Co do oleju w głowie, to nie ma się dużego wpływu, czy coś tam chlupocze, czy nie chlupocze, ale przysiąść i wziąć się do roboty, to jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Kilka dni temu stwierdziłam, że koniec z wymówkami, muszę wreszcie spełnić obietnicę daną koleżance (co mnie podkusiło?), że dostanie ode mnie wyszywaną torbę paryską. Ta, którą kiedyś wyhaftowałam bardzo jej się podobała, i żal jej było, że nie ona, lecz kto inny rozbija się z paryską po świecie, (niech będzie że rozbija....).
Tamtą torbę rodziłam w męce przez pół zimy, porywami, bo duże ilości pracy przy niej za bardzo pobudzały moją adrenalinę. Objawiało się to głównie chęcią ucieczki, gdzie pieprz rośnie.
Strachu, że się namęczę i byle co wymęczę, bo wyszywać nie umiem.
Ale też jarało do walki z przeciwnymi żywiołami (przeciwne żywioły wciąż dobrze się mają!).
Co zrobić, żeby obiecana torba przestała krążyć jak sęp? uszyć ją.
Jakakolwiek będzie, niech wreszcie będzie.
Pierwszy krok zrobiłam kupując w lumkpu materiał (zaklęty w sukienkę; na pewno super laska w niej paradowała, bo skrojona na szczupłą i kształtną figurę; tkanina jest lejąca, opływająca) cieniutki i nieprześwitujący, bo planowałam uszyć torbę z podszewką taką samą jak wierzch, a cieniutka tu i tam, nie będzie sprawiała wrażenia ciężkiego torbiszcza.
Manewr się udał, i wydaje mi się, że torba jest szykowna.
Po bokach wszyłam troczki z jasnymi koralikami, dla urody.
Wzór na torbę jest z przepastnego pinterestu, ale troczki wymyśliły oponki w mojej w głowie.
Wyszywanie rozegrałam w ten sposób, że przyszyłam sznurek jako kontury wieży Eiffla, koleżanka została poinformowana, że z hafciarstwem mi nie po drodze. Zrozumiała i przyzwoliła na coś w zamian, może być sznurek.
Jeżeli ktoś będzie potrzebował, jest tu: http://szyciotyp.blogspot.com/.
Dziękuję Szyciotypowi za naukę:))
Koleżanka, którą obdarowałam torbą, zażyczyła sobie odsetki za długie wyczekiwanie na obiecankę paryżankę, w postaci skrętu za miasto i spaceru po zielonych terenach.
A poza tym chciała, żeby jej małe dziecko usłyszało koncert ptactwa majowego. (Dziecko przespało całą świergotną rewelację muzyczną).
Na tej łączce rozlokowałyśmy się z krzesełkami. Nie było to bardzo daleko za miastem, raczej bardzo blisko, ale jednak za miastem, powietrze aromatyczne i młoda zieleń.
Pod wierzbą, która później posłużyła torbie jako tło do zdjęcia, odkryłyśmy taką tabliczkę:
Wierzba im. Katarzyny Nosowskiej, której twórczość ocaliła moje życie. 01.04.2015
Lubię Kasię Nosowską, moją ziomkę, ale nie znam dobrze jej twórczości, lecz w najbliższym czasie się jej przypatrzę. Kasia nie tylko śpiewa, ale i pisze.
Pewnie mocne rzeczy, które w duecie z wierzbą mają działanie terapeutyczne!
To ta wierzba, rozdarta na pół, jak to wierzba....
I ta torba, mocno zszyta, nic jej nie rozedrze, na psa urok...
Torba jest duża, bo koleżanka lubi duże torby (a najbardziej by lubiła taką, żeby żyrandol się w niej zmieścił. Torba ode mnie jest spora, jednak nie olbrzymia. Materiału nie stało).
A, wkleję jeszcze jedno zdjęcie, co tam....
Prawda, jakie piękne nizinne tereny? tylko zieleń dookoła i ani jednego pożółkłego listka, a ta wijąca wstążeczka to jest rzeczka...
(Bo wcale nie fotografowałam torby, tak jakoś sama wpadła w kadr...a poza tym koralik tak się błyszczy, no tak, odgapił od rzeczki).
Ach, ile masz jeszcze tych ukrytych talentów? Haft jak się patrzy, za niedługo mnie przeskoczysz i mój udział w blogosferze stanie się całkowicie nieistotny! Miej trochę litości dla koleżanki po fachu ;)
OdpowiedzUsuńTorba to 100% rewelka, amulet na wyłączność spojrzeń za tym cudem ;)
Dziękuję!!!
UsuńOczywiście masz na myśli mój antytalent do haftu, który skrzętnie zataiłam!
ale go odkryłam, bo takiego antytalentu się nie da ukryć! Tylko kitrałam go wtedy na początku, jak się wkręcałam do blogosfery, a potem ujawniałam po kawałku... lisek przecherek:))
Genialny pomysł na torbę. Nosowską kocham i sznauję. Niedawno byłam na koncercie Project Nosowska. Super.
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!
UsuńCoraz bardziej lubię Nosowską, ma takie zdrowe poglądy na życie. Teraz sobie przypominam, że słuchałam wywiadu z nią w radiu. Przydybię tylko jakiś koncert, żeby się utwierdzić:))
Sama nie wiem, co lepsze, torba czy twoja opowieść o niej:)) Torba oczywiście jest superowa i parysko - szykowna, a że do tego wygląda na bardzo pojemną i praktyczną, to nic, tylko pozazdrościć koleżance, że ma taką koleżankę;)
OdpowiedzUsuńSkoro Nosowska ma takie nadprzyrodzone możliwości terapeutyczne, to idę sobie coś posłuchać ;)
Dziękuję za pochwałę!!!
UsuńWiesz, że zastanawiają mnie te terapeutyczne właściwości twórczości Nosowskiej, bo ona przecież tylko smutne wiersze, smutne piosenki. Nic sobie wesołego nie przypominam, ale poszukam. Ty to lubisz nastrojowe z tekstem, ale nie wiem czy to jest akurat terapeutyczne brzmienie? chyba, że przy wydatnym udziale wierzby (?), może jak wypuszcza na świat "kotki", to te kotki są terapeutyczne:))
Dzięki kochana:) teraz już wszystko wiem!, jutro muszę wierzby poszukać, (koty pożyczę od sąsiadów) bo sama Nosowska nie podziała :))
UsuńGdy w sierpniu będziesz na festiwalu w N. Tomyślu to zaliczysz bliskie spotkanie z wierzbą, i to nie jedną. Jeszcze coś Nosowskiej i koniecznie tego kocurka od sąsiadów. Zbajeruj go, że galanty z niego chłopak, a poleci za Twoimi pięknymi oczami nie tylko na festiwal:))
UsuńTorba genialna, a haft jest super. Poproszę częściej taaakie widoki :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :-)
Dziękuję bardzo!!!
UsuńA najśmieszniejsze jest, że wcale tam nie było tak pięknie, jak się wydaje na zdjęciach! Młodziutka zieleń to zdziałała, słońce i tajemnicza wierzba:))
Ja przyznam się do podobnej "niewiedzy" :), jak Ola - ja też nie wiem co lepsze - torba czy opowieść :)) U Ciebie można i poczytać i pooglądać :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się pomysł z haftem sznurkowym - wyszło efektownie. Torba wydaje się pakowna - można zarzucić na ramię, coby się ręce nie wydłużały :) - lubię takie :) pozdrawiam :)
Bardzo dziękuję!!!
UsuńTo mój pomysł ten sznurek, tak go uczciwie i przede wszystkim dyskretnie przyszyłam, że dobrze wygląda, a robota wykonana za jednym posiedzeniem. Bo wtedy na tamte moje hafty już "haftowałam" na zawołanie.
To prawda, że pakowna, i nie wygląda na hurtową (duma mnie rozpiera, bo myślałam, że koniec z torbami, a tu nagle nastąpił przełom:))
Kapitalna jest. Sznurek to był świetny pomysł.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba ten pomysł, ja go jeszcze wykorzystam, fajnie się szyło!
UsuńKoleżanka nie ma teraz wyjścia i musi sobie kupić bilety do Paryża. Jak się ma taką torbę to nawet nie wypada nie zaliczyć paryskiej wycieczki:)))
OdpowiedzUsuńNa razie zalicza wycieczki do parku z dzieckiem. Ale co to za wycieczki..., i jak sznurkowa Eiffla zacznie żebrać żeby ją zabrać do Paryża i pokazać prawdziwą wieżę, to kto wie:))
UsuńOh la la! Torba wspaniala! Bardzo francuska i te troczki... super pomysł:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! tak, to troczki sprawiły, że torba jest ładna! (byle sznureczki wystarczyły, dziwne, ale fakt...)
UsuńJedyną rzeczą, do jakiej mogę się przyczepić, to brak zbliżenia na wieżę! Nadal zachodzę w głowę jak to jest zrobione, mój mózg nie rejestruje tego :P A torba bardzo ładna, ten materiał chyba jest lekko kreszowany? Pewnie było trochę zabawy z szyciem :P A Nosowską kiedyś czytałam, bo pisała felietony do Filipinki. Żadna Filipinka nie zachowała mi się do teraz, bo kiedyś pocięłyśmy je z koleżankami żeby mieć wyrazy do anonimowych walentynek dla naszych kolegów, ale to długa historia :D:D za jej twórczością muzyczną nie przepadam bo to nie moje klimaty, ale Nosowska jako człowiek podobno w cipeczkę jest :P
OdpowiedzUsuńTak, kreszowany (jakie ładne słowo!), a przy tym cieniutki, gładziutki, a przy tym sprawiający szykowne wrażenie, bo ładnie się układa. A szycie wieży, gdy już znalazłam na nią sposób, to przebiegło radosnym truchcikiem! Tamten "haft" zimowy wprowadził mnie we wstręt do wyszywania do końca życia, ale co haft, to haft, wygląd miał. A tu jedynie przyszyty porządnie i mocno sznurek hand made! a może spróbować następnym razem na maszynie krzyżykami?
UsuńZastanawiające, że Nosowska, dosmucaczka jak rzadko, uratowała komuś życie swoją twórczością... Miałam zacząć szukać nitki do tego kłębka, ale jeszcze nie miałam kiedy, a też i trochę zapomniałam:)) U nas w radiu czytała książkę Marcina Szczygielskiego "Filipinki to my", dobrze jej poszło, ma taki chropowaty głos (na pewno nie pije jajek na surowo, co czyni głos aksamitnym... albo to brednie:)))