czwartek, 5 czerwca 2014

Uwielbiam truskawki

Kupiłam po kilogramie marchwi i truskawek. Jakie ciasto upiec: warzywne czy owocowe? Marchewkowe czy truskawkowe? Po krótkiej wymianie zdań zwyciężył pogląd, że truskawki zjadamy już, a z marchewką rób, co tam chcesz.
Zdjęciem marchewki nie dysponuję, co nie znaczy że była mniej atrakcyjna. No to wyciągnęłam (wyciąganie trwało około pół dnia, bo jak wkładałam, to pamiętałam gdzie, a jak chciałam wyjąć, to już skleroza galopująca) przepis na ciasto marchewkowe, co już swoje odleżał w szufladzie (przepis, nie ciasto). Wydrukowałam go kiedyś w przypływie ochoty na eksperymenty, gdy okazało się, że cała Polska zajada się takim ciastem, a ja nie wiem, czy to się... wiadrem nosi czy łyżką nalewa. Zanim znalazłam przepis,w swojej niecierpliwości starłam marchew, zmiksowałam składniki i wsadziłam do piekarnika, po truskawkach został ślad już tylko w postaci szypułek. Trochę mnie to zezłościło, ale złość piękności szkodzi, a ja nie mam czym szarżować. A gdy już się okazało, że nie ma po co się śpieszyć, bo do pustego talerzyka i Salomon nie nasypie (truskawek), stwierdziłam, że zapomniałam dodać do ciasta tłuszczu: 1 szkl. oleju.
Nikomu nic nie powiedziałam, że eksperyment być może się nie powiedzie, tylko dyskretnie odkroiłam porcyjkę dla zaznajomienia się ze smakiem.
No cóż, ciasta już nie lukrowałam, nie warto :) Smak nie najgorszy, ale szału nie ma :) Jednak kiedyś upiekę, i znowu to kiedyś...,ale zgodnie z wszystkimi szykanami i bez zamienników (cóż, były zamienniki -brak cukru brązowego, ananasa, a orzechów zaledwie z dna torebki). Za to wszyscy w domu mają teraz smaczek na placek z truskawkami, no to proszę bardzo, tylko dajcie mi truskawki,ale większą ilość!!! Potem zaznajomiłam się z ciastem jeszcze raz.
Od czasu, gdy Tofik przywlekł do nas kocięta, nie ma jednej spokojnej nocy. Matys zrywa się jak oszalały przeciętnie co godzinę i biegnie sprawdzić, czy kotki są u nas naprawdę czy to tylko rozkoszne omamy? Budzi przy tym cały dom, bo wbrew posturze straszne z niego słoniątko. Dziewczynkę chcieliśmy nazwać Lucia. Słodkie imię dla słodkiej niuni. Ale niunia w między czasie przestała byś słodka, cały charakterek Tofika (buntownika bez powodu) się u niej objawia.
Widzicie ten obłęd w oczach, przy unicestwianiu paska od szlafroka.... Chłopczyk za to jest słodki, ale go przecież nie nazwiemy Lucia !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny.