wtorek, 24 listopada 2015

Co wesołego w listopadzie? chyba nic

Zdarzyć się może, że ktoś z nas zostanie teleportowany do czasów cygańskich taborów, i jak ma przeżyć zimną listopadową noc?
Jest praktyczna rada!

 
(1968r.)
- Nie zawsze tabor wpadał.
Dzieciaki filowały -"Idą gadziei! - na ten sygnał każdy się chował.
Czasem byli parę metrów od nas.
W razie obławy nocowaliśmy pod gołym niebem, nawet późną jesienią.
Robiło się wtedy ognisko olchowe - olcha nie daje dymu, tylko krótki płomień - dwie godziny grzało ziemię.
Potem na gorący popiół z żarem kładło się mokre gałęzie.
Na to słomę, żeby suszyła parę.
Na to plandeki i pościel.
Ale spanie!".

Ten obrazek zamieszczam, żeby zareklamować, że jeżeli trzeba się ukryć, to sposób się znajdzie. (Ale jak on się ma do tamtej rady, to nie wiem. Znalazłam fajny obrazek, i wklejam).



Dobrą radę mamy za sobą, teraz dobra informacja.

(1963r.)
Średnia pensja - 1.763 zł.
Kostka najtańszego masła - 16 zł.
margaryny - 6 zł.
bochenek chleba - 4 zł.
ćwierć litra śmietany - 5,80 zł.
batonik "Danusia" - 4,50 zł.
tabliczka gorzkiej czekolady - 19zł.
dolar na czarnym rynku -80 zł.

Okrutnie współczuję finansom naszych rodziców i dziadków. Tych cen z górnej półki, a nawet z pawlacza...

Tamtą poradę zilustrowałam fajnym zdjęciem, a do tej informacji żadnej foty nie mam, więc rozkoszujmy się porównywaniem cen do teraźniejszych. Szczególnie, jeśli się weźmie do porównania ceny z Lidla albo z Biedronki i naszą średnią krajową, to naprawdę może się poprawić humor, przynajmniej na tę chwilę, bo wiadomo, że cieszyć się  i tak nie ma z czego... w sumie nie wiem, co by się musiało zdarzyć, żebyśmy poczuli się idealnie szczęśliwi. Na pewno nie na wiadomość o cenach spożywczych z 1963 roku...

To są urywki z pewnej książki.
Przepisałam akurat takie urywki - ciekawostki, bo nie chcę nas wpędzać w smutny nastrój, a przy innych fragmentach byłoby to jak w banku.

"Farby wodne" Lidia Ostałowska

Książka - wspomnieniowa,  reportażowa i na wielu płaszczyznach. Geograficznie oddalonych od siebie tysiące kilometrów, oraz czasowych, bo  poprowadzonych przez kilka dziesięcioleci. 
Parę zdań, o czym jest.
Główną bohaterką jest Żydówka z Czech, Dina Gottliebova;  maluje w obozie w Birkenau numery na budynkach. A ponieważ jest zdolną malarką, więc również portrety żon esesmanów. Kiedyś na ścianie baraku namalowała scenę z "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków" W. Disneya (a po wojnie zostanie żoną głównego rysownika u Disneya, Arta Babbitta). Wtedy jej twórczość zauważa Anioł Śmierci, czyli Josef Mengele, i na jego polecenie akwarelami robi portrety podludzi do eksperymentów medycznych. Każdy pewnie pomyślał o Żydach, lecz nie. Tu prześladowania dotyczą Romów.


Wątków jest dużo, nie będę nic ujawniać; te wszystkie wątki połączone są mocnymi nićmi z główną bohaterką i mocno się jej trzymają. Jeżeli ktoś się książką zaciekawi, to ją przeczyta i wszystkiego się dowie.

Chciałam, żeby trochę było wesoło, ale słabo mi idzie, bo następna wiadomość, tym razem lokalna, bo sąsiedzka z mojej ulicy, też mało śmieszna. Spotkałam się z sąsiadką (tą, której kocur Pachar startował skutecznie do mojej Małej Mi) i dowiedziałam się, że Pacharek jest już w kocim niebie. Mała Mi nic o tym nie wie, bo listopadowe dni przesypia, a budzi się tylko w porach posiłków. Tak na Pachara nadawałam, że stary dziad młodą kotkę zabajerował, a teraz szkoda mi tłuściocha, a głównie sąsiadki.  Dobrze, że w odpowiednim czasie wzięła na wychowanie syna Pacharka i Mi, może szybko otrząśnie się z żalu. Nie ma innej rady.

17 komentarzy:

  1. O, temat książki jest życiowo, wspomnieniowy, jak piszesz, czy w sam raz dla mnie. Uwielbiam takie życiowe historie. Zapisuję tytuł. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak. A życie głównej bohaterki bardzo niepospolite, od początku do końca. Nawet jako staruszka nie przysiadła. Nie wszystko podziwiam, z tego, co zrobiła pod koniec życia, ale wiele rzeczy jednak podziwiam.

      Usuń

  2. Po pierwsze - super zdjęcie znalazłaś:))) dopiero gdy napisałas o kamuflażu to dostrzegłam że ktoś leży na sofie:))) wczesniej był niewidoczny:)
    Po drugie - ciekawa książka. Pomysły, rady i wspomnienia w sumie bardzo na czasie. Np porónanie ceny czekolady do teraźniejszych wyrobów czekoladopodobnych...tata mi mówił, że kiedyś tak było, ale tamta czekolada była prawdziwa a nie to co teraz te za 0,99zł...Ostatnia moja czekolada, ta nazwijmy ją "tradycyjna" ze sklepu, była spożyta przeze mnie już niepamiętam kiedy:))) więc mogę się tylko domyślać smaku:))) ale owszem, czasem zajadam ale tylko gorzkie takie z zawartością kakao między 70-90% czyli bardzo gorzka, bardzo kakaowa:))) i cenowo nie odbiega dalece od tej podanej przez Ciebie w "dobrej informacji":) no coś za coś:)
    Po trzecie - coś ten listopadowy czas sprzyja na odejścia chyba... u siostry też kotek nagle zniknął, w sumie niewiadomo co się wydarzyło, bo brakło jakichkolwiek poszlak. Pachar może już wykorzystał wszystkie możliwe życia i po prostu postanowił przenieść się już w inny koci wymiar (ciekawe jak to jest ze zwierzętami...czy one tez mają swoje niebo..? czy wogóle mają duszę..? hmm... ciekawe...)

    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAPPYALIMAK, przepraszam! Czy komuś oprócz mnie zdarzają się podobne tarapaty? ..pytanie retoryczne, bo niemożliwe, że komukolwiek. Z telefonu (pewnie, że z telefonu, uczyć się na błędach to nie ja!) chciałam przeczytać komentarz od Ciebie i chcenie skończyło się na skasowaniu... Dlatego ja wkleiłam Twój komentarz, i całe szczęście, że udał się ten manewr :)) Odpiszę później, teraz będę kontynuować życie zawodowe:))

      Usuń
    2. Tak! jeżeli ludzie mogą szczycić się, że mają duszę, to zwierzęta powinny mieć ze dwie dusze (albo jedną wielką:)) za wszystko zło, które spotyka je od człowiekowatych. Mam nadzieję, że kot Twojej siostry wróci w nienaruszonej kondycji...Na pewno Pacharek swoją misję już wypełnił, a bujne miał życie jako pierwszy osiedlowy macho. I sąsiadka raczej była dumna, że ten kocur waleczny i taki mądry, (hm.... zorganizował sobie panienkę! Mi mogła mieć lepszego narzeczonego). Przez 20 lat to wady kota można przestać dostrzegać,.. Ja też popytałam o jakieś ceny z tamtej epoki, podobno 1 kg cukru przez wiele lat kosztowal 10,5 zł!

      Usuń
    3. :) a ja własnei szukam mojego komentarza i szukam:)))) hehehe:))) i jak znalazłąm to pomyślałam, że może bloger coś zaszwankował:))) pierwszy raz mi się takie coś przytrafiło:)
      Kotka już nie ma ...trzy tygodnie! Więc niewiem czy się jeszcze w tym życiu zobaczymy (piszę o kotce siostry).
      Moje kocie towarzystwo praktycznie cały czas śpi w domu, nie chce się im za długo na zewnątrz przebywać - no przecież łapki nie mogą zmarznąć;)))
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Lektura faktycznie ponura jak ten listopadowy czas i nastrój...
    Choć osobiście narzekać nie mogę - wciaż mam dwa wyjątkowo skuteczne antydepresanty. Jeden jest gruby lśniący i czarny, drugi - puszysty, rudy i równie gruby, albo może nawet bardziej. Oba ciepłe i mruczące...
    Bardzo współczuję sąsiadce, to dramat stracić kociego przyjaciela...
    Wypłata z 63 wydaje się bliska dzisiejszej, ale w porównaniu z nią cena czekolady i masła.... Rany, to jak było żyć???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudowne antydepresanty, tylko dzięki nim listopad jakoś się przetrwa (co nie znaczy, że ja kilka razy dziennie bym wszystkich nie zabiła z premedytacją).
      Jest chyba jeszcze gorzej, bo teraz 1.700,- to dość niskie uposażenie, a wtedy to była średnia pensja. Zresztą, gdzie szukać prawdy? przypominam sobie takie powiedzenie: czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy. No nie wiem, jednak dwa tysiące! Nawet oddania kota do adopcji, co mieszkał z nami dwa tygodnie, nie było łatwo zaakceptować, a co dopiero śmierci starego przyjaciela.

      Usuń
  4. Kamuflaż niezły ....a potem przyszły czasy gdy na półce był tylko ocet ....a o teraz trzeba pół dnia by znaleźć coś w sklepie zjadliwego bo z półek tylko E E E spogląda popychane czymś nie wiadomo nawet czym ....ach
    Szkoda adoratora ale dobrze że sąsiadka adoptowała maluszka :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sławetny ocet, pamiętam te puste półki z jakichś filmów dokum. Lady sklepowe, za nimi panie sklepowe i ocet. Ale jeżeli już coś się zdobyło, to faktycznie prawdziwe jedzenie, a nie produkty identyczne z naturalnym, czyli zero naturalnego....
      A może Pachar przestał żyć, bo ona sobie wzięła nowe kociątko!? o noł,noł,noł!

      Usuń
  5. To zdjęcie z kanapą dopiero po kilku chwilach skumałam:D
    Szkoda Pacharka, ale chociaż miał dobre życie i pozostawił potomków.
    Wiesz co, od tej lektury już by mi chyba totalnie korba odbiła, bo na razie oglądam wiadomości i po prostu ręce mi opadają:/ To co się dzieje w PL było po wyborach do przewidzenia, ale moim zdaniem to jest dopiero początek.
    Jak skończę szydełkować mojego stworka, to się z nim wystrzelę na Marsa:P
    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więcej chętnych by było na Marsa, a Ty sama ze stworkiem to samolubne! pod opieką stworka to w każde miejsce w kosmosie i w każdy wymiar, a najchętniej Niewielki. Bo jest przyjazny i ma najlepszą opiekę medyczną na wysokim kosmicznym poziomie (nie taką, jak w tej mojej książce; czytasz: doktor Mengele, i masz pełne gacie. To znaczy nie Ty, tylko ja;))

      Usuń
    2. Hihi, ja też mam pełne na samo to nazwisko:) Zdecydowanie wolę Doktor Werk:))

      Usuń
  6. Dobrze, że chociaż ten kamuflaż dodałaś, to przynajmniej płaczę z uśmiechem ;) Żal kociaka, dobrze, że następca rośnie i załata dziurę w serduchu. Ta notka o cenach to w sumie bardzo realna jeśli weźmiemy pod uwagę "prawdziwe" jedzenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten kamuflaż... wystarczy włożyć moro i można przystępowaćdo kamuflażu. Nieraz mi się zdarzyło, że prawie usiadłam na którymś kamuflującym się, przeważnie kocie,który tak rozłożył na płasko futro, że kanapa wyglądała zupełnie normalnie, tylko że paskudnie chrapała:)) Pewnie 50 lat temu modyfikowane żarcie za grosze też miałoby spore powodzenie, ale wtedy nie było wyboru i wszyscy musieli zdrowo jeść:))

      Usuń
  7. W teraźniejszych czasach dobry patent na biwak, może ktoś kiedyś jeszcze z niego skorzysta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na biwak i na listopadową szkołę przetrwania... i w sensie zabawy jedynie:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.