środa, 10 września 2014

Coś w tym musi być

Wciąż narzekałam na Mi, niby na żarty, ale trochę serio, że złośliwa,  tylko psoci,  i nic ją oprócz dokazywania nie obchodzi, a raczej obchodzi, żeby pogryźć, zniszczyć, dokuczyć. A jednak tak nie jest. Obchodzi ją, i to jeszcze jak,  rodzony brat.  Gdy Bobek leżał chory, to przychodziła do niego, obejmowała go łapkami i przytulała  jak kochająca siostrzyczka.  Nigdy przedtem tak nie robiła, czyli że choroba brata wyzwoliła w niej gorące uczucia.
Odwołuję uroczyście wszystko, co nagadałam do tej pory na zły charakter Małej Mi.
Kolejny raz się przekonuję, jak to nie można sądzić po pozorach, że ktoś dobry,  ktoś niedobry.  Oczywiście my w domu wolelibyśmy nic nie wiedzieć o kochającym serduszku Mi, mogłoby pozostać jej tajemnicą, żeby tylko Bobek był zdrowy.
Nikt jednak nikogo nie pyta, co kto by wolał...


Mi i Bobek. Wyglądają jakby były z różnych miotów, tacy niepodobni do siebie. Mi to wykapany tatuś, czyli Tofik. A Bobek - futro zdjęte z mamusi. W czasie, gdy Tofik na wiosnę wyprowadził się z domu, to widywaliśmy go czasem w przelocie z taką pręgowaną damą. Tofik w tym czasie ostentacyjnie udawał, że nas nie zna, (nie chciał widać usłyszeć kilku słów prawdy),  co nie przeszkadzało mu wracać na obiady do domu. Wiosenny romans się skończył, dzieci zostały. Na tyle rozumu starczyło Tofikowi, żeby zadbać jakoś o ten swój sukces prokreacyjny i przyprowadzić dzieci do nas. Najbardziej śmieszne jest to, że Mi i Bobek to jakby sprzed kilku lat Tofik i Szczurek. Lekarka teraz do Bobka cały czas mówiła "Szczurku", po czym się reflektowała "ty przecież nie jesteś Szczurek".  (Szczurek to luźno przyszywany wujek,  nie lubi  Tofika i nie lubi być wujkiem dla dzieci Tofika). Ale naprawdę można się pomylić, gdyby nie różnica wiekowa i gabarytowa między kotami.

Wreszcie mam dobre informacje na temat zdrowia Bobka. Jest zdrowy, koniec z zastrzykami. Byliśmy na wizycie kontrolnej, doktor osłuchał tego trzęsionkę i w imieniu medycyny ogłosił zwycięstwo nad chorobą.  Poinformowałam doktora, że rano sama osłuchałam koteczka i niestety charczało mu w płucach. Lekarz na to, że co najwyżej w brzuszku mu się przelewało... Kot zdrów jak rybka! Jednak oboje z Mi dostali jakieś  preparaty,  na wzmocnienie i na uodpornienie.
Temat choroby Bobeczka niniejszym jest zakończony, i  tfu, trzy razy za lewe ramię:)

A ja chodzę po ogrodzie i szukam oznak, że lato  jeszcze nie skończone. Bo nie skończone!!!!!
Bujna zieleń, "upały" i tylko zimne wieczory, noce i ranki przypominają, że czas pędzi naprzód.
Żółte róże. Chociaż na to nie wyglądają, pachną po prostu bosko. Kiedyś uważałam, że tylko pąsowe róże mogą mieć intensywny różany zapach, ale gdy zakwitł ten krzak żółtej róży, to zmieniłam pogląd o różanych aromatach.

Zwykła róża, bez przepychu, trochę kremowa, a teraz już lekko przekwitająca. Nawet zwiędłe jeszcze  pachną. Mam taki bukiet (trzy główki to raczej bukiecik) tu koło siebie i zachłystuję się rozkosznym zapachem słonecznych wakacji na jakiejś rajskiej wyspie (taki właśnie zapach powinny mieć wakacje:)
Hortensja jeszcze intensywnie różowa, na krzaku wiele kwiatów ściemniało, ale nie wszystkie na szczęście:)


A w trakcie  czytania  książki znalazłam urywek, który chętnie  tu przedstawiam... zaraz zobaczycie dlaczego.

"- W Doncaster mam szwagra. - Diamond chciał złagodzić napięcie. - Za każdym razem, kiedy go odwiedzamy, odciąga mnie od pań i mówi:"Chodź, zobaczymy ogródek za domem". Żaden ze mnie ogrodnik. Nie będę udawał, że wiem, kiedy przycinać róże, ale wiem, że ogród Reggiego jest cholernie zapuszczony. W niektórych miejscach pokrzywy sięgają do piersi. Szukamy po omacku ścieżek, a Reggie wskazuje na jakieś żałosne roślinki, przygięte do ziemi ciężarem much i powojów, i mówi mi jak się nazywają. Po godzinie siostra krzyczy, że herbata gotowa, wracamy więc do domu na ożywczą filiżankę. Zanim zdołam ugryźć kawałek ciasta, Reggie mówi :"Nie widziałeś ogrodu od frontu. Chodź, zobaczymy." Podobno jestem detektywem, a nie wiem, dlaczego tak robi. Boi się pójść tam sam?  A może dom ma wypchany kradzionymi towarami i nie chce, żebym to zauważył? Ciągle staram się to zrozumieć."

Oj, chętnie bym się zapuściła w gąszcz  tego zapuszczonego ogrodu, gdzie pokrzywy sięgają piersi i po omacku szuka się ścieżki, a właściciel szczyci się jakimiś żałosnymi roślinkami.  Według ogólnie przyjętych zasad nie powinien się nim przechwalać, tylko sadzać gości tyłem do okien, żeby tego "tajemniczego  ogrodu" przypadkiem nie zobaczyli. Ech... coś w tym ogrodzie musi być, i to nie zakopane pod grządką... bo grządki tam zarośnięte,  nie do odróżnienia od ścieżki. Jakbym się nie wstydziła sąsiadów (a może by oprócz nich nikt więcej nie zauważył?), to zapuściłabym sobie w ten sposób ogród (oczywiście w jakiś przemyślany sposób,  ale serdecznie zapuściła!), tylko nie wiem, czy by wystarczyło na to jedno lato? Dłużej bym nie dała rady odpierać zarzutów/unikać sąsiadów, więc raczej nic z tego nie będzie. I tylko jak pomyślę o doprowadzaniu ogrodu do stanu w miarę dobrego po tym eksperymencie, to...wtedy delikatnie mi się odechciewa zaczarowanego ogrodu:):):)


Jeżeli bardzo się chce jakąś książkę przeczytać, to ta się nadaje - lekko i szybko się czyta, ciekawy wątek. I dosyć wciąga w swoją intrygę. A jest to klasyczny kryminał brytyjski, więc wiadomo, o co chodzi.
"Detektyw Diamond i śmierć w jeziorze" Peter Loversey

Coś w tym musi być, że nie umiem nadawać tytułów do postów.

16 komentarzy:

  1. Miło popatrzeć na taką kocią miłość:) W ogóle na koty miło się patrzy. Cieszę sie, że Bobek już zdrowy!
    Brytyjski kryminał brzmi bardzo zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, przyjemnie się patrzy na koty... a one zawsze wyglądają, jakby pozowały do zdjęcia:)
      Bobek zdrowy i koniecznie by szedł pobiegać po ogrodzie. A tu ogród zalany deszczem. Z małymi przerwami pada i pada :(

      Usuń
  2. Tytuł trochę mnie zawiódł, miałam nadzieję na śmierć w ogrodzie ;) z kryminałów polecam rosyjskie, Borisa Akunina [właśnie ogłosił, że w sprzeciwie do polityki Putina opuszcza Rosję] - czytam właśnie 9. część przygód Fandorina i podoba mi się to, że każda część jest pisana w inny sposób, albo z punktu widzenia autora, albo jednego z bohaterów, albo to się przeplata.

    A miłość... jest piękna w każdym wydaniu, w tym futrzastym dodatkowo rozczula :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogród, ogród, a tu ..nagły zwrot akcji i .., jezioro! Ale jazda po bandzie, co?
      B. Akunina znam tylko z nazwiska, nic nie czytałam, wstyd! się przyznać. Ale nadrobię! tylko najpierw wykończę to, co mam z bibl. Jeszcze mam na liście H.Mankella.
      Bardzo bym chciała, żeby dzięki takim (BA) i podobnym gestom cokolwiek dotarło do Putina.

      Usuń
    2. Na Akunina trafiłam przypadkowo i polecam - bardzo fajnie się czyta. Fandorin jest nie do zdarcia :)

      Usuń
    3. No wiesz... że też ja do tej pory nie trafiłam na niego. A bardzo lubię rosyjską literaturę:)

      Usuń
  3. Bo te tytułu postów to durnowaty pomysł. Też mam ciągle z nimi problem. Po kilku latach prowadzenia bloga można się "zaszczelić" z tymi tytułami;)
    Cieszę się, że Bobek jest już zdrowy. I trzymam mocno kciuki żeby tak zostało. A Mała Mi ma po prostu charakter i tyle;) Zazdroszczę Ci tych róż w ogrodzie. Mój wrodzony leń ogrodniczy nie pozwala mi na takie szaleństwo;) A taki dziki, zapuszczony ogród to musi być coś pięknego. Ale ta mniej romantyczna storna jest taka, że pewnie kleszczy by było więcej;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do ogrodu w ochronnym kombinezonie?.. A jak zwierząt szkoda, w sensie czyszczenia z kleszczy. Nic przyjemnego, im rzadziej, tym lepiej. Zabezpieczenia antykleszczowe niewiele pomagają ostatnio.
      Mała Mi ma charakter, od początku zaczęła sprawować rządy, uważa, że jej się to należy jako jedynej dziewczynie w tym męskim zwierzyńcu. Rozpuszczona jak dziadowski bicz.
      Róże tak długo kwitną, że dają ułudę długiego lata. Ale nie aż tak, jak by się chciało:)

      Usuń
  4. Kiedy byłam mała jeździłam na wakacje do mojej cioci-babci, która mieszkała w "wielkim mieście" Poznaniu:) w starej kamienicy. W podwórzu tej kamienicy oprócz trzepaka przy śmietniku był ogród, po prawej stronie wąskiej ścieżki mieszkańcy mieli wydzielone działeczki wymuskane i zadbane a po lewej pewna starsza pani (dawna właścicielka ziemska:)) miała na całą długość ogrodu wielki małpi gaj, zapuszczony do granic możliwości, z trawą i zaroślami sięgającymi po dziecięcą brodę, wielkimi pokrzywami, jabłoniami i krzakami owocowymi. Jacy byliśmy szczęśliwi buszując w tych zaroślach całe dnie, a monstrualnych rozmiarów ślimaków, które sobie tam mieszkały nie zapomnę nigdy:). Cieszę się, że Bobek doszedł do siebie, a Mała Mi potwierdza, że zwierzęta kochają tak jak my nigdy się nie nauczymy - bezwarunkowo.
    Ale się rozpisałam:)) no ale o ogrodach to ja bym mogła bez końca, przepiękna róża...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli instynkt mnie nie myli, taki ogród to jest frajda! Kiedyś, kiedyś widziałam przez dziurę w płocie kawałek dzikiego ogrodu. Tuż przy płocie busz kolorowych kwiatów, a dalej zielona ściana zielska. Ciekawe, czy ta właścicielka ziemska pomyślała, że jej ogród był dla dzieciaków zaczarowany? A my mamy powód do westchnienia. Może jest w ogrodnictwie "ozdobnym" jakiś styl "zapuszczony do granic możliwości, ale z pomysłem". Bym go z radością zwiedziła, oczywiście z przewodnikiem, żeby się nie zgubić.
      Wiesz, że przebywając od lat ze zwierzętami uważam, że często emocjonalnie stoją na wyższym poziomie niż niektórzy ludzie, a i o intelektualnym poziomie można by podyskutować:)))

      Usuń
    2. Oj był zaczarowany i taki pozostał, chociaż dziś o ogrodnictwie wiem trochę więcej:) A z tym ostatnim stwierdzeniem, to ja się zgadzam w stu procentach, chociaż mam tylko jednego psa (i myszy ostatnio) :)

      Usuń
    3. Myszy harcują, gdy kota nie czują! Ale ja Cię nie buntuję... Gdyby jeszcze tak nie niszczyły wszystkiego i tak się nie mnożyły...

      Usuń
  5. Czytałam gdzieś, że największą/najskuteczniejszą bronią kota na człowieka jest kocia uroda :) a tu w podwójnej dawce :) fajnie, że Bobek zdrowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak wystarczy, że kot zrobi słodką minkę, powie:miau, a ty człowieku wszystko mu wybaczasz.... Całe szczęście, że Bobek zdrowy, ale jak sobie przypomnę tę noc, jak stracił przytomność... zapalenie płuc się tak chyba zaczynało...

      Usuń
  6. Jakie słodkie te kociaki :) Ciesz się, że Bobek zdrowy. Dzięki za polecenie kryminału nie czytałam tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ta. Dopiero, gdy zwierzę zachoruje, to się docenia jakie to szczęście mieć zdrowe zwierzaki. Teraz już wszystko z nim dobrze)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.