Fotka z rybą dobrze by się skleiła z przedostatnim wpisem, szukałam wtedy ryby po świecie, ale cóż, nie istniało żadne takie zdjęcie. A teraz, gdy rozglądam się za zdjęciem o bieganiu, szast-prast, ujawniła się ryba.
No bo ryba na pewno tam jest, może nawet kilka rybek, które w końcu do publiczności wyjrzą zza krzaczków!
W epizodzie książkowym nie czekałam aż mi przejdzie ochota, tylko zapolowałam na następną książkę Haruki Murakami.
Melancholijne snucie się bez sensu po ogrodzie w akompaniamencie własnych westchnień już mam za sobą (ale przytomnie się snułam, bo zdołałam zauważyć, że chwaściory planują zamach stanu i w podskokach uratowałam jedną rabatę...) , przyczyną melancholii było "Na południe od granicy, na zachód od słońca" (To nie takie trudne), więc sobie wykombinowałam, że przeczytam autobiografię autora tej książki, bo okazało się, że jest też taka pozycja w bibliotece obok wielu innych tego japońskiego pisarza.
Wiadomo, że w każdej autobiografii autor umieści tylko to, co ma ochotę o sobie napisać. Murakami ukierunkował wiadomości o sobie na bieganie, początki, pokonywanie trudności, i szczególne znaczenie biegania w swoim życiu.
Ja nie uprawiam tego sportu, bieganie nic a nic mnie nie pociąga, jednak każda pasja, bez względu na to, czego dotyczy, potrafi mnie zafascynować.
Żeby być całkowicie sprawiedliwym, to przyznam, że są w autobiografii też ustępy o książkach, trochę refleksji rodzinnych, jednak nie do przecenienia jest temat ciężkiej pracy nad sobą, nad swoją kondycją, nie tylko fizyczną, lecz też intelektualną.
A autor ma już te 'swoje lata' (licząc od daty urodzin, tj. 1949 r., pisząc "O czym mówię..." dobijał do 60tki).
"Mick Jagger powiedział kiedyś chełpliwie:
"Wolałbym umrzeć, niż śpiewać 'Satisfaction' w wieku 45 lat".
Teraz jest już po sześćdziesiątce i ciągle śpiewa 'Satisfaction'.
Niektórzy mogą uznać to za zabawne, ale nie ja.
W młodości Mick Jagger nie potrafił sobie wyobrazić siebie w wieku 45 lat.
Kiedy byłem młody również tego nie potrafiłem.
Czy mogę się z niego naśmiewać? W żadnym razie
Tak się złożyło, że nigdy nie byłem młodym rockmanem. Więc nikt nie pamięta głupstw, jakie wtedy opowiadałem i nikt mi ich teraz nie wypomni.
To jedyna różnica."
Podobają mi się książki, które każą postrzegać życie w kategorii zmiany i możliwości.
I urzekają mnie ludzie, którzy bohatersko realizują te plany.
Właśnie sobie przypomniałam, że niestety niekoniecznie każda pasja jest fascynująca.
Mamy kolegę, którego pasja była powodem, że opuściła go partnerka mówiąc, cytuję: że rozwijają się w różnych kierunkach.
Kolega pasjonował się alkoholem (to mówię ja, a on mówił, że to twórczy niepokój ducha).
Dzisiaj telefonicznie przekazał nam tę złą wiadomość, ale w zanadrzu miał i dobrą, że właśnie bierze się w garść, tak!
A jeszcze kilka miesięcy temu kolega i jego bejbilaw oznajmiali, że ich wzajemne kontakty osiągnęły taką intensywność, że planują małżeństwo...
Zdjęcie z "czekającymi na rybki" bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNo tak, z pasjami trzeba uważać - niektóre prowadzą do sukcesu, a inne na manowce.
Ostatnio czytałam artykuł z dziedziny psychologii sukcesu, w którym badacze doszli do wniosku (badania przeprowadzono na uczelni muzycznej), że wybitne osiągnięcia biorą się nie tylko z talentu i ćwiczeń, ale i z pasji. Najlepsi studenci przećwiczyli na instrumencie kilka tysięcy godzin więcej, niż grupa najsłabsza. I to właśnie pasja sprawiła, że dużo więcej czasu ćwiczyli. Ot, taka ciekawostka :) Pozdrawiam :)
O tak, a przykładem takiej muzycznej pasji jest Paganini, co prawda to jego ojciec miał pasję i zmuszał małego do ćwiczenia gry na skrzypcach (wiadomo, że małe dziecko nie wie, czego naprawdę chce w życiu, ojciec musiał za niego wykombinować z tymi skrzypcami).
UsuńA zresztą my rękodzielniczki (...yyyy, ja też się podszyję pod rękodzielniczkę) same wiemy, jak to fajnie mieć pasję. Tylko czasem nie jest fajnie, jak się wszystko sknoci i pomaga tylko rzucanie mięchem, tak żeby aż wióry leciały.
Można bez rękodzieła rzucać mięchem, ale to nie to samo:))
Ja też nie byłam rockmenką i nikt mi głupot nie wypomina, ale sama doskonale pamietam, co mówiłam. I wstyd mi z tą świadomością. No i jeszcze swoje stare pamiętniki mam - dodatkowe przypominajki... Nie wszystko było całkiem głupie, ale na przykład spodziewałam się, że nie dożyję trzydziestki, bo już ten wiek wydawał mi się absurdalny... Niech mi za tę głupotę będzie usprawiedliwieniem fakt, że jako osoba z przewlekłą chorobą spożywałam spore ilości różnych nieobojętnych dla zdrowia leków i naprawdę martwiłam się, że mi żołądek odmówi współpracy...
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie i młodości, to się miało dziwne poglądy dotyczące wieku, poza tym pamiętniki nie kłamią..... Ja do tej pory się wstydzę, że jak umarł mój 50letni wujek i cała rodzina rozpaczała, to sobie w skrytości myślałam, że przecież już sobie pożył! Ubolewałam tylko, że wybitny lekarz, a nikomu już nie pomoże. Ale że młodo umarł to nie!
UsuńW radio słyszałam, że "wiek balzakowski" obecnie określa kobietę 60letnią;)) nawet to udowodnili.
Byle tylko zdrowie było!
Różnie to z pasjami bywa, jak powyżej napisała Jo Anna - jedne prowadzą do sukcesu, inne na manowce... mam tu taki przykład w sąsiedztwie... jest też i drugi, tylko nie wiem do której ze stron mogę go dopisać.... człowiek, niby z pasją, ale robiąc to, co robi według mnie mocno wkracza w ogólnie ujmując świat przyrody...ehh..
OdpowiedzUsuńAle są i pozytywnie oddziałujące na świat zewnętrzny jak i wewnętrzny pasje, czego przykładem sa wszelkie rękodzielnicze (i nie tylko zresztą..) wytwory:)
Można sobie zadać pytanie podczas wypełniania tego, co nas fascynuje - czy to, co robię/tworzę jest dobre jeszcze dla kogoś prócz mnie samej?
Ot, takie przemyślenia się pojawiły:*
Pozdrawiam ! <3
No właśnie! złe są te, które prowadzą na manowce samego pasjonata, ale jeszcze gorsze te szkodzące innym. Sprowokowałaś mnie do przemyślenia swoich pasji. Gdy teraz połowicznie je analizuję, to niestety nie mam pozytywnych wyników.
UsuńWychodzi, że wszystkie moje pasje są dobre tylko dla mnie! Przykro przyznać, że codzienne życie polega na koniecznościach, mniejszych lub większych. Ideałem by było wykrzesanie w sobie pasji do nielubianych obowiązków, ale jak to zrobić?
A ja chodziłam we flanelowych koszulach ojca i słuchałam metalu:)) więc stan rockmana mi bliski, czasem mam ochotę wrócić do tych czasów:) A pasje bywają różne, ale cóż warte życie bez pasji, nuda... (nie mylić z nałogami:))
OdpowiedzUsuńAle te pasje tak łatwo pomylić z nałogami! Przyjemniej by było nazwać to pasją, ale moja największa pasja (książka)jest nałogiem, bo jest uzależnieniem i sposobem na wszystko. Rock i metal... czasem mam fazę, że słucham wyłącznie tej muzyki, bo daje mocnego (po uszach też) kopa:))
UsuńA ja w dzieciństwie i młodości pisałam pamiętnik.... Teraz mamy z sister tyle śmiechu przy czytaniu tych wypocin, że nie wiem. I mam wrażenie, że to inna osoba pisała. Aż nieprawdopodobne jak się człowiek zmienia. Tego pisarza niestety nie ma u mnie w bibliotece. I bardzo nad tym ubolewam.
OdpowiedzUsuńAle fajnie! bo prowadzenie pamiętnika powinno być obowiązkowe, od kiedy dziecko uczy się pisać, żeby po latach dorosły mógł zobaczyć siebie z dawnych lat. Ja jako dziecko "wydawałam gazetkę" i okropnie mi szkoda, że nie ostał się żaden archiwalny egzemplarz. Opisywani przeze mnie celebryci z rodziny nie mieli szacunku dla słowa pisanego i zniszczyli dowody swoich zbrodni (a wszyscy mieli niezłe zestawy trupów w swoich szafach:))
UsuńMy z kumpelami "wydałyśmy" trzy numery w podstawówce. I ostały się tylko kiedyś koleżance pożyczyłam i była uprzejma mi nie oddać. Ale mam jeden numer magazynu moda stworzony własnymi "ręcami". Przy tym to się naprawdę można pośmiać:)
UsuńTo Ty weszłaś na wyższy stopień wtajemniczenia, bo na poziomie szkolnym i koleżeńskim! (ja tylko domowe pierdołki). A i jeszcze temat modowy!... dziewczynka za pan brat z tematyką glamour, wiesz co, tu nie ma się z czego śmiać!!!
UsuńWszystko w życiu zależy od punktu siedzenia. Czasem jak sobie przeglądam zdjęcia z czasów liceum to siebie sam poznać nie umiem. Byłam dość zbuntowana. ha ha no cóż każdy z nas się zmienia. Jak trafie na tego pisarza to na pewno przeczytam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, wolę nie wspominać czasów pierwszej młodości, nie lubię siebie z tamtych lat, bo to był głupi wiek: najpierw przenosiłbym góry, a nagle potem nic nie miało sensu. Mimo wszystkich mankamentów, wolę siebie dzisiejszą. Gdybym jeszcze realizowała mądre pomysły, to mogłoby być idealnie:))
UsuńHmmmm, póki jeszcze jestem przed trzydziechą, to trochę pamiętam ze swoich młodzieńczych postanowień :P główne brzmiało: żadnych dzieci do trzydziestki co najmniej, a najlepiej to w ogóle. Na szczęście zdarzyła mi się Majka i dlatego uważam, że wpadki nie są złe. Poza tym planowałam zacząć więcej imprezować po 30, co w sumie może się zdarzyć bo wyszumiałam się koło 20, teraz mi się nie chce, a za parę lat to kto wie? Ostatnio wyłażenie ze znajomymi raz na dwa tygodnie zaczęło mnie nużyć, ale może jeszcze imprezowy potencjał nie umarł we mnie tak do końca ;) Najważniejsze jest, że nie obiecuję sobie, czego za chiny nie zrobię, tylko wybieram cele które chciałabym osiągnąć. Wiadomo, w życiu może być różnie. No doobra, wczoraj powiedziałam Majce że jest dla mnie taka cenna, że za żadne pieniądze świata nigdy jej nie oddam :P
OdpowiedzUsuńWidzisz, jak działa twój instynkt matki? wie, że trzeba dzieciom mówić, jakie są cenne (mądre, piękne i wszystko naj), bo to buduje ich poczucie własnej wartości, a dziewczynka ma być silna w życiu!
UsuńMasz rację, że najlepiej nic sobie nie obiecywać, bo w przeciągu chwili wszystko się może zmienić. Znam ludzi (bardziej ze słyszenia, trochę z widzenia, to bliscy znajomi moich znajomych), którzy wygrali w lotto 17 milionów i z dnia na dzień im się odmieniło! (tak! haha). Tylko, że oni nie zrealizowali żadnej pasji (chyba, że pasją nazwać wydawanie pieniędzy), ale sobie konsumpcyjnie żyją. Jak w zagranicznej bajce! (e, pomarzyć zawsze można)