Przygotowania do przyrządzenia bouillabaisse, czyli marsylskiej zupy rybnej, rozpoczynamy co najmniej kilka lat wcześniej. Najpierw udajemy się na szkolenie z żeglugi i rybołówstwa morskiego. Przydatny będzie również kurs wędkarstwa harpunowego oraz scubadivingu. Następnie intensywnie uczymy się francuskiego. Bouillabaisse bowiem to zupa, która nie podróżuje. Należy ją przyrządzać z co najmniej siedmiu gatunków ryb świeżych, i to tylko tych, które pływają koło Marsylii, w związku z czym fatygujemy się tam sami. W tym celu zaciągamy kredyt i rezerwujemy bilety lotnicze do Marsylii, gdzie czarterujemy jacht oraz wynajmujemy ekipę wielorybników - mogą być przystojni. Jeżeli są przystojni, prosimy o wsparcie w naciągnięciu pianki do nurkowania. Jeżeli nie są, i tak się przydadzą, kiedy trzeba będzie zepchnąć nas do wody. Podczas gdy my polujemy na kolczaste skarpeny i inne glonojady, wielorybnicy na pokładzie piją piwo, jarają gauloisesy, grzeją wodę na zupę, obierają czosnek i klną po francusku, aż huczy. Szczególnie wtedy, kiedy okaże się, że z szafranu, czyli najważniejszej przyprawy, bez której o bouillabaisse można zapomnieć - jeden z nich zrobił sobie skręta."
"Zupa musi być" Magda Kołodkiewicz
Sezon urlopowy w pełni, więc fiu do Marsylii. Na zupę. Którą oczywiście ktoś wcześniej nam ugotuje, bo przecież nie jesteśmy w stanie wykonać już żadnego ze wskazanych poleceń. Jednak nie dla mnie wakacje, nie mam urlopu w lato. W ubiegłym roku był w sierpniu, więc w tym roku urlop jesienią, i to raczej późną niż wczesną. Co zrobię, nic nie zrobię.
Ale tamten sierpniowy urlop miał fajny epizod z wędkowaniem z motorówki na Odrze. Epizod trwał trzy dni i wtedy opchałam się rybkami - z ogniska, z rusztu, z patelni. Tylko zupy nie było. Ale nie mam czego żałować, bo nie byłaby to przecież marsylska bouillabaisse. Czyli - wszystko jeszcze przede mną, ten smak, ci przystojni wielorybnicy i inne atrakcję, pewnie większe niż sama zupa.
Jednym słowem w te wakacje kiszka z wodą, tzn. pipka, a nie rybka.
Teraz kącik humoru
wędkarskiego :
Do wędkarza podpływa krokodyl
- Biorą?
- Nie
- To olej ryby, chodź się wykąpać!
i kulinarnego:
Trzej ludożercy umówili się w sobotę na grilla.
Dwaj już rozpalają ogień.
Pierwszy piecze smakowite kobiece udko.
Drugi przyniósł duże i muskularne męskie ramię z łopatką.
W końcu nadchodzi trzeci kanibal. Niesie urnę z prochami.
- Coś ty przyniósł? A gdzie mięsko? - pytają koledzy.
- Ja mam dietę. Dzisiaj tylko gorący kubek.
Teraz widzę błąd, rybka lubi pływać, a ja nie mam nic a propos :)
Ale mam bardzo krótką relację z mojej dzisiejszej wyprawy do rodzinki na wieś. Wieś malutka, gospodarstwo duże....
Zrobiłem dziurkę, może nikt nie zauważy.....
Młode króliczki....
Coś, co zawsze mnie fascynuje. A u mnie tak równo nigdy nie jest...
Zdjęcie niewyraźne, nie weszłam do środka, tylko wstawiłam głowę z ręką i telefonem, a i tak wszystkie byczki powstawały na mój widok.....:-)
dość duża odległość nas dzieliła, jakość zdjęć powala, wiem!
Kierowniczki zamieszania, ciekawskie bardzo...
plantacja fasolki zielonej i żółtej
kaczki dziwaczki
i jeszcze spacer przy Odrze
i na tym koniec wsiowej relacji, wracam zaopatrzona w jajka i z energią na nowy dzień w pracy....
DOBRANOC....
Bardzo lubię do Ciebie zaglądać i fajny tekst i trochę humoru, a te wiejskie zdjęcia.... uwielbiam takie klimaty, może dlatego, że sama takich nie mam :-) Pozdrawiam i miłej niedzieli życzę. Wracam do oglądania meczu, bo mnie Chłopaki zmusili, ale się wciągnęłam :-)
OdpowiedzUsuńPiłka nożna na mundialu, to przyjemność oglądania. Szkoda, że nasi nie grają. Ale jakby grali, to by musieli wygrać jakiś medal. I wiadomo, że by nie wygrali. A my sobie na spokojnie oglądamy jak Holandia zdobywa trzecie miejsce :-) Dobranoc i miłej niedzieli :-) Za kim jutro trzymasz kciuki?
UsuńRyby to mi najlepiej smakują nad morzem, chociaż pieczone pewnie na starym oleju i z odpowiednią ilością panierki, to żaden mój domowy rybny wyczyn kulinarny się temu nie równa, więc pewnie na tą zupę dlatego trzeba do Marsylii. Pamiętam swoje marzenie kulinarne z wczesnej młodości, zjeść francuską zupę cebulową w Paryżu:) - spełniło się dawno temu, ale do dziś pamiętam jej smak:). Wiejskie klimaty też lubię, ale raczej jako gość lub obserwator, ja bym nie mogła tych zwierząt hodować, bo żadnego bym nie pozwoliła ubić:)
OdpowiedzUsuńNo nie, muszę jutro zrobić taki obiad wykwintny, francuska zupa i jakaś ryba. U nas w Szczecinie mówią, że Szczecin to Paryż północy, więc ... jaki Paryż taka zupa. Nie ufam zbytnio swoim umiejętnościom, wzbogacę ją torebką Knorra, bo akurat mam. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym zabić zwierzęcia, tak jak Ty. Dobranoc i miłej niedzieli:)
Usuń