Dzisiaj jest Dzień Kundelka. Powiedziałam Kubusiowi, że ten dzień uczcimy przedstawiając wszystkim jego osobę.
Bo Kubuś podobno jest kundlem, ale wydaje mi się, że przewyższa mądrością każdego rasowego psa. A może mądrość nie ma nic wspólnego ze szlachetnym urodzeniem?
Oprócz swojej psiej mądrości jest przepiękny i wygrywałby konkursy na mistera kundli, gdyby zechciał. I żaden festiwal muzyczny by mu nie poskąpił głównej nagrody, jakby oczywiście wziął w takim udział. A tak to tylko my podziwiamy długowłosego rudzielca, z mocnym głosem jakiegoś metalowca (ten tembr taki metalowy).
Ten pies był osiedlowym włóczęgą. Któryś z sąsiadów opowiedział mi historię życia Kubusia, bo okazało się, że tak ma na imię; miał on kiedyś swojego pana, pijaka, z pijakiem coś się stało, spalił się, wyjechał, umarł, zapił na śmierć, nie wiadomo. (Przeważały domysły, że się spalił... taki smutny kres).
Pies został sam.
Patrolował osiedle jak sumienny szeryf, dokarmiali go ludzie, bo był uroczy, przyjazny, mądry, nie ganiał kotów, nie wdawał się w bójki z psami. A kiedyś w czasie deszczu schronił się pod ławką w moim ogrodzie. Znalazłam go rano, gdy śpieszyłam się do pracy, a on poszedł na patrol.
Od wtedy zaczęłam myśleć o Kubusiu, co się z nim stanie, gdy lato się kiedyś skończy.
Tu wyżej nie jest uwieczniona moja ulica i mój ogród, żeby pokazać, czego ten szeryf musiał pilnować! Przejeżdżałam obok i spodobał mi się jego klimat pasujący do tej smutnej opowieści. Zaraz za tym zmurszałym ogrodzeniem jest park, średnio ładny, ale nie najgorszy. Szkoda, że nie jakiś tajemniczy ogród, ach... takich zaczarowanych emocji niestety tu nie doznamy.
To nie jest ławka w moim ogrodzie, gdzie Kubuś spał w czasie deszczu. Tu też mi się spodobało otoczenie z ławeczką i dlatego pstryknęłam zdjęcie z parkingu.
Klimat jesienny i złowróżbny, deszcz, wiatr, a w dole spienione rzeczne fale, brrr. (Zdjęcie ma robić atmosferę do mojej opowieści).
Na tym myśleniu o losie Kubusia lato przeleciało, przyszły słoty. Kategorycznie odrzucaliśmy możliwość przygarnięcia jeszcze jednego psa, już były w domu dwa. Aż któregoś dnia zobaczyłam go na końcu ulicy jak szedł, a nie biegł jak zwykle, bo powłóczył łapką.
Wtedy już przestałam się zastanawiać, bo nie było nad czym, ten pies potrzebował pomocy.
W rezultacie wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy szukać Kubusia. Udało się, lecz nie bez problemów. W końcu poszliśmy luknąć nad rzekę. Szedł szuwarami w stronę wody. Będzie się topił, pomyślałam.
A on pewnie tylko słyszał o krioterapii (lodowatą wodą) i poszedł zastosować ją jako kurację na kaszel. Bo był zaziębiony. Kubuś jest tak pogodny i zdrowy psychicznie, że takiego psa jeszcze nie widziałam w swoim życiu, i na pewno nie miał żadnej depresji, i ochoty na zakończenie swojego pieskiego życia..
A nawet wszystkich dookoła potrafi wydostać ze stanów depresyjnych swoją radością. Taki pies to terapeuta na wszystkie psychiczne jednostki chorobowe, nawet te nie mające nazwy. (Tylko kocie psychiczne odpały są oporne na działanie tej terapii, ale przecież koty to przybysze znikąd, inaczej się je rozpracowuje. A może ktoś wie jak i pilnie poratuje potrzebujących?).
Ostatecznie Kubuś skończył z patrolowaniem ulic, bo dostał świadczenie socjalne. Dał sobie wmówić, że miska i kanapa, to wszystko na co może liczyć. Miał trochę pecha, że trafił na nas, bo niby doceniamy Kubusia, ale nie honorujemy tak jakby się należało. Co prawda kiedyś przysłuchiwał się wiadomościom, gdy strajkowały służby mundurowe, bo on jako szeryf też jest mundurowy, ale mu powiedzieliśmy, że jako emeryt słabe ma karty przetargowe. Poprzeklinał i poszedł spać :))
A że dzisiaj święto kundelka, to zrobiłam ciasto, żeby kundle miały czym podjąć swoich gości (czyli nas).
Migdałowiec bez pieczenia. Milion kalorii i ani jednej mniej, ale raz w roku jest 25 października.....:)) Co prawda Kubuś jeszcze mógłby obchodzić imieniny, Jakuba, co za pies... nawet imię ma piękne...
Za to z urodzinami nie poszalejemy.
Smutna historia z hepiendem:) Prosimy wszystkie kudłate mordki ucałować od nas tysiąckrotnie:)))))))) I gdzie te kalorie? Ja tam żadnej nie widzę;)
OdpowiedzUsuńJak wróciłam po pracy, to po placu śladu ni popiołu... (na szczęście rano, co swoje to zjadłam). Kudłate mordki ucałowane krotnie, teraz wszystkie posnęły bez protestu, bo zimno i z wieczornego balangowania nic im nie wyszło (a plany na pewno były:))
UsuńSmutno mi bo mój psiak daleko ode mnie, ale w sumie to podobny do Twojego, wiec mocno uściskaj Kubusia ode mnie☺ A ten placek i te kalorie, okrutna jesteś normalnie... proszę o nie publikowanie tego typu fotografii, albo przynajmniej jakieś ostrzeżenie w zajawce, że osoby na dietach i głodówka nie powinny tu zaglądać😀
OdpowiedzUsuńha ha ha, ale w ramach ćwiczenia silnej woli trzeba takie oglądać. Albo na jakimś blogu fitness : ćwiczenie Nr ..... - torcik malinowy z chrupiącą bezą:))
UsuńJuż wyobrażam sobie radość Twojego psa, gdy wreszcie zobaczy swoją Panią! I to będzie dla niego najlepszy prezent. Rzeczywiście Kubuś jest do niego podobny, może Kubusia dziadek ze strony babki był tej rasy... Mojego psa uściskałam na konto Twojego psa, a on w zamian wycałował sto razy Twojego psa (za moim pośrednictwem:))
Niektórzy to mają szczęście w życiu, oczywiście myślę o rozliczeniu końcowym. My mamy "tylko" jednego psa, ale w różnych okresach też robiliśmy za przechowalnię i czasami z rozrzewnieniem myślę o tamtych pieskach. Fajne były. To co.... zdrowie wszystkich kundli i ich opiekunów :-) (to jako wytłumaczenie do tych kalorii). Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńJednego masz, ale jest i życzenia przyjmuje. Dla swoich kundlowatych braci oczywiście. Może uczcijmy je jakąś lampeczką winka, bo i tak trzeba siedzieć dzisiaj w nocy do trzeciej żeby punktualnie przesunąć wskazówki zegara na drugą:)) Ale w zamian jutro może się uda dłużej pospać? Oj, tak, tak :-))
UsuńAleż wam się szybko rodzina powiększa! :D I wszystkie dzieci ładne, zdrowo chowane... Nic tylko cieszyć oczy :)) U nas wczoraj także było opychanie się ciastem i kremem, a że krem był puszysty [w końcu to bita śmietana] to nawet czuję się lżejsza po takim deserze :D trochę zostało do zjedzenia dzisiaj po obiedzie, a na obiad nawet wymyśliłam mrożoną pizzę z biedronki, bo jak leniować to leniować nawet z obiadem ;D pozdro600 dla wesołej ferajny :)))
OdpowiedzUsuńHistoria z Kubusiem to nie nowinka, bo sprzed czterech lat. Ja tak opowiadam chaotycznie, że trudno się czasem dorozumieć kto z kim i którędy:)) Najnowsi domownicy to Mi i Bobek, potomstwo wybitnie odpowiedzialnego ojca Tofika.
UsuńMrożona pizza jest wspaniała, a jak się poupycha na niej warstwę czegoś tuczącego (żeby zbilansować odchudzający krem)... to już w ogóle.
Wspomniałaś o ...biedronce, mam w domu inwazję biedronek, i już sobie nie radzę z wynoszeniem ich na dwór, bo za jedną wyniesioną wraca tysiąc!!!
Pieknie opowiadziana wcale nie piekna historia Kubusia.Wielkie masz serce.Ciacho wyglada na smaczne a kota mam i wiem co to za odmieniec..nie mozna go wogole sklasyfikowac..chyba jednak koty pochodza znikad.Pozdrawiam .)
OdpowiedzUsuńTwój kot jest rasowy, wydaje mi się, że Bianka jest syjamska? zobaczysz, że będzie uroczą panienką, sama radość mieć takiego kota... Moje to dachowce i każdy z "rasowym" charakterkiem:)) W tym zoologu Kubuś góruje pod każdym względem, i charakteru też, dobrze że go mamy:))
UsuńSmucą mnie takie historie. Zwierzęta porzucane, którym któregoś pięknego dnia wali się świat na głowę... Co one mogą? Nic. W tamtym roku pojawił się pies znikąd. Bardzo bał się ludzi, nie reagował na żadne 'zaczepki', a co najgorsze kulał. Niestety zima prawdopodobnie go zgładziła :( Strasznie żałuję, męczę się myślą, że może jednak dało mu się pomóc? A może ktoś go jednak przygarnął?
OdpowiedzUsuńNie od dziś staram się pomagać słabszym, wprowadzać trochę radości. Najczęściej ci co mają najmniej są najweselsi, to jest dopiero historia! Wchodzę sobie na Marzycielską Pocztę, żeby zrobić coś dobrego, żeby na buzi jakiegoś dzieciaczka zawitał uśmiech, patrzę na profil np. Dawidka a tam tyle radości ze strony tego dziecka, że powinnam się spalić ze wstydu ;)
Tak czy inaczej podziwiam ludzi i zwierzęta, którzy pomimo wielu przeciwności śmieją się całemu światu w twarz :)
P.S. Czy mogę poprosić o przepis? Jak widzę BEZ PIECZENIA to już wiem, że to jest to :P
Przepis jest prosty, ja za nieproste przepisy się nie biorę:))
UsuńWarstwami układasz:
- krakersy
- masa budyniowa
- krakersy
- masa krówkowa
- bita śmietana
- prażone płatki migdałowe
Folię aluminiową natłuszczasz lekko masłem, żeby krakersy się nie przesuwały.
A składniki są takie:
- 2 duże paczki krakersów
- 2 małe puszki masy krówkowej
- krem budyniowy,np. karpatkowy (ja kupiłam paczkę takiego kremu w proszku)
- 500ml śmietanki kremówki (ubić, gdy jest zimna, dosłodzić wg smaku)
- płatki migdałowe (przyrumienić na suchej patelni)
Słone krakersy ze słodkimi składnikami tworzą wyjątkowy melanż. Najważniejsze, że łatwe. Zrobiłam je wieczorem, żeby do rana krakersy zmiękły, bo podobno wtedy jest smaczniejsze. I było pyszne:))
Zaintrygowałaś mnie Marzycielską Pocztą, nigdy nie słyszałam o takiej. Zaraz tam wejdę....:))
Fajny przepis:) Robiłam coś podobnego z masą budyniową z kokosami i to się rafaello nazywało, rzeczywiście słony smak krakersów fantastycznie komponuje się ze słodyczą kremu:) Na takie wspomnienia żałuję, że porzuciłam raz na zawsze takie słodycze, choć z drugiej strony, czy raz w roku nie można sobie pozwolić na niezdrową rozpustę?
UsuńKubusia z okazji jego święta całuję w czubek wilgotnego nosa!
Wiem, że to bardzo niezdrowe jedzenie. Podobno po dłuższym czasie nie jedzenia cukrów organizm się odzwyczai od słodyczy i już się nie domaga. Chciało by się wskoczyć w ten etap... dla mnie słodycze są niezbędną pocieszajką, mogę sobie dużo mądrości wygłaszać, a jak mnie najdzie szaleństwo, to przepadłam z kretesem. (Wiem, to głupie tłumaczenie....:)))
UsuńDokładnie tak samo słodycze uwielbiam! Ale zamieniłam te niezdrowe, na nieco zdrowsze - np. pogryzam sobie suszone figi (byle niesiarkowane), albo miksuję sobie banana z jogurtem, dorzucam siekane orzechy i błonnik z firmy Sante (to takie chrupki, które same są zupełnie bez smaku, ale w tej miksturze szalenie mi smakują). A ostatnio smaruję sobie cienko wafle ryżowe miodem i posypuję obficie siekanymi orzechami. Albo piekę sobie sama ciasteczka, np takie dwuskładnikowe: http://www.theburlapbag.com/2012/07/2-ingredient-cookies-plus-the-mix-ins-of-your-choice/
UsuńRany, wszystko sobie zapisałam, jutro kupię figi, banany, błonnik, chrupki ryżowe. Orzechy i miód mam. I zaraz sprawdzę na stronce, jakie to są ciasteczka...
UsuńWszystko wykorzystam, bo sama już czuję potrzebę rozstania się ze śmieciowym jedzeniem. Przynajmniej od czasu do czasu, nie żeby radykalnie i z kopa. Ale te przepisy brzmią tak smacznie, że aż mi język lata...:))
Oj, żeby wszystkie smutne historie miały dobry koniec. Moja znajoma planowała tylko psa (kupiła konkretną rasę - beagle, bo taki jej podobał - i jest nim zachwycona; głównie charakterem - mówi, że "do rany przyłóż") i dwa kompletnie nie planowane koty :) przybłąkały się. Najpierw miały być na dworze, później tylko w garażu :), a niedawno szukała koca, który jej zamaskuje załatwioną przez koty kanapę skórzaną :) Pies pilnuje, żeby koty nie chodziły po blatach w kuchni :) Znajoma ma trochę fioła na punkcie tej trójki :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że podałaś przepis, miałam poprosić :) Pozdrawiam :)
Tego fioła to ja znam bardzo dobrze, a najgorsze, że on nigdy nie zatrzymuje się w miejscu, ale rozkwita coraz bujniejszym kwieciem. Znajoma już ma go trochę, ja też mam trochę, i staram się panować nad sytuacją... a i tak czasem wymyka się ona spod kontroli...:)) (Po co komu trzy psy i cztery koty? sama nie wiem, kiedy do tego doszło...! :))
UsuńCałuski dla Kubusia :) Aż mi się łezka w oku zakręciła.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKubuś ucałowany :) Właśnie idzie spać, a nie, jeszcze idzie sprawdzić, czy miska wylizana do czysta, bo musi być porządek jak w jakimś wojsku:))
Usuń