poniedziałek, 7 września 2015

Dom

"- Czy wiatr może porwać dom? - zapytałam pewnego razu.
- Nie zmartwiłabym się - odparła babcia."

Za chwilę pociągnę ten temat, ale najpierw pochwalę się, jakie towarzystwo skołowałam sobie na sobotni wieczór.
Zaczęło się tak, że zsynchronizowały się dwie rzeczy: babci (czyli mnie) potrzebny był plaster na złamane serce po pożegnaniu z wnuczką i w tym samym czasie koleżanka potrzebowała opiekunki do dziecka na sobotnio niedzielną noc. Pomyślałam: klin wybija się klinem, a koleżanka to potwierdziła i dodatkowo oznajmiła, że pierwszy stopień cierpliwości (w czasie remontu) zaliczyłam na "bardzo dobrze - dostatecznie", i  mogę zacząć ćwiczenie cierpliwości w następnej dziedzinie. I tak wręczyła mi bez oporów swojego syna (lat 2) i, jako utrudnienie ćwiczenia za dodatkowe pół punktu, jego psa (4 m-ce).
Pół soboty, noc i pół niedzieli nadaje się dla zdolnego reżysera na arcyciekawy serial przygodowy z elementami wolnej amerykanki (każdy odcinek mógłby się zaczynać, jak dziecko i pies wyrywają sobie zabawki,  mały gnojek (pies) zabiera dziecku, ucieka i chowa je do swojego kontenerka, duży gnojek (chłopiec) w tym czasie  wyje i obmyśla okrutną zemstę. Jak pocisk wpada za psem do kontenerka i odgryza mu ucho. Dzielna opiekunka czuwa i psa reanimuje. Dziecku daje kota (żeby przestał odgryzać ucho). Kot protestuje i wyrywa się z dzikim wrzaskiem. Dziecko chce drugiego kota. Pies z dyndającym uchem przybiega po kota.... To zwiastun pierwszego odcinka).


Tyle było spokoju, gdy obaj mieli kilka drzemek, w nocy też.


 
Bardzo często natykam się na odnośniki do sytuacji lub do siebie samej w książkch, które akurat czytam.....(Jednak ostatnia lektura, którą tu wpisałam, "Rok w podróży", nie przyczyniła się do poczucia, że nagle byłam bogatą Amerykanką, chociaż fajnie by było się nią poczuć. Wiadomo, że niektóre treści są uniwersalne i odnoszą się do każdego, więc i do mnie również. Na przykład to, że w młodości łatwo jest spakować plecak i ruszyć w długą prostą. Potem życie nakłada obowiązki, paraliżuje ciała, krępuje dusze.  I chyba nie chodzi tylko o fizyczne przemieszczanie,  też o wkroczenie w inne życie).
Tak, dość często się czyta o sobie... i na przykład o swoim domu.


"Ten dom nigdy nie znosił dobrze niepogody.
Szybko dowiedziałam się, jak tu potrafi być zimno, i zrozumiałam, czemu w bieliźniarce znajduje się aż tyle butelek na gorącą wodę.
W czasie gwałtownych kwietniowych wichur wszystko wyglądało inaczej.
Brudna woda z podwórza często wlewała się do wnętrza.
Na tajemnicze szpary pod kuchennymi drzwiami nie mogły zaradzić żadne worki z piaskiem, rowy odpływowe ani cieśle.
Niczym za sprawą czarnej magii woda nadal przedostawała się do środka.
Jeśli prognoza pogody zapowiadała nocne opady, babcia przeklinając wtykała pod drzwi brezentową plandekę i stare koce, na wszelki wypadek."

Jeżeli chodzi o mój dom, to myślą narodzoną w złą godzinę o małym remonciku otworzyłam puszkę Pandory, bo co z tego, że jedna rzecz już zrobiona, gdy w jej miejsce wskakują konieczne do zrobienia dwie rzeczy (żeby tylko...)...  Czemu zawsze musi być na odwrót?  jeżeli wtedy nie poczułam się bogatą Amerykanką,  to dlaczego teraz poczułam się mieszkanką rozlatującego domu...

"Przez pewien czas, krótko po grypie, zastanawiałam się, czy jakieś stworzenie nie mieszka w bojlerze, i omijałam go ostrożnie, w razie gdyby wychynęła łapa albo macka i mnie chwyciła.
Kiedy w kuchni sięgałam do puszki z ciasteczkami, a bojler nagle wydawał z siebie głęboki charchotliwy odgłos, przerywałam jedzenie i przyglądałam mu się podejrzliwie ....
- Myślisz, że to duchy?
Siedząca w salonie babcia wymamrotała, że to pewnie sam Hywel, zbyt dumny ze swojej chybionej konstrukcji, aby tak zwyczajnie odejść.
Uwielbiała narzekać na rodzinę dziadka."

Zupełnie tak samo jak oni z bojlerem, to ja mam z lodówką!
Tylko że ja długo podejrzewałam któregoś z moich kotów, bo one są dobrze wytrenowane w jękach na wzór potępionej na wieki duszy, więc jestem do jęków przyzwyczajona.  A jednak to nie była sprawka kotów, lecz figlarnej lodóweczki.

A teraz o książce "Eve Green" Susan Fletcher.
Eve  ma 29 lat, jest żoną i wkrótce matką. W swojej opowieści przeplata różne wątki,  dzieciństwo,  życie na wsi z dziadkami, do których trafiła w wieku 8 lat po śmierci matki,  burzliwą młodość. Dowiadujemy się też o wielu tajemnicach i sekretach rodzinnych, wyjaśnionych do końca bądź nie całkowicie. 
Książka jest piękna. Cudownie autorka opisała walijską przyrodę, a już historia miłości głównej bohaterki to zwala z nóg jak ciężkie zaziębienie.

Okładka mało zachęcająca. Wiele razy nacięłam się, bo atrakcyjne obwoluty obiecywały niebanalne treści, a zdarza się też odwrotnie, tak jak tutaj.
(Czyli wiecznie żywa prawda, że nie ocenia się książeczki czekowej po okładce).

15 komentarzy:

  1. Dzielna Kobieto! Ukłony za okazanie wytrwałości w dziedzinie "klin klinem":)) znaczy się dziecko i pies;) To nie lada wyzwanie podołać takim bestyjom!! Zatem chwała dla tak Wytrwałej!!!:)

    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A żebyś wiedziała!!! z daleka praca w charakterze opiekunki wydaje się lekka, łatwa i przyjemna, nic bardziej mylnego, wolałabym tonę węgla wrzucić do piwnicy (ale nikt niestety nie chciał, żebym mu wrzuciła węgiel do piwnicy) oferta była tylko na dziecko i psa.... Mater..., nigdy więcej...:))

      Usuń
  2. Normalnie mi prawie zwieracze puściły:D Nieźle sobie użyłaś z tymi maluchami! Podziwiam za zimną krew:)))
    Hehe, to ja mam też taką zamieszkaną lodówkę i nieraz w nocy potrafi napędzić strachu:))
    Panna Miau mówi, że ludzie z lodówki i jej czasem nie dają spać. Jak tu nie dać wiary kotu? Nieraz siedzi i się na coś patrzy, ale ja nie mam pojęcia na co? Może to ludzie z lodówki sobie spacerują po domu?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...a jak wcisnęłam wyślij, to lodówka się rozhuczała...wow:)

      Usuń
    2. Bo protestuje przed ujawnianiem swoich tajemnic... Moja próbuje jeszcze innych sztuczek, np.wziąć mnie strachem przed ciemnością i wyłączyła sobie światło (że to niby żarówka się przepaliła, ...prawie nie używana, się wysiliła i przepaliła biedaczka). Jak się jeszcze trochę podkręcę, to osobiście odetnę jej dopływ energii... (a przy okazji się brudaska umyje, po kąpieli będzie lepiej spała:))

      Usuń
  3. Dzieci są słodkie, małe pieski są słodkie, i kotki też. Ale osobno! Tych składników NIGDY się nie łączy, bo to bardzo niestabilna mieszanka wybuchowa. Ale przetrwałaś:-) Podziwiam i gratuluję:-)
    Książka faktycznie, wbrew okładce, brzmi bardzo zachęcająco:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się dziwię, że przetrwałam!
      Nie dość, że ciekawe rzeczy się dzieją w tej książce, to jest napisana tak, że się nią delektujesz wcale nie czekając na rozwiązanie zagadek (eee....tylko jednak czekając:))

      Usuń
  4. Nie ma tego złego, przynejmniej masz ciekawe życie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktem jest, że nudno nie było, i to absolutnie nikomu;))

      Usuń
  5. Podziwiam Twoją odwagę do bycia opiekunką dwóch maluchów;) Skoro dałaś radę to już sobie poradzisz ze wszystkim;) Książkę bym chętnie przeczytała. Może mi kiedyś wpadnie w ręce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba do końca nie zdawałam sobie sprawy i stąd ta odwaga...
      Dziecko średnio kłopotliwe (powiedzmy), a jeżeli jeszcze by miało mieć ADHD, to rodzice takiego powinni być beatyfikowani obligatoryjnie;))
      Tak, książkę bardzo polecam, urzekająca. Może coś jeszcze kiedyś trafię tej autorki:))

      Usuń
  6. Moja lodówka też jęczy (Beko podobno tak mają:)) a remontowa puszka Pandory też dalej otwarta, ale na szczęście nikt nie testuje moich umiejętności opiekuńczych bo na ten moment ktoś mógłby tego nie przetrwać i nie był by to dom, bo ten raczej solidny, przynajmniej dopóki go nie ruszać i podziwiać pobieżnie:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż poszłam swoją sprawdzić, czy może mam też Beko, ale nie, to Elektrolux. Uważam, że powinni jakoś zareklamować taki sprzęt, że oprócz chłodzenia robi efektowne sztuczki przestraszające. Może nabrałby się ktoś spragniony mocnych wrażeń... i nawet trzymałby ją na pokojach.
      Temu dziecku musiałam na wszystko pozwalać, żeby było zadowolone i nie wzywało rykiem matki. A szczeniak chyba był zazdrosny, bo na nim się wyżywałam (na kimś trzeba było, bo przecież nie na moich grzecznych zwierzętach;))

      Usuń
  7. Podziwiam Cię dzielna kobieta z Ciebie. Taka mieszanka wybuchowa potrafi dać w kość. Remont to faktycznie przeważnie puszka Pandory lepiej nie zaczynać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już teraz mi emocje minęły i chyba bym mogła znów zaryzykować... bo szczeniak utrudniał manerwy, ale jednak się nie dałam. Jakbym miała wybierać, które maleństwo było lepsze, to sama nie wiem, bo oba "szczeniaki" rozwydrzone;))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.