środa, 22 października 2014

Wychowałam nieletnich przestępców

Chciałam dzisiaj rozwinąć zupełnie inny temat, ale wynikła ważniejsza sprawa.
To, co teraz napiszę zupełnie nie nadaje się do czytania przez osoby o słabych nerwach.
Uczciwie o tym uprzedzam i jeżeli będziecie mieli w nocy koszmary, to sami jesteście temu winni!
Najlepiej przejedźcie wzrokiem po przekątnej i zatrzymajcie go na wytłuszczonym druku : "dzień 760", i od tego miejsca można bezpiecznie czytać.
Zwykła uspokajająca herbatka z melisy nie załatwi nikomu uspokojenia po tej strasznej opowieści; nie, na pewno nie. Potrzebne są stalowe nerwy.
Można zacząć w ten sposób: Wyobraźcie sobie taką poranną scenkę, w której uczestniczycie: wstajecie z łóżka,  ledwo widzicie na oczy, ale coś tam widzicie... zapalacie światło, bo jeszcze jest ciemno. Idziecie wypuścić psy na dwór i zakręcacie do łazienki, nagle majaczy coś bardzo dziwnego na podłodze pod waszymi nogami. Mrugacie powiekami i gorączkowo myślicie: jakie mam potworne omamy! muszę zmienić dilera!
 ...No dobrze, myślicie: Podłe bachory, teraz miarka się przebrała !!!
Cóż to takiego widzicie pod nogami? widzicie cztery dorodne szczury, na szczęście nieżywe!
A w każdej z trzech psich misek po jednym dorodnym szczurze! 

Dorosłe koty spały z nami i chrapały całą noc jak organy Hammonda, więc mają niepodważalne alibi.
Sprawcami tej jatki  jest krwiożercze rodzeństwo : Mi i Bobek!!!
To Mała Mi  namówiła brata na tę mokrą robotę, bo Bobek najwyżej coś stłuc, obgryźć, zniszczyć, ale na większy kaliber zbrodni nie byłoby go stać...
Jestem wstrząśnięta, a nad dalszym losem kotów i ich ofiar litościwie opuszczę zasłonę milczenia.
Nie zamieszczę też zdjęć kotków, bo musiałabym im nałożyć czarne opaski na oczy, tak jak groźnym przestępcom. A ich słodkie minki by Was wprowadziły niepotrzebnie w błogi nastrój, a tu potrzebuję surowej rady, co zrobić z tymi potworami w kocich futrach??? Na pewno zamknę tajemne przejście z dworu do domu, a jest to małe okienko delikatnie otwarte.....Mogło takie być, bo nigdy nasze koty nie realizowały szczurobójstwa w skali makro. Trzeba by Mi zajrzeć do łebka i sprawdzić, co jej tam grzechocze, czego się należy dalej spodziewać...
Wcale nas nie cieszy, że kociątka zafundowały nam i psom świeże sznycelki na śniadanko (psy dostały po jednym szczurze, a my po dwa na głowę), bo może myślą, że za mało białka mięsnego stosujemy w naszej diecie. Ja uważam odwrotnie, chętnie bym skończyła z mięsem raz na zawsze (zwierząt nie odzwyczaję,  szkoda), a teraz to już całkiem mam do niego wstręt!
Ten tu fragment kociego pamiętnika (z sieci) pokazuje, że koci ród wciąż knuje (jak nie morduje), a przy tym sprawia wrażenie, że jest samą skrzywdzoną niewinnością.

"Dzień 760
Moi więziciele ciągle dokuczają mi jakimiś dziwnymi kołyszącymi się na sznurku przedmiotami. Sami rozrzutni w jedzeniu świeżego mięsa, mnie każą wcinać jakieś suche płatki. Tylko nadzieja ucieczki trzyma mnie przy życiu, a zniszczenie jakiegoś mebla daje mi troszeczkę satysfakcji. Możliwe, że jutro zjem im jakiegoś kwiatka.

Dzień 761
Dzisiaj biegałem pod nogami moich więzicieli z myślą o ich morderstwie. Prawie mi się to udało. Muszę spróbować na szczycie schodów. W celu obrzydzenia i zniechęcenia tych niemoralnych oprawców, zmusiłem się raz do zwymiotowania na ich ulubiony fotel. Muszę spróbować to powtórzyć im na łóżko.

Dzień 762
Spałem cały dzień tylko po to, aby drażnić tych więzicieli w późnych godzinach nocnych niekończącymi się prośbami o strawę.

Dzień 765
Urwałem myszy głowę i przyniosłem im samo jej ciało w celu wzbudzenia strachu w ich sercach. Niech wiedzą do czego jestem zdolny. Oni szczebiotali tylko radośnie jaki to ze mnie dobry kot. Hmmm. Plan zawiódł.

Dzień 768
W końcu zdałem sobie sprawę co z nich za sadyści. Bez żadnej podstawy wybrali mnie do wodnych tortur. Tym razem jednakże do tortur został włączony palący i pieniący środek chemiczny zwany `szamponem`. Jaki chory umysł mógł wynaleźć taki płyn? Moim jedynym sposobem na zapomnienie o żalu jest kawałek kciuka, który dalej siedzi mi między zębami.

Dzień 771
Odbyło się jakieś spotkanie ich wspólników. Zamknęli mnie samego na ten czas. Jednak mogłem słyszeć odgłosy i odory tych szklanych rurek, które oni nazywają "piwo". Usłyszałem także, że moje zamknięcie spowodowane było moją siłą "uczulenia". Muszę się dowiedzieć, co to takiego i jak to użyć na swoją korzyść.

Dzień 774
Jestem przekonany, że inni uwięzieni są ich oddanymi służącymi, a może nawet kapusiami. Pies jest rutynowo wypuszczany na dwór, a jak wraca to wygląda na więcej niż uradowanego. On musi być stuknięty. Natomiast ptak na pewno jest donosicielem. Opanował ich straszny język do perfekcji (podobny do mowy kretów) i gada z nimi nieustannie. Jestem pewny, że zdaje on raport z każdego mojego kroku. Ponieważ jest on umieszczony w metalowym pomieszczeniu, jego bezpieczeństwo jest zapewnione. Poczekamy, zobaczymy - to tylko sprawa czasu."

Specjalnie pokazuję teraz tego rozkosznego zwierzaczka, żebyście poczuli grozę mojej wcześnieszej opowieści.

Ci, którzy nie czuli się na siłach, żeby tę makabreskę przeczytać, dobrze zrobili i teraz przed oczami mają tylko zwierzaczka, który mówi wszystkim dzień dobry i przesyła całuska  i dla Was to koniec zdania

a ci odważni mają przed oczami siedem !!!!!!! odrażających trupów:///

11 komentarzy:

  1. Może jestem stuknięta, może nienormalna, ale mnie ta masakryczna historia rozbawiła! Włączyłam narzeczonemu, właśnie czyta i już prawie pod biurkiem leży! Chyba się dobraliśmy idealnie :) Pomyśl o innych aspektach, może te szczury wdarły się do domu, a koty uratowały Was przed niechybną śmiercią? Mnie raz taka słodziutka mysz zaatakowała, mam traumę do dziś!
    Było to tak... Pewnego jesiennego dnia, roku 2013 pracowałam sobie spokojnie na podwórku, nieświadoma tego co wydarzy się za chwilę. Wiadomo, jak to podczas wysiłku odczułam silną potrzebę spożycia jakiegoś napoju. Spokojnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Obok drzwi zobaczyłam sielski obrazek, na ławeczce leżały 3 kociaki wtulone w siebie i spokojnie pochrapywały. Otworzyłam drzwi i kątem oka zarejestrowałam spadające z framugi ciało obce, które po kontakcie z podłogą szybko się pozbierało i wpadło do ganku. Mój zmęczony mózg wykrzesał z siebie iskierkę starając się ogarnąć co tu właściwie zaszło... Wedy zrozumiałam... MYSZ ZABÓJCA wtargnął mi do domu! Gorączkowo zaczęłam ją gonić coby nie wpadła pod lodówkę, bo byłoby ciężko ją stamtąd wyciągnąć. Spanikowana biedula nie spodziewając się takiej reakcji z mojej strony schroniła się w... bucie :) Ostatecznie plany myszy zostały pokrzyżowane, musiała sobie znaleźć nową ofiarę! Koty tej prawie-tragedii nawet nie zarejestrowały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że akurat but stał jej na drodze i tam się schroniła, a Tobie ułatwiła pozbycie się potwora z domu:))
      Fajna linia obrony, zrobić bohaterów z tych małych morderców!!! Rozumiem, gdyby były głodne, wtedy nic bym nie powiedziała (albo tylko napomknęła, że życie to dżungla), ale one nie latają po okolicy w poszukiwaniu żarcia. Z głupiej zabawy wynikło zbiorowe zabójstwo pierwszego stopnia, i profanacja zwłok (bo i do profanacji doszło.. ciągane, wleczone, szarpane... szkoda mówić....).
      Wyobrażam sobie, że jak ta mysz zeskoczyła z drzwi, to musiała Cię zaskoczyć, a jeżeli ogólnie nie lubisz myszy, to mocno przestraszyć. Ja najbardziej boję się zniszczeń, jakie zadomowione myszy zawsze robią w gospodarstwie, wszystko napoczną, i żeby chociaż do końca zjadły, ale nie, tylko posiepią, cholery małe...
      Gdyby mi przed nosem przeleciał mysz zabójca, to pewnie inaczej bym śpiewała ze szczęścia:)) Ogólnie to koty sprawdzają się jako odstraszacz, bo nigdy żadnych gryzoni nie mieliśmy, a te wczoraj to na pewno bez ich woli przytransportowały nasze słodkie maleństwa:))

      Usuń
  2. Widoku szczurów - nawet nieżywych współczuję Ci ogromnie :) Mnie ostatnio przeraża nawet sama trutka na szczury rozłożona w piwnicy, bo to oznacza, że może być tam szczur - odważna jestem ;)
    A co do tych biednych kociąt Mi i Bobka - to spójrz na to z innej strony: dorastają, może ujawniają się ich talenty i będą świetnymi zaopatrzeniowcami :) zdaje się, że nie zapomniały o nikim :) ha ha
    A wiesz moja kicia domowa, wychodząca tylko na balkon, zrobiła? załatwiła gołębia na śmierć - i beztrosko wyglądała sobie przez balkon. Ja musiałam posprzątać. Syn powiedział, że nie będzie mieszkał z mordercą pod jednym dachem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tych nieżywych szczurów mi szkoda, mam tylko nadzieję, że poległy szybko i nie cierpiały. Kiedyś słyszałam, że śmierć gdy zwierzę jest w szoku nie jest taka zła... A na pewno były w szoku, bo przecież dzieci je napadły i pokonały, to jak można nie być w szoku?
      Bardzo Ci współczuję tego lęku przed szczurami, znam osoby, które panicznie się ich boją, a jedna mi mówiła, że jak schodzi do piwnicy, to asekuracyjnie głośno śpiewa, żeby usłyszały, że ktoś idzie i się pochowały. Ja kiedyś tak obsesyjnie bałam się pająków!...
      Mi i Bobek mają już fach w ręku, mogą się ogłaszać w Kurierze w dziale "świeża dostawa, szybko, solidnie".
      Serdecznie pozdrów syna ode mnie, ja też z moimi mordercami nie chcę już mieszkać..:))

      Usuń
  3. No trudno, chce się mieć łowcę w domu, trzeba się godzić też na trofea;) Nasze koty też od czasu do czasu coś do domu przywloką, pół biedy, jeśli martwe, ale one czasem żywe przynoszą, żeby się pochwalić i pobawić u siebie. To dopiero dramat! Bo jak się znudzą taką żywą zabawką, to potem trzeba za nią samemu z miotłami latać i, o ile nie da się bezpiecznie wyeksmitować, to nawet własnymi rękami trzeba takiego gościa zamordować. A tymczasem łowca, umęczony zabawą, dumny i szczęśliwy układa się na poduchach kompletnie niezainteresowany paniką jaką w domu wywołał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dramat! Najlepiej by było mieć niewychodzące koty, żeby nie siały spustoszenia, czy nawet postrachu swoimi drapieżnymi osobami. Ale kiedyś słyszałam, że kot żeby był szczęśliwy musi mieć możliwość wychodzenia na dwór. Więc postanowiliśmy, że nasze będą szczęśliwe. I to się sprawdzało, myszy do domu nie wchodzą (a jeżeli, to ja nic o tym nie wiem, bo chyba szybko rejterują). A tu teraz takie coś, że Mi i Bobek urządzili krwawą łaźnię jakiejś biednej rodzinie państwa szczurowskich. Ładne dzieci...patologia...:))

      Usuń
  4. Ja też sobie morderców na własnej piersi wyhodowałam. Codziennie pod domem jakieś zwłoki leżą. Zwłaszcza teraz kiedy myszki schodzą się z okolicznych pól i szukają schronienia na zimę. U nas na szczęście albo nie ma szczurów albo z omijają to miejsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie mam pomysłu, gdzie tu w okolicy jest szczurze eldorado? Żadne miejsce na to nie wygląda, ale przecież w nocy z deszczem z nieba nie spadły... Już u nas nie ma dla kotów wejścia do domu i wyjścia kiedy sobie zażyczą. Skończyło się dla nich moje dobre serce. Twoje też nie w ramach konsumpcji zabijają, co za koci ród! A my tak je kochamy, za co? się pytam...

      Usuń
    2. Szczurzy deszcz hahahahahahahhahaha. Rudy czasami zjada tego kogo zamorduje. Ale częściej przynosi dla nas na wymianę;) Ja mogę moje koty kochać za to, że dbają o moją kondycję. W końcu jak się lata co chwilę do drzwi żeby jaśniepaństwo wpuścić i wypuścić to i kalorii się parę spali i mięśnie wzmocni;)

      Usuń
  5. Możesz mieć za to pewność, że choćby nie wiem jaki kataklizm nawiedził Ziemię, to z głodu nie zginiecie ;)) Raz w życiu byłam świadkiem mordowania wiewiórki przez kota moich ówczesnych sąsiadów. Nie wiem co gorsze, obraz czy dźwięki. Nie mogłam nic zrobić bo kot spierdzielił z tą wiewiórką, no ale taka jest kocia natura, słodki i kochany, a jednak drapieżnik :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie chcę sobie wyobrażać tego zabójstwa!....moje drapieżniki nic innego nie robią w czasie wolnym od spania, tylko rozglądają się, kogo by tu jeszcze zamordować. Tu na ciebie patrzy słodkimi oczętami, a w łepku kombinacje alpejskie, jaki dzisiaj mord, szybki czy rytualny z dodatkowymi efektami... eh:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.