czwartek, 26 lutego 2015

I co z Rexem

Było tak. Pojechałam dwa miesiące temu z przyjaciółką po psa, młodego wilczurka.
Przyjaciółka i jej mąż ciągle nie mogli pogodzić się ze stratą swojego starego pupila i koniecznie chcieli szybko nowego psa, idealny byłby ten, którego już nie ma, a i jeszcze najlepiej odmłodzony do wieku szczenięcego. Ale  takie sztuczki jedynie są możliwe w produkcjach sf i póki co, to sory gregory. No to szukali psa wizualnie wyglądającego jak klon tamtego.
Jak ktoś usilnie szuka, to i znajdzie, więc w sieci znaleźli, i szok, bo to był "ich" pies w swojej dumnej chwale wyrośniętego szczeniaka,  ten "ich" pies wabił się Rex.
Ktoś szukał dla Rexa, określonego w ogłoszeniu mianem łagodny, nowego właściciela. Wybuchły fajerwerki radości i natychmiastowy wyjazd po psa. Ja pojechałam w zastępstwie, tzn. pojechałyśmy we dwie z przyjaciółką. (Całą  historię opisałam w grudniowym poście "Przytulna garsoniera w Vegas").

To jedno ze zdjęć, które zrobiłam  Rexowi, gdy po niego pojechałyśmy.
Był zamknięty w takim właśnie Alcatraz, nawet w duchu byłyśmy wzburzone, że sam tam siedzi i dziczeje ten podobno łagodny piesek, a traktowany przez właścicieli jak groźny przestępca.
I ten łagodny całą drogę miał ochotę na schrupanie parę świeżych mięs, tzn, mnie i koleżankę, ale bardziej skupiał się na mnie, bo pysk całą drogę trzymał nad moim ramieniem i warczał.
Rexowi bardzo spodobało się w nowym domu, naszym przyjaciołom bardzo spodobał się Rex, ale jak zwykle w beczce miodu jest jakaś łyżka dziegciu.
Okazało się, że Rex  ma bardzo rozbudowany gen strażnika i obrońcy.
Do szkółki nie został oddany od razu, bo chodziło o wcześniejsze zaprzyjaźnienie się z psem.
A  ta przyjaźń już właśnie zaowocowała tak, że pies w momencie wypuszczenia go z domu na dwór przeistacza się w bezwzględnego mordercę każdego, kto odważy się wejść na posesję.
Tym razem zawinił zbieg na tle okoliczności, w ramach niespodzianki przyjechała bez zapowiedzi siostra z matką, miały klucz od furtki i sobie weszły. Wiedziały o groźnym szczeniaku, ale poprzednimi razy spotkania z Rexem były w domu, a wtedy on zachowywał się bez zarzutu. (Zresztą wszyscy byliśmy zdziwieni, że to taki dobry piesek, i posłuszny).
 No i miała miejsce tragedia. Pies rzucił się na tę siostrę, i to prosto do gardła.
Ona zasłoniła się ramieniem, miała na szczęście grubą kurtkę, więc ręki jej nie odgryzł.
Może trochę zawahał się słysząc dziki krzyk, który siostra wydała z bronionego ręką gardła. Oderwanie psa od ręki nie było łatwe, ale w naszą przyjaciółkę wstąpiły nieziemskie siły i odciągnęła Rexa.
Matka w tym momencie sobie stała zamieniona w słup soli.
Potem ją odblokowało.
No i jeszcze inne były konsekwencje tego strasznego zdarzenia, bo później okazało się, że sąsiadom w tym czasie wypadł kanarek z klatki, co zostało powiązane z tym wrzaskiem.
Zupełnie niesłusznie, bo nie ma przesłanek, że źle zamontowane dno klatki wypada na odgłos wysokich dźwięków.
Kanarkowi niby nic się nie stało, ale wciąż nie śpiewa (liczono, że po takim szoku zacznie śpiewać).
Natomiast z siostrą pojechano do szpitala, zrobiono prześwietlenie ręki i dano tabletki od bólu, bo zgniótł jej trochę tę rękę, ale przeżyła i do wesela się zagoi podobno. Na wesele się nie zanosi, to leczenie może się ciągnąć bez przeszkód.
Właśnie o wszystkim się dowiedziałam i reporterskim piórem zapisałam.
 
 

6 komentarzy:

  1. A to z Niego Rex obrońca!! Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło:)
    ..ale ten kanarek:))) to się uśmiałam:))))) bo sytuację sobie wyobraziłam i jakoś tak mimochodem śmiechem parsknęłam:))) Ty to potrafisz słowem odpowiednio zmalować i to tak, że można porządnie rozruszać przeponę:)))
    Pozdrawiam cieplutko!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze do nazwałaś: Rex obrońca. Chyba sobie w głowie ułożył, że on jest w tym domu, a raczej przed domem, jako przednia straż i nie może w tym czasie prześliznąć się nawet mucha. Trochę to straszne. Prawdę mówiąc, jak usłyszałam o tej historii, to sobie pomyślałam, żeby nie wybrać się przypadkiem do nich, bo szkoda na stratę ręki by mi było. Tylko jedno, że kanarkowi nic się nie stało !!! (Ale tu pies się akurat nie zasłużył)

      Usuń
  2. Akurat psom nigdy nie ufam, nigdy nie wiadomo co im do głowy strzeli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja tak samo, ufam tylko swoim. I nie ma się co dziwić, że wszystkie psy mają wilczą naturę, po swoim praprapra...:))

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.