Parę dni temu kupiłam sobie w Biedronce lampion, a w środku zamknięte w białym puchu choinki i bałwanki ....
Kosztował grosze, a przedstawia jakby weselszą zimę. Chociaż prawdę mowiąc nie istnieje dla mnie weselsza wersja zimy, ale mimo wszystko patrząc na śmiesznego bałwanka mniej wzdycham do wiosny.
A tutaj to, co wygrałam w mikołajki, też lampion ,... lampiony to ciągną do mnie jak świato do ćmy...
U góry lampionu jest wiatraczek, ogrzane powietrze wprawia go w ruch i renifery galopują sobie z Mikołajem w świat ...
Nic nie powiem o wczorajszych mikołajkach, bo w komentarzach mi doradzicie, że czas zmienić barwy klubowe, tzn. przeflancować się z: "rękodzieła" na: "piję, i tak sobie żyję". Zabawa udana, ale takie imprezowe życie jest bardzo wyniszczające. Spałam nonstopem osiem godzin, w ciągu dnia kilka drzemek, bo tyle czasu trwała regeneracja po tej libacji. Głos mam jakby starty tarką od jarzyn, to od wokalnych występów, ale repertuar był na cześć Mikołaja, głównie na cześć Mikołaja były piosenki typu : Baśka miała fajny biust, Zostańmy razem... no i cały repertuar discopolo.
Żadnego prezentu mikołajkowego własnoręcznie nie zrobiłam, bo raz, że czasu nie miałam, dużo szybciej i prościej jest wejść, i kupić coś w pierwszym napotkanym sklepiku z durnostojkami; a dwa, to nie każdy docenia pracę rąk, dodajmy, że nie do końca profesjonalną pracę tych rąk, chociaż, jeżeli ktoś chwali, to przez tę chwilę wydaję się, że praca jest jak najbardziej profesjonalna, ach, jakie to przyjemne....ta chwila ułudy...; a trzy, żeby nie było jak w tym kawale:
Spotyka się dwóch kumpli:
-Stary powiedz mi jaki prezent dać dziewczynie, żeby jej się na pewno podobał?
-Nie możesz jej po prostu zapytać, co chce dostać?
-Ostatnio zapytałem, dostała to co chciała, a i tak jej się nie podobało...
-Jak to?
-No zapytałem co jej kupić, a ona do mnie, żebym zamiast chodzić do
centrum handlowego, zrobił coś własnoręcznie, co kupne kosztowałoby
wiele więcej.
-I co zrobiłeś, że jej się nie spodobało?
-No co... frytki.
-To ja nie wiem, może przypaliłeś?
No, jak frytki przypalone to dziw, że się nie spodobało :-))))
OdpowiedzUsuńLampion ten z reniferami jest super. Skojarzył mi się z taką choinką, którą kiedyś miałam, co na czubku był taki jakby wiatraczek z dzwonkami, a na dole stawiało się świeczki, a dalej ta sama zasada. Ach wspomnienia.... rozmarzyłam się.
A i fajnie że miałaś udaną zabawę. Spokojnego tygodnia życzę i pozdrawiam serdecznie :-))))
Przypalone frytki to zupelnie jak rękodzieło, wszystko mi idzie dobrze i bardzo dobrze... aż tu nagle obsuwa...no i te frytki przypalone (na szczęście zdarza się też, że tylko miło chrupią).
UsuńTaka prosta zasada, a jaki efekt ze świeczkami, a jeszcze tajemnicze cienie na ścianach... chociaż teraz muszę przyznać, że zdecydowanie brakuje tu dzwoneczków:-))
Witaj. Jestem to pierwszy raz i będę zaglądać. Ola ma rację fajnie się czyta Twoje posty. Lampionik piękny.
OdpowiedzUsuńI masz racje hand made nie zawsze jest doceniany, a szkoda. Ja w tym roku część prezentów kupiłam :-) i mam nadzieję, że moja praca zostanie doceniona. Pozdrawiam
Dziękuję Ci za miłe słowa! :)) Oli dziękuję, że pochwaliła mój blog:))
UsuńOj, zdarza mi się, że słyszę : "chce ci się tak z tym dłubać?" Zauważyłaś, że ci, którzy sami coś wytwarzają, to inaczej patrzą na nasze dzieła? Chyba wiedzą, co to jest "męka twórcza" (męka w każdym znaczeniu) i jaki cenny jest dla nas każdy komplement:))
Oj, ja tam byłabym z frytek zadowolona - raz w roku z okazji Mikołaja zjadłabym z wielkim apetytem;)
OdpowiedzUsuńLampiony prześliczne i doskonale rozumiem, co masz na myśli, że mogą nieco rozweselić zimę.
Dzieło rąk, to dzieło rąk. Nie ma co wybrzydzać, ja bym chyba aż podskoczyła na taką niespodziankę. Dlatego pewnie nikt mi jej nie zrobi, żeby sprawdziło się powiedzenie, że każdemu to, na czym mu mniej zależy:))
UsuńWłaśnie mi uświadomiłaś, jak ja dawno frytek nie jadłam... Dawniej to cała micha obranych i pokrojonych ziemniaków, pół butelki keczupu, albo sos czosnkowy, tylko on, ja, film... no i frytki... nie to co teraz: jakie chipsy kupić? I odwieczna batalia, bo ja lubię laysy strong a on zwykłe solone. I choć ostatecznie zawsze owalimy po paczce swoich ulubionych, to wcześniejsza dyskusja o tym, co jest lepsze a co nie, zawsze ma miejsce. A tak frytki każdy lubi i jest fajnie :)) Mikołajki u mnie były tak nietrzeźwe, jak tylko mogły być po dwóch piwach. Nie wiem, a właściwie to chyba wiem, dlaczego tak mnie wzięło. I w sumie mój wróg od chipsów podzielił moje odczucia, kiedy wyszliśmy na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza ;)
OdpowiedzUsuńAch, te frytki... Kiedyś dowiedziałam się, że gdzieś tam w świecie (pasuje mi do jakiegoś kraju arabskiego, ale niekoniecznie) kobiety po urodzeniu dziecka, żeby wróciły do zgrabnej sylwetki, zamykane są same na jakiś czas i nie mogą jeść nic innego niż to, co sobie raz wybiorą, jakieś jedno ulubione danie. No i chudną, bo najpierw to żrą, a potem już wolą głodować. Wtedy ja postanowiłam połaczyć przyjemne z pożytecznym i zarządziłam sobie 2 tygodniowe odchudzanie : tylko frytki (bez dodatków) i grejfrut jako witaminka. Uważam za cud, że nie przytyłam wtedy za dużo, bo frytki smakowały mi całe dwa tygodnie... zajadałam i palcem popychałam....
UsuńA może to wina grejfruta, że dieta na odchudzanie nie wypaliła, miał być jeden rodzaj dania, a nie dwa! Jak zwykle coś poplątałam:))
Bardzo możliwe, że grejfrut zepsuł cały efekt ;) Ja natomiast czytałam o gościu, który zmarł z głodu bo jadł tylko ziemniaki, a one nie dostarczały mu wszystkch składników odżywczych, i chociaż dobrze wyglądał, to się zagłodził. Coś w tym powrocie do dawnej figury musi być, chociaż i te powroty to rozdmuchany temat, bo nie każda kobieta jest po ciąży spuchnięta :P
UsuńCieszę się, ze przeżyłaś kolejną zakrapiana imprezę i mam co poczytać:) Lampiony są super, szczególnie ten wygrany. Frytki nieodmiennie kojarzą mi się z moim bratem, który uwielbiał je robić i czynił to z takim zapałem, że puścił nam z dymem kuchnię, bo zapomniał oleju nalać do garnka :) (o frytownicach nikt wtedy jeszcze nie słyszał)
OdpowiedzUsuńZe względu na fajerwerki w kuchni to macie z bratem szalone wspomnienie związane z frytkami, całe szczęście, że tylko kuchnia poszła z dymem... Ale mam nadzieję, że zniechęca Cię to do frytek?
UsuńWiesz, ta impreza to za dużo zdrowia kosztowała, a głos to już całkiem straciłam. Chyba jednak zawiniły zimne napoje, a nie śpiewy, bo aż tak pyska nie darłam żeby był taki efekt:))
Uwielbiam frytki, za siebie i za brata. Apetytu mi narobiłaś tymi opowieściami:) Ale chyba nikt nie wymyślił jeszcze gotowanych, lekkostrawnych frytek:))
UsuńNie ma co narzekać, przypalone frytki są dziełem artysty o bardzo wybujałej wyobraźni, a jak jeszcze z nich na talerzu jakiś wzór ułoży to dopiero dziewczyny będą mu się rzucać w ramiona ;)
OdpowiedzUsuńTeraz to widzę! najlepszy bajer na dziewczyny to performance z frytek... Prawdziwy talent tylko to umie... Ciekawe, czy na chłopaków by też to zadziałalo... eee, na nich to raczej schabowy z kapuchą , dla nich szkoda układać wzory z frytek przyjaranych jak uczucia :))
UsuńWitaj:)
OdpowiedzUsuńTak, czasami lepiej kupić coś "po drodze" niż dawać komuś parogodzinną pracę...no chyba że wiemy, że mamy pewność, że dana osoba potrafi docenić nasz przyjemny wysiłek:)
Lampiony cudne!! A taki z kręcącymi reniferkami chcę!!!! Zaraz pewnie wpadnę w szał poszukiwań podobnego, bo ja też uwielbiam lampiony...:))) a tego rodzaju jeszcze nie spotkałam:)
Fajnie, że zostało jeszcze po tej libacji trochę zdrowych szarych komórek:))) hihi:))))
Serdecznie pozdrawiam:)
Dobrze mówisz! że też nikt nie pomyśli, ile w każdą własnoręcznie zrobioną rzecz wkładamy serca. Chyba łatwiej jest niektórym przeliczać prezenty na gotówkę niż na wysiłek włożony w tę pracę. Zawsze tak będzie, trudno. Ale my same to wiemy najlepiej...a i jeszcze jest trochę osób, które się domyślają, na całe szczęście :))
UsuńLampion rzeczywiście udany, tamten z bałwankiem wesoły, a ten ładny i jeszcze z pomyslem:))
Czuję deficyt szarych komórek! libacja jak nic zniszczyła i uszkodziła mi szarą substancję, ale do kogo tu mieć pretensję???
Po obejrzeniu u Ciebie kręcącego lampionu;) zaczęłam szukać choć podobnego, byle sie kręcił:)) i ku mojemu zdziwieniu - nie ma:))) zatem gratuluję posiadania pomysłowego kręćką:))))
UsuńTak, wielu ludzi przelicza na gotówkę otrzymane prezenty...ale nie dostrzegają, że tego, co się z sercem wykona nie da sie przeliczyć, bo ...nie ma takiej waluty, w której mogliby wyrazić jej wartość, jedynie ...miłość przychodzi mi tu na myśl, albo wdzięczność...no bo co innego..?:)
Dzięki za wpis o Gołębiu:***
Lampion z reniferami jest cudny:) Ja nie wiem jak się można obrazić za frytki? Prezent smaczny i własnoręcznie robiony. Ja bym się nie obraziła.
OdpowiedzUsuńW życiu bym się za frytki nie obraziła, a wręcz żądała na drugi dzień powtórki z prezentu:))
UsuńSzkoda, że producentowi nie wpadło do głowy, żeby po świętach można było renifery wymontować i byłby całoroczny :))