Prawie, bo pogromczyni uciekła świńskim truchtem przed konfrontacją, ale jednak dumnie uniosła trofeum w postaci zdjęcia czerwonookiej bestii! Otóż wczoraj byłam tam na proszonym grillu z okazji imienin faceta z bykami (między innymi). Ależ pięknie brzmi ta fraza.
Rodzina duża, więc uroczystości trzeba obchodzić w wynajętych salach. Szczęście, że w rodzinie strażak, wynajął remizę i obyło się bez wygórowanych kosztów.... a tak naprawdę to nie wiem jakie były te koszty, czy duże, czy małe. Sobie pomyślałam, małe, bo po znajomości. W każdym razie było wesoło, z atmosferą jak na wiejskim odpuście, girlandami z bibuły, papierowymi lampionami, muzyczką country, przyjemnym nastrojem. W kategorii gry i zabawy prym wiodły karciane zawody, pod hasłem "Kto ma szczęście w grze, ma pieniądze na miłość". Nagrody owszem były, z tym że nie pieniężne. Ja, całkowita ignorantka, nie dałam się skusić hazardowi, i nawet kuszącej wygranej jako imieninowemu pewnikowi w tych zawodach. Na tyle mi nie odbiło, żeby potem po rodzinie krążyła opowieść, jak rozbiłam bank w postaci kilku skrzynek kolorowych napojów. Na pewno bym rozbiła, bo ci co zaczynają, mają szczęście i zawsze rozbijają. A tak to każdy wygrał po trochu i było sprawiedliwie. Ale jak to się stało, że każdy wygrywał? Tajemnica solenizanta...
Pewnie jesteście ciekawi (tak jak ja jestem ciekawa), jak to się stało, że te zdjęcia opisują tylko mięska, a przecież pamiętam (co prawda jak przez mgłę...), że były też różnorakie warzywa i owoce. Wyszło na to, że jestem tak mięsożerna, że nie widziałam nic innego dookoła siebie oprócz krwawych szczątków. Potworne. A wszystkim zawsze mówię, że jestem wegetarianką wierzącą, niepraktykującą. W tej sytuacji sama nie wiem, co myśleć, bo tu dowód niezbity na ruszcie...
Nasz stały kącik humoru, nawiązujący do ludyczności tego tekstu, a próbujący zatrzeć nieprzyjemne wrażenie pozostawione przez swąd przyjaranej karkóweczki.
Na sklep napada złodziej, wchodzi, widzi tam starą babę i mówi:
- Dawaj kasę!
- Spokojnie. Jaką? Grycaną cy jęcmienną?
Jeszcze wiadomość z ostatniej chwili.
Zadzwonił do mnie kuzyn, też będący z nami na grillu z pytaniem, co takiego wczoraj się tam wydarzyło, że jego żona dzisiaj naburmuszona. I tu potwierdza się stare przysłowie, że jeśli żona nie odzywa się z rana, to znaczy, że impreza była udana.
Serio, była.
No i można się dobrze bawić bez alkoholu?
Nie można. :)))
A na zdjęciach zabrakło nie tylko warzyw i owoców (taka zmyłka na wstępie, że było jak na wiejskim odpuście, a z elementów muzycznych często się przewijało "07 zgłoś się", i nie z serialu o kpt. Borewiczu, ale zespołu Piersi:)
A na koniec bądźmy konsekwentni, znów mięso... i znów przyjarane...
Zastanawiam się czy w poniedziałek z samego rana nie powinnam zgłosić się na terapię i leczenie uzależnienia od mięsa:)) Jak mnie długo nie będzie, to znaczy, że trudny przypadek:)
Z grilla to ja najbardziej lubię pieczony chleb i zimne piwo:) szczególnie w takie ciepłe wieczory jak teraz. Pozdrawiam i uciekam bo u mnie właśnie się grillek grzeje:)
OdpowiedzUsuńWczoraj też był ciepły wieczór i te mięsa miały mniejszy zbyt niż powinien (moim zdaniem,haha, mięsożernej wegetarianki). Ja za to opychałam się ciastem, uwielbiam karpatkę i sernik na zimno z wiśniami. Miłego grillowania i oby bez deszczu, bo u nas burza:)
UsuńImpreza musiała być świetna. Mięska faktycznie sporo. Wiesz ja za mięsem nie przepadam i raczej mało go jem, ale takie z grilla, albo kiełbaskę z ogniska to lubię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńImpreza rzeczywiście fajna, taki mega grill, pierwszy raz miałam okazję. Może szkoda, że była ładna pogoda. Więcej ekstremalnych doznań przydałaby taka na przykład burza jak dzisiaj, z fanfarami dla solenizanta. Pozdrawiam i spokojnego wieczoru
Usuńha ha mocnych wrażeń Ci brakuje? Szkoda, że Cię u mnie wczoraj nie było jak ten grad walił. Pozdrawiam miłago poniedziałku
Usuń