sobota, 25 lipca 2015

Smak rafaello

Zaplanowałyśmy z koleżanką wypad do Schwedt na zakupy i na rekonesans, bo ona też tak jak ja, chce zrobić mały remoncik, no i oficjalna wersja była taka, że jedziemy zobaczyć, co sklepach piszczy i w jakich cenach.
A poza tym babcia koleżanki zażyczyła sobie słodyczy niemieckich. Głupio mi o tym pisać, bo przecież każdy wie, że polskie słodycze są najlepsze na świecie. Ale babcia kiedyś poczęstowana wpadła w zachwyt, i teraz ma takie słodkie zachcianki. Koleżanka twierdzi, że jej babcia zawsze była wyjątkowa,  teraz też nie zgapia od innych oklepanego frazesu, że niemiecka chemia gospodarcza jest lepsza od naszej, tylko działa we własnej niszy. Himalaje osiągnęła przysięgając, że niemieckie rafaello jest lepsze..., ja nie odniosę się do tego, bo nie próbowałam niemieckiego rafaello. Jej syn mówi, że babcia świruje, a wnuczka nic nie mówi tylko dostarcza towar... A do mnie tak babcię tłumaczy: że ludziom "w latach" czasem smak się zmienia i babci się zmieniło w takim dziwnym kierunku. Dobrze, że nie błaga o oryginalne szwajcarskie torty czy belgijskie praliny, bo trudniej byłoby spełniać jej kaprysy, bez oszukaństwa oczywiście.
No to taki był oficjalny cel wyjazdu, a nieoficjalnie to chciałyśmy wykorzystać ten czas na wymianę poglądów na kilka spraw.
Miałyśmy wyjechać rano moim samochodem, ale cholernik usłyszał rozmowę, gdy dzwoniłam do koleżanki, że zaraz u niej będę, i postanowił popsuć nam plany wyjazdowe dokonując samookaleczenia (ciachął się w przednie koło ostrym gwoździem, o co mu chodziło? od kiedy urodziły się wnuczęta, to jakoś wszyscy, oprócz kociąt, czują się niedopieszczeni,  człowiek, zwierzę, to i samochód nie chce być gorszy). 
Ale wzięłyśmy go z drugiej mańki, bo pojechałyśmy koleżanki samochodem nie strojącym fochów.
Podróż zaczęła się tak, że zaraz za miastem na poboczu mignął mi przed oczami łabędź, koleżanka nie chciała wierzyć, wrzuciła tylny bieg i dała do tyłu;  jednak łabędź nie był złudzeniem optycznym i całkowicie żywy przechadzał się wzdłuż szosy.




Pomyślałyśmy, że to nie jest miejsce na  łabędziowe życie prywatne ani zawodowe (co mógłby robić na krawędzi drogi? mimo, że piękny, to nie miał zalotnego wyglądu tirówki...), po krótkiej naradzie zadzwoniłyśmy do łowczego miejskiego, bo jego numer jeszcze miałam w swoim telefonie od czasu tamtej akcji z gawronem na parkingu samochodowym. Łowczy się zainteresował, stwierdził, że ten wodny ptak zabłądził i sam się nie wydostanie,  musimy mu pomóc oderwać się od lądu, a akwenu to już on sobie poszuka we własnym zakresie.  
Łowczy wydawał polecenia, a my je skwapliwie wypełnialiśmy, bo dołączyło do nas jeszcze kilku kierowców z korka, który nagle się ustawił. Trzeba było zaasekurować ptaka na wolną przestrzeń, żeby mógł wystartować, a do startu to on musi mieć bardzo dużo miejsca. W końcu ptaszysko poleciało, machając na pożegnanie zadartym ogonkiem. 
Potem już sobie spokojnie jechałyśmy wypełniać własne biznesy, tylko jeszcze raz musiałyśmy się zatrzymać, ale to już za granicą, bo shaltowała nas niemiecka policja: "Passporten Sie bitte". Rutynowa kontrola!
Po kontroli odjechałyśmy zadowolone,  okazało się bowiem, że żadna z nas nie jest poszukiwana.
Połaziłyśmy sobie po mieście i z torbą pełną słodyczy na tylnej kanapie wracamy na ojczyzny łono, a tu nagle tuż przed ojczystą granicą niespodzianka,  znów policja i "Passporten Sie bitte". 
Jeżeli napiszę, że to ten sam patrol policji to powiecie, że przeginam? popatrzyli na pełną torbę słodkich zakupów i zaczęli się śmiać, bo nie wyglądałyśmy na aż tak słodkie dziewuszki, jakimi się okazałyśmy... Najważniejsze, że szczęśliwie dojechałyśmy do domu jako osoby w dalszym ciągu nie ścigane przez niemieckie i europejskie gliny.

Mimo tamtej wielkiej torby cukrów, to i tak największą chętkę mamy na takiego słodkiego przystojnego "rafaello", który schował się w tej torbie, co na zdjęciu.
 


I nawet, owszem, mamy takich. Ja kilku osobników, a koleżanka tylko jednego, ale za to jest to bardzo piękna mężczyzna perska.

12 komentarzy:

  1. Rzeczywiście piękna mężczyzna perska i do tego jaka słodka. Urocze. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma koteczkę rozkoszną, ale oczu nie ma tak wybałuszonych jak tamten kot w torbie. Albo ma, tylko ja ją widziałam zaspaną z zamkniętymi albo prawie zamkniętymi oczami.
      Spokojnej nocki:))

      Usuń
  2. :)))Wszystkie zagubione zwierzaki ustawiają na Ciebie swój GPS a potem przekazują w eter i stąd ta policja:) A z babci to bym się nie śmiała, niemieckie słodycze są the best. Z kolonii w Niemczech najbardziej pamiętam smak czekolady z nutą plastiku, była wyborna, bo nareszcie była:)
    A ja z tej torby, to nic nie mam, no prawie nic, uszy pasują... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojacie, wychodzi na to, że moje auto przewidziało, że polizei nas zatrzyma! Ma budę przybrudzoną (cholera wie, co z nim jeszcze nie tak) i nie chciało się poddać rutynowej kontroli. A ja jestem współwinna, bo ukrywam w garażu cynicznego przestępcę (cyniczny, bo koloru cyny ma karoserię).
      Żadna najlepsza współczesna czekolada nie będzie smakować jak kawałek tamtej, którą nam wydzielano jak na lekarstwo raz w miesiącu. I jeszcze się trzeba było nią dzielić z dorosłymi, a oni gryźli naszą czekoladę zadowoleni, że nas dobrze wychowali, bo nie na małego egoistę. Plastik smakuje czadowo!!!
      Spokojnej nocki:))

      Usuń
  3. Trzeba mieć talent żeby się tak ustawić do zdjęcia:) Dobrze, że mnie z Wami nie było bo bym całe torby wegańskich pyszności przywiozła. W Niemczech to nawet zwykła Billa jest w tym kierunku dobrze zaopatrzona. Chyba powinnam pomyśleć o przeprowadzce pod niemiecką albo czeską granicę;) Jakie to szczęście, że ten biedny łabędź na Was trafił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zauważyłaś, że zwierzęta na zdjęciach wyglądają, jakby pozowały do sesji fotograficznej? a już najlepiej to wychodzi kotom.
      Faktycznie wydałabyś wszystkie pieniądze na swoje wega, bo do wyboru, do koloru. My przechodziłyśmy obok wszelakiego asortymentu obojętnie, bo miałyśmy azymut na słodycze.
      A jaki piękny był ten łabędź, jakby prosto na obrazek; może tylko brakowałoby na obrazku łabędzicy i obrączek:))

      Usuń
  4. Haha!!!! Zdjęcie kociego mena bezcenne!!!!!!!!:)))))))))
    Powiem Ci, że ja na przykład się babci nie dziwię, też mam swoje czekoladowe smaki:) Belgijskie z kolei słodycze bardzo lubię:D ...np cuberdon:)
    Z łabędziem niezła przygoda. Fajnie, że mu pomogłyście, bo tak to niewiadomo, jak by skończył bidulek.
    Hihi, kontrola paszportowa dwa razy od tych samych policjantów...może im w oko wpadłyście za pierwszym razem?:P
    Pozdrowienia!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej torby wybitnie pasowałby mój kot Szczurenio, on ma się za wielkiego macho i gdy akurat nie śpi, to robi pokazówki testosteronu, pręży się i skacze niczym torreador bez płachty (jakby miał płachtę, to mógłby napotkać jakiegoś byka i sława macho szybko by się rozwiała).
      Ciągle się zastanawiam, skąd się łabędź tam wziął? a gdyby nie udało mu się odfrunąć, to musiałby łowczy się sam fatygować i dostarczyć ptaka nad wodę.
      No coś Ty! słodycze im wpadły w oko i ich rozśmieszyły, poza tym pełna powaga munduru policyjnego:))

      Usuń
  5. No niezły kociak na tym zdjęciu;-)
    Dzięki Twojej przygodzie będę już na przyszłość wiedzieć, co zrobić w razie w, bo normalnie to przecież przejechałabym obok ptaka nie zdając sobie sprawy, że biedactwo ma kłopot i potrzebuje pomocy.
    A Rafaello, zaraz obok białych michałków i wedlowskiego ptasiego mleczka jest THE BEST, dla mnie osobiście chyba bez róznicy z jakiego kraju;-) Niestety wszystko to na co dzień i tak na cenzurowanym więc obchodzę się smakiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też bez najmniejszej różnicy! i nie zamierzam robić próby smaków, bo i tak bym się niczego nie doszukała. Nawet, gdyby to była sama prawda z tą różnicą. Taka babcia to naprawdę zjawisko nadprzyrodzone, bo ludzie mają 9tys kubków smakowych, a z biegiem lat coraz mniej, wiadomo. Tymczasem u zjawiskowej babci kubków stale przybywa, i babcia jest już na tropie spisku międzynarodowego w przemyśle cukierniczym :))

      Usuń
  6. Babci się nie odmawia, w końcu ona też nie raz spełniała nasze zachcianki ;)
    Czy Ty kiedyś miałaś jakiś dzień bez przygód? Jak nie łabędź to koło...
    Parę dni temu czytałam wiadomości o gagatku, który to chciał się przedostać przez granicę, więc zagadał do celnika czy jego wyrok nadal w tym kraju obowiązuje. No cóż, może zbyt inteligentny nie był, ale za to wygrał nowy dom all inclusive i to za granicą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w rodzinie powiedzieli, że walą do mnie przygody jak rzepy do psiego ogona. Ale co może na te rzepy poradzić biedny pies....
      Bo ten gagatek to na pewno chciał pomieszkać all inclusive na obczyźnie za friko i już od granicy rozpoczął nawijkę, durną bo durną, ale skuteczną.

      Usuń

Dziękuję za odwiedziny.