Jeszcze jedyniutki, króciutki fragmencik....
"W owym czasie w Dolinie Roztoki grasował sobie niedźwiadek, nierozsądni turyści byli zachwyceni, on podchodził czasem aż do rozstawionych przed schroniskiem stołów, potrafił porządnie wystraszyć ludzi i zrobić kipisz w plecakach.
Pewnego dnia Słowak, który przemieszkiwał w schronisku, narobił strasznego alarmu.
Przybiegł przerażony do kuchni krzycząc:
- Miś, miś!
Zapanowało poruszenie, bo jednak niedźwiedź w samym schronisku nie był zjawiskiem częstym, a mógł być śmiertelnie niebezpieczny.
Po krótkim wahaniu gospodarz schroniska uzbroił się i zawołał na pomoc kolegów.
Słowak zaprowadził ich do swojego pokoju, na stole walały się resztki jedzenia.
Po niedźwiadku ani śladu.
Tym gorzej.
Zaczęli Słowaka wypytywać, jaki to miś, czy duży, brunatny, czy na czworakach, czy może na dwóch, stary, młody?
A Słowak się zdenerwował:
- Miś, miś, mała szara miś w jedzeniu."
"Zielone drzwi" to opowieść autobiograficzna. Zapomniało mi się napisać wczoraj, że to nie jest jakaś bajka z mchu i paproci, ale piękne życie mądrej kobiety.
Spojrzałam jednym okiem w kalendarz, drugim na zegar (stara sztuczka z zezem rozbieżnym) i oto właśnie w tym momencie rozpoczyna się Światowy Dzień Przytulania,
To zdjęcie (oraz pozostałe dwa) wyciągnęłam z sieci,
a na zdjęciu, tak samo jak w życiu, jeden przytula, drugi jest przytulany.....
No cóż, miś misiowi nie równy :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że dziś taki fajny dzień, muszę o tym kotu powiedzieć i jeżowi, chociaż wcale nie jestem pewna który głośniej mnie wyśmieje ;)
A może wcale nie wyśmieją, bo czekali na takie święto, żeby się do siebie przytulić w nowej pościeli jeżyka ... tylko zlituj się nad Filemonem i zbierz igły z tej pościeli, magnesem oczywiście:))
UsuńŚwiatowy Dzień Przytulania powiadasz? ale do tego szarego misia to nie trzeba się przytulać?
OdpowiedzUsuńFajny kawałek wybrałaś. Pozdrawiam niedzielnie :-)
Ani do szarego ani do brunatnego,... chociaż jak się lubi szare mysie, to można by maleństwo przytulić! A brunatny to niech lepiej szuka pieszczot u swojej najbliższej rodziny, co jest tej samej wadze piórkowej:))
UsuńTo się idę do kogoś poprzytulasować:)))
OdpowiedzUsuńNie do kogoś, tylko do swoich pieszczochów, dzisiaj każdemu się należy po kilka sowitych porcji przytulania; ja dopiero zaczęłam, nie było mnie w domu i moje zwierzęta dzisiaj pokrzywdzone...:))
UsuńChyba nadajemy na tych samych falach bo piszac mojego posta na blogu o ksiazkach pomyslalam sobie..ciekawe co czyta Wikera ? a tu masz pieknie..pierwszy komentarz od Ciebie wlasnie..i Grochola..a skoro mowa o przytulaniu to wlasnie Cie przytulam jako mila mi czytajaca dusze.)
OdpowiedzUsuńBig dzięki:)) Grochola jest dla mnie wzorem w walce z przeciwnościami losu, nic jej nowego jakoś nie czytałam, ale jak się trafi, to wypożyczę z biblioteki. Kiedyś zniechęciłam się adaptacjami (bo ja zwykle niezadowolona z każdej na świecie ekranizacji, a jest proste rozwiązanie: zadowolić się słowem pisanym, skoro aż tak lubię książki, jak ciągle obwieszczam:))
UsuńTo przytulam Cię mocno wirtualnie, i idę psa poszukać, bo to jedyna przytulanka w domu, która nie gada i nie patrzy na mnie z niepokojem lub zdziwieniem, kiedy poszukuję bliskości bezpośredniej:)
OdpowiedzUsuńPrzytulmy się, bo święto jeszcze trwa pół godziny i żal nie skorzystać! Teraz, gdy na dworze jest coraz cieplej to nawet na zwierzaki nie można liczyć, że przyjdą do człowieka same z siebie, chyba maj je otumanił i woła po nocy, tak jak teraz, już zwiały. No chyba, że Szczurenia, jego nie woła i on zawsze jest pod ręką, nogą, głową, czasem trochę za bardzo:))
UsuńMnie z Grocholą kojarzy się Bułhakow. Moja książka Bułhakowa, którą koleżanka pożyczyła ode mnie, w zamian dała Grocholę i nie oddała. Co prawda były to tylko "Fatalne jaja" i "Psie serce", bo "Mistrza i Małgorzatę" straciłam bez wymianki :) Grochola jeszcze wtedy nie pisała :)
OdpowiedzUsuńTo teraz słuchaj, w jakiejś książce czytałam, że w rodzinie mieli taką półeczkę za szkłem zamykaną na kluczyk z najukochańszymi książkami, i gdy ktoś wizytujący chciał którąś z nich pożyczyć, to się mówiło: gdzieś zginął kluczyk!
UsuńDobre?? A ja właśnie mam pożyczoną "Zagubione niebo" Grocholi, szczerze pożyczoną, ale uwinę się z nią szybko i oddam nie zniszczoną:))
Ostatnie zdjęcie jest dowodem na to, że nie zawsze malowanie farbami z sprayu na ulicach jest wandalizmem. Podziwiam, że ktoś zauważył w tych skrzynkach coś takiego:-)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Zauważył i jeszcze przedstawił niestereotypowo, bo to mały przytula dużego, a nie odwrotnie. Pokrzepiające:))
Usuń