niedziela, 13 lipca 2014

Niedziela nie całkiem leniwa

Znalazłam zupę, która idealnie wpasowałaby się do wczorajszego wpisu. Bo najpierw relacja z wizyty na wsi, spokojnej i wesołej. Obrazki miłych okolic i radosnych zwierząt  (powiedzmy..). Byczki  radosne, bo już-już majaczyło im się wzięcie na rogi jakiejś durnej kobiałki, ale kobiałka nie była taka durna, zwiewała od byczków z prędkością światła. (Tu dygresja.  Naukowiec wszedł na dach budynku z kotem i latarką. Latarkę włączył i razem z kotem rzucił ją na dół. Jedno i drugie uderzyło w ziemię równocześnie. Wniosek :  Kot podczas spadku swobodnego osiągnął prędkość światła. No to i ja mogę rzec, że dawałam dyla z prędkością światła). No dobrze, przesadziłam. Nie zwiewałam z prędkością światła, bo podwórko to nie autostrada niemiecka:))) byczki chyba nie machają ogonami, bo są szczęśliwe i zadowolone! he,he,he
Za to jakie mocne byłoby zakończenie wczorajszego wpisu, że byłam uczestniczką  corridy i oprzytomniałam tylko na chwilę, żeby zapisać. Uff. Ale z tą zupą miałabym inną puentę, co dzieje się  na tej spokojnej i wesołej wsi, aż by wszystkim włosy dęba stanęły:
Co tu owijać w bawełnę: mord z premedytacją. Szkoda, że z opóźnieniem taka fajna zupa mi się trafiła.

"Czernina
Podłogę i ściany przykrywamy folią. Popijając Krwawą Mary, zakładamy lateksowe rękawiczki i przystępujemy do dzieła. Jeżeli ofiara jeszcze żywa i krewka, przesłaniamy jej oczy czarną opaską, podrzynamy gardło i powoli upuszczamy krwi. Do krwi dodajemy octu i cukru, żeby nie skrzepła. Denatkę ćwiartujemy, wkładamy do wrzątku i gotujemy z włoszczyzną (doskonała sycylijska). W tym samym czasie przygotowujemy sobie alibi i do zupy dodajemy oprócz krwi również suszone owoce. Podajemy krewnym jako zupę owocową, najlepiej z makaronem. Faktyczne pochodzenie czarnej polewki wyjawiamy w trakcie jedzenia, z psychopatycznym wyrazem twarzy śledząc reakcje domowników".

 Zalewajkę też wpiszę, bo ta przaśna zupa wkomponuje się w klimat. Chociaż pisana z "y" już nie jest taka przaśna...

"Zalewayka/żur
Jeżeli przebywamy akurat na emigracji, a musimy zrobić dinner, żurek lub zalewayka to strzał w dziesiątkę. Potrzebny nam będzie one jar of jour, do zdobycia w każdym polskim sklepie, prowadzonym na wyspach przez Rosjan, 5 ząbków czosnku of Garlic from China, liść laurowy, kilka ziarenek ziela angielskiego (all 3 pice, nie mylić z old spice), kiełbasa z Bawarii oraz ziemniaczki z Lidla. Zalewaykę/żurek podajemy w wydrążonym soda bread, zupełnie bez wyrzutów sumienia, bo do spożycia to on się raczej nie nadaje. Jak widać, jest to zupa panad granicami, serwując ją, nie narazimy się na społeczny ostracyzm, jeżeli pozwolimy sobie na następujący, typowo unijny dialog:
- Gresch jour? (żresz żur?)
- Yes, today.  (jest, to dawaj)"


"Zupa musi być" Magda Kołodkiewicz




Dla mnie niedziela na wpół wolna, bo pół dnia w pracy.  Ola narobiła mi smaku na  francuską zupę cebulową. Miałam torebkę takiej zupy Knorra, więc do zupy - bazy (bulion z warzyw plus przetarta smażona cebula, na talerz groszek ptysiowy z Lidla) wrzuciłam ten proszek i wyszło coś, co nazwałam na potrzeby niedzielnego obiadu oryginalną francuską zupą cebulową. Nikt nie narzekał, ale uczciwie powiem, że po rękach też nikt mnie  nie całował za tę zupę. Choć powinni, bo zjedzona do ostatniej kropli, że tak powiem z prędkością światła. A do Paryża posyłam westchnienie.... Za rybkę robił filet z mintaja. Strzeliłam mu fotkę.


O 21,oo mecz. Ci, z którymi rozmawiałam nie zdołali mnie przekonać, której drużynie mam kibicować.  Może nawet lepiej, bo intensywnie kibicowałam naszym, i widać jak to się dla nich skończyło. Zanim się wzięłam za kibicowanie, to z mundialów nasza drużyna przywoziła srebra, brązy... Tacy jak ja powinni mieć alternatywną rzeczywistość na czas rozgrywania ważnych meczów. Jeżeli nie chcę nikomu zaszkodzić, to chyba...
... lepiej sobie poczytam (przynajmniej jestem usprawiedliwiona tym razem)


Motto na jutro  (i na całe życie):

"Więc łap dzień każdy i nie
wierz ni trochę w złudnej
    przyszłości obietnice płoche"
                            Horacy 23 r. p.n.e.

a teraz mówię :))  do poniedziałku

6 komentarzy:

  1. Rozłożyłaś mnie na łopatki i podkręciłaś dobry humor, najpierw dygresją o kocie i latarce (uśmiecham się do tej pory), a potem zupnymi cytatami :D mundialiów nie oglądam...ale myślę, że i tak nic dobrego by z tego nie wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wszystkie głupoty o kotach okazały się prawdą (łącznie z latarką). W radio mówili, że 404 lata Polska będzie mistrzem świata. Mają czas, mogą ćwiczyć :)

      Usuń
  2. Świetnie się czyta te Twoje wpisy:) zawsze działają rozweselająco. No może powinnaś pokusić się o własna książkę, ja bym na pewno kupiła:) A jeśli chodzi o zupę cebulową to niestety tylko ja ją w domu uwielbiam, więc nie gotuję i dlatego chętnie wybrałabym się jeszcze raz do Paryża bo dawno nie jadłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że się rozweseliłaś, to właśnie spełniło się moje życzenie! Z zupą cebulową jest tak, że narobi cebulowego zapachu na cały dom. A nie jest fajnie, bo zapaszek niezbyt... Taki Pascal to by ugotował paryską zupę ze wszystkimi szykanami. Ale do niego tak samo daleko jak do Paryża :) Do Paryża bliżej:)

      Usuń
  3. Z prędkością światła wprowadziłaś mnie w stan głupawki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze dzieła powstają, gdy twórca jest wprowadzony w stan odmiennej świadomości. ( Ale głoszę mądre teorie, co?) :D

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.