poniedziałek, 29 grudnia 2014

Stworzę realistyczne podejście do kwestii mojej wagi

Postanowienie 1
2011: Będę lepszym mężem dla mojej Mary.
2012: Nie rozwiodę się z moją Mary.
2013: Postaram się odzyskać moją Mary.
2014: Będę lepszym mężem dla Wandy.

Postanowienie 2
2011: Będę co niedzielę chodził do kościoła.
2012: Będę chodził do kościoła tak często, jak będę mógł.
2013: Codziennie poświęcę parę minut na modlitwę i medytację w domu.
2014: Co wieczór pooglądam TV Trwam.

Postanowienie 3
2011: Nie pozwolę, by szef rozstawiał mnie po kątach.
2012: Nie pozwolę by mój sadystyczny szef doprowadził mnie do myśli samobójczych.
2013: Będę twardy i nie dam mojemu szefowi szydzić ze mnie przy współpracownikach.
2014: Opowiem o szefie mojemu psychiatrze.

Postanowienie 4
2011: Przeczytam w tym roku 20 wartościowych książek.
2012: Przeczytam w tym roku 10 wartościowych książek.
2013: Przeczytam w tym roku 5 książek.
2014: Dokończę krzyżówkę.

Postanowienie 5
2011: Nie będę się przejmował, jak Charlie i Sam będą się śmiali z mojej łysiny.
2012: Nie będę się przejmował, jak Charlie i Sam będą się śmiali z mojego tupeciku.
2013: Nie będę się przejmował, jak Charlie i Sam będą się śmiali z mojego gorsetu.
2014: Nie będę więcej rozmawiał z Charlie i Samem.

Postanowienie 6
2011: Postaram się schudnąć do 80 kg.
2012: Postaram się schudnąć do 90 kg.
2013: Postaram się zejść z wagą do setki.
2014: Stworzę realistyczne podejście do kwestii mojej wagi.

Postanowienie 7
2011: Nie będę pił przed 17.00
2012: Nie tknę butelki przed południem.
2013: Nie zostanę alkoholikiem.
2014: Przestanę się spóźniać na spotkania AA.

Postanowienie 8
2011: Przestanę wydawać pieniądze bez opamiętania.
2012: Spłacę pożyczkę jak najszybciej.
2013: Spłacę pożyczki jak najszybciej.
2014: Wyjdę z długów do końca roku.

Postanowienie 9
2011: Pójdę w tym roku na okresowe badanie do dentysty.
2012: Zrobię sobie wypełnienia.
2013: Pójdę na leczenie kanałowe.
2014: Będę używał lepszego kleju do protez.

Przepisałam, bo najpierw mnie to rozśmieszyło, ale potem się zastanowiłam.... i chyba wolę nie analizować swoich ostatnich czterech lat.
Chociaż w skrytości serca nie zaszkodziłoby zrobić takie rozliczenie, ale psuć sobie humor na koniec roku??? o nie :))

Myśleliście już, jak to zrobić, żebyśmy na koniec 15r.powiedzieli sobie, że jesteśmy zadowoleni z naszych osiągnięć? Ja jeszcze nie....

A u nas na co drugiej ulicy stoi anioł.
To zdjęcie zrobiłam w noc wigilijną, dlatego tak pusto. A po drugiej stronie (po tej, gdzie stałam i pstryknęłam) to przed kościołem była żywa szopka!!!

Kucyk, a w głębi osiołek.


Nad naszymi postanowieniami  anioł  rozpościera skrzydła,
z oślim uporem będziemy dążyć do celu,
a kucyk pogalopuje z realizacją, (na prawdziwym wierzchowcu ryzykowny galop, a z kucyka jak się spadnie, to i szybko się podniesie).
To teraz tylko wymyślmy jakieś postanowienie noworoczne...

Jeszcze przed zabawą sylwestrową posłuchajcie przestrogi :

WÓDKA Z LODEM - ATAKUJE NERKI !

RUM Z LODEM - ATAKUJE WĄTROBĘ !

GIN Z LODEM - ATAKUJE MÓZG !

WHISKY Z LODEM - ATAKUJE SERCE !


WYGLĄDA NA TO, ZE TEN CHOLERNY LÓD SZKODZI NA WSZYSTKO!!!!!!

piątek, 26 grudnia 2014

A poza tym wszystko dobrze

Po powrocie z wigilii zastaliśmy prezent od kochanego Matysa - naszego exrenifera, który w podzięce za przyprawienie mu rogów na środku pokoju wykręcił śmierdzącego "pirueta". Wróciliśmy dosyć późno, już po północy, bo jeździliśmy oglądać żywe szopki,  mamy u nas w mieście  dwie żywe szopki, no i nosiło nas po nocy zamiast jak najszybciej wracać do domu, żeby pogadać ze zwierzętami, a najbardziej to Matys potrzebował rozmowy. Nie mógł się chyba otrząsnąć po tej sesji przeobrażania: pies-renifer i renifer-pies. No i na rezultaty długo nie czekaliśmy...

A to zdjęcie naszego Matyska, gdy był szczeniaczkiem.... 
Gruby błąd  popełniliśmy w wychowywaniu Matysa, ale jaki? Ten miły mały piesek bardzo krótko załatwiał się w domu, za to potem w wieku młodzieńczym miał odpał i teraz za jakieś nasze wydumane winy karze nas tym, że w domu wali kupę.    W  tym przypadku jest usprawiedliwiony, bo co to za przyprawianie rogów? pies musiał to odebrać jako zniewagę dla siebie jako kawalera z małym powodzeniem u płci przeciwnej, i zdjęcia tej zniewagi obleciały świat!!!
A że jeszcze nie mógł z nami pogadać, bo akurat zamiast wykorzystać czas na oczyszczającą rozmowę z Matysem (może liczył na taką), to krążyliśmy między szopkami, i pies jakoś musiał wyartykułować stan swoich uczuć, więc zrobił to, co umiał najlepiej. (Czyli tym razem nasza wina nie była wydumana).
Bobek udał, że niczego nie widział, bo akurat spał.
Reszta towarzystwa zresztą też.


A poza tym wszystko dobrze :))
Sawka jest the best :))
A święta przeleciały nie wiadomo kiedy....

środa, 24 grudnia 2014

Tajemniczy renifer świętego Mikołaja

Dzisiaj w nocy wykonałam bardzo ważną robotę - zrobiłam rogi dla renifera, żeby się nie wymigiwał, że nie może pociągnąć Mikołaja z saniami załadowanymi prezentami, bo mianowicie się wstydzi podróżować przez świat bez rogów.... a gdzież to się zgubiło rogi? może walczył z innymi reniferami o jakąś łanię-reniferkę..... nic, ważne, że rogi na głowie już są i oczekujcie  Mikołaja bez opóźnień!!!
Renifer się obudził zdziwiony, że nagle rogi się znalazły. A już mu się zdawało, że znalazł dobrą wymówkę, żeby nie wybierać się w drogę, bo bez rogów to on raczej nigdzie się nie ruszy.... lepiej sobie zdrowo pochrapać, tak jak się chrapało przed świętami i będzie chrapać po świętach.

Ta głupawa mina świadczy, że koniec wymówek, nie pozostaje nic innego niż telefon do Mikołaja, że ostatnia przeszkoda pokonana i .... komu w drogę, temu czas...
(Nie zdziwcie się, jeżeli koło renifera będzie się pętał mały kotek, to Mała Mi,  ona też bardzo chce  rozwozić prezenty. Raczej nie "też", bo reniferowi niezbyt  uśmiecha się popołudniowa ekspresowa podróż. A nawet Mi może nieoczekiwanie wskoczy Mikołajowi do któregoś worka z prezentami i wtedy to dopiero będzie kłopot pod jakąś choinką!!!)

  Wszystkim odwiedzającym mój blog życzę miłych i spokojnych
                                    Świąt Bożego Narodzenia :))))

PS
Podczas zdjęć nie ucierpiał Matys ani Mała Mi, chociaż może się mylę,  Matysek zasnął jako dorodny (hm) pies, a obudził się jako renifer... czy wiadomo jaka to będzie trauma na jego dalsze życie.?... No a Mała Mi też mogła doznać trwałego urazu, jak to się stało, że Matys zamienił się w tajemniczego renifera?...



wtorek, 23 grudnia 2014

Św. Mikołaju

Co jakiś czas bierze mnie na coś fiksacja,  ta fiksacja kiedyś dopadła nas, czyli mnie i moją koleżankę, na punkcie origami. Uczyła nas jej babcia i robiłyśmy pod jej okiem naprawdę kunsztowne drobiażdżki, ale prawdziwe szaleństwo przyszło dopiero razem z kusudamą. Miałyśmy najpotrzebniejsze składniki: dobrego nauczyciela, cierpliwość i dużo wolnego czasu; wykorzystywałyśmy skrupulatnie je wszystkie na benefis takich właśnie kwiatków, a w konsekwencji gwiazdek na choinkę. Robiłyśmy z wzorów, to nie są ani moje, ani koleżanki autorskie pomysły i zdobienia. Swoje zdobienia też realizowałyśmy, ale cóż, są dużo gorsze niż te oryginalne, jednak przemyciłyśmy niektóre własne elementy, a jak widać doskonale pojęłyśmy, o co chodzi w bogactwie baroku:)
Pokazuję tutaj najbardziej udane, pokraczkami nie będę się chwaliła, chociaż z sentymentu nie wszystkie wyrzuciłam.
U nas w domu choinka nie może być ubrana w błyszczące bombeczki, bo koty je tłuką, a i nieraz niestety choineczka z impetem lądowała na podłodze, bo koteczek wspinał się na drzewko i biegł po gałązce do bombki, która go wzywała migoczącym blaskiem. A takie bombeczki z origami przynajmniej nie prowokują kocich psot.
Chociaż...hm,.. też prowokują, ale mniej niż tradycyjne bombki.








Wyjęłam worek bombek,  każda z nich jest oblana hektolitrami naszego potu. Ale przyjemność, radość i satysfakcja z coraz ładniejszych składanek i dekoracji jest nie do opowiedzenia.


Jeszcze jest czas na  wymyślanie życzeń gwiazdkowych.
Niektórzy zdesperowani zgłaszają prośby do Mikołaja w gazecie, liczą że może on czytuje w prasie drobne ogłoszenia i przy tej okazji dowie się, czego na prezent oczekuje... np. Młoda - niezależna.



I gdy Młoda-niezależna spotka na swojej drodze jakiegoś chłopca, to z czystym sumieniem sobie go weźmie jako prezent od Mikołaja. A jeżeli chłopiec się okaże nie taki mądry i uczciwy, to  trudno, często  towar ma usterki. Mikołaj też nie ma monopolu na prezenty bez skazy!

Za chwilkę będą święta....
Można sobie pogadać, narzekać, ale gdy w końcu są, to w głębi duszy jesteśmy szczęśliwi, bo dzięki świętom pozostajemy częściowo w świecie dzieciństwa, nie tracimy dziecięcej nadziei na pomoc, pocieszenie i tylko miłe niespodzianki.
W tym roku też tak będzie !!!

sobota, 20 grudnia 2014

Jeden wprawny ruch

Moje przygotowania do świąt rozbrzmiewają wciąż aktualnymi westchnieniami w różnych tonacjach: O jejku, jak mi się nie chce!!!! , a wypadałoby wreszcie zacząć szykować święta!!!!
W ramach szykowania świąt uplotłam gwiazdki w ilości dwie sztuki,  po jednej dla nas dwojga, żeby każdy miał swoją błyszczącą gwiazdeczkę spełniającą życzenia, bo podobno gwiazdki zawsze spełniają życzenia. Moja jest ta z lewej strony, odrobinkę krzywa, ale jej możliwości wcale nie są przez to mniejsze, przy pleceniu powiedziałam do niej: bądź krzywa, ale wykonaj swoje zadanie; co to dla ciebie spełnienie tych paru życzeń dla mnie i dla osób, których reprezentuję (sama się do tego upoważniłam co prawda, ...bo jeżeli akurat nie mają przy sobie takiej błyszczącej gwiazdki, to jak mają się spełnić ich życzenia?)


Z piernikowego ciasta zrobiłam na próbę błyskawiczną babeczkę-prowizorkę. Dla wykwintnego smaku posmarowałam dżemem porzeczkowym. Dżem faktycznie  dodał piernikowi wyrazu, ale ten i tak nie zyskał naszej wyjątkowej aprobaty..... Co nie znaczy, że zostawiliśmy na talerzyku jakiś okruszek piernika. Kilka malutkich babeczek schowałam, żeby pierniko-babeczki dojrzały do świąt. Będą ozdobione jakąś polewą, orzechami i posypką owocową, bo mam akurat wielokolorową..
 


Tak się tymi (i jeszcze kilkoma równie mało atrakcyjnymi) przygotowaniami wysiliłam, że z czystym sumieniem zastosowałam swoją sprawdzoną metodę niezauważalnego zagarniania pod dywan, bo tu na mnie czeka niecierpliwie fajna książka, a święta nie uciekną,  bez względu na to, czy sprzątnę w stu procentach, czy o jedno zero mniej. A książkę przecież trzeba zwrócić do biblioteki.  Wiem, wiem,  trzeba by teraz odeprzeć ciężkie armaty zarzutów: czy książka nie może być przeczytana w innym terminie.... Na pomoc mam swoje ulubione zdanie: Co się odwlecze - zwykle uciecze! I żeby nie być gołosłownym nie marnuję okazji dokończenia książki, skoro już ją zaczęłam w nieodpowiednim momencie. Albo może w odpowiednim, bo umilam nią sobie oczekiwanie na święta :)

"Gdzie krokodyl zjada słońce" Peter Godwin

".... tata zabronił wezwania karetki, więc rozłożyli oparcie fotela w samochodzie i w ten sposób zawieźli go do szpitala. Po drodze mama uprzytomniła sobie, że za chwilę skończy im się benzyna. Zatrzymali się więc na stacji, po czym wszyscy po kolei - nalewający benzynę, mama i Georgina - stoczyli walkę z korkiem do baku. Półprzytomny tata  leżał w środku i pojękiwał.

W końcu mama się poddała. Potrząsnęła za ramię tatę, który otworzywszy oczy usłyszał, że musi sobie zrobić przerwę w omdleniu. Wyciągnęli go z samochodu, wzięli pod ręce i doprowadzili do upartego korka. Tata odkręcił go jednym wprawnym ruchem. Mogli jechać na sygnale dalej."

Tak pomyślałam niezobowiązująco, czy zrobić sobie przerwę w czytaniu i jednym wprawnym ruchem ogarnąć te nieznośne przygotowania przedświąteczne....  OK, zrobię ten ruch, jutro czy pojutrze, ale przerwy w czytaniu nie zrobię,  bo co się odwlecze - zwykle uciecze...

czwartek, 18 grudnia 2014

Samotny inżynier

Spodni moro już nie mam, ale pozostała mi kurtka. Taka ciepła bluza na podpince, rzadko ją wcześniej nosiłam, ale teraz może zacznę, bo uszyłam sobie torbę do kompletu z wstawionymi paskami moro. Nawet  już się w ten komplet ubrałam, na podróż po Rexa, i fajnie mi było. "Spodniowe" moro na torbie plus kurtka moro to ostatnio mój najlepszy pomysł. Sami widzicie jakie ja mam pomysły wysokiej jakości, skoro torbę (niezła ta torba, no ale przecież o ścianę nie rzuca!) uważam za swój najlepszy pomysł...

Naprawdę dobry pomysł to miała moja koleżanka, bo idąc wieczorem przez miasto zrobiła telefonem zdjęcie wieży naszego Zamku Książąt Pomorskich w świątecznej dekoracji i mi je przesłała, oto ono! Znajomy motyw -  renifery z saniami okrążają wieżę dookoła, haha.  To jest tylko fragment większej całości, bo nawet dziedziniec zamku jest  superancko oświetlony. Moje miasto to naprawdę wygląda bajkowo o tej porze roku, dla potwierdzenia muszę strzelić kilka fotek, pokażę tutaj przy okazji na dowód, bo może mi nie wierzycie?...


Samotny inżynier zamieścił  anons, że chce nawiązać korespondencję z osobą muzykalną, bezinteresowną, subtelną, dyskretną i właścicielką najmniejszych nóżek...

Wszystkie te zalety posiada pewna osoba, którą Wy też znacie, muzykalna jest bardzo i pasjami wygrywa synkopowe murmuranda, do tego subtelna z urody, dyskretna, bo rzadko, a właściwie nigdy nie rozpuszcza języka, bezinteresowna... to nie jest za bardzo, ale kto w ogóle jest w stu procentach bezinteresowny? Te wszystkie zalety to nic, popatrzcie na największy atut tej osoby:


Właściciel tej rozkosznej nóżki to Bob (jeżeli skojarzyliście Boba z Bobkiem to dobrze kumacie, to ta sama osoba jako podrostek wchodzący w głupi wiek, i z doroślejszą wersją imienia).
Uważam, że znajomość korespondencyjna z inteligentnym mam nadzieję inżynierem będzie miała dobry wpływ na Boba. A inżynier widząc tę subtelną nóżkę nie będzie miał wątpliwości, z kim nawiązać korespondencję i wymieniać się subtelnymi, dyskretnymi, bezinteresownymi poglądami na różne interesujące tematy. Chętnie bym widziała takiego mentora dla Boba, bo w tym domu nie ma dla chłopaka autorytetu. Innym razem opowiem dlaczego, ale nie ma.  Może ta znajomość korespondencyjna wyrwie Boba z pęt siostry (z kryminalną przeszłością), ojca (playboya), wuja (bąbla w oranżadzie),  o reszcie famuły też nic dobrego nie mam do powiedzenia.... Tylko jeden Bob się wyrodził i trzeba go ratować!!! (na razie korespondencyjnie).

środa, 17 grudnia 2014

Przytulna garsoniera w Vegas

Jako rękodzieło prezentuję tę oto osobiście zaparzoną herbatę.
Nie będę przynudzała torbami, będą, będą, ale nie na okrągło;
ja je szyję, więc nie jestem obiektywna, ale zdaję sobie sprawę, że można mieć nagły atak ziewania, gdy kolejny raz pod rząd widzi się słowo "t o r b a",  a na zdjęciu?.... kolejna torba !


A w ogóle to mam coś innego.
Dzisiaj była wyprawa po psa. Nie dla nas, lecz dla przyjaciół.
Dowiedzieli się z ogłoszenia, że pewna rodzina 80km stąd chce sprzedać psa, młodego łagodnego wilczka za nieduże pieniądze. Nasi przyjacieli niedawno stracili swojego starego wilczura, i tak do niego tęsknili, że ogłoszenie i zdjęcie  psa, który szuka nowego domu zrobiło na nich takie wrażenie, że już na następny dzień umówili się, że po niego jadą. Jednak okazało się, że to ja jadę, bo jedno  z nich nie mogło sobie załatwić wolnego (a ja jestem gotowa na wszystko, żeby w dalszym ciągu nie brać się za przygotowania do świąt) i my, dwie dziewczyny, z samego rana wyruszyłyśmy po psa.
To nie jest zdjęcie, które oczarowało naszych przyjaciół. Zrobiłam je w tym momencie, gdy zobaczyłam wilczka.
Ponieważ pies kogoś z domowników pogryzł, to właściciel zamknął go w kojcu. A pies dążył do dominacji i miał ambicje, żeby pokierować swoim stadkiem ludzi; zresztą sami dali mu imię Rex, a teraz są zdziwieni, gdy król nie chce być królem tylko z nazwy! gdy jego powołaniem jest monarchia absolutna!
Transakcja odbyła się błyskawicznie, właściciel wilczka szybko włożył mu kaganiec, wsadził nam go do samochodu, powiedział "zostań" i szybko się oddalił.
Rex całą drogę trzymał łeb nad moim ramieniem i warczał mi do ucha. A ja się przecież boję groźnych psów, ... jechałam po łagodnego!
Nie będę Was trzymać w niepewności, czy były przygody z dowiezieniem tego szczeniaczka na miejsce.
No dobrze, nie było spektakularnych przygód, ale do śmiechu też mi nie było, gdy psu kilka razy nerwy prawie puściły, tyle, że kaganiec trzymał, hehe.
No i teraz nasi przyjaciele stanęli przed nowym wyzwaniem, na pewno udręczeni na pomoc nie raz i nie dwa będą wzywać swojego starego wilczura z psiego raju, żeby podpowiedział, jak okiełznać młodzieńca; mam nadzieję, że da się takiego okiełznać.
Będę Waszym sprawozdawcą na gorąco!

Rex po przewrocie pałacowym wtrącony do twierdzy....

Ojejku, jak mi się robić nie chce....

....porządków świątecznych, przygotowań świątecznych i niczego świątecznego....


„Kochany Mikołaju!
Co robisz przez pozostałe 364 dni w roku? Produkujesz zabawki?
Twój przyjaciel Tom”

„Drogi Tom!
Wszystkie zabawki są "made in China". Mam przytulną
garsonierę w Vegas gdzie spędzam większość czasu kręcąc nisko-budżetowe filmy porno. Relaksuje się też puszczając kasę przy stołach ruletki. No cóż, sam chciałeś to wiedzieć....
Święty „

Ja list do Mikołaja mam "napisany w głowie"; sobie zobaczę, co jest warta dobra sława tego szanownego pana...

niedziela, 14 grudnia 2014

Znowu dostaniesz sweter

Zaobserwowaliście u siebie coś podobnego? robota ważna leży, a Wy z przepraszającym uśmiechem (bo w tej chwili macie wszystko głęboko i daleko)  obszywacie sobie torbę francuskim szwem. Bo mnie się tak czasem przytrafia, a tym razem rąbnęło mnie na  torby. Przyjdę z pracy, ogarniam najważniejsze sprawy byle szybciej, wszystko inne upycham cichcem pod dywan, żeby nie wystawało, aż nareszcie siadam i  wyciągam mój mroczny przedmiot opętania: szmacianą torbę.
Kumpela chciała kotki szylkretowe na torbie.
Pomyślałam, że szylkretowe to wytnę ze spodni moro, miałam takie spodnie i bez żalu uwolniłam je z jarzma, teraz sobie miauczą na torbie kumpeli.
I oto ta torba, której efektowny tytuł (i grafomański......eh ta cienka granica) brzmi:  "Szylkretowe koty mokną w deszczu granatową bezgwiezdną nocą", strasznie smutny temat, szyjąc tę torbę nie miałam wesołej miny, ale to za sprawą plączących się nici, a głównie marudnego dziecka, które na ten czas wstąpiło w bardzo dorosłą osobę i marudziło: może byśmy coś zjedli... się napili.... może... może... (w sensie, że ja mam to coś przygotować). A jeżeli Wam zrobiło się smutno za sprawą tych biednych kotów w deszczu, to pomyślcie, że są nieźle utuczone, a i u koleżanki bryndzy nie skosztują....
(Jako tło granatowy mięciutki tenis najbardziej mi podpasował,  nawet lekko uciągliwy, co też jest zaletą w przypadku torby).

Wczoraj zrobiliśmy rajd po sklepach z zabawkami i przy jednym regale byłam świadkiem takiej rozmowy:
- Dla kogo to kupujecie? - pyta dziewczynka ok.7 lat
- Dla Darii - odpowiada matka (może matka, może nie matka)
- Ale Daria już to ma - wykrzykuje dziewczynka
- No to dla Julki
- To i Julka będzie miała i tylko ja nie mam...

Chyba wezmę Adasia i przy tym samym regale pojadę według wzoru, zamiast wydzwaniać ciągle do jego mamy z pytaniami, czy Adaś ma taką czy śmaką zabawkę.

Jeszcze zobaczmy o cóż to dzieci mogą prosić Mikołaja....

„Kochany Mikołaju!
Nie wiem czy możesz to sprawić na gwiazdkę, ale chciałbym, żeby moi rodzice zeszli się z powrotem. Proszę zrób, co możesz!
Twój Teddy”

„Drogi Teddy!
Twój ojciec p...rzy babysitterkę jak huragan niedomkniętym oknem. A może bym Ci tak przyniósł Lego?
Święty”


„Kochany Mikołaju!
Ja naprawdę bardzo, bardzo, bardzo pragnę dostać misia przytulankę w tym roku. Proszę, proszę, proszę, proszę.
Timmy”

„Drogi Timmy!
To gówniane poniżające błagalne jęczenie może działać na Twoich starych, ale nie na mnie. Znowu dostajesz sweter !!!
Święty”

A jeżeli to będzie biały sweter z reniferkiem od babci Marylki! Idą z nim w parze inne fajne prezenty, ale trzeba jeszcze poskakać koło babci....
( Z mojej ulubionej reklamy, haha)

piątek, 12 grudnia 2014

Strategia obrony

Powiedziała do mnie  : uszyj szmacianą torbę do noszenia na ramieniu, zwykłą,  codzienną. Gdy zapytałam o dodatkowe wskazówki, dowiedziałam się, że powinna jako aplikację mieć psa, bo pies to jest najlepszy przyjaciel człowieka i ona będzie z tym przyjacielem zawsze wychodziła z domu....
Popatrzyłam w pinterest,  jest tam mnóstwo toreb ze śmiesznymi pieskami, no to natychmiast uszyłam torbę "na motywach" toreb z pieskami.

Jak ja się biedna potem nainterpretowałam, że przecież wiem, ona chce z przyjacielem przy boku, a .... może koń nie jest przyjacielem człowieka?  a żeby nie było się trudno zdecydować, z którym najlepszym przyjacielem z domu wyjdzie,  na torbie pojawi się konio-pies. (A co innego miałam powiedzieć, jeżeli na torbie naprawdę wyszedł mi konio-pies? I jeszcze by można dopasować jakieś inne... zwierzęta (chciałam napisać potwory), ale mam dla siebie litość). Moja koleżanka, jako osoba znana z "cienkiego" dowcipu stwierdziła, że teraz gdy będzie wychodziła z tą torbą na ramieniu, to musi uważać podwójnie, za siebie i za to zwierzę, co jej powierzyłam i które strachliwie wygląda zza płotu.
No i jak tu się odszczeknąć na słowa prawdy? (bo potwierdzenie to mi przez gardło nie przejdzie!)

Z tego wszystkiego zajęłam się czytaniem, żeby zapomnieć.
Kto by się tam przejmował głupimi docinkami (nieważne, że prawdziwymi), jak jest fajna książka do czytania, hehe ...
"-Możemy iść - powiedziałam. - Pokój znajduje się na siódmym piętrze.
Doszłam do wniosku, że nieparzyste piętro to wystarczająco zła wiadomość dla Monka. Nie było powodu informować go w tej chwili, że numer pokoju, do którego mamy wejść, jest również nieparzysty.
- Nie mówiłaś wcześniej, że mamy wejść na siódme piętro - powiedział Monk.
- Tam znajduje się pokój Braddocka.
- Powinien był zamieszkać na czwartym albo szóstym piętrze. Lub na jakimś parzystym piętrze.
- Ale nie zamieszkał. - Ucięłam.
- Nic dziwnego, że nie żyje - stwierdził Monk. - Na tych piętrach w ogóle nie powinni umieszczać pokojów. To nieodpowiedzialne, niebezpieczne, niemoralne i nienaturalne.
- To co mają zrobić? Zostawić je puste?
- Tak. Przez wzgląd na dobro ludzkości.  Dla Braddocka to musiało być nie do zniesienia. Niewykluczone, że sam się zabił.
- Uważa pan, że Braddock sam udusił się krawatem, ponieważ nie mógł wytrzymać kolejnej nocy w pokoju na nieparzystym piętrze?
- To jedyne logiczne  wytłumaczenie. Kapitan powinien oprzeć na nim strategię obrony - przekonywał Monk."
"Detektyw Monk i brudny glina" Lee Goldberg


......czy możliwe, że moją nawiedzoną maszyną zawładnął osobiście sam Edward Munch i pokierował pracą wiadomo z jakim rezultatem w tym czasie, kiedy ja szyłam torbę ze zwykłym pieskiem??? 

To ten fragment "Krzyku", który mną zawładnął jak szyłam konio-psa, podobni do siebie? 
tylko ten tu ma uszy zakryte dłońmi, a konio-pies to ma uszyska na baczność!
Tak mi się dziwnie skojarzył detektyw Monk z E.Munchem, hehehe, oczywiście za przeproszeniem.... a strach to ma jednak wielkie oczyska...

środa, 10 grudnia 2014

Sprawa dla dobrych prawników

Planowałam inną kolejność, jednak informacja z ostatniej chwili musi być w nagłówku...
Mój Szczurek, jako ważniak z wyższej półki, niechętnie się kontaktuje z nami uważając, że nie dorastamy do jego szanownego poziomu. (Pospolituje się z tłumem tylko wtedy, gdy go obowiązki wzywają jako kierownika odpowiedzialnego odcinka robót, taki mus, ale nigdy więcej). Obecnie zajął się złodziejstwem, tak, tak, też nie spodziewaliście się po kierowniku takiego wyskoku? no to macie czarno na białym.... W kuchennej szafce, otwieranej klapką do góry! jeden raz! schowałam jedzenie dla Bobka, bo on taki słabowity i musi  jeść specjalną karmę. Wieczorem nakarmiłam Bobka i jedzenie schowałam gdzie indziej.
Tymczasem w nocy do szafki zakradł się wujek-złodziej, wszedł (jak?) do podwieszonej szafki, otworzył (jak?) klapkę do góry, spenetrował po całości i był wielce oburzony, że ktoś go przechyrzył  i zabrał żarcie (żarcie Bobka !).   Wzór kierownika i kontroler jakości, mąż zaufania konsumentów - pospolitym złodziejem!
 
 Przyłapany na gorącym uczynku nie okazał skruchy.


Oświadczamy, że jesteśmy jako domowe społeczeństwo zbulwersowani tym ohydnym postępkiem.
Nie wiem co dalej napisać, żebyście w chwili zrozumiałego oburzenia nie wykasowali tego blogu z listy swoich odwiedzin. No i nic mi nie przychodzi do głowy, jaciekręcę...

Mimo tej pierwszej druzgoczącej wiadomości : na dzień dobry - wesoły bałwanek.
Ze mną tak zawsze, jak się przyczepię, to obcęgami nie oderwiesz. W następnym poście oczekujcie reniferów ciągnących Mikołaja z saniami...

Wypróbowaliście już przepis na flaki? Pyszne były?
....a szczególnie to czytanie było smakowite:)
Przejdźmy dalej... W cyklu "Brzechwa dla dorosłych" jest również przepis na:

KARP W SZARYM SOSIE PO POLSKU

(no nie, w życiu bym nie pomyślala, że z tradycyjną staropolską kuchnią będę miała do czynienia, a może sama nawet zrobię takiego karpia?... przepis dosyć przystępnie podany. To bym dopiero miała  w Wigilię "efekt łał" z takim karpiem... Rzecz do przemyślenia i dla Was....)

Gdy się karpia już opluska,
Gdy jest z niego zdjęta łuska, 
Trzeba, jeśli czas pozwoli,
Trzymać go godzinę w soli.
Potem, jak to każdy przyzna,
Nieodzowna jest włoszczyzna.
Robi się z niej wrzący wywar,
By na rybę wpływ swój wywarł.
Dodaj wino do zasmażki,
Bo to także składnik ważki.
piernik pokrusz - nie za wiele,
I zabarwij sos karmelem.
Weź rodzynki, sparz migdały,
Sos otrzymasz doskonały,
A gdy go połączysz z rybką
Zrób łazanki. Podaj szybko.

No dobrze, macie mnie, po co czekać do nastepnego razu....

Z sieci suną ku nam sanie, lecz sytuacja się skomplikowała, bo cwane renifery się zorganizowały i  nie wiem czy Mikołaj dojedzie w tym roku.... Bądźmy dobrej myśli, ale  nie jest dobrze....
Do mnie już Mikołaj przybył w sobotę. Dostałam prezent realny i wirtualny. Ten wirtualny był niespodziewany, więc wyobraźcie sobie coś miłego i niespodziewanego,  i ten nagle zapomniany od tysiąca lat dreszczyk na widok prezentu... na ekranie kompa....
A jeszcze dodam, że zabawa mikołajkowa skończyła się jakimś zaziębieniem, więc prezent wirtualny rozgrzał mnie lepiej niż sto aspiryn plus łaźnia turecka.
I oto całkowicie zdrowa i wesoła, mam dla Was żart mikołajowy:

- Byłeś grzeczny? nie kradłeś? - pyta Mikołaj
- Nic nie kradłem, byłem grzeczny - odpowiada dziecko.
- To się naucz, bo ja ci wiecznie prezentów nie będę przynosił.

niedziela, 7 grudnia 2014

I dlaczego jej się nie podobało?

Parę dni temu kupiłam sobie w Biedronce lampion,  a w środku zamknięte w białym puchu  choinki i bałwanki ....

Kosztował grosze, a przedstawia jakby weselszą zimę. Chociaż prawdę mowiąc nie istnieje dla mnie weselsza wersja zimy, ale mimo wszystko patrząc na śmiesznego bałwanka mniej wzdycham do wiosny.

A tutaj to, co wygrałam w mikołajki, też lampion ,...  lampiony to ciągną do mnie jak świato do ćmy...
U góry lampionu jest wiatraczek, ogrzane powietrze wprawia go w ruch i renifery galopują sobie z Mikołajem w świat ...

 
Nic nie powiem o wczorajszych mikołajkach, bo w komentarzach mi doradzicie, że czas zmienić barwy klubowe, tzn. przeflancować się z: "rękodzieła" na: "piję, i tak sobie żyję". Zabawa udana, ale takie imprezowe życie jest bardzo wyniszczające. Spałam nonstopem osiem godzin, w ciągu dnia kilka drzemek, bo tyle czasu trwała regeneracja po tej libacji. Głos mam jakby starty tarką od jarzyn, to od wokalnych występów, ale repertuar był na cześć Mikołaja, głównie na cześć Mikołaja były piosenki typu : Baśka miała fajny biust, Zostańmy razem... no i cały repertuar discopolo.
Żadnego prezentu mikołajkowego własnoręcznie nie zrobiłam, bo raz, że czasu nie miałam, dużo szybciej i prościej jest wejść, i kupić coś w pierwszym napotkanym sklepiku z durnostojkami; a dwa, to nie każdy docenia pracę rąk, dodajmy, że nie do końca profesjonalną pracę tych rąk, chociaż, jeżeli ktoś chwali, to przez tę chwilę wydaję się, że praca jest jak najbardziej profesjonalna, ach, jakie to przyjemne....ta chwila ułudy...; a trzy, żeby nie było jak w tym kawale:

Spotyka się dwóch kumpli:
-Stary powiedz mi jaki prezent dać dziewczynie, żeby jej się na pewno podobał?
-Nie możesz jej po prostu zapytać, co chce dostać?
-Ostatnio zapytałem, dostała to co chciała, a i tak jej się nie podobało...
-Jak to?
-No zapytałem co jej kupić, a ona do mnie, żebym zamiast chodzić do centrum handlowego, zrobił coś własnoręcznie, co kupne kosztowałoby wiele więcej.
-I co zrobiłeś, że jej się nie spodobało?
-No co... frytki.
-To ja nie wiem, może przypaliłeś?

piątek, 5 grudnia 2014

Jak ma się piernik nie rozpuścić

W sobotę mikołajki i idziemy do znajomych. Będzie troszkę inny skład osobowy niż na andrzejkach, jednak czuję że to  mikołajkowe spotkanie będzie wieczorem wywalonym w kosmos na seansie spirytus-tycznym. Inaczej być nie może, chociaż chętnie bym się założyła i przegrała... Ale za często się  nie spotykamy, więc trza iść bez dyskusji  i spróbować się  nie urżnąć.
Dzisiaj byłam po prezenty, kupiłam takie  fajne kalendarzyki dla dziewczyn,
świeczkę z zimowym pejzażem

świecznik na jedną lampkę...

i bałwanka w czarodziejskiej kuli

no i jeszcze wódę, bo chłopaki tylko takie prezenty piją. Oczywiście głupie gadanie.
Ale niech im będzie....

"Galeria potworów" - Agnieszka Osiecka
Przeczytałam,.... i dla Was fragmencik
"To jest w ogóle dziwna rzecz z tym rozpieszczaniem piernika: przeciętni mężczyżni, ogólnie rzecz biorąc, wolą dziewczynę porządną od nieporządnej, natomiast kobiety - odwrotnie. Mężczyzna puszczający się jak gwizdek, i w ogóle niechlujny moralnie, ma nieprawdopodobne wzięcie u niewiast, szczególnie tych wrażliwych. Przechodzi takie cudo z ręki do ręki jak puchar przechodni, "twarz mu blednie, włos mu rzednie", a cena, nie wiedzieć czemu, rośnie.
Można powiedzieć, że taki jegomość jest jak burgundzkie wino : im starszy , tym droższy. Zaczyna jako młody playboy w lokalu "Zdrojowa" w Szczawnicy, a kończy (a właściwie : nie kończy) na dyplomatycznych salonach. Forma z wolna robi się koszmarna, ale co robić, kiedy kobiety szaleją.
Wykwintne malarki tną sobie żyły, aż świszcze, a tłumaczki z łużyckiego porzucają mężów - techników budowlanych na dorobku, i w ogóle zacności ludzi. Nic dziwnego, że piernik zupełnie przestaje się kontrolować i rozmamłuje się doszczętnie jak dziecko w pieluchach... Niedawno było tak, że poznałam ambasadorową ćwierćmocarstwa. Przepiękna kobieta, postawna, tajemnicza, niezwykle dystyngowana.
Któregoś dnia wyznała mi, przy melancholijnym podwieczorku, że wszedł w jej życie niesamowity mężczyzna. I żebym przyszła do niej na przyjęcie, to ona mi go pokaże.
Przychodzę, krążę, i już pierwsza runda fatalna : do mego kółka przykleił się bełkotliwy kurdupel. Twarz wymięta, krawat wymięty, ogólne wymiętoszenie, kaczy wzrost, wiek ze starego portfela. W dodatku osobnik okazuje się bezczelny, ględzi jak najęty. Opowiada anegdotę z dwóch tysięcy słów, na co, jak wiadomo, na przyjęciach dyplomatycznych mógł sobie pozwolić tylko Churchill, i to po wygraniu wojny, a nie przed.
I co się dzieje ? Widzę, jak z penetrariów wynurza się moja piękność, płynie prosto ku nam i dramatycznie wskazuje kurdupla : to ten.
I jak ma się piernik nie rozpuścić."


Zdumiewające, ale osobiście znam jednego rozpuszczonego piernika, ojca mojej koleżanki. I znam też niestety faceta, który za parę lat będzie rozpuszczonym piernikiem, bo w tę stronę zmierza.
Czy dlatego, że Agnieszka Osiecka była poetką, to mądrzej patrzyła i po mistrzowsku klasyfikowała ludzi?

wtorek, 2 grudnia 2014

Przystojny kawaler

Dzisiaj  praca aż furkotała.  Ja dokończyłam moje szycie, zwykłą torbę na zakupy, którą można złożyć w portfelik i schować do torebki. Pomysł z pinterestu, nieocenionego sezamu z pomysłami...

Owszem, miałam melodię do szycia, ale to nie znaczy, że inspektor od jakości może zrezygnować  z nadzoru. Osobiście kierownik Szczurek nadzorował. Pracowitość takiego kierownika można porównać tylko do pracowitości pszczółki, a nie zrobił sobie nawet krótkiej przerwy na wypicie łyka wody, bo szwaczka mogła tę chwilę wykorzystać na odstawienie fuszerki...


A gdy szwaczka przestawała szyć, to kierownikowi nerwy puszczały i warczał (!) ordynarnymi przekleństwami nawet nie podnosząc głowy : albo szyjemy, albo się opieprzamy!!

W tym samym czasie, gdy Szczurek i ja wspólnymi siłami zmagaliśmy się z szyciem,  Tofik  siedział, dumał... i wydumał.

Poniżej efekt jego myśli twórczej, naturalnie kocia myśl twórcza jest całkowicie i stuprocentowo nastawiona egocentrycznie, w przypadku Tofika, znanego uwodziciela : wygoda i romans pół na pół, jakżeby inaczej, a jeszcze to wszystko podlane sosem kociej mądrości.

Jak powiedział Al Capone (taki kot-gangster) : wszystkie chwyty dozwolone.



Jego twórczość myślicielska kroczy ku odrodzeniu ludzkości taką pokrętną drogą : ludzkość nie zaginie wskutek skonsumowania jej przez myszy, jak to miało miejsce za czasów Króla Popiela, bo potomstwo tego myśliciela (ze wskazaniem na Mi) nie spocznie, póki na ziemi pozostanie chociaż jeden agresor typu mysz, szczur.
Tofik napisał: niepozorna kobieta, ale miał na myśli zwykłą frajerkę.
Kawaler, owszem, ale z dwójką dzieci..... ale poza tym wszystko prawda.

Jeszcze taki żart, mnie się on podoba...

Siedzi Góral na kamieniu i duma. Podchodzi do niego turysta i pyta:
- Góralu, co tak dumasz?
- Waham się!
- A czemu się wahasz?
- Wczoraj byliśmy z żoną na weselu i żonę zgwałcili, a mnie pobili i dzisiaj zaprosili nas na poprawiny.
- I co?
- Żona idzie, a ja się waham!