piątek, 25 lipca 2014

Jak bąk

Dziś jest dla mnie popołudnie lenia. Nic nie robię, leżę, czytam, patrzę w chmury i cudownie marnuję czas. Ponieważ nie zdarza się to często (bez poczucia winy się nie zdarza często, bo z poczuciem winy - często...)więc zapamiętuję datę i będę do niej wracać myślami. Jak większość z nas nie umiem odpoczywać w domu, bo tu zawsze coś się znajdzie do roboty. A jak sobie pofolguję, to murowane wyrzuty sumienia , że pranie, sprzątanie itp. prozaiczne zajęcia. Dawno już się nie relaksowałam na rybach, a bardzo lubię  wypady na ryby...Zdarzało się, że braliśmy namiot, psy i wyruszaliśmy na weekendowy biwak nad jezioro ze wszystkimi ingrediencjami do wędkowania. W ciągu dwóch, trzech dni  ryby, ryby, ryby.... niedalekie wycieczki rowerowe, pluskanie w wodzie, ognisko, a przy tym wszystkim dookoła piękne okoliczności przyrody. Matys nigdy nie chce spać w namiocie, wybiera wersję mobilną, samochodową. Bo jakby nagle samochód odjechał, to z psem na kanapie, tak się mądrze asekuruje (a nie mówiłam, że Matys tylko wygląda jakby do trzech nie umiał zliczyć? A tak naprawdę to nie wiadomo, jakie dziwne myśli się kłębią w tej jego szarej substancji).  Z  nudów wygrzebałam zdjęcia, żeby sobie przynajmniej popatrzeć, przypomnieć i nie zapomnieć.




 Takich rozrywek dzisiaj nie zaznam. No, nie całkiem, pozostały piękne okoliczności przyrody... ogródkowej.

Pszczółka i jej siostry się uwijają przy słonecznikach.  A w tym zapracowanym świecie ja się wyleguję jak jakiś bąk. (Bo nie zaznaczyłam, że cały czas coś podjadam, popijam i gabarytowo wyglądam  jak bąk).
Róże ślą w moim kierunku słodkie aromaty.

Lubię skalne roślinki, lecz pochwalić się  jakoś nie mam czym.


Ten wiszący dzwonek też powinnam odmalować, ale moja skłonność do białej farby w tym wypadku się raczej nie sprawdzi. Jeszcze poczekam trochę, niech bardziej zardzewieje:)

Nie wspomniałam skąd wzięło się dzisiaj takie popołudniowe nudzenie. Bo wykręciłam nogę w kostce. Trochę spuchło i z chodzeniem nie za zbytnio, ale przyłożyłam kompres z altacetu i planuję jutro rano obudzić się bez nożnych problemów.

Na szczęście noga  nie przeszkadza w czytaniu,  mogę sobie  poużywać świata w papierowym wydaniu.  O pójściu do biblioteki nie ma mowy, ale książki czekają na półce, tylko wyciągnąć rękę.
Poniższe zdjęcie nie przedstawia wejścia do mojej biblioteki, ale jest takie śmieszne, że muszę i Wam pokazać.

Dobrze, ze wejście "szparą", a nie studzienką kanalizacyjną na przykład, albo okienkiem na węgiel.

Jutro powrót do aktywności... :)

5 komentarzy:

  1. Miło jest czasem tak poleniuchować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że miło. A dla mnie nic ponad usprawiedliwione leniuchowanie:)

      Usuń
  2. Obserwuje i będę zaglądać-pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cię cieszę, że będziesz tu zaglądać. Ja do Ciebie też; w Twoim blogu jest tyle do poczytania i pooglądania. Dziękuję za ten prezent:)

      Usuń
    2. Mnie tez jest bardzo miło-pozdrawiam

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.