Czerwony koszyk wyściełany złocistymi liśćmi na białym tle i z atłasową kokardką na przodzie.
Ta kokardka po to, żeby odróżnić, gdzie przód, gdzie tył.
Złocistość liści na białym pokrowcu po to, żeby czerwień odagresywnić.
Zapytałam koleżankę, czy kosz może być czerwony. Ostatnio uplotłam jej komplet białych koszy i ta biel już lekko mnie znużyła, zmęczyła i zemdliła. A że zwykle sądzi się innych po sobie samym, więc stwierdziłam, że ją też na pewno znużyła i zmęczyła. (Zemdliło mnie ewentualnie od czego innego). Koleżanka zgodziła się na kolor kosza czerwony, byle czerwony był trochę złamany. Rozważyłam problem i zrobiłam tak: nie rozrzedziłam czerwonej farby, żeby nie wynikł pastelowy z tego rozrzedzenia, a czerwień złamała się sama w ten prosty sposób, że gdy położyłam jedną warstwę czerwonej farby na kolorowych splotach i te kolorowe przebijając utworzyły melanż, czyli jakieś tam złamanie. No ale zdjęcia nie oddają tego wyrafinowanego efektu;))
Miałam obrus w jesienne liście, rzadko go używałam, prawie wcale, bo jesień to nie jest moja ulubiona pora roku. Porządny len, tylko ten wzór do niczego mi nie pasował, i dlatego miałam ochotę obrus relegować ze swojej szafy, ale trochę szkoda, bo przecież ten len taki porządny... No i się udało, obrusa szczęśliwie się pozbyłam.
Nowa właścicielka w związku z tym jesiennym pokrowcem zapytała, czy uszyłabym jeszcze trzy sztuki poszewek na pozostałe trzy pory roku, bo zimą chciałaby mieć motyw zimowy, wiosną wiosenny, a latem letni. Jak najbardziej uszyję, tylko poszukam odpowiednich wzorów sezonowych.
Dno kosza również jest czerwone.
Wszystkie kosze dla tej koleżanki plotę na tekturowym dnie, takie jej było życzenie, a dla mnie to tylko lepiej, bo nie wytracam rurek.
W Rudziu odkryłam wielki talent do papierowej wikliny.
Rureczki go fascynowały, ale największe szczęście miał, gdy we wściekłym amoku odplatał to, co ja zaplotłam. Ciekawe, czy zastępcza mama pozwoli mu rozwijać rozbudzone zainteresowania. Oczywiście niekoniecznie w wiklinie, ale... Np. gdy nakręci klientce włosy na wałki czy papiloty, to potem niech pozwoli Rudziowi we wściekłym amoku odkręcić włosy z wałków czy papilotów. Może Rudziowi spodoba się taka rekompensata za wiklinę, której już sobie nie odkręci...
A nad ogólnością i szczególnością czuwał aniołek, który dostałam od Oli. Używam go jako zakładki do książek, bo mam cztery zakładkowe frywolitki. Tymczasem aniołkowi nie wystarczało siedzenie między kartkami i zajął się na boku dodatkową robotą. No bo dzięki komu tak ładnie mi wychodzą prostokątne kosze? sama widzę, że są bardzo udatnie uplecione. Wiadomo, że to aniołek maczał w tym swoje skrzydełka.
Aniołek w srebrze i bieli.
Wiem, że nie widać srebra na zdjęciu, trudno, cieszmy się, że w ogóle go widzimy, bo aniołek to nie jest kokardka czy jakiś listek. Tylko mix mgły, tęsknoty i esencji tysiąca róż. Mój aniołek.
Uroczy ten koszyk. Te Twoje koszyki biją mnie po oczach przypominając, że też miałam sobie wypleść jeden do łazienki. Na razie wyplatam brioszkowe warkocze na drutach, które mój kocia w amoko rozplątuje ;)
OdpowiedzUsuńA koty mają słabość do papierowych rureczek.
Dzięki! Też sobie pomyślałam, że potrzebny mi kosz do łazienki, bo płyny do prania jak na wystawie i zaczyna mnie to denerwować. Poza tym, że ciągle trzeba je omiatać z kurzu (czego nie cierpię), to jeszcze robią sobą bałagan.
UsuńFaktycznie koty mają słabość do rurek, wyczuwają je w szafce i przekopują się do nich przez garaż;))
Super koszyk, i co za perfekcyjne narożniki! Aż sobie westchnęłam, z zazdrości oczywiście;) Jakoś nie mogę się ostatnio zabrać za wyplatanie tak się rozanieliłam -rozleniwiłam (niewłaściwe skreślić). Chyba sobie coś uplotę z tej zazdrości, wyjdzie na to, że zazdrość potrafi być twórcza. A aniołek... cały Twój, nich pilnuje dalej Twojego wyplatania i nie tylko;) Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńNo to się przyznam. Specjalnie strzeliłam fotę narożnika! ...no wiesz, to dno chciałam pokazać... dno z tektury to żadne wielkie micico! a narożnik jest dumą dla wikliniarza papierowego. Dzięki! bardzo! wiem, że Ty to z palcem w nosie robisz taki koszyk, ale ja z szykanami celebrowałam go przez tydzień chyba. Szczęście, że aniołek pilnował, żebym nie knociła. Sama widzisz, on odpoczynku u mnie nie zazna, łapie się za wszystko, żeby się nie posypało:))
UsuńCóż ja mogę napisać po takich wcześniejszych komentarzach? że ładne, że się podoba, to przecież oczywista oczywistość. To może napiszę, że cała atmosfera tych koszy, obrusów, aniołków i kociąt bardzo mi odpowiada i już. Tak po prostu. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za pochwałę! widzisz, ile zaangażowało się osób w tę moją produkcję? Aniołek kierował robotą. Rudzio odplatał, co zaplotłam, żebym jeszcze miała szansę się zastanowić, czy naprawdę nie umiem prościej zaplatać... tylko obrus z głupia traf, pozbyłam się go przy okazji;))
UsuńAle masz szczęście że koszyk na tekturce bo jak by był pleciony to bym była zazdrosna na 100%...a tak tylko a 50%...za te proste narożniki ;D Koty to chyba mają coś do tych papierowych rurek..przez mojego nie mogę skończyć swoich koszyków bo psotnik wszystkie by zjadał :)
OdpowiedzUsuńNa tekturce chciała, to tak ma. Wiesz, że z tą tekturką trochę zachodu było, wyklejanie rurek jest dość czasochłonne, jeszcze musi klej wyschnąć; ale za to zaoszczędziłam na rurkach. Tyle w domu jest chętnych rąk i łap do plecenia (cztery u każdego kota), nikt by nie nadążył skręcać. A ja sama zaopatruję manufakturkę:))
UsuńKoszyk jest perfekcyjny! Aż mnie skręca, bo też bym chciała tak rurki skręcać i wyplatać... Gdybyś tak mieszkała nieco bliżej, to gwarantuję, że zwalilabym Ci się na głowę z życzeniem nauki.
OdpowiedzUsuńDzięki! Oj, wiem, co to znaczy marzyć o perfekcyjnym wyplataniu... choć jeszcze daleka droga przede mną, ale powoli, powoli. Chyba to prawda, że pracowitość gwarantuje sukces, talent jest niekonieczny. (Masz mnie na przykład, o talencie mowy nie ma, a kręcę, wyplatam i nawet mnie chwalisz:))
UsuńO mamuniu jesteś WIELKA!!!!! Od dłuższego czasu szukam "koszy" na szafę, myślałam nad zrobieniem z siatki ogrodzeniowej (ale u mnie w mieście nie ma lub są strasznie drogie) potem myślałam nad drewnianymi ale to szlifować, kurzyć .... a Ty podsunęłaś mi rewelacyjny pomysł!
OdpowiedzUsuńKosz świetny, normalnie można sobie wielkość, kształt, kolorystykę dobrać idealnie :)
PS - długo się taki wyplata? bo potrzebuję ich trochę, w sumie zima się zbliża, byłoby zajęcie zastępcze jakby znudziło mi się szycie :)
Lecę czytać Twoje wpisy coby nieco więcej o tej technice się dowiedzieć :)
Dziękuję! Koniecznie obejrzyj filmiki z wyplataniem z papierowej wikliny. Ja na początku nie kumałam tego w ogóle i nawet miałam problem ze skręcaniem rurek. Jak już się nauczyłam skręcać, to tak polubiłam to zajęcie, że rozważałam możliwość wybicia sobie z głowy papierowych koszy, bo rureczki wychodziły mi idealne, a potem chwila nauki wyplatania i wszystkie lądowały w koszu. No ale. Samo wyplatanie nie jest czasochłonne, np. okrągły koszyczek na wzorniku (na miseczce) to godzina-dwie. Satysfakcja jest ogromna, gdy zaczyna wychodzić. Spróbuj, masz motywację (kosze na szafę), więc wyplataj i się nie zniechęcaj, gdy na początku coś nie wyjdzie:))
UsuńKoszyk prześliczny zrobiłaś. A pamiętam jak marudziłaś że nie wychodzą ci kąty proste ;)))) Jak widać praktyka czyni mistrza [wyplotu]. Jestem pewna, że gdybym wyplatała koszyki to i Grażka zainteresowałaby się rurkami. Na razie interesuje ją tylko spanie :P
OdpowiedzUsuńTo pamiętasz jak się nad sobą litowałam? a zawsze na początku dobrze mi szło, prostokąt jak ta lala, a im wyżej tym bardziej się skręcał i rozjeżdżał na boki, każdy to miseczka prostokątopodobna, dziwadło;))
UsuńGrażka nawet nie wie, jakich rozkoszy ją pozbawiasz, może tylko we śnie przebywać w rurkowym raju,... ale lepiej niech nie wie, bo moje koty doskonale wiedzą, jakich rozkoszy już nie zaznają i mszczą się wszystkie wrednie, jak jeden mąż, żona i kochanka. (Nikomu nie opowiadam co tu się za czarne msze odbywają, bo ktoś by myślał, że jestem ich oprawcą, a to tylko i wyłącznie one (ja bym muchy nie skrzywdziła:))
Cudny koszyk świetnie Ci wyszedł i pięknego aniołka dostałaś :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dziękuję:)) Aniołek ma dobre serduszko i spełnia wszystkie moje życzenia. Chciałam prostokątny koszyk? no to marzenie mi spełnił!
UsuńKosz pierwsza klasa. Aniołek śliczny i ten biały i ten rudy:P Musiał się Rudzik zmęczyć nie na żarty tym całym odplataniem:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Tańcem na rurkach zmęczony W porównaniu z moimi rozwydrzonymi kociskami, Rudzio i jego siostra to małe aniołki, dwie sierotki dosłownie :))
UsuńCudo, przepiękny jest:) zachwycam się nieustannnie taką (z)ręczną robotą
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, rzeczywiście coraz zręczniej ręczna robota mi idzie, w sumie walczyłam o proste kąty:))
UsuńKosz wygląda super, a wdzianek w swojej szafie będzie miał więcej niż ja :P
OdpowiedzUsuńA ja już zapomniałam o tych wdziankach, pamięć to ja mam... faktycznie. Dziękuję Ci za pochwałę:))
UsuńKosz jest cudny!!! I jesienny!!! :))))) A Rudziaszkowi możesz przecież przesłać komplet rurek do odkręcania;)
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo, jesienny rzeczywiście. W zasadzie to powinnam im dać kufer posażny do nowego domu. A w kufrze wiadomo co:))
UsuńPrzepiękny kosz, kolor rzeczywiście ciekawy. Aniołek cudenko
OdpowiedzUsuń