niedziela, 14 września 2014

Na grzyby!

Król Borowik Prawdziwy szedł lasem
Postukując swym jedynym obcasem,


A ze złości brunatny był cały,
Bo go muchy okrutnie kąsały.


Tedy siadł uroczyście pod dębem
I rozkazał na alarm bić w bęben:


"Hej, grzyby, grzyby,
Przybywajcie do mojej siedziby,


Przybywajcie orężnymi pułkami.
Wyruszamy na wojnę z muchami!"


Pamiętacie z dzieciństwa ten wiersz Jana Brzechwy?  Zawsze, gdy spaceruję po lesie w poszukiwaniu grzybów, to go sobie recytuję. Ale tylko do tego momentu, w którym tu urwałam; dalej nie pamiętam. Pojechaliśmy znienacka na godzinkę do lasu na grzybobranie. Dwa, trzy razy jesienią tak robimy i tym razem też skorzystaliśmy  z tego, że pogoda wypiękniała i  w drogę!



Słonecznie (rarytas we wrześniowe popołudnie..),  przedtem było mokro, ale ciepło, stąd kaprys na las z grzybami. No to jedziemy, kiedyś wreszcie trzeba, a to pierwszy raz w tym sezonie...


Król Borowik Prawdziwy nie wygląda majestatycznie pod odwróconym pieńkiem. Pogryziony, i to chyba nie tylko przez muchy.
A my tylko ze współczuciem pokiwaliśmy głowami, obalony pieniek jako symbol nadgryzionego  majestatu.
Sory, królu....


Jak głowa się zwichnie od  tropienia grzybów, to się ją czasem podnosi na kilka oddechów leśnego powietrza.

Jakbym miała dobry aparat do zdjęć, to w tym rozświetlonym lasku pokazałabym, to co tam było naprawdę.......  eleganckie panie, panowie,  biały obrus, trochę picia, trochę żarcia ... właśnie się odbywa śniadanie na trawie. Claude Monet.
No, ale przecież wiecie, że ja zdjęcia robię telefonem.
Niejedna już taka gratka jak tu, przeleciała mi koło nosa....


Trzeba ostrożnie przechodzić, żeby nie zawadzić o tą kunsztowną sieć. Jak zobaczyłam  pajączka i  utkaną koroneczkę, to sobie coś przypomniałam! Widziałam raz u Klimju  podobne zdjęcie,  tam był za firanką pajęczyny widoczek na ławeczkę w ogrodzie. Cudo! Więc pstryknęłam coś w podobnym klimacie, że też potrafię być artystką (zgapioną, ale co tam...).




Takich podgrzybków znaleźliśmy kilka! Na ściółce sobie czekały na szczęśliwego znalazcę.


Sterta bali robi wrażenie, co? Szczególnie na osobach, które sobie przypomniały nagle (tzn. my), że trzeba drewno zamówić do kominka.

Oboje średnio lubimy grzybobranie, w tym jedna osoba lubi jeszcze mniej niż średnio.  Będąc dość ugodową,   jestem również od biedy poszukiwaczką grzybów, łączę to z przyjemnością spaceru po lesie.
Jeśli chodzi o grzyby, to zbieractwo jeszcze ujdzie. Ale gdyby u jednego z nas w rodzinnym domu nie było tradycji grzybobrania, to sami na pewno byśmy jej nie stworzyli. Jeżeli odpuścilibyśmy sobie któregoś roku  z tymi grzybami, to przodkowie zaangażowani za życia w ideę zbierania grzybów znaleźliby sposób, żeby z oburzeniem pogrzechotać nad nami swoimi oburzonymi kościami. Do wczesnych mrozów by grzechotali. A tak to mamy i spokój,  i przyjemne wędrowanie po pachnącym lesie.
No więc zbieractwo ujdzie. Natomiast nie ujdzie kulinarna konsekwencja zbieractwa. Nie powiem, zawsze trochę prawdziwków suszonych mam w słoiku, ale żadne poza tym wariacje grzybne nie wchodzą w grę. Nic z grzybów oprócz pieczarek. Być może jest to trauma z dzieciństwa, kiedy usłyszałam mrożącą w żyłach historię o znajomej rodzinie, która popełniła zbiorową zbrodnię trując szerokim gestem wszystkich dookoła i siebie  grzybową potrawką w śmietanie. (Na śmietanę nie mam traumy...).
Dwa lata temu, kiedy był grzybny rok i grzyby aż wychodziły same z lasu, bo się już w nim nie mieściły, to raz nazbieraliśmy tyle tego runa, że już nie było komu dawać. Zatrzaskiwano nam drzwi przed nosem, gdy widziano, że niesiemy następny wór grzybów. Wtedy wracając wieczorem z grzybowej wycieczki zatrzymaliśmy się przed Lidlem i zostawiliśmy tam pod ścianą pełny worek grzybów dla jakiegoś znawcy i wielbiciela. Jak rano jechałam do pracy obok Lidla, to widziałam bezdomnego, który okazał się znawcą i wielbicielem.  Siedział przed sklepem na kamieniu, obok worek z grzybami, a przed nim na gazetkach porcyjki grzybów na sprzedaż... Byliśmy zachwyceni...
 Chciałabym móc powiedzieć, że bezdomny złapał bakcyla pracy i od tej pory sobie handluje przed Lidlem, a  w zależności od pory roku ma adekwatny asortyment : chryzantemy, choinki, bukszpan, pietruszka.  Chciałabym, ale nie powiem. W dalszym ciągu bywa pod Lidlem, ale po dawnemu zaznacza swoją obecność...... tradycyjnymi metodami.

Sprawdziłam, co było dalej w wierszu o królu Borowiku Prawdziwym.
Otóż na imienne wezwanie króla każdy grzyb powiedział stosowną rymowanką, że grzecznie odmawia.  Ile razy jest tak, że zawiodą ci, na których liczysz, a ratunek przychodzi z takiej strony, o której zapomniałeś, że istnieje. W tym wypadku było tak samo.  Przyszli nie wzywani.
Jaki morał z tego wierszyka? 
... Ale do czego nam tu morał potrzebny? Do niczego....  :)


...
Ledwo rzekł to, wtem patrzy, a z boru
Maszeruje pułk muchomorów:


"Przychodzimy z muchami wojować,
Ty nas, królu, na wojnę prowadź!" ...


A ten tu muchomorek to mi wygląda na pana sierżanta :)

12 komentarzy:

  1. Ciepły deszczowy wrzesień więc kto żyw na grzyby:), a w lesie gwarno jak pod Giewontem w sezonie wakacyjnym. Lubię chodzić na grzyby, ale ich nie jem, poza kurkami czasem i oczywiście pieczarkami:) Grzyby w lesie skutecznie się przede mną chowają, ale mnie to specjalnie nie przeszkadza, klimat lasu wystarcza mi za wszystkie grzyby i o ile czasem trudno znaleźć czas na spacer po lesie o tyle na grzyby we wrześniu przecież wybrać się trzeba:) No właśnie, a ja jeszcze w tym roku nie byłam, ale może poczekam, aż wysyp grzybów ucichnie, wtedy z przyjemnością połażę po pustym lesie, udając spóźnionego grzybiarza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym o sobie czytała... Też nie jadam grzybów, a nawet uważam, że ich nie lubię, chociaż nikt prawie mi nie wierzy. Uważają, że sobie wmówiłam. A grzybobranie mnie nie kusi i nawet wzbraniam się przed wyprawą do lasu. Dopiero, gdy już jestem w lesie, to zaczyna mi się podobać. Szczególnie w taki dzień jak wczoraj było zjawiskowo:) Chyba grzybów w tym sezonie będzie sporo, bo jak na sobotnie popołudnie to nazbieraliśmy ich trochę. Ale nie dla siebie, poszły w dobre ręce, na niedzielny rodzinny obiad. A my niedzielę tradycyjnie spędziliśmy w pracy:)

      Usuń
  2. Fajny taki wypad na grzyby :) piękne fotki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Przyjemnie pochodzić po lesie i naoddychać się zapachem przyrody...

      Usuń
  3. U nas nie było tradycji zbieraczej więc na grzybach nie znam się zupełnie, a bardzo żałuję, bo to musi być szalnie przyjemne zajęcie (pomijając te pająki, brrrr, jakie straszne bestie! i kleszcze, o których tyle się mówi...), no i korzyść wielka, bo grzyby drogie. Choć z drugiej strony ja też tylko pieczarki na co dzień, a prawdziwego grzybka to tylko odświętnie do wigilijnego barszczu i uszek, to taki wydatek mogę jeszcze przeboleć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się na grzybach nie znam, ale chodzę zawsze z grzybowym specjalistą. Pająków faktycznie mnóstwo i kleszczy też podobno w tym roku dużo. Trzeba się zabezpieczyć od stóp do czubka głowy! A po wycieczce jeszcze gruntowny przegląd, ale tym sposobem jeszcze w lesie kleszcza nie złapałam, na spacerze po łączce - tak. Nic przyjemnego! a potem i tak się zastanawiasz, czy nie zostawił on po sobie pamiątki;/

      Usuń
  4. Uwielbiam zbierac grzyby,ale nie czesto chodze, Super okaz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Przekazałam znalazcy, że jego grzyb się podoba. Bardzo zadowolony:)

      Usuń
  5. My też pieczarkowe dziewczęta jesteśmy;) Ale ostatnio jak byśmy z psami w lesie to się kilka grzybków zebrało i usmażyło. Tak na wiór. Wtedy są pyszne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubimy przysmażone...masełko, trochę soli i pieprzu...mniam mniam:)

      Usuń
  6. Pierwsze dwa wersy pamiętam, choć sama idea gdzieś mi przez lata umknęła ;) na grzybach byłam w swoim życiu z trzema osobami: z ojcem, z kolegą i z moim partnerem. Osobno, nie wszyscy na raz tabunem, no i to tak licząc od dzieciństwa ;) Każden jeden przyznał, że co jak co, ale do grzybów to ja się ni chu chu nie nadaję. Pamiętam jak kolega załamał ręce, kiedy z resztką nadziei w głosie powiedział: jak tego nie zauważysz to się pochlastam. TEGO dużego nie zauważyłam, nawet go przydepnęłam swoją nogą [jedną z dwóch], bo zaraz za nim rosły dwa mikrusiki. Te dostrzegłam ^^) I każdy ma na ten temat tę samą opinię, ja natomiast uwielbiam leśne spacery udeptanymi ścieżkami, kiedy nie latają te durne ślepaki. Aaaa, no i udeptanymi, bo mam wstręt do pajęczaków. Po świecie nie chodzi nic bardziej odrażającego od nich [chyba że mnie wypryszczy przed okresem :D ].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy uwierzysz, że ja nigdy nie byłam na grzybach jako dziecko i młode dziewczę? Grzybobranie znałam tylko z "Pana Tadeusza".... Bo w moim domu nikt nie był grzybiarzem nawet z przypadku. A teraz muszę, żeby wyjść na dziwadło, ale się nie wysilam, bo i tak na grzybach się nie znam:)
      Pająków i pajęczyn naprawdę mnóstwo, więc nie polecam Ci wypadów do lasu o tej porze roku. O, zimą też jest ładnie i bez tych sieci dookoła...:) I też bez kleszczy. Ale też bez grzybów, ale dla nas to przecież jeszcze lepiej:)

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.