Przy straganie warzywnym
wetknięty w ziemię badylek rozkwitł taką koronką jasnoróżowych kwiatków.
Wiosna z kwietniowej miłej wariatki przeobraziła się w majową strojnisię pachnącą obłędnie drogimi perfumami.
On:
"Nie potrafię zbić nawet prostej półki.
Nie mam pojęcia, jak się zmienia filtr oleju w samochodzie.
Nawet nie umiem prosto nakleić znaczka na kopertę.
Ciągle wykręcam zły numer w telefonie.
Ale wymyśliłem kilka coctaili, które ludziom chyba zasmakowały."
Ona:
"Niezależnie od tematu zawsze uważnie mnie słuchała.
Mogłem pleść bzdury, a wyraz jej twarzy mówił, że rozprawiam o niezwykłym odkryciu, które zmieni bieg historii."
Akcja :
"Kiedy przewróci się jedna karta, wali się cały dom.
I nie ma jak wydostać się z gruzów.
Dopóki ktoś nie przyjdzie i cię nie wyciągnie".
Hajime poznajemy jako 12 letniego chłopca, od tego momentu zaczyna snuć swoją opowieść, która kończy się, gdy ma on 37 lat.
A jest to historia o miłości.
Haijme miał w dzieciństwie przyjaciółkę, ich drogi się rozeszły, bo jej rodzice się wyprowadzili.
Dorastał, spotykał się z dziewczętami, ożenił się i miał dwie córki, ale ciągle w jego myślach obecna była tamta, zastanawiał się, jakby to było, gdyby los go nie rozdzielił z Shimamoto.
Teraz, gdy uzyskał stabilizację osobistą i zawodową, nagle na drodze jego życia pojawia się ona i roznieca płomień miłości, za którą jest gotów zapłacić najwyższą cenę.
Taka jest w wielkim uproszczeniu fabuła.
Książką jestem zachwycona! tylko że nie jest to powieść radosna, przez jakiś czas po jej skończeniu nie mogłam się wyzwolić z objęć chandry.
Zwalam na książkę, na jej klimat:
"Wszystko, co ma formę może zniknąć w jednej chwili."
(ale nie wykluczone, że ta moja chandra wynika z nadmiernego spożycia słodyczy i w ogóle obżarstwa. Miło było jak się żarło bez opamiętania, a teraz się zrzuca swoją melancholię na Bogu ducha winną literaturę, i to piękną)
"Na południe od granicy, na zachód od słońca" Haruki Murakami
(Efektem majowej burzy jest idylla. Jak wieczorem wróci z pracy, to zapytam niczym jakaś Isaura Flawia: Dzień dobry kochanie, jak ci minął dzień?")
Wszędzie pachnie koszoną trawą, ach, uwielbiam ten zapach :)
OdpowiedzUsuńA tak pachnie, że aż kręci się w głowie. Jakby się było na lekkim rauszu:))
UsuńTo ja chodzę na tym rauszu raz w tygodniu;) Jak się samemu kosi wielkie podwórku to cała magia zapachu trawy ulatuje, fiuuuuuuuu ;))) A książki pewnie nie będzie w mojej bibliotece. A sprawdzę bo dziś jadę.
UsuńWiesz co powinnaś zrobić? otworzyć ośrodek terapii uzależnień. Taki np. alkoholik wprowadzi się w stan upojenia kosząc Twoją trawę. Taka półroczna terapia...
UsuńCoś czuję, że to piękna opowieść:)
OdpowiedzUsuńTak, u mnie w okolicy też warkot kosiarek codziennie można usłyszeć, pora więc wyruszyć swoją;)) bo jak na razie kosiłam trawę, ale...kosą:) tak! taką tradycyjna kosą:)) fajna sprawa, a ile ruchu przy tym, że można się nieźle spocić;) no i w sumie to same plusy, bo prócz wysiłku innych partii mięśni niż zazwyczaj nie drażni swoim dźwiękiem, a słychać tylko przyjemny świst od którego trawa pokłada się na ziemi niczym nimfa... :) ...gdyby tak ludzie powrócili do tego stylu koszenia...ach rozmarzyłam się:) bo w wyobraźni pojawił się obraz szczęśliwych ludzi/sąsiadów, którzy spełnieni i zadowoleni wołają do siebie "dzień dobry!" ..bo gdy mechaniczna kosiara jedzie po trawie to takie dzień dobry nikt nie usłyszy;)
:)
Pozdrawiam:)
Kosą? No to szacun! Na trawnikach osiedlowego parku, obok mieszkania mojej mamy, też się zaczęły pierwsze sianokosy! A my byłyśmy obserwatorkami przez chwilę. Wyglądało to tak, że jednocześnie z czterech stron na park najechały traktorki-kosiarki robiąc przy tym tyle rabanu, że całe parkowe ptactwo w pośpiechu ewakuowało się za Odrę (mam nadzieję, że rzeka wyciszyła te koszące traktorki i nie musiały dalej śmigać). Szkoda, że przy okazji ci od kosiarek nie uporządkowali gazonu, żeby nie straszył niewinnych, bo tyle tam zgniłego listopada, że i maj nie daje rady. W parku teraz poza połaciami równej trawki nie ma już nic ślicznego, bo ani jednego żółciutkiego mlecza, hańba!
UsuńSpokojnej nocki:))
Smutnych tudzież refleksyjnych opowieści unikam ostatnio jak ognia, więc się nie skuszę, aczkolwiek opis "onego" brzmi mi bardzo znajomo, może poza ostatnia linijką. O tak, zapach świeżo skoszonej trawy uwielbiam, pod warunkiem, ze kosi ją ktoś inny:)
OdpowiedzUsuńJak ja Ci tych majowych burz zazdroszczę, ja tak uwielbiam burze, szczególnie nocą, ale w tej materii u mnie jak na razie posucha, a u Was ciągle jakieś fajerwerki na niebie. Wczoraj chyba też mieliście niezły stroboskop, przynajmniej radar tak pokazywał:)
Gdy zaczęłam ją czytać, to nie zanosiło się na smutasa; potem wsiąkłam i nie mogłam przestać, bo zakończenie intrygowało (a zakończenie to jest takie, że każdy musi sam je wykoncypować, bo żadnej kawy na ławie nie ma). Nie lubię smutnych i refleksyjnych książek, a tu chciałam pisać tylko ma wesoło. Ale ta mnie otumaniła, nie wiadomo kiedy post sam się napisał, i przepadło. Po co się w życiu dodatkowo dosmucać? ja przeczytałam, pochwaliłam, i finito.
UsuńO tak, w nocy był pokaz stroboskopów na niebie od krańca do krańca i kurtyna deszczu. Ale tym razem nie za długi był ten show:))
Badylek rzeczywiście pięknie kwitnie - chciałabym z taką skutecznością sadzić badylki i inne roślinki :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tego autora, chociaż w księgarniach jego książki rzucają się w oczy (w moje się rzucają :)) Tyle ciekawych książek, a ja tylko jedna :)
Piękna zakładka :) Pozdrawiam :)
Dzięki! Zakładki frywolitkowe mam cztery i każda jest najpiękniejsza!
UsuńPierwszy raz go czytałam, ale jeszcze kiedyś zaryzykuję z ciekawości, czy to był jego stały styl, czy zarezerwowany na melodramaty, mam nadzieję, że tak, (ten dołujący smutek, bo wszystko takie beznadziejne).
Ale Ty głęboką prawdę napisałaś: tyle ciekawych książek, a ja tylko jedna!
(Taki kolega mówi: wszystkich książek nie przeczytasz, ale spróbować możesz. Bo on zawsze jak coś powie, to roztropnie:))