Rozsądek namówił mnie do poszukiwań kogoś, kto chciałby zacząć nowe życie w towarzystwie skrzywdzonych lecz bardzo posażnych kocich potomków: każdy potomek odziany jest w oryginalne futro, jeden w futro z lisa, drugi w futro z gronostaja (albo to wszystko z kota, ale bogatego w temacie futer).
Dowiedziałam się, że jest osoba, która gotowa jest pod swój dach przyjąć oboje, brata i siostrę, i zapewnić odpowiednie warunki dla obojga, a właśnie się przeprowadziła do nowego mieszkania i musi je jakoś ogrzać, a najlepiej ekologiczne prawdziwym futrem.
Ta osoba, to powinowata mojej koleżanki. Ma ta osoba taki gabinet urody, jakie mają duże wzięcie w pobliżu niemieckiej granicy; między innymi jest tam usługa typu fryzjer i wizaż, a także stylizacja paznokci. Właśnie przypomniało mi się, że przyda się moim paznokciom trochę luksusu; fryzjerów to ja się boję i nawet nie próbuję myśleć, co by się przydało moim włosom. Co innego paznokcie.
No to w sobotę po południu zapakowałam oseski do auta i ruszyliśmy na umówione spotkanie. Osesków z zastępczą mamą, a paznokci ze stylizacją.
Zastępcza mama zachwyciła się oseskami i postanowiła, że będą się nazywały tak, jak my je nazwaliśmy.
A my nazwaliśmy je mało odkrywczo, bo odfuterkowo.
Chłopczyka nazwaliśmy Rudzio, bo ma rude futerko. A dziewczynkę Szylkrecia, bo ma szylkretowe futerko. (Prawdę mówiąc zastępcza mama usłyszała Krecia, i tak już do niej mówiła, a Krecia zadowolona dawała jej pysia do całowania).
Potem Krecia dostała zgodę na wybranie sobie lakieru, a trwało to długo, bo do szylkretowego futerka wszystkie kolory pasują i trudno się zdecydować. A przecież pazurki musi mieć pokolorowane, to psi obowiązek zastępczej córki.
A teraz.
W sumie nie wiem, czy o tym pisać, ale napiszę,bo trzeba korzystać z okazji do pośmiania się z siebie.
Wrócę do momentu, gdy wyjechałam z miasta. A droga wiodła wśród brudnych brązów nadpalonych żółtymi płomykami liści.
Fajnie by było zwalić na warunki pogodowe, ale były wcale nie najgorsze. Jak w listopadzie, trochę ciemno, trochę mglisto (wszystkim opowiadam, że była spora mgła, ale była średnia, widziałam znacznie gorsze).
No i przez tę "sporą" mgłę przegapiłam zjazd z autostrady, nagle znalazłam się po niemieckiej stronie. Nic takiego by się nie stało, ale bak niemal pusty (lubię przesadzać, ale tym razem to naprawdę), nie mam €, za to mam dwa koty bez paszportów, bo nie wybierały się za granicę! (to pośpiech zawinił, z pracy po koty, i byle wydostać się z miasta, a to nie takie łatwe 31 października).
Akurat w tym telefonie nie miałam roamingu (ja też nie wybierałam się za granicę!), za to miałam w telefonie w książce adresowej telefony do zombie! (kolega miał taką aplikację i wysłał mi zdjęcia wszystkich znajomych przetworzonych na zombi, a ja głupio rechocząc je powklejałam). Była to więc prawdziwa haloweenowa wycieczka. Która skończyła się szczęśliwie, co prawda kolanko dopiero w Schwedt, lecz dojechałam, a spóźniłam się jedynie siedem minut.
Krecia jako najbliższa rodzina będzie miała w późniejszym terminie stylizowane pazurki, moje zostały pomalowane w try miga, bo zastępcza rodzina chciała w końcu zostać sama.
A serio to wymyśliłam sobie te paznokcie do stylizacji (koleżanka mi sekundowała), bo miałam potrzebę sprawdzenia, w jakie maliny wpuszczę oseski. Wydaje mi się, że malinki będą słodkie.
Autostradowa historia mrozi krew w żyłach, mnie szczególnie, bo ja mam lęk przed zagranicą oraz mgłą na autostradzie (co prawda nocą, ale wierzę, że za dnia jest równie zatykająca). Ograniczona ilość paliwa budzi dodatkową grozę. Całe szczęście, że historia z happe endem:-)
OdpowiedzUsuńRozumiem głos rozsądku w kwesti kociąt, choć z takimi słodziakami na pewno trudno było się rozstać. A pazurki bardzo błyszczące:-)
Szkoda było bardzo, ale trochę też chciałam, żeby nie były dodatkowymi kotami w domu, lecz wyjątkowymi i jedynymi dla swojej pańci.
UsuńDużo nerwów kosztowało, bo nie mogłam zjechać z autostrady, a jakby zabrakło paliwa, czego się obawiałam, to bym sobie stała, aż jakiś patrol policji by się mną zainteresował. Za głupotę się płaci, dobrze, że tylko nerwami...
Ten błyszczący lakier to w ramach biżuterii:))
No to się pospieszyłaś z tą eliminacją spadkobierców;), ale rozumiem, trzeba działać póki słodkie, bo słodkie kusi:) Jeśli idzie o zagraniczną przygodę rozważyłabym wersję bardziej złożoną, mnie się wydaje, że to sprawka pasażerów, wolą na zachód, jak emigranci:))
OdpowiedzUsuńOj, całkowicie jestem pewna, że koty (nawet oseski) manipulują ludźmi.W tym wypadku nie spodziewałam się manipulacji, a wręcz sama miałam chrapkę na manipulowanie. A tymczasem wszystko obmyśliły one, tylko... jakby policja nas zgarnęła, to mogli mnie capnąć za przemyt żywego towaru;)) Nie udało się oseskom, ale przecież będą przy granicy, mogą sobie powetować i bryknąć w gorący wieczór do jakiejś niemieckiej piwnicy na imprę;))
UsuńJak się ma telefony do zombie to się nie zginie;) Dobrze, że jestem fanką zombiaków;) Cieszę się, że maluszki znalazły dobry dom i od razu zostały pokochane. Paznokcie masz jak na sylwestra:)
OdpowiedzUsuńTak, od paznokci zaczynam przyzwyczajanie się do sylwestra... Z tymi zombiakami to durny przypadek. Chciałam telefonicznie wykupić roaming i wtedy popatrzyłam i sobie przypomniałam, jaką mam superancką książkę adresową;)) kotkom będzie tam dobrze.
UsuńTy to masz przygody :) Kotki już kawałek świata zwiedziły, a takie młode :)
OdpowiedzUsuńZ tymi przygodami to chyba masz rację...:)) i kotki też przy okazji,
Usuń