Porobiłam zapory i wały, żeby maleństwa nie pospadały z łóżka, gdy zaczną pełzać.
Gruby, jako największy, najsilniejszy i najodważniejszy dzielnie pokonuje przeszkody i chce zacząć żyć własnym życiem, strasznie przy tym sepleni coś w rodzaju: sam idę, sam idę....
Idzie broić!
"...proszę pani, proszę pani, on się sypie piaskiem w oczy, woła brat Miry zapiaszczoną ręką trąc powieki, Mira już biegnie na odsiecz, a Blokowa stoi i grozi palcem małemu chłopcu w fartuszku na gołych ramionach, zwanemu przez wszystkich Księżulo, bo mając niespełna rok, jeszcze w wózku, wyciągał rękę do pocałowania, a jego matka, trochę zwariowana, z radości, że się w ogóle urodził, bo tyle lat po ślubie i nic, ale pielgrzymka do Częstochowy zrobiła swoje, więc jego matka całowała go w tłustą rączkę, powtarzając do upojenia, mój Księżulo, mój słodki Księżulo, i tak już zostało."
Krystyna Kofta "Wióry"
Lata 5Ote ubiegłego wieku i świat oglądany oczami dzieci poznańskiej kamienicy.
Książka smakowita, ale to nic nowego w przypadku kąska podanego przez tę autorkę.
No ale każdy ma swojego księżula do całowania po łapkach....
Była i zostawiła ślady przestępstwa ...
Wiadomo, każda mama ma świra na punkcie swoich dzieci :)
OdpowiedzUsuńMama ma świra, a babcia na punkcie wnuka często zalicza jazdę po bandzie...:))
UsuńSłodziaki milusie już pewnie wszędzie ich pełno ;) Ostatnia fotka dobra uśmiałam się :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Oj, tak, swoją obecność zaznaczają na kilka sposobów, na dodatek ich biologiczna matka (bo są jeszcze matki zastępcze, czyli dwa psy, raczej pies i suka) zajmuje się wyłącznie karmieniem, poza tym dzieci ją nie interesują. A my, niańki, zawsze w pogotowiu czekamy:))
UsuńSepleniący maluch "sam idę" jest rewelacyjny!!!!!:))))) Uśmiałam się, bo zobaczyłam tą sytuację jakby na żywo (ach ta wyobraźnia!:) i zwyczajnie jak to u Ciebie bywa - po odwiedzinach uśmiech się przykleja na buzi na dłuuugo:))) ..sepleniący maluch, a to dobre:))))) !!!! :)))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam uśmiechowo:)
To, co Ci podpowiedziała wyobraźnia, to tak właśnie wyglądało.... a jeszcze tak niedawno nie było gówienek na świecie, teraz wszyscy tańczymy, jak zagrają, i koty, i psy i ludzie. A już najgorszy to jest Matys, bo Aszy wystarcza, że jest obok dzieci, a Matys nie pozwala nikomu podchodzić do kotków. No, dom wariatów!!!
UsuńHa ha ha:)))) to jest wesoło że hej!!:)
UsuńWesoło, ...ale jak kiedyś się nawzajem wszyscy pozabijamy, to się wcale nie zdziw:))
UsuńRewelacja. Poproszę o więcej takich tekstów. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że jeden już umie mruczeć? wczoraj nasłuchuję, co tak terkocze na fałszywą nutę ... a to on stroił swój instrumencik:-))
UsuńAleż to będę rozpuszczone kocięta! Z taką służbą to one na normalne koty nie wyjdą;)
OdpowiedzUsuńJeżeli to dzieci Pachara, to w genach od niego dostały rozwydrzone charakterki....i co tu zrobić?....:))
UsuńJakie słodziaki :)) Już chodzą i gadają, ani się obejrzysz jak Ci z domu wyfruną w świat, ale trzeba mieć nadzieję, że będą wracać, do babci, no bo gdzie im będzie w życiu lepiej, niż na babcinych kolanach. A książka kusząca, muszę poszukać;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWychuchasz, a one pójdą z domu jeden za drugim i nawet się nie obejrzą. Na szczęście trzeci zostanie, bo inaczej matce się dostanie cios prosto w serce... A pracujemy nad więzią matki z dziećmi w taki sposób, że zamykamy ją cichcem z dziećmi w pokoju, bo inaczej zmywa się po angielsku i wraca dopiero wieczorem jak gdyby nigdy nic i z łaską kładzie się obok wyjących dzieci.
UsuńJakby kiedyś Matys jej nie wpuścił, to miałaby wreszcie za swoje:))