Byliśmy u nich z wizytą pierwszy raz w tym roku i na miły początek nowego - spontaniczne zamówienie i ekspresowe wykonanie. Mam u rodziców Adasia (bo tam właśnie byliśmy) dyżurny zapas rurek i mogłam je natychmiast posplatać w koszyk.
Jeszcze trwają pertraktacje, czy zostawiamy kosz taki megakolorowy i niemalowany, czy pokombinujemy z farbami.
Na specjalne życzenie matki (chrzestnej) zgodził się dać limitowany występ pewien gitarzysta i właściciel wielu talentów (plus gitary), bo zaśpiewał i wykonał szalony układ choreograficzny własnego pomysłu: krok w prawo-w lewo- w tył-i w przód. No pełen odjazd...
Niestety, okazało się wkrótce, że śpiew był z playbacku. Nie udało się ukryć tego przed wytrawnymi widzami, którzy wygwizdali pseudoartystę.
Rockmanem zachwyciła się, z playbackiem włącznie, matka (chrzestna), która potępiła w ostrych słowach publiczność mówiąc, że taką publiczność mieć to obciach, a śpiewanie z playbacku jest okej, i ona od teraz zawsze już sobie życzy playback. (Hm, serce matki (chrzestnej)...poza tym ze skrzynki dobrze dawali po garach...)
A po występie jak każdy szanujący się rockman został otoczony przez zachwycone, piszczące (i wtedy wszyscy gwałtownie okazali nerwowe zainteresowanie) gruppies, w tej roli młodsza siostra rockmana.
Gruppies też usiłowało dać noworoczny koncert, ale dopuszczono je jedynie do wykonania ballady "Przyjechały choineczki", bo publiczność niezauważalnie opuszczała widownię i się przesuwała w okolice obiadowego stołu, a stamtąd to już nikt nie interesował się dalszymi losami choineczek.
W ten sposób koncert młodych talentów (że młodych, to wszyscy byli zgodni, natomiast jeśli chodzi o talenty, to wśród zgromadzonej publiczności opinie były podzielone, szczególnie nieprzychylnie wyrażał się pewien widz, który wdarł się na estradę i próbował rockmenowi wyrwać z rąk gitarę i pokazać jak należy grać rocka) nagle i niespodziewanie się zakończył! Niemiłego wydźwięku dodaje fakt, że nieprzychylnym widzem był osobnik spokrewniony z artystą, jego osobisty wujek!
(Coś mi to przypomina... wujkowa wredota jest taka sama wśród ludzi, jak i wśród zwierząt! Bo np. kotek Szczurek to klasyczny przykład wrednego wujka, tylko temperament ten wujek ma inny, flegmatyczny, ale wredotę to jakby z definicji przepisał!).
Ja nie wiem, ale ten rockman, to mi bardziej na rapera wygląda;)
OdpowiedzUsuńKoszyczek robiony na poczekaniu budzi mą zazdrość (ale taką zdrową i szczerą) oraz podziw, genialnie go uplotłaś. Kolorki fajne, ja bym go chyba nie malowała...
Ha ha ha, rockman miał tym razem w repertuarze rocka, ale rapem też nie gardzi;))
UsuńTeż go na razie nie będę malować, stwierdzili, że podoba im się taki, jaki jest. I pasuje kolorystycznie. Ale zaproponowałam farby, więc może jeszcze zmienią decyzję :))
no no no, szacunek. koszyk super, jak spod igły ;))
OdpowiedzUsuńCzasami tak jest, że kosz naprędce robiony wychodzi fajniej, niż jakiś wypieszczony! (z mojego doświadczenia ...:))
UsuńKoszyk super i nie wolno go malować, bo straci cały urok :) Zresztą ma kolor, który pięknie koresponduje z odzieniem fanki rockmana a te zielone paseczki to ukłon w stronę idola
OdpowiedzUsuń:)
ha ha ha... to jest właśnie puenta tej całej historii! Koszyk jest pamiątką z występu, i zapisano na nim pismem plecionkowym, że idol był na zielono, fanka była na czerwono,.. nie, nie dotknę go pędzlem nawet gdyby mnie torturami zmuszali do malowania :))
UsuńKoszyk rewelacja, dobrze, że teraz nie narzekałaś, bo nie wiem co bym Ci zrobiła ;P
OdpowiedzUsuńNie, nie. Jestem z niego zadowolona, chociaż... nie był wynikiem męki twórczej i nie dał mi powodu ani do zmęczenia, ani do narzekania ;P
UsuńSuper ten gitarzysta :) Koszyk super i taki własnie nie malowany ładny jest.
OdpowiedzUsuńDzięki! gitarzysta zadowolony jest bardzo z komplementu :))
UsuńI ja bardzo zadowolona :))