sobota, 22 listopada 2014

Królewicz

Wolny dzień postanowiliśmy wbrew późnojesiennej aurze spędzić w plenerze, wziąć do auta piknikowy koszyk z ogrzewającym jedzeniem i piciem (w termosie),  wyruszyć przed siebie, a zatrzymać się dopiero gdzieś  na parkingu w lesie, pod dachem z wysokich drzew, spoza których będzie łypać na nas zza chmur słoneczne zamglone oko. A dzień wydawał się na to idealny, bezwietrzny i jasny.
Trzeba coś zrobić z tymi smętami i wyrzekaniem na listopad,  precz z melanchujnią! - oczywiście nie ja wyrzekłam te słowa, ale za to skwapliwie potwierdziłam, że precz!
Wyruszyliśmy sporo przed południem, bo dnie są już krótkie i cenny jest ich każdy skrawek. A poza tym do przyjemnego miało dołączyć pożyteczne, bo mieliśmy zrobić tournee po okolicznych miasteczkach w poszukiwaniu "rurki" do mojego samochodu.  Jechaliśmy sobie i rozmawialiśmy o miłych rzeczach, nie rozpoczynaliśmy tematów konfliktowych, żeby z pięknego dnia nie zrobił się nagle gówniany. Zgodnie z planem na parkingu leśnym zjedliśmy celebrowany kilkuelementowy posiłek, a potem żeby rozprostować kości pomaszerowaliśmy do lasu...  i oto miraż, który nagle się przed nami objawił:


Mirażem  był  duży oswojony królik, i to chyba jakiś rasowy. Wzięłam go na ręce, a on jakby tylko na to czekał, objął mnie za szyję łapkami i powiedział, że nazywa się królewicz Trzęsionka,  akurat bardzo nim trzęsła febra, więc domyśliłam się, że to imię sobie nadał na użytek chwili (a wędrował incognito). Wzięliśmy go do samochodu i trochę napoiliśmy. Na szczęście zawsze mamy w aucie wodę i miskę ze względu na psie potrzeby, no bo psy często z nami podróżują.
Teraz zadaliśmy sobie pytanie, co robimy z królewiczem? Znaleźliśmy go i niestety jesteśmy za niego odpowiedzialni...
Wtedy oboje wykrzyknęliśmy imię faceta od byków, bo gdy na wiosnę tam byliśmy, to coś truł o swojej hodowli króli.
A zresztą i tak nie mamy co z nim zrobić - usłyszałam.
O nie,  "z resztą" to jest wynik dzielenia...  nawet nie mam zamiaru myśleć, że Trzęsionka mógłby wylądować na obiadowym stole! (To ja tak  huknęłam zdrowym dobrze odżywionym głosem, bo dopiero co wciągnęłam dużą porcję zupy grochowej z majerankiem). Zatelefonowałam prędko do kilku osób, które pociągnęłam za języki, co tego faceta od byków interesuje w królikach? czy on aby nie hoduje królików z zamiłowania do pieczonych tuszek króliczych lub futerek angorowych? Przecież różne zboczenia ludzie mają....
...Okazało się, że możemy mu bezpiecznie powierzyć naszego wędrującego królewicza.
Pierwsze, co facet od byków zrobił królikowi, to obciął mu przednie zęby, bo urosły takie długie, że nasz królewicz mógłby się zatrudnić jako parobek do głębokiego bronowania zagonów. Królik był wychudzony, bo nie mógł jeść mając takie zębiska i pewnie nie zawędrowałby już daleko.


Dostał na powitanie do schrupania liść brokuła, a my w tym czasie zmyliśmy się po angielsku i zostawiliśmy Trzęsionkę w jego nowym domu.
Jeżeli chodzi o rurkę do samochodu, to informacje były prawdziwe. W wielkim mieście nie ma takiej rurki, a w Chojnie bez łaski każdy może ją mieć za 80zeta, (nawet na allegro jest drożej).

18 komentarzy:

  1. Jakiż uroczy królewicz Trzęsionka!:) Jejj...czasami się zastanawiam, jakim trzeba być człowiekiem...albo inaczej - czego trzeba sie wyzbyc z człowieka, z istoty zwanej "ludziem", co by taką zwierzęcą Istotkę wyrzucić/porzucić (zwał jak zwał ) w lesie....czy gdziekolwiek... (w naszej okolicy przejezdni ot tak "porzucają" zwierzęta, bo na wsi to zawsze ktoś da jeść takiemu...albo, co gorsza przywiązują do drzewa tuż przy rzece...i potem taki trupek zagłodzony i zastraszony na śmierć leży sobie...ehh...co ludziom wyrżnięto z uczuć, że tak sa w stanie postąpić się pytam...?
    W samą porę się ocknęłam, by nie popaść w dalsze emocji negatywne uczucia;) bo przecież te znane mi przypadki sa sprzed conajmniej roku, czyli mogę stwierdzić iż w mojej okolicy COŚ sie zmienia na lepsze:) może ludzie dojrzewają?:) Może powracają im naturalne instynkty?:) Może ...Dobro się sieje:))) ...elhm...znaczy się rozsiało już jakiś czas temu i wychodzą teraz na świat tego owoce:)))
    O tak, to brzmi dobrze:)

    Piękny Uszaty Królewicz:) napotkał wspaniałe Istotki, które akurat w ten a nie w inny czas wybrały się tam a nie gdzie indziej na sobotni wypad w las...:) Gratulacje Trzęsionko!!:)

    Pozdrawiam:)
    Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę piękny..., teraz gdy go sobie przypominam, to widzę długie miękkie futerko, słodkie i ufne oczki, drżące ciałko, bo zmarznięty był i głodny, a przytulił się do mnie jak kotek. Sama byłam sytuacją zszokowana i myślałam tylko jak tu uratować nieszczęsnego, nie zabierając go przy tym do nas do domu. Bo mieliśmy kiedyś przez rok królika miniaturowego, oddaliśmy zdrowego i wesołego Kicusia na przechowanie, bo musieliśmy wyjechać na tydzień. Po powrocie okazało się, że Kicuś już jest w króliczym niebie, bo nie żyje od trzech dni. Był u absolutnie zaufanej osoby, która go nie dręczyła ani nie głodziła, więc ukuliśmy teorię, że umarł z tęsknoty. I trzymając się tej teorii boimy się znowu wiązać z takim uczuciowcem, króliki absolutnie nie wchodzą w grę; psa i kota mogę jeszcze przygarnąć (o,mamma mia! ktoś mi chyba powinien podsunąć jaką broszurkę), ale królik to za duże ryzyko... Dlatego tym bardziej cieszę się, że tak sprawnie poszło ulokowanie Trzęsionki w nowym domu:))
      Mimo wszystko mam nadzieję, że nikt go nie wyrzucił ani nie porzucił, że my ludzie z głupoty nie skazujemy zwierząt na śmierć w cierpieniu ( śmierć z głodu to przecież cierpienie)
      Królewicz wyśpi się dziś wygodnie, jak arystokrata, na pachnącym sianku :))

      Usuń
  2. Królewicz miał wiele szczęścia, że spotkał dobrych ludzi. Żeby nie popaść w takie ogromne przygnębienie napiszę, że może nie został wyrzucony tylko z głupoty uciekł, a potem nie mógł wrócić bo się zagubił. Ja wprawdzie mieszkam w mieście, ale na jego głębokich obrzeżach i już zajmowaliśmy się co najmniej trzema znajdami rasy psiej i raz się zdarzyło że znalazł się właściciel, który intensywnie szukał psa. Trochę mi to wróciło wiarę w ludzi.
    Pozdrawiam serdecznie i chyba mogę spokojnie napisać, że powinniście zaliczyć dzień do bardzo, ale to bardzo udanych :-))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze wrażenie mieliśmy takie, że ktoś go wyrzucił, bo czy sam by tak daleko wywędrował? do najbliższej wioski kilka km. Chyba nigdy się nie dowiemy, jak było naprawdę, szkoda, a może lepiej nie wiedzieć i myśleć, że głuptas sam zwiał i zgubił kierunek. Szczęście w nieszczęściu, że nie ma jeszcze zimy, bo trochę już łaził po tym lesie, skoro zęby mu urosły takie długie.
      Psów rzeczywiście ludzie szukają, i kotów też, czyli że zwierzęta się gubią! Albo raczej ludzie gubią zwierzęta, potem te biedactwa się błąkają, tylko czasami się udaje i wracają do swoich domów.
      Oj, tak, dzień bardzo udany, i nawet rurka kupiona :))

      Usuń
  3. Jaki on słodki :) Dobrze, że trafił na Was. Kurcze gdyby nie wy to by było po nim. Nawet jeśc biedoczek nie mógł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że słodki! i taki puchaty! Bo że brudny to normalne, ważne, że zdrowy!
      Kilka dni i dojdzie do siebie, posiłki będą przynoszone na czas, ciepło i sucho... Jutro zadzwonię do nich i się dowiem, jakie samopoczucie ma królewicz:))

      Usuń
  4. Jeja, ale fajnie :) my w poniedziałek omal nie trzepnęliśmy takiego trzęsionki, bo było ciemno, teren niezabudowany, a ten siedzi w najlepsze na jezdni. Na szczęście obyło się bez strat [przedostatnio kura babci mojego chłopa ucierpiała, i było mu z tym źle].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że przeczytałam "przedostatnia kura" i myślę, kura .... przedostatnia... biedna babcia... Ale okazało się, że na całe szczęście babcia ma jeszcze inne kury, to łatwiej jej będzie Wam przebaczyć! Specjalnie jej przecież nie przejechał...a w ogóle to wszyscy powinni nosić odblaski po zmierzchu. Dzień się kończy - na skrzydełko kurka wkłada opaskę odblaskową i niech sobie wtedy paraduje nawet do rana .Trzeba by jakąś pogadankę dla kur, bo one to najbardziej się pchają pod koła :))

      Usuń
    2. O nie nie, tu odpowiedzialność zbiorowa nie wchodzi w grę! Winowajca jechał sam, motorem, ja o wszystkim dowiedziałam się po fakcie. Okazało się, że kura była już niemłoda i dożywała kresu swych dni, bo na rosół już się nie nadawała. Jej szczątki uległy spaleniu przy modlitwach do kurzych bogów. A teraz na pewno jest już w kurzym niebie... ;)

      Usuń
    3. Aaa, w takim razie to był akt miłosierdzia dla kury, bo w tym momencie motorem kierowała właśnie tamta miłosierna ręka, a nie Twój chłop, on był narzędziem tego aktu,i jeszcze bezpodstawnie został okrzyknięty winowajcą!.. Założę się, że samemu trudno mu zrozumieć, jak najechał na staruszkę (tamta ręka ją wepchnęła pod koła, wiadomo). No, pozazdrościć tylko kurce aksamitnego długiego życia i aksamitne, krótkiej śmierci ...amen ;))

      Usuń
  5. Szkoda, że odpowiedzialny nie był ten, co go tam porzucił! Aż się we mnie zagotowało! Takiego kretyna za przeproszeniem wysłać na zesłanie do jakiegoś nieprzyjemnego miejsca i niech sobie radzi samopas, ciekawe jakie miałby zdanie na ten temat.
    Dobrze, że króliś znalazł się na drodze odpowiednich ludzi z dobrymi sercami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno uwierzyć, że ludzie są tacy podli i zdolni do złego, co? Ja też dla ludzi okrutnych dla zwierząt nie znajduje żadnego usprawiedliwienia. Bo nie istnieje żadne usprawiedliwienie... ani litość dla takich.
      Ale co to za przypadek, że my akurat tam się zatrzymaliśmy, poszliśmy w las i zauważyliśmy królika! Samej mi trudno uwierzyć w ten zbieg okoliczności... bo przecież listopadowy dzień jechać na piknik to nie jest całkiem normalny pomysł :))

      Usuń
  6. Królik zapewne wyczuł dobrych ludzi i dlatego wylazł Wam na drogę szukając wsparcia. Jak patrzę na zachowanie swojego psa, to mam wrażenie, że zwierzęta doskonale czują, kogo należy omijać szerokim łukiem:) Miałaś na pewno udany dzień, ale królik to miał chyba najważniejszy dzień w życiu, aż mi się zamarzył spacer po listopadowym lesie, może też by mnie wreszcie trochę szczęścia dopadło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Królik błąkał się tyle czasu, chyba już stracił nadzieję, że w tym lesie znajdzie się dla niego jakaś deska ratunku.... A gdybyśmy wzięli psy, to siła strachu królika sama pokicałaby pod najbliższy krzaczek... Zobacz, jakie to wszystko jest skomplikowane...:))
      Psy rzeczywiście jakoś wyczuwają ludzi, ciekawe jak to robią?Ja to nie mam za dużo odwagi do innych psów, bo moja psia trójka i kocia czwórka zostawia na mnie swoje zapaszki, które nie muszą się podobać wszystkim psom. Ależ to musi być mieszanka zapachowa, brrr,
      Ola, szczęście tylko czeka sprzyjającego momentu, ale to nie będzie trochę szczęścia, ale bardzo duża ilość, między innymi za Twoją cierpliwość co do niego :))

      Usuń
  7. Królewicz Trzęsionka :) na drugie z pewnością ma Szczęściarz :) Ale się zgraliście w poszukiwaniach - on domu, a Wy rurki :) Śliczna ta Trzęsionka - pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już nie "Trzęsionka", jak wcinał listek, to już był normalnym królewiczem, i może nawet czuł się szczęściarzem :)) jak to się różnie w życiu plecie... pewnie rurki do auta tyle czasu nie mogliśmy nigdzie kupić, bo tam w lesie czekał królik :))

      Usuń
  8. Ależ śliczny ten Król:) Miał farta, że na Was trafił. Ja tam lubię jesień i zimę więc narzekać nie będę. Wreszcie jest cisza i spokój. Traktory po polach nie jeżdżą a sąsiedzi z za płotu są w mieście;) Cisza!!! Wreszcie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my mieliśmy też farta, że trafiliśmy na niego:))
      Patrz, a ja nie znajduję żadnych plusów dla jesieni:)) Tylko jeden plusik, że miałam urlop jesienią, ale już jest po urlopie... no to zaczynam odliczankę do wiosny...

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.