zapas... Aronia w smaku trochę mi przypomina czarną porzeczkę, podobno jest bardzo zdrowa, a zimą będzie pyszna i już:))
UsuńSkawalony czy nie ważne, że dżemik słodki:)))
OdpowiedzUsuńA nawet bardzo, bo sam cukier o smaku aronii:))
UsuńZdecydowanie musisz napisać taką książkę, ale coś mniemam, że byłoby to trudne, gdyż każdy koci domownik codziennie sprawdzałby zawartość po 5 razy coby się upewnić, że i o nim dostatecznie dużo (i pozytywnie) napisałaś ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę albo jakiś poradnik, np. jak przeżyć z remontem na głowie, plus kompletem psów, kotów i kapryśną matką z trójką dzieci. ...Ale jeszcze nie wiem, czy przeżyję ten kataklizm! ( jak nie dam znaku życia, to będzie znaczyć, że za pomocą bloga się już nie skontaktujemy, zostaje seans i talerzyk:))
UsuńJakoś bym na pewno wydobyła tego aroniowego cukieraska ze słoika:) Ślinka mi cieknie:))
OdpowiedzUsuńHihi, a nie myślałaś, żeby właśnie napisać powieść o remoncie? :) Tak coś czuję, że byłby to niezły kawałek literatury:)
Jak już ten remont się skończy to zrobię sobie afirmację, żeby szybko o nim zapomnieć, bo teraz na słowo remont groźnie podnosi mi się ciśnienie....
UsuńA aronię to powinnam zacząć wygrzebywać ze słoika już w pierwszy dzień jesieni i na tym zajęciu chyba dociągnę do wiosny, (będzie co robić w długie zimowe wieczory:)).