Domyślacie się, o czym mogła być ta rozmowa? O mojej wygranej u Oli. Bardzo często moje rozmowy tam skręcają. "A'propos twojej wygranej u Oli to mówiłaś, że upleciesz koszyk, którego kunszt będzie nie do odróżnienia od oryginału?" Mówiłam, mówiłam, i do pewnego momentu się udawało, ale zawsze potem jakiś feler się znalazł. Jak im pokazywałam którąś swoją produkcję, słyszałam : Nawet ładnie, a w domyśle było: jak na ciebie. Ogólnie stwierdziły, że chyba słabo się staram.
I pouczyły mnie, że najważniejsze to ćwiczyć. (A tym to już odkryły Amerykę w konserwach!...). Bo inaczej moja wygrana pójdzie na marne. Wygrana miała być dla mnie impulsem... przecież chcę dążyć do lepszego, a nie tkwić na początku drogi? Chcę! Koleżanka powiedziała, że ma świetny pomysł. Ja muszę dużo pleść, a ona potrzebuje dużego kosza do łazienki, gdzie właśnie zwolniło się miejsce i należy je zagospodarować. Już nawet wie czym, takim kufrokoszem, który ma mieć pokrywę. Każdy będzie dobry byleby pasował we wnękę. A za chwilę miałam już wymiary, jaki duży ma on być.
Szeroki na 35 cm, wysoki na 55cm i długi na 80 cm.
Ciemny brąz z pomarańczową przecierką.
Wzięłam się do pracy ochoczo podśpiewując:
"...nie mamy nic, nie mamy nic, oooo, do stracenia...
możemy przenosić góry i biec pod wiatr..." (Mrozu)
Kufer uplotłam splotem ósemkowym. A pokrywę zrobiłam takimi podwójnymi przekładańcami.
Środek kosza za pomocą wikolu zmieszanego z wodą i farbą akrylową okleiłam ręcznikami kuchennymi, żeby był sztywny. Kosz miał przeznaczenie do łazienki, więc dokleiłam mu sześć
nóżek z listewki, zabezpieczając przed ewentualną mokrą podłogą.
Pomarańczowe mazgaje, mam nadzieję, że je widać.... zostały zrobione celowo, zlecone, uzgodnione, zaakceptowane. Uszyłam wyściółkę do środka, żeby rozweselić ten ciemny brąz.
(Jeżeli któregoś razu okaże się, że ten blog przestał istnieć, to będzie znaczyło, że blogger zablokował moje posty, najpoważniejszą przyczyną będzie zła jakość zdjęć. Bo zamieszczanie ich tu to jest wybitne obniżanie poziomu).
Tak oto wygląda w miejscu przeznaczenia.
Mam już ochotniczki na podobny, zgodziły się poświęcić(!) dla wyższych celów, żebym mogła wyplatać w ramach ćwiczeń. Bo dziewczyny powiedziały, że widzą postępy, ale to jeszcze nie to. I że ten kosz to zrobiłam na rozgrzewkę, bardzo ładny, ale chyba na nim nie poprzestaję?
Jak jaka głupia pokazałam im wcześniej różne kosze-arcydzieła, które zrobiła Ola, żeby sobie zobaczyły, jakie wspaniałości powstają, gdy artystyczna dusza ma zręczne ręce. I że właśnie ja aspiruję do tego olimpu....tak górnolotnie powiedziałam....(dobre mam koleżanki, bo mnie śmiechem nie zabiły za ten pomysł, ale przecież rozsądny człowiek sam wie, że ideał pozostanie ideałem...). Dowiedziałam się też, że po takiej wyplotce mogę się poczuć rękodzielnikiem, skoro tak mi na tym zależy; jeżeli im to przeszło przez krytyczne usta, to już coś znaczy:)
Oczywiście mam nadzieję, że teraz będzie już łatwiej z następnym, bo przyznam się, że wyzwanie było ogromne i stres ogromny, czy dam radę.
Może i 220 okrążeń bez zadyszki (policzyłam), ale pod koniec wyplatania z lekkim odruchem wymiotnym i wręcz mnie odrzucało od tego kosza, a wtedy koleżanki przybyły na ratunek. Jedne zawstydzały: "i jak byś się wszystkim wytłumaczyła, że zrezygnowałaś z tego kosza?", "każdy sobie pomyśli- ale słomiany ogień" (bo tak), a właścicielka kosza kategorycznie nie zgadzała się na negocjacje opóźniające termin skończenia i jeszcze wymyśliła durny powód, że musi mieć kosz przed wyjazdem z domu na kilka dni. Co ma wyjazd do kufra? Odpowiedziała, że właśnie ma i już.
(Tyle ma, co g... do zielonych spodni ....)
Mogła najwyżej myśleć, że po powrocie, gdy zapyta o kufer to usłyszy: kufer? jaki kufer? :))
Pan Marcin plecie androny!
OdpowiedzUsuńZ czego plecie?
Ano - z łyka.
Taki andron upleciony
Jest podobny do koszyka.
Z tego samego autora jest także: Pomyśl tylko, co ty pleciesz! To zwyczajne kłamstwa przecież. :PPP
Kosz, czego byś o nim nie powiedziała, jest MEGA! Oczywiście megaduży, megawypasiony i meganiesamowity. Ta podwójnie przekładana klapa mi się podoba. Choć przyznam, że bez futra w środku jakoś tak pusto wygląda. Ale skoro jest już u koleżanki, to znaczy że szef zaakceptował wykonanie kosza. Pewnie ma już zakusy na nadzorowanie kolejnego wyplotka ;P Może przy najbliższej okazji sprezentujesz koleżance jakieś słodkie kocię, żeby ten kosz jednak lepiej się prezentował? ;))
I megawymęczony! Ja od dzisiaj będę sobie powtarzała : pleć pleciugo byle niedługo, to straszna męka upleść wielki kosz w krótkim terminie... nigdy więcej terminowych prac, tym bardziej, że zabiegi przy koszu były czasochłonne, o tym nie pomyślałam nawet...Szef stracił zainteresowanie koszem, gdy ten za wysoki urósł i zamknął mu ogląd świata. To się wyprowadził na lepsze strategicznie pozycje:))
Usuń(Uwielbiam Brzechwę, dla dzieci, dla dorosłych... bez różnicy:))
Łał, ale duża rzecz! Jestem pod wrażeniem! I pięknie, profesjonalnie wypeciona. Niech mu tylko klimat łazienkowy nie szkodzi, żeby długo posłużył:)
OdpowiedzUsuńOj, duża, duża gabarytowo. Ta wielkość to było największe wyzwanie Zabezpieczyłam przed wilgocią, ale tak naprawdę, to się okaże "w praniu", jak się będzie zachowywał. Czuwam, żeby to moje duże "dziecko" się sprawowało....:))
UsuńWow! duża rzecz:)) Jestem pod wrażeniem, szczególnie tej pokrywy. Cieszę się, że moje koszyczki tak Cię gonią do wyplatania, widać że na podatny grunt trafiły i pięknie Ci idą te manualne potyczki z rurkami. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTa pokrywa to też moja ulubienica, prosta i równa, aż mi dziwnie, że taka udana!
UsuńA jak mistrzyni chwali, to czeladnikowi skrzydła rosną... Jak plotłam, to sobie dumałam, co też Ola na niego powie? :))
Ja pierdziu, żebym nie przeczytała posta to bym pomyślała, że to kupny kosz. Dziewczyno masz talent. A jeszcze taki wieli ten kufer. PODZIWIAM:))) Sama kiedyś próbowałam wyplatać z tych gazetowych rurek i wiem jaka to trudna robota. Raz spróbowałam i mi się odechciało. No, szacun normalnie:)))))
OdpowiedzUsuńIleż on mnie nerwów kosztował! Ale przecież nie mogłam przestać pleść, specjalnie jakiś czas temu o nim napisałam, żeby czasem mi nie przyszło do głowy poddać się. I tak zwątpienie krążyło koło mnie cały czas (a szczególnie pod koniec plecenia) jak ta hiena...:)) cud, normalny cud....
UsuńTak sobie myślę i myślę i pomyślałam, że ja bym takim koleżankom się w twarz zaśmiała :P Przy kolejnej okazji dostałyby w prezencie gazetki i niech sobie uplotą, wtedy będzie porównywanie ;)
OdpowiedzUsuńKufer wygląda rewelacyjnie, jejuniu, masz niesamowity potencjał! Już opisywałam moje wyczyny z rurkami, więc przypominać nie będę, ale dzięki temu wiem, że to wcale nie jest takie proste i trzeba się napracować, żeby coś ładnego osiągnąć :)
Tak właśnie powiedziałam im, a one, że to ja sobie wymyśliłam plecenie, a nie one, to teraz heja do roboty! Najważniejsze, że ten się śmieje najlepiej, kto się śmieje ostatni... (ja się śmieję ostatnia oczywiście...) Oj, się napracowałam. W tym wypadku słomiany ogień nie strawił mojej działalności (on się już u mnie tyle nachapał, że może czasem sobie odpuścić:))
UsuńWoow aż szczęka mi opadła. Upleść taki duży kosz i to tak równiutko no to jest wyzwanie. Ostatnio nawet myślałam, żeby upleść sobie jakiś duży kosz. Jednak stwierdziłam, że mam dużo szydełkowych mega dużych koszy i chyba wystarczy. Do łazienki może by sie przydał. Zastanawiałam co zrobić żeby się nie zniszczył pod wpływem wody. Moje dzieci są z tych chlapiących. Podsunęłaś mi pomysł z tym listewkami, Super kosz :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBędę podglądać jak się ten kosz sprawuje w łazience u koleżanki i jakby coś było z nim nie tak, to dam znać i pomyślimy nad ulepszeniami. Ona wie, że ma u mnie serwis w pakiecie, naprawię, co będzie trzeba.... A Ty taka zdolna jesteś, że jak zechcesz, to raz dwa machniesz kosz do łazienki :))
UsuńAle duży kosz :) zrobiłaś wrażenie - świetnie Ci wyszły te 220 rzędy :) super :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDuży i pracochłonny. Ale warto było zrobić te 220 rzędów, jeszcze takiego kosza wyczynowego nie plotłam, a okazało się, że mogę... Dzięki i pozdrawiam :))
Usuń