niedziela, 25 stycznia 2015

Whiplash

Zdarza się, że  obejrzę jakiś film, który dość mi się podoba,  nie na tyle jednak, żeby o nim tu napisać i polecić. Ale tym razem jest inaczej, obejrzałam i bezwzględnie polecam wszystkim tym, którzy go jeszcze nie widzieli.
"Whiplash".


Włączyłam film, obok mnie  patyk i stos papieru, żeby czasu nie wytracać. Potem jednak zapomniałam o skręcaniu rurek, bo nie mogłam oderwać wzroku od ekranu.
Akcja filmu toczy się w szkole muzycznej. Naukę  rozpoczyna tam zdolny perkusista 19letni Andrew.


W czasie, gdy ćwiczył te swoje uderzenia w bębny, zobaczył go, a głównie usłyszał Fletcher - nauczyciel muzyki i jednocześnie dyrygent szkolnej orkiestry jazzowej. Jazz jest na ekranie obecny bez przerwy i jest równorzędnym głównym bohaterem. Nie mówcie teraz - nie lubię jazzu i ten film jest nie dla mnie! Nie, bo ta muzyka musi się podobać i podoba się, wchodzi w uszy jak nóż w masło; a ja wcale nie znam się na muzyce, a na jazzie to już nic a nic. Szczerze mówię: można wpaść w trans słuchając tego, co oni tam grają i co się tam dzieje; wpadłam i zawiesiłam się gdzieś w przestrzeni na blisko dwie godziny.
Bo akcja filmu w połączeniu z muzyką zapierają dech w piersi.
Sadysta, to delikatne określenie tego nauczyciela, Fletcher jest mściwym wstrętnym typem, aż ciarki po plecach latają na wspomnienie, ale jest jednocześnie muzykiem o absolutnym słuchu. I właśnie przez tego genialnego nauczyciela muzyki Andrew zostaje zaproszony do szkolnej orkiestry, najlepszej w Nowym Yorku,  więc skoro najlepsza, to nie  może obniżać poziomu jakimkolwiek słabszym brzmieniem. Andrew jest szczęśliwy z wyróżnienia, wyrzeka się normalnego nastoletniego życia, żeby sprostać wyzwaniu grania w najlepszej jazzowej orkiestrze. Ach, co się tam dzieje!


Ciągle strach spinał moje mięśnie stalową obręczą, że coś się nagle w tej szkole jeszcze straszniejszego wydarzy, a działy się tam już rzeczy, na widok których gotowała się krew pod skórą....
Przypadek sprawił, że w późniejszym czasie Andrew spotkał się z Fletcherem na gruncie prywatnym i nauczyciel przyjaźnie wyjaśnił mu swoje metody, a Andrew zrozumiał i wybaczył. Zagrali razem i.... aż palce mnie świerzbią, żeby opowiedzieć cały film, ale nie mogę, jeżeli zechcecie go obejrzeć, to zepsułabym wszystko wygadaniem się.
Nie będą to zmarnowane dwie godziny poświęcone na ten film,  potem wraca się do własnych spraw, sprowadza je do właściwych rozmiarów i nadaje realną wartość. Jaki wszystko ma prawdziwy sens?
Film jest rewelacyjny i przecudowny.


Żeby nie było do końca w dramatycznym stylu, to będzie żart dla rozluźnienia atmosfery:

Przesłuchanie do akademii muzycznej.
Przychodzi skrzypek, prowadzący gra mu dźwięki, na co skrzypek perfekcyjnie odpowiada:
- as, fis, gis, d, cis, a,
Następnie przychodzi pianista, efekt ten sam, wszystkie dźwięki bezbłędnie odgadnięte.
W końcu przychodzi perkusista, prowadzący gra mu dźwięk.
- Hm... można jeszcze raz? - pyta perkusista.
Prowadzący gra jeszcze raz ten sam dźwięk. Na co perkusista:
- Kurde, nie wiem. Fortepian?

19 komentarzy:

  1. Jesteś drugą osobą, która pisze o tym filmie, więc widać to znak, że powinnam go obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie tylko ja nie mogłam się powstrzymać, żeby nie napisać o tym filmie:)) Zobacz koniecznie!
      Miłej niedzieli Ci życzę :))

      Usuń
  2. Dzięki za recenzję i nieopowiedzenie wszystkiego. Oglądnę na pewno. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, cieszę się, że Cię namówiłam! Film naprawdę jest super!
      Życzę Ci miłej niedzieli :))

      Usuń
  3. Znawcą jazzu nie jestem, ale lubię posłuchać, więc chętnie obejrzę (mimo widoku zakrwawionych pałeczek :)) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, te zakrwawione pałeczki nie zapowiadają uroczej komedyjki...
      Jeżeli lubisz posłuchać jazzu, to ten film jest dla Ciebie. A ja już nie jestem tak obojętna na jazz, jak byłam do tej pory:))
      Dobrej nocki:))

      Usuń
    2. Obejrzałam i polecam innym :) Film świetny, daje do myślenia, i fajne jest to, że nie jest przewidywalny, jego konstrukcja odbiega od podobnych opowieści. Jak znowu trafisz na dobry film, to koniecznie daj cynk :) pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Ale fajnie, że obejrzałaś i Ci się podobało!
      Zawsze jak zobaczę jakiś fajny film, to nachodzi mnie ochota na więcej i rzucam się w wir oglądania, i zwykle jestem zawiedziona zmarnowanym czasem. Ale nieustannie szukam pełna nadziei:)) :))

      Usuń
  4. Bardzo zachęcająco piszesz o tym filmie. Zapamiętam!
    Słyszałam opinię, że artystów trzeba taką silną ręką prowadzić, bo im się wtedy ten artyzm lepiej kształtuje. Powiedział to pan od fotografii, który prowadzi zajęcia w liceum plastycznym - ponoć strasznie tam gnoją prace uczniów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne dzieciaki... Na pewno coś w tym jest, że tylko najbardziej zdolni i najmocniejszego charakteru dadzą radę wykształcić wysokiej jakości artyzm i nie przypłacą jakimiś dolegliwościami z okolic chorób nerwowych.... A na dodatek słyszałam, że wszystkie choroby biorą się z nerwów, poza trzema, które są z pożądania :))

      Usuń
  5. Jak mi wpadnie w oczy lub ręce to też obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś mnie. Powiem szczerze, że jeszcze nie widziałam takiego filmu który by mnie ta zaciekawił żebym przestała robić na szydełku, albo skręcać rurki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym ja szydełkowała, to nie ma takiego filmu, na który bym w tym czasie spojrzała choćby jednym okiem, bo całe zainteresowanie szłoby w stronę szydełka. Sory, jest taki film: instruktażowy szydełkowania, haha, wyłącznie :))

      Usuń
  7. No zaciekawiłaś mnie, ostatnio trochę wsiąknęłam w filmowy świat, więc zapewne obejrzę tym bardziej, że ten jazz w tle to coś dla mnie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakiś fajny film ostatnio może widziałaś? Ostatnio też mnie ciągnie w stronę X Muzy, a nawet oglądam czasami jak jestem u mojej mamy taki serial "Wspaniałe stulecie" w tv. I tak mnie wciągnęło, że czytam co mi w ręce wpadnie o Sulejmanie:))
      Leci na Jedynce i Historii, czasem widzę 15 odcinek, a czasem 50. a resztę sobie dośpiewam, żeby mniej więcej pasowało :))

      Usuń
    2. Ostatnio to się zakochałam w "Chce się żyć", jak dla mnie jeden z lepszych polskich filmów nie ciężko podany (dobre polskie filmy zazwyczaj przygniatają realizmem i ciężarem polskich problemów) film o trudnej rzeczywistości, no i co najważniejsze optymistyczny:) A w niedzielę sobie obejrzałam "Iluzję" nie moja bajka (bo to w kategorii bajek należy rozważać) ale mnie wciągnęło:)

      Usuń
    3. No to z przyjemnością sobie popatrzę na "Chce się żyć", bo książka (może to był scenariusz, ale się czytało jak książkę) bardzo mi się podobała, właśnie taka pozytywna! Co to za niesamowita historia, i właśnie ani trochę nie bajka, chociaż brzmi jak bajka!
      "Iluzja" super, też mi się bardzo podobała:))
      I jeszcze dobry film "50/50", też poważny temat i lekko podany:))

      Usuń
    4. Oczywiście znów się pomyliłam, nic nowego....

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.