niedziela, 10 sierpnia 2014

Maleństwa

Zobaczcie  te małe skarby, które mam pod daszkiem wiatki na drewno.
Kiedy siedzieliśmy sobie na słoneczku przy popołudniowej herbatce naszą uwagę zwróciły podfruwające  do gniazdka ptaszki z dziobami pełnymi jedzonka. Po tym jak odleciały na chwilkę uwieczniłam bachorki na zdjęciu. Mamusia i  tatuś   przylatywali co chwilkę z prowiantem, na co dzieci reagowały wrzaskiem niemiłosiernym.

cisza, cisza.... wcale nie widać, że życie tętni w tym kłębku siana. A za chwilę...

blask lampy błyskowej wywołał taką reakcję... Przepraszam was pisklaczki, jakoś nie pomyślałam o tym błysku, a maleństwa się wystraszyły. Od razu się wycofałam, na szczęście szybko przyfrunęli rodzice i zatkali rozwrzeszczane dzioby.
No i znowu są tu nowe bobasy. Mi i Bobek już trochę odchowani,  pora na następne maleństwa. Od czasu do czasu będę zapuszczać żurawia i obserwować ptasią rodzinkę. Oczywiście już bez fleszy,  dyskretniej, ale się nie powstrzymam przed tym. Nawet ptaszki muszą mieć swojego wielkiego brata, a w tym wypadku wielką siostrę. Takie życie...
Z branży ornitologicznej opowiem jeszcze  historię, jak spotkałam gawrona z niesprawnym skrzydłem. Czemu niesprawne zaraz powiem. Było to późną jesienią, przyjechałam do pracy na popołudnie, zaparkowałam, wysiadłam z samochodu i zobaczyłam jak  po parkingu spaceruje kolebiąc się na nóżkach i ciągnąc za sobą skrzydło jakieś ptaszysko wronopodobne. Od razu było widać, że nie pofrunie, bo jak z uszkodzonym skrzydłem? W internecie sprawdziłam telefon do schroniska dla zwierząt, naświetliłam sytuację przez telefon i dostałam Nr tel. do pana od dzikich zwierząt, na szczęście mamy takiego w Szczecinie. Nie czekałam długo i przyjechał specjalista od łapania ptaków. Ale zanim ten łowczy przyjechał, to czekając obserwowałam gawrona i sama nie wierzyłam własnym oczom. Na parkingu, mimo że nie jest mały, to nie spotyka się ptaków, a przynajmniej rzadko. Logiczne, na parkingu spotyka się samochody. Tym razem było pełno ptaków, ale nie przyleciały przypadkowo, każdy przyniósł coś w dziobie, kawałek bułki, chleb, jakieś inne pożywienie, i  każde ptaszysko rzucało w kierunku inwalidy jedzenie, które przyniosło.  On tylko podchodził i zjadał. To było niewiarygodne przeżycie, obserwować tę ptasią orkiestrę świątecznej pomocy. Jak przyjechał łowczy, to  uwinął się raz-dwa.  Zapytał tylko, gdzie jest ptak. Zerknął w jego stronę i zanim narodził się we mnie zamiar jakiejkolwiek pomocy w złapaniu gawrona, on już go złapał. Byłam równie zdziwiona jak ten ptak. Łowczy podbiegł do niego zwyczajnie i siup już go miał..... Pokazał mi potem, co było z tym skrzydłem. To był strzał z wiatrówki, przestrzelone skrzydełko! Zabrał pacjenta i odjechali na sygnale na ostry dyżur do szpitala.
(Tylko: zabrał pacjenta i odjechał. Ostry dyżur  użyłam na potrzebę mocnego akordu na koniec tej historii). 
Miałam jeszcze przygodę ze sroką owiniętą pajęczyną, ale tak owiniętą, że mumie egipskie były luźniej okręcane bandażami niż była owinięta ta sroka   Szłam przez skwer, a ona stała na mojej drodze i skrzeczała, żebym ją wyplątała z sieci.  Mimo, że się spieszyłam na autobus uległam prośbie, a do tej pajęczyny to przydałyby się wtedy nożyce do stali. Nie wiem, jak ona to zrobiła, żeby się zaplątać tak mocno. Chyba ktoś trzeci w tym uczestniczył. Pająk? Pomylił srokę z tłustą muchą? A ona stała jak kukiełka i czekała, co pająk dalej wymyśli? Albo pająk może użył tabletki gwałtu! Bo innego wytłumaczenia nie widzę. Nie poznam już niestety kulis tego dziwnego love story pająka ze sroką. W każdym razie wyzwoliłam ją z sieci, a ona jak to sroka, otrzepała się i już jej nie było. Czyli wszystko się szczęśliwie skończyło, bo na autobus też wtedy się nie spóźniłam.
Google nie znalazło żadnego zdjęcia sroki w pajęczynie, dziwne!!!!!!!  

Stała zupełnie tak samo jak tu na tym zdjęciu, tylko patrzyła prosto w moje oczy i głośno narzekała na los. Aha, bo dzioba nie miała okręconego pajęczyną i mogła sobie głośno wykrzykiwać.


Gawron miotający się po parkingu wyglądał właśnie tak. To zdjęcie też z google. Ale nie wykluczam, że ''mój" gawron stał się celebrytą i pełno jego fotek w internecie. Wystarczy popatrzeć na  jego minę, jaki to się zrobił hardy i zadziera nosa.



12 komentarzy:

  1. Wroniaste są w ogóle bardzo zgrane, jak kiedyś kot zaatakował na osiedlu niedaleko mnie wronę, to reszta tak się rozdarła żeby przepędzić intruza, że nie było słychać w promieniu 10km. Niestety, kompana/kompanki nie ocaliły. Ja z kolei uratowałam kiedyś swojego kota, bo znalazłam go ze złamaną łapą, kiedy przypadkiem wracałam naokoło o 3 rano do domu. Ech te licealne randki pod gołym niebem :D kota już niestety nie mam, ale tak szukam jakiegoś do ocalenia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znowu się pomyliłam., gdzie komentarz, gdzie odpowiedź, kto by to spamiętał, uff.. To niżej to jest odpowiedź dla Ciebie :))))

      Usuń
  2. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo są zgrane te wroniaste, a Ty to potwierdziłaś. Aż się prosi o porównanie z ludźmi,których nic dookoła nie obchodzi oprócz własnego nosa. Gołębie chyba już takie nie są? bo kiedyś widziałam tak jak Ty, kota w akcji, ale z gołębiem, a one zareagowały... szybkim odfrunięciem, takie samoluby. Trzymam mocno kciuki za jakieś kociątko, któremu uratujesz życie, albo poprawisz los. A jak Maja się będzie cieszyła z żywej maskotki:D moje kotki uwielbiają pieszczoty, jak je podniesiesz, to możesz z nimi co chcesz zrobić, tylko nie zapomnij o głaskaniu:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Dlaczego mi się nic takiego nie zdarza. Piękne zdjęcie rozdziawionych gąb. A gawron i sroka... przeczytałam z zapartym tchem. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te rozdziawione gęby! Aż mam ochotę lecieć teraz po nocy i sprawdzić, czy jeszcze są! Czy rodzice ich nie zgarnęli w jakieś spokojniejsze miejsce, bez wariatki z manią na punkcie niemowląt (to o mnie). Może nie, będę tam chodzić tylko raz dziennie, najwyżej dwa razy, góra trzy... :DDDDD Pozdrawiam, niedzielnie jeszcze :-)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cwane te jaskółki, lokal z używalnością samochodu sobie wymyśliły. Bez komornego oczywiście. Dobrze zrobiłaś, że się nie dałaś nabrać na spółkę z jaskółkami. Ta rodzina u mnie 2+3 to chyba jakaś patologia, bo tyle kotów, a oni beztrosko sobie tu życie organizują. No tak, jeszcze i koty muszę pilnować.... Dobranoc :)

      Usuń
    2. Ola, jestem zrozpaczona... Nie byłam wczoraj aż tak nieprzytomna, żeby trzepnąć palcem i usunąć komentarz od Ciebie, na który zawsze czekam! Jak to się stało??? Nie będę zdziwiona jak teraz już nigdy w życiu do mnie nie zajrzysz:(:(:(:(

      Usuń
    3. No cóż, przemyślę to ;))

      Usuń
  5. Piękne te Twoje opowieści o ptakach i niesamowite. Parę lat temu miałam gniazdo gołębi na balkonie na poprzednim mieszkaniu. Latały, wysiadywały, ale nic z tego nie wyszło. Było jedno jajko i jakieś felerne chyba puste w środku bo same go rozwaliły.. Moja babcia miał kiedyś kawkę. Znalazła ją ze złamanym skrzydłem. Zabrała do domu i trzymała ją w na oknie w kuchni w pudełku po butach. Skrzydło usztywniła patyczkami po lodach. Kawkę wypuściła jak już była zdrowa. Ona wracała, bardzo sie oswoiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę, znowu zrobiłam to samo... Za szybko chce odpowiedzieć i wbijam cokolwiek, żeby prędko poszło, no i takie rezultaty... Że odpowiedź dla Ciebie to oddzielny komentarz :)

      Usuń
  6. O kawce to jest dopiero niesamowita opowieść! Masz super babcię że nie przeszła obojętnie obok cierpiącego ptaka. Swoją drogą jakie to miłe uczucie, że wyleczony ptak pamięta, wraca, jakby dziękował za troskę. Słyszałam już kiedyś o pustych jajach, bez zalążka. Ciekawe dlaczego? Pewnie Twoje gołębie też nie wiedziały o co chodzi i musiały sprawdziły, czy na pewno nikogo nie ma pod skorupką. :)) I takie problemy miewają gołębie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny.